Absolutny klasyk. Wprowadzony do produkcji Dunhilla w 1928 roku, a więc mający za sobą ponad osiemdziesięcioletnią historię. Jeden z nielicznych, który przetrwał do dziś dzień kolejne zmiany blendera – od Dunhilla, poprzez Murray’s, aż po Orlika. Pieśń ku czci tytoni orientalnych, tych lekkich i delikatnych, nie tych duszących kakofonią dymnych wrażeń. Delikatność, subtelność, balans. Swoista elegancja. W takich kategoriach trzeba postrzegać London Mixture.
Przyznam, że mam do tego tytoniu bardzo szczególny stosunek. Kiedy zaczynałem przygodę z fajką nie mogłem zrozumieć, o co chodzi z tym całym zamętem wokół tytoni orientalnych. Nie z Latakią, bo tę „załapałem” i nauczyłem się doceniać w miarę wcześnie, ale właśnie wokół „turków”, których wielu fajkowych znawców uważa za osobny rozdział w księdze tytoniowej subtelności i koneserskiego rozpasania.
I w stanie tym trwałbym pewnie dłużej, gdyby nie London Mixture właśnie. Z jego delikatną słodyczą i subtelnym, ale zdecydowanym smakiem, który odbiegał od znanych mi dymno-latakiowych anglików od SG.
Dość powiedzieć, że jest to tytoń, który był jednym z kamieni milowych na mojej drodze fajczarskiej. Pomimo, że wcale się tego nie spodziewałem, ani nie byłem nań gotowy. Ale, oświecenie (a nawet Oświecenie) ma to do siebie, że przychodzi znienacka. A czasem nawet skrada się gdzieś w obrzeżku świadomości i wślizguje z subtelnością dymu. Nieistotne zresztą, bo nie o moje stany mentalne tu chodzi, a o tytoń.
Wskazania do palenia London Mixture są następujące:
Po pierwsze – większa fajka. Zdecydowanie można sobie pozwolić na palenie go w pojemnej fajce, z uwagi na moc, która nie jest powalająca – choć, jak większość Dunhilli, nie jest to tytoń całkiem słaby. Ale z całą pewnością nie jest to mieszanka, w której chodzi o nikotynę – ona jest niejako przy okazji. A większa fajka pozwoli na docenienie myśli blenderskiej w pełnej krasie.
Po drugie – traktować bardziej jak Virginię, niż jak typowe angliki. Porada wydaje się z cyklu oczywistych – no halo, przecież każdy tytoń trzeba traktować z taką samą uwagą, żeby go docenić? – ale jednak. Nie oszukujmy się – zazwyczaj tytonie „w typie angielskim” palą się łatwiej i wymagają od palącego mniejszej uwagi. Co zazwyczaj skutkuje tym, że – jak już „nauczymy się” konkretnego tytoniu – często pozwalamy sobie, żeby był przyjemnym dodatkiem do rzeczywistości. Tu jest inaczej. Czy też raczej: warto sprawić, by było inaczej. A zatem – pomimo, że London Mixture spala się nienagannie, raczej chłodno i zdecydowanie sucho – warto podejść doń jak do mokrego wirginiowego flake palonego w snopku i ciągnąć b. delikatnie. Powoli. W skupieniu. Palić, nie paląc. Smakować. Szukać w sobie tego fajczarskiego Zen. Zapewniam, że warto.
Naprawdę piękne w tej mieszance jest to, że jest zdecydowanie wielopoziomowa. Bo zasmakuje i całkiem początkującemu palaczowi, który bez kłopotu wypali ją do spodu i dostanie szansę uchwycenia, o co chodzi w tych orientach, jak i zaawansowanemu palaczowi, który bez końca poszukiwać w niej będzie kolejnych niuansów. Można ją również potraktować jako swoisty miernik opanowania techniki palenia – to jeden z tych anglików, do których powraca się ze zdumieniem po dłuższym treningu na Virginiach. Zazwyczaj mocno wówczas zaskakuje niuansami, które wcześniej pozostawały w ukryciu.
Palność i wilgotność – jak w pozostałych Dunhillach – na wysokim poziomie. Można zapalić prosto z puszki, można ciut podsuszyć (ale nie za mocno, orienty nie lubią przesuszania). Z nabijaniem można eksperymentować, ale moim zdaniem najlepiej wypada jednak nabity stosunkowo luźno i z wyczuciem potraktowany kołeczkiem. I jeszcze – bo trzeba to powiedzieć – jest to jeden z tych tytoni, który bardzo rozwija smak w trakcie palenia.
A jako dodatek – ciekawy przepis na palenie DLM podany niegdyś przez jaszczura na APF.
A teraz najważniejsze – London Mixture dostępny jest od dziś na Fajkowo! Kto jeszcze nie miał okazji – na pewno powinien zamówić i spróbować.
Z cyklu: Nowości na Fajkowo!
Ale miałem banana na gębie na koniec :D ; czytam sobie, czytam i myślę: „brzmi na prawdę fajnie, czegoś takiego jeszcze nie próbowałem, na prawdę bardzo chętnie bym skosztował…cholera szkoda, że akurat tego tytoniu nie ma na fajkowo, a nie…jest!”. Budowanie napięcia jak u Hitchcock’a :). Recka na jak najbardziej przednia.
znaczy Ty pracujesz dla fajkowa? ;-) Bo tytoń znany, a w Fajkowie pojawił się dziś… LM, SM są bardzo podobne i jak wszystkie dunhille – do szybkiego palenia. Podsuszać też nie ma co, bo tytoń jest na tyle suchy, że podsuszanie mu tylko zaszkodzi. Miłego palenia ;-)
Bardzo fajna recenzja, już wiem co na 100% znajdzie się w moim koszyku na fajkowie przy najbliższych zakupach.
Moc rozumiem, że mniejsza niż np. Nightcap ?
Zdecydowanie. Na poziomie EMP, jak dla mnie.
Przychylam się zdania przdmówców i zdecydowanie polecam. Na sobotnim spotkaniu korzystając z dobrodziejstw „Fajkowa” miałem okazję zaskamowac tego wspaniłego specyfiku
Przed przeczytaniem recenzji DLM paliłem „normalnie”. Teraz palę według wskazań i zaleceń recenzenta. I bardzo mi to coś smakuje. Palę wolno, niemal modlę się do tego i efekt jest znakomity! Smaczne to, też virginiowe. Dziękuję za recenzję! Jeżeli traktuje się ten tytoń z atencją to odbiega od swojego sąsiada z półki – EMP (oczywiście równie znakomitego tytoniu).
Witam, jestem w posiadaniu tego tytoniu, palę go oszczędnie, drogi. 15 lat temu miałem jedną fajkę i cisza…. Dzisiaj od połowy roku, pochłonęła mnie pasja fajek, których uzbierałem prawie 30.
Niestety z tytoniem jest o wiele trudniej. Nie mam żadnego doświadczenia London Mixture kupiłem w ciemno, no i fajnie pali się łatwo, na początek czuję czekoladkę, pod koniec staje się troszeczkę goryczkowy, jednak przez cały czas w subtelnym akompaniamencie delikatnej lataki. Oczywiście było pare niewypałów, mogących z powodzeniem zastąpić siano z materaca. ( nie cierpię wiśni i vanilii )
Troszeczkę lataki zawsze musi być. (Jutro jestem w Warszawie ,mieszkam w Pile ) Tylko co mam wybrać ? Jak mam wszystko po kolei kupować to mi życia nie starczy, no a pieniędzy to już z pewnością. Ludzie chwalą się próbkami wyrabiając sobie pogląd, dzielą się wrażeniami z innymi, no i Chwała Bohaterom. Dla mnie jest to sytuacja idiotyczna, kiedy nie znam nawet zapachu. Pozdrawiam.
Spróbuj Samuel Gawith Skiff Mixture, to kuzyn Londona. Jednak jak dla mnie smaczniejszy, więcej czuć suszonych owoców. Spróbuj jeszcze Gawith Hoggart Glengarry Flake, słodka virginia o miodowym smaku.
Nie wiem jak tam w Warszawie, ale w Krakowie w trafikach pustki. Coroczna zmiana akcyzy. Lepiej poszukać w sklepach internetowych.
Sa w Krakowie jakies trafiki warte polecenia? W kazdej, w ktorej bylem, byl marny wybor. Jestem przekonany, ze u nas w miescie bardzo ciezko o dobry tyton.
W Galerii Krakowskiej jest niegłupi wybór, z tym, że nie ma tytoni Samuela Gawitha, ale za to Dunhile prawie wszytskie, tak samo Fribourg & Treyer, dużo Hoggarda Gawitha, oraz wiele innych. Po Samuela gawitha to na Pijarską oraz pod Bagatelę.A jak już zrobisz zakupy to apraszamy na fajczarskie spotkanie w krakowie, ogłoszenia będę na portalu. Możesz na krzysztof.policht@interia.pl napisać swój numer telefonu, to bezpośrednio Cie poinformuje.
W Warszawie w Plazie u Sherlocka jest imponujący wybór. Jutro tam będę. Dzięki za podpowiedź, jeżeli chodzi o tytonie dopiero raczkuję, ale zaczynam blendować :-)
Rewelacyjny! Kończę puszkę i z każdym paleniem smakuje coraz lepiej, mimo, że nie jestem w stanie nazwać smaków, które tam występują. Za radą Krzyśką próbowałem palić coraz wolniej, czasami przygasał, ale za to smak cudowny :)No i latakiowość raczej niewielka,na pewno nie jest to w London Mixture wada, ale dobrze jest mieć dla równowagi też jakiegoś bardziej wędzonego dunhilla :)
Dawno go nie miałem okazji palić, aż w końcu nadarzyła się okazja na ostatnim spotkaniu w Krakowie. Po doświadczeniu z Grand Orientalami stawiam hipotezę, że w DLM dominującym orientalem jest odmiana Katerini. Wyczuwam tu tą samą przyprawową, cierpko-słodką nutę a’la curry.
DLM był jedną z moich pierwszych mieszanek tytoniowych, i muszę radykalnie zanegować moją wcześniejszą opinię o nim – wyrażoną dawno temu w kilku komentarzach powyżej – jakoby to miał być „kuzyn” SG Skiffa. Odnoszę wrażenie, że zastosowana została inna grupa orientali. w Skiffie wyczuwam Basmę, a DML plasuje się bardziej w grupie tzn. Bachi-Bagli (nazwa od pierwotnego sposobu przetwarzania tytoniu), do której zalicza się między innymi Katerini.
Grimar, zmieniłeś zdanie co do pokrewieństwa, ale czy tym samym zmieniłeś upodobanie czy nadal Skiffa bardziej cenisz niż London? Pytam jako fan Skiffa pykający właśnie tegoż londyńskiego dunhilla :)
Ostatnio w ogóle nie mam ochoty na latakię, więc nie palę ani jednego, ani drugiego. Jak paliłem, to bardziej mi Skiff podchodził, choć bywały dni, że wydawał mi się sianowaty.
Palę sobie tego DLM-a raz już kolejny. Próbuję. Szczerze próbuję. Cierpliwie. Smakuję, ustnik cmokam. Szukam.
I… nie znajduję. Tytoń poprawny, wszystko niby jak Pan Bóg przykazał, ale a to jakaś płaskość się wkradnie, a to suchość i szorstkość na języku. A to… po prostu zwyczajność. A gdzie efekt ŁAŁ? A błogość, radość, zachwyt niemal? Gdzie słynne „klękajcie narody”?
No nie ma. Nie znajduję. Nie umiem.
A może to nie w tytoniu problem, a w oczekiwaniach przed nim stawianych? Bo dla mnie to rozczarowanie. Nie aż tak wielkie wprawdzie, bo – jak wspomniałem – tytoń poprawny i solidny, ale jednak. I coraz bardziej czuję, że – w moim przypadku – historia się powtarza. Tak samo miałem ze Squadron Leader’em. Po zapoznaniu się z opiniami, z achami i ochami, po uświadomieniu sobie pełnej wagi i znaczenia słowa Dunhill – oczekiwania i nadzieje miałem przeogromne. I sam tytoń już nie dał rady ich udźwignąć. Może to to. Na pewno to.
Z drugiej strony – może to magia ceny winna jest złu całemu? Bo jak to jest, że polska cena puszki to ponad 70 zł (a wręcz niemal 80), tymczasem u zachodnich sąsiadów kosztuje ona rozsądne, niecałe 12 euro?
Eeeee. No dobre to jest i tyle. Przez swoją referencyjność może? Dla mnie to jest taki wzorzec z Sevres lekkiego anglika z dużą ilością orientali. Pod kątem smaku, palenia, zapachu, wyglądu, tradycyjności myśli i ogólnego „cool factor”. Ubolewam, że zostało mi już tylko z 1/3 puszki :-C. Choć zgadzam się, że cena przygniata… Jakbym miał kogoś uczyć fajki to bym mu to dał – to jest rewelacyjna opcja do przerobienia całej lewej belki FN (nabijania palenia, prowadzenia ognia itd.)
Michael, zawsze powtarzam, żeby nie traktować recenzji tytoniu przesadnie serio.
Swojej prawdy trzeba szukać samemu.
Niestety.
Żeby setki ludzi napisało ci nie wiadomo jakie rzeczy o tytoniu – liczy się Twój własny, niepowtarzalny (!) odbiór i punkt widzenia.
Oczekiwania i wyobrażenia, te złudzenia umysłu, to najgorsze, co nam funduje nasz mózg ;)
Ciesz się tym, co smakuje, machnij ręką na to, co ci nie podchodzi i nie dawaj się nabrać na legendy.
A chcesz się z tekstu pośmiać? Wrzuć go w edytora, wytnij wszędzie nazwę „London Mixture” i wstaw dowolną inną :P
Haha. Dobrze prawisz. Od niedawna mam ten tytoń, paliłem go dwa razy. Ja staram się nie sugerować recenzjami, po prostu paliłem już Dunhilla MM i Royal Yachta, oba mi smakowały, pojawiła się możliwość zdobycia LM i tak oto stoi już w szafce. W moim prymitywnym pojmowaniu tytoni istnieje prosty podział na tytonie dobre i niedobre. LM zaliczam do dobrych. Tylko tyle i aż tyle. Dziwi mnie jedynie to, że mimo pozornej suchości wydziela mi całkiem sporo kondensatu. Myślicie, że trzeba mocniej podsuszyć? Czy po prostu nie umiem go palić?
Toteż, KrzysTofie, nie sugerowałem się opinią. Przynajmniej starałem. Wprawdzie jej czytanie sprawiło mi dużą przyjemność, ale świadomie próbowałem się nią nie kierować, nie nastawiać się. No ale się nie udało. Toż to Dunhill. A może wręcz DUNHILL. A że to miał być Dunhill mój pierwszy – a wcześniej rozważałem, zastanawiałem się, przemyśliwałem, który tym pierwszym zostanie (jejku jej, toż to jak rozważania nastolatki ;-) ) – to i oczekiwania miałem niemałe. I w tym chyba problem. Na zbyt wiele liczyłem.
To porządny tytoń. Wart uwagi, na pewno wart spróbowania. W klasyfikacji Radka_Z – dobry. Ale radę mam taką do podobnych mi dunhillowych dziewic: nie oczekujcie. Nie patrzcie na legendę, nie nie dajcie się uwieść cenie (w moim odczuciu – mocno w Polsce przesadzonej). Nie miejcie oczekiwań. Potraktujcie to nie jak Dunhilla, a jak po prostu solidny tytoń. I wtedy może nie będzie rozczarowania, które ja poczułem. Bo ono psuje wrażenia.