Trudno kogoś, kto przez lata palił papierosy nazwać początkującym palaczem fajki. Nawet jeśli nic o paleniu fajki nie wie. Jest po prostu człowiekiem ciężko chorym na nikotynizm i rządzą nim podobne mechanizmy, które determinują życie alkoholika, lekomana, czy narkomana…
Za mocny ten lead? Niestety nie. Ogromny procent ludzi sięgających po fajkę stanowią mocno uzależnieni palacze papierosów, którzy serdecznie dość mają swojego nałogu. Nie chcą już zapalać papierosów mimowolnie, w biegu, przy komputerze, na spacerze, zdają sobie sprawę ze zdrowotnych skutków palenia. Ale wciąż bardzo lubią palić i nie chcą z tytoniem zerwać definitywnie.
A fajka mniej szkodzi…
Czy naprawdę? Palenie tytoniu, a więc nikotyna, kondensaty i smoły znacznie zwiększają ryzyko nowotworów oraz chorób płuc i serca.
Fajka mniej szkodzi?
Z medycznego punktu widzenia, jest to prawda. Fajczarze na w/w choroby zapadają o połowę rzadziej od palących papierosy. Tak wykazały poważne badania przeprowadzone w najlepszych ośrodkach i za grube miliony. Ale te same badania dowiodły też, że ten wysoki procent dotyczy WYŁĄCZNIE tych, którzy od fajki zaczynali i nie palili przed nią papierosów.
W przypadku osób, które przerzuciły się z papierosów na fajkę, zmniejszenie zapadalności było co najwyżej nieznaczne, a w wielu przypadkach nie było go w ogóle.
Tyle teoria. A praktyka? Z praktyką mamy do czynienia na co dzień. Praktyka to paranoja, schizofrenia i inne domy wariatów. Poznajemy wciąż ludzi, którzy zaczynają palić fajkę, bo chcą przestać kopcić ohydne papierosy. To sensowny wybór, ale jego realizacja jest potwornie trudna, wręcz porównywalna do definitywnego rzucenia nałogu. Przecież ogromna większość „rozentuzjazmowanych przerzutkowców” bardzo szybko odkłada fajki do głębokiej szuflady i wraca do papierosów. Z przeświadczeniem że fajka to takie samo świństwo, a na dodatek bardziej kłopotliwe.
Sam zaczynałem bardzo wcześnie od papierosów, potem przez 12 lat paliłem wyłącznie fajkę, ale żyjąc przyśpieszonym życiem reportera interwencyjnego, przed wielu, wielu laty zastąpiłem elegancką fajkę papierosem, który dawał mi nikotynowy strzał w jakiejś podróży czy nad maszyną do pisania. Ostatnio paliłem po 60 mocnych dziennie, fajki już dawno rozdałem. Przypomniałem sobie o nich dopiero podczas wnoszenia roweru na 3 piętro.
Zachowałem się klinicznie, jak 99 proc. fajkowych nowicjuszy. Zacząłem od jednej fajki i najbardziej aromatycznego aromatu jaki był w trafice, w której dawali powąchać, wprost ociekającego syropem. Przy pierwszych paleniach – abstrahując od całkowitego braku wyczucia smaku – natychmiast po wyrzuceniu popiołu z komina, sięgałem po papierosa a jego wypalenie sprawiało mi wyjątkową przyjemność. Coś było nie tak.
Rzuciłem się w internet. Przeczytałem całą usenetową grupę alt.pl.fajka i kupiłem sobie – na dobry początek – z 7 gruszkowych „osiemnastek” od Broga i Falcona z dwiema główkami. I 9 saszetek z różnymi tytoniami, z czego 5 było – to oczywiste – aromatami…
Dlaczego oczywiste? Bo chciałem- jak ogromna większość rzucających papierosy dla fajki – zacząć palić coś zupełnie innego. Nie jakieś cuchnące petem i popielniczką badziewie, którego woń paskudnie skomentuje ładna dziewczyna na przejściu dla pieszych, czy staruszka w tramwaju, kiedy doń wlezę napalony jak bąk. Wiedziałem już z lektur i pierwszych kontaktów osobistych z fajczarzami, że na początku zazwyczaj nie smakuje, tym bardziej podczas opalania nowych fajek.
Mijały miesiące, minął rok – miałem coraz więcej fajek, próbowałem coraz to nowych gatunków tytoniu, zdobywałem fajczarską wiedzę, gdzie się tylko dało. Czułem smak tytoniu, nauczyłem się mlaskać, podawać sobie dym do nosa i z wierzchu, i od środka. Wyczuwałem owoce, trunki, poziomy słodkości, każda partia mojej gęby uwrażliwiła się na niuanse. Nie parzyłem się w paluchy, paliłem jedną fajkę przez półtorej godziny. Polubiłem virginię, latakię, orienty, ładowałem niekruszone flake’i do komina. Nabierałem doświadczenia. Miałem już listę swoich ukochanych tytoni, na której było coraz mniej, za to coraz staranniej wybranych aromatów… Byłem niemal doskonały! Ha!
I co z tego – wciąż wypalałem między fajkami po paczce papierosów dziennie.
Ale także codziennie czytałem sobie w sieci coś o fajce. I w końcu w pipedia.org trafiłem na artykuł Steve Falona, Good-Bye Cigarettes, Hello Pipe!, który mną dosłownie wstrząsnął.
Wielu kolegów po fajce przeczyta go w oryginale, dla innojęzycznych krótkie terapeutyczne omówienie z dodatkiem osobistych dygresji…
Przede wszystkim Falon sam przeszedł przez zalecaną obecnie autoterapię i od dziesięciu lat pali wyłącznie fajkę. Zaczął od papierosów, kiedy miał 16 lat, potem przez 20 palił i fajki, i papierosy. Obecnie wystarczają mu 3-4 fajki dziennie.
Miał więc bardzo duże doświadczenie jako palacz. Papierosowo-fajkowy. Miał też wystarczająco dużo wiedzy oraz umiejętności wnioskowania, by wymyślić i zaordynować sobie skuteczną metodę rzucenia papierosów. Dziś może sobie pozwolić na życzliwe rady dla tych, którzy chcą zrezygnować z papierosów na korzyść fajki.
Papierosy dostarczają organizmowi dużych ilości nikotyny w ciągu kilku sekund po pierwszym zaciągnięciu – pisze Falon. – Wypalenie każdego papierosa trwa na tyle długo, że wystarcza na 7-8 mocnych strzałów nikotyny. Jeśli wziąć pod uwagę, że palacz aplikuje sobie z jednego papierosa podobną dawkę nikotyny, co fajczarz z kilku fajek, to nie jest trudno zrozumieć, dlaczego papierosy tak wciągają.
Autor ma na myśli prawdziwego fajczarza, takiego który pali wyłącznie fajkę.
Pierwszą rzeczą jest autentyczna chęć zrezygnowania z papierosów. Funkcjonuje przecież ogromna rzesza ludzi, którzy spokojnie palą i jedno, i drugie, ale nie mają przez to rozterek. Papierosy muszą bardzo dopiec człowiekowi, by na ich odstawienie był gotowy. Musi już widzieć własne złe nawyki związane z papierosami i muszą mu one bardzo przeszkadzać.
Po drugie, Steve doradza, by dobrać tytoń na początku „terapii” w taki sposób, żeby choć w części rekompensował „niedobór” nikotyny w organizmie, ale był jednocześnie w smaku i zapachu jak najbardziej odległy od papierosowego.
Ja sam po odkryciu tego artykułu w Pipedii, byłem w nienajgorszej sytuacji. Miałem na szafce sporo słoików z różnymi, mocniejszymi i słabszymi gatunkami oraz równie dużą listę tytoni, jakich koniecznie chciałem spróbować.
Latakia, którą uwielbiam – sama z siebie za słaba, aromaty na ogół o małej mocy… Mieszanki angielskie, głównie te oparte na virginii i burleyu – no, tu już lepiej, pewnie rwane z dolnej partii krzaka, bo nie dopalałem niektórych do ostatniego źdźbła. Jeszcze lepiej rzecz się miała z czystymi virginiami – wśród nich były także wersje strong. Miałem też na szafce Irish Flake Petersona i St James Flake od Gawitha, które z racji mocy paliłem niemal wyłącznie w niedzielę. Ale że „dopalam się” mocnymi, to dokupiłem sobie jeszcze Brown No 4. i gotowy byłem do korekty zachowań, czyli do zmiany niektórych przyzwyczajeń.
Wyrugowanie złych nawyków, to trzeci element terapii Falona – najbardziej istotny, ale i najtrudniejszy.
Większość uzależnionych od papierosów – zauważa Steve – zapala pierwszego papierosa w kilka minut po przebudzeniu…
Hm, ja tam jeszcze do końca się nie obudziłem, a już zgniatałem peta w popielniczce. Przed natknięciem się na tekst z Pipedii potrafiłem zapalić nawet przed porannym siusiu. ZGROZA!
Fajczarz zaczyna dzień fajką, a nie papierosem. Koniec, kropka. Zaczyna się codzienna walka.
No, ale przecież większość ludzi rano śpieszy się do pracy – Falon znalazł sposób na rozwiązanie tego problemu: trzeba wstać pół godziny wcześniej i zapalić po śniadaniu.
Ja mam dobrze, bo pracuję w domu. Ale nie potrafię wciąż nauczyć się jeść wczesnego śniadania. Pierwszą fajkę wypalam więc po wizycie w łazience i kuchni, przy pierwszej kawie. Dzisiaj to już nabijam ją sobie pomalutku z zachowaniem ceremoniału, trzy miesiące temu nabijana była przed snem. Wybieram którąś z większych fajek, upycham w kominie jakąś mocniejszą, ale bardzo słodką virginię i jestem gotów do porannej prasówki w internecie i do poczytania poczty. Zabiera mi to ok. godziny. Zamykam przeglądarkę na ogół zaraz po wystukaniu fajki o korek w popielniczce.
Z wystarczającą ilością nikotyny – zgodnie z sugestiami Falona, nie odmawiam sobie zaciągnięcia się od czasu do czasu – planuję sobie czynności zawodowe na dzisiejszy dzień, robię śniadanie i po pojedzeniu wypalam znów fajeczkę. Czegoś nieco mocniejszego, któryś z flake’ów – albo Navy MacBarena, albo gawithowskiego St Jamesa, a kiedy potrzebuję mocniejszego kopa, to nawet Irish Flake Petersona. Fajkę kończę mocno zanurzony w pracę…
Tak na marginesie, to Falon w swoim artykule nie wyklucza nawet zastosowania gumy Nicorette podczas przechodzenia z papierosów na fajkę. Dokładnie zdaje sobie sprawę, jakie to piekielnie trudne.
Jak dzień jest spokojniejszy, to do obiadu wytrzymuję na aromacikach i jakiejś latakii. No, chyba że się zakręcę pracą. W dzisiejszych czasach to reguła. Jeśli człowiek nie potrafi odpoczywać albo do odpoczynku się zmusić, to się zakręca. Taki jak ja sięga, po papierosa, bowiem wydaje mu się, że jeśli pozwoli sobie na staranne nabicie fajki, to świat się zawali. Jak się zakręcę, to skończę pracę bez obiadu i z pełną niedopałków popielniczką. Fajko, ratuj!
Ratuje mnie coraz częściej. Trzeba tylko z wielkim bólem nałogowego sumienia odwrócić się na fotelu od monitora, sięgnąć po jakąś niewielką fajeczkę, nabić ją szczególnie starannie i zapalić. Po kilkunastu minutach można wrócić do gapienia się w monitor w towarzystwie powoli tlącej się fajeczki.
Nie zawsze mi się to udaje.
Któregoś dnia kolejna pełna petów popielnica wyprowadziła mnie z równowagi do tego stopnia, że w notatniku wklepałem sobie w punktach, co w moim nałogu papierosowym irytuje mnie najbardziej… Na tamten czas lista wyglądała następująco:
- Palenie po nocy, kiedy się przebudzę…
- Palenie po jedzeniu, natychmiast po zestawieniu tacki z biurka.
- Palenie natychmiast po wyjściu z tramwaju, autobusu, czy wydostaniu się z tuneli metra. Zresztą paliłem zawsze przy wyjściu z każdego budynku, w którym nie wolno było, czy nie wypadało palić.
- Palenie, kiedy komunikacja się spóźnia. Całe dorosłe życie żyłem w przeświadczeniu, że pstryknięcie zapalniczką przywołuje tramwaje. No i chyba tak jest, bo wchodziłem do pojazdów świeżo uwędzony, tak że ludzie odsuwali się ode mnie.
- Palenie na rybach.
- Palenie na rowerze.
- Palenie w ubikacjach w miejscach z zakazem palenia lub przymus ciągłego wychodzenia na dwór, jeśli w kiblu były czujniki dymu.
- Palenie jednego za drugim przed spotkaniami w miejscach gdzie wolno palić.
- Palenie po seksie.
Jak to wygląda dzisiaj? Cóż, nie tak jakbym chciał, ale jest lepiej. Nie palę w nocy. Po jedzeniu palę fajkę z całym jej misterium, można nawet powiedzieć, że fajka jest częścią posiłku. Nie palę natychmiast po wyjściu z tramwaju, jeśli już nie mogą wytrzymać, to spalam papierosa z dala od przystanku, koniecznie na siedząco. W ogóle nie palę na przystankach ani na dworcach. Na rybach palę fajkę. Podczas wycieczek rowerowych robię sobie postój, rozwalam się na jakiejś ławce, kamieniu, pniaku i palę fajkę. Nie palę nawet w tych toaletach, gdzie nie ma czujników dymu. Już nie myślę obsesyjnie o następnym papierosie. Kiedy mam chęć, umiem zrobić sobie przerwę na fajkę i asertywnie oznajmić to otoczeniu. Na miejsce spotkań przychodzę kwadrans wcześniej i natychmiast zapalam fajkę. Nie palę w ogóle po seksie – tak jest o wiele fajniej, bo z nudów trzeba zająć się partnerką.
I najważniejsze. Na ogół nie wypalam 10. papierosów na dzień. Niekiedy o wiele mniej. No, chyba że się zakręcę i zapomnę fajkę zawołać na pomoc. Wtedy jadę całymi paczkami…
Nie kontynuuję wyliczanek konkretnych gatunków tytoniu – ale wiem, po który sięgnę w większości sytuacji. Taką procedurę opracować musi sobie każdy samodzielnie. Mnie takie przemyślenie problemu pomaga. Kiedy skończę sięgać po papierosa? Nie wiem, czy w ogóle mi się to uda…
Ale jeśli uda się kiedykolwiek, to będzie w tym zasługa Steve Falona i Pipedii.
Witam serdecznie!
Z dużą uwagą przeczytałem tekst i musze przyznać, że… chyba miałem wielkie szczęście przy „przesiadaniu się” na fajkę :-)
Papierosy paliłem ponad 25 lat, na początku ubiegłego (2009) roku podjąłem decyzję o rzuceniu, wspomagała mnie Żona (też paląca jakieś 20 lat) i Allen Carr ze swoją rewelacyjną książką.
Od końca czerwca 2009 roku nie palę papierosów (a norma było dla mnie 20 sztuk dziennie). Przerzuciłem się na fajkę po jakimś miesiącu czy dwóch całkowitej absencji tytoniowej, od czasu do czasu zdarza mi się także wypalić cygaro.
Moja Żona wybrała shishę, czyli fajkę wodną. Pomaga jej w pracy, choć najchętniej pali melasy bez śladu nikotyny.
Masz podwójne wielkie szczęście – że już nie palisz papierosów i masz aromatyczną żonę :)
Witam wszystkich,
udało mi się :-) po 30 prawie latach palenia papierochów i wspomaganiem się przez dwa miesiące pastylkami do ssania, przeszedłem na fajkę. Jutro mija 10 miesięcy jak nie miałem papierosa w ustach. W tygodniu palę 1-2 fajki dziennie, w niedziele więcej i sprawia mi to ogromną frajdę. Odzyskałem smak. Testuję coraz to nowe tytonie i mam nadzieję nie wrócić już nigdy do tytoniu owiniętego w bibułkę.
Pozdrawiam
Franz
I ja Cię witam serdecznie przy komentatorskim debiucie. Szczerze też gratuluję niewątpliwego sukcesu, mi się to wciąż nie udaje :( Kto wie, może Falon ma rację, że przy przejściu na fajkę nie ma się co chrzanić i wspomagać Nicoretkami…
Dzięki, pozdrawiam :-)
hmmmm… prawie z zapartym tchem przeczytałem ten artykuł. I… muszę powiedzieć ze w takim razie jestem mega nałogiem. Wstaje rano i pierwsze co robię to nastawiam jedną reką wodę na kawę a drugą szukam po omacku (bo jeszcze nie widzę) papierosa. Prawdę powiedziawszy jeszcze nie zdąże dojść do kibelka jak już mam w płucach pierwszą porcję nikotyny. Wiem… najgorsze jest to ze ja to wiem!!! że tak nie może być. No ale co poradzić na tak słabą wolę. „Próbowałem” rzucać 3 razy… Ale co znaczy próbowałem skoro nie mam na tyle cywilnej odwagi, żeby wziąć paczke Sobieskich czerwonych i wywalić ją do kosza…. eeech.
Fajkę zacząłem palić raz, ze z czystej ciekawości, dwa jako alternatywę do papierosów.
Co z tego, jak wychodzę do pracy – nierzadko z fajką w gebie… jak siadam za biurko i nie ma czasu nawet na zrobienie sobie kawy… A nawet nie ma czasu sięgnąc do torby po ulubiony tytoń (SG Chocolate Flake, or Squadron Leader) Ileż to razy jade do roboty obładowany laptopem, plecakiem z aparatem (wazy 20 kg) i do tego pokaźnych rozmiarów torbą (na aparat) wypchanym fajkami i tytoniami. Co z tego!? jak torba ląduje w szafce i przypominam sobie o niej jak wychodzę do domu?
Czy pozostaje mi wciąż oglądać kultowego Matrixa i marzyć ze kiedyś ktoś wsadzi mi szpilke w ostatnią szarą komórkę i wyczyści przyzwyczajenia do papierosa?
eeech…
Ilez to razy wypalam jedną, dwie fajki, a zaraz po nich papierochy….
wiem… takich jak ja trzeba odstrzelić…
pozdro
Nie trzeba zabijać, ale – wiem to po sobie – fajka nie może być uważana przede wszystkim za alternatywę do papierosów. Coś się musi we łbie przestawić, żeby palenie fajki stało się sposobem na spowolnienie, na wyrwanie się w wiecznego pośpiechu. Fajka mi pomaga w przyznaniu samemu sobie określonych praw – naprawdę, jest aż tak. Mam prawo do oderwania się od pracy na te pół godziny – także potrafię się zakręcić robotą i znaleźć sam siebie w papierosami we wszystkich otworach twarzy. Mimo że pracuję na swoim…
Odkręcić się od monitora i spokojnie zapalić półgodzinną fajkę, a paczkę papierosów zanieść do tej szafy. I skonstatować – to ona, fajka tak działa.
Z tą paczką daleko od biurka to ważna sprawa. Te parę kroków, które trzeba zrobić, by sięgnąć po szluga, wystarcza niekiedy, by się puknąć w ten głupi łeb.
…”Coś się musi we łbie przestawić, żeby palenie fajki stało się sposobem na spowolnienie, na wyrwanie się w wiecznego pośpiechu”…
Święte słowa, znam ból, do dzisiaj mam dni słabości ale w bibułce nie ruszam :-). Do dzisiaj paczka leży sobie gdzieś schowana przez żonę :-). Wytrwalości życzę i pozdrawiam
Franz
nie dopisałem jeszcze ze dziś mam prawie 100 fajeczek i mimo iż wsiąkłem całkowicie w fajczarstwo to … dalej pale papierochy :(
Może przerzuć się na skręty i jak będziesz miał równie długo robić skręta jak nabijać fajkę, to przejdzie ci ochota na bibułę?
Albo zastosuj mój sposób: przeznacz jedną fajkę na odstrzał i kup sobie jakiś pośledni a mocny tytoń i w momencie jak potrzebujesz strzała to bierzesz trochę tytoniu, wrzucasz odpalasz i masz 5 minut palenia.
E-papierosa też polecam, ale opiszę go dokładniej w innym miejscu.
Te trzy sposoby u mnie odniosły skutek, prawie 2 miechy tylko na fajce siedzę.
Skręty sie u mnie nie sprawdziły – po pewnym czasie mogłem je robić z zamkniętymi oczami. E-papieros – w 3 miesięce przestałem palić papierosy, choć nie ukrywam trzeba się było wysilić. Teraz już tylko fajeczka i tak ma być.
Tatar, a czy możesz orientacyjnie obliczyć, ile Cię kosztowała ta przygoda z tym inhalatorem i czy czasami go obecnie popalasz, czy poszedł już całkiem do szuflady?
Mój zestaw startowy był wart wg cen sklepowych 400 zł. Ponieważ nie stać by mnie na to było, wysłałem do kilku sklepów propozycję wykonania bannerka/loga itp na zasadzie barteru. I tak wszedłem w jego posiadanie.
Zestaw który spokojnie wystarczy: można nabyć za 150 200 zł
(ja miałem „wypasieńszą wersję”).
Najpierw paliłem go gdy tylko mnie naszła ochota, później zacząłem się ograniczać w ilości zaciągnięc i mocy wkładów dalej przez jakiś czas zabierałem go ze sobą tylko na imprezy a od listopada leży w szufladzie nietykany.
Od sprzedawcy w ramach barteru dostałem tyle wkładów i płynów że jeszcze sporo zostało. czyli 3 miesięczna kuracja zamyka się bez problemu w 300 zł (o ile coś się ze sprzętem nie stanie bo są to urządzenia dość awaryjne).
Starter e-papierosa kupujesz za ok 100-150zł . Standardowo dokupujesz paczkę lub więcej kartridży za ok. 30zł. Potem do zużytych kartridży wlewasz e-liquidy, które są 10ml po 20zł a 30ml po 40 zł. Mi 10ml prawie na cały miesiąc starczył.
Mój przypadek starter + paczka naboi + e-liuid =
150 +30 + 20 = 200zł
następny miesiąc z 50-80 wydajesz, w zależności czy będzie ci się chciało bawić w „renowację” kartridży.
Ty też już palisz wyłącznie fajkę?
nosz piszę już w którymś miejscu że od 2 miechów tylko fajkę…
Wczoraj Emil nie mógł uwierzyć, że może być smaczny Mac Baren. A mi niełatwo, że ktoś rzucił papierosy :) A serio, to przepraszam, że nie zapamiętałem.
MB może być smaczny, potwierdzam ;) mi smakowała Vanilia i Cherry Ambrosia
E-papieros ładnie się łączy z fajeczką, bo jak go „palisz” brakuje ci tych wszystkich smaczków papierosa, czuć po prostu że to czysta nikotyna bez żadnych smół. Jak się nim znudzisz, albo obie baterie się ładują, bierzesz fajkę. Ja po ok. 3 tygodniach doszedłem do wniosku, że przy 6 fajkach mogę wytrzymać bez niego. A teraz wypalam 3-4 dziennie.
Cherry Ambrosia? O mamusiu, wolę Poniatowski. Naprawdę.
Mnie przed sięgnięciem po e-papierosa powstrzymuje pewna, wyjątkowo uporczywa myśl, że to po prostu proteza, jakiś kikut papierosa. Sama świadomość tego powoduje u mnie zwrot treści żołądkowych. Czułbym się nieswojo z takim czymś w ustach, na baterie… Kartridż mi się kojarzy z Atari szczerze powiedziawszy…
Zresztą – rzucanie palenia jest o tyle niebezpieczne, że się może w końcu udać, a tego byśmy nie chcieli. Co prawda mówimy o paleniu papierosów (o czym chyba wszyscy marzymy, żeby je rzucić), ale jednak… Chyba drogą jest uświadomienie sobie, że papierosy nie są towarem luksusowym w pewnym momencie, a jedynie piątym kołem u wozu. A potem trzeba działać. Radykalnie.
Emil, weź poprawkę na to, że to właśnie lgatto jest naszym portalowym tytoniowym Brainiakiem.
Fakt, to wszystko wyjaśnia ;)
MB Cherry dostałem na kilka nabić od ojca, bo się przerzucił na wanilię. Przeleżał trochę, ale był w idealnym stanie do palenia. Mi smakował, ale jeśli tak odradzacie, to na razie nie będę brał puchy 100g tylko kopertę.
Oczywiście, że to proteza, bo w innym wypadku po co rzucać :D ? Jeśli jesteś pewien, że rzucasz palenie, ale nie możesz się pozbyć potrzeby sięgania do ust i dymienia nikotyną to jest to coś dla ciebie.
Proszę o odrobinę cierpliwości a zrobię o tym art, może ze zdjęciami jak aparat pożyczę.
no i mamy problem :)
wczoraj obiecałem sobie, że jak skonczy mi sie paczka fajek… to nie kupie następnej….
rano wypaliłem ostatniego papierosa… a teraz koncze 4 fajkę…
cholera… cholera… cholera…
ale … skoro po 15 latach mogłem z dnia na dzien przestac pić coca-cole to uda sie przestać palić?
zawsze przecież z nerwów moge kogoś zbluzgać. dupa jaś… czemu ja sobie zawsze coś obiecuje? a potem na siłe musze sie tego trzymać – choć wcale tego nie chce…
Przelicz sobie ilość paczek dziennie palonych razy ilość dni w miesiącu razy cena papierochów… i zacznij szukać fajki którą za to kupisz po miesiącu. Mi pomaga, bo biorę fajkę w zęby i przeszukuję sklepy ;)
na mnie to nie działa…
pale od 6 klasy szkoły podstawowej… a mam 39 lat
wiec sam widzisz ze patrzenie na fajki i liczenie ile sie kasy straciło jest o kant dupy rozbić..
No i masz 100 fajek, i umiesz je już odnawiać…
A może po prostu spróbujesz terapii Falona wyżej opisanej?
Nie trwa dzień czy dwa…
I z uporem maniaka powtórzę słowa Jalens’a:
…”Coś się musi we łbie przestawić, żeby palenie fajki stało się sposobem na spowolnienie, na wyrwanie się w wiecznego pośpiechu”…
próbowałem wiele razy i po którymś z kolei koledzy z pracy kupili mi papierochy – daj spokój chłopie jesteś . . . .- paliłem dalej.
Ostatnia próba z pastylkami w pracy i fajeczką w domu dała rewelacyjne rezultaty.
…więc sam widzisz ze patrzenie na fajki i liczenie ile się kasy straciło jest o kant dupy rozbić…
nie gniewaj się ale gówno prawda – wszystko zależy od Ciebie
pozdrawiam
Franz
sorki, komentarz powinien być piętro wyżej :-)
Wyjaśnienie techniczne, nie może być wyżej, bo ja pierwszy pisałem respons dla Kumy. Ale strzałka nie jest zagłębiona do prawej, więc wiadomo, że to do postu Darka.
Ja też jarałem papierochy od 6 klasy…a mam 51 latek.
PRAWIE TRZY LATA TEMU POWIEDZIAŁEM „DOŚĆ”.
I udało się , papierosy już mi śmierdzą…
Ty po prostu wciąż lubisz papieroski , Darku…
Ważne ,że jesteś sobą i nie udajesz „nawróconego”.
A może kiedyś też powiesz „dość” i przestaniesz kurzyć ćmiki bez bólu.
Pozdrawiam
Krzysztof
Temat jest mi wyjątkowo bliski. Od kilku tygodni trwa kolejna próba rozwodu z papierosami. Po wcześniejszych bojach tym razem żadnej „chamówy”:) – małe kroczki i małe kompromisy. Na dużą wojnę chyba nie mam ochoty (to celem pocieszenia siebie i tych kolegów, którzy trochę tego i trochę tego). Kilka moich doświadczeń i subiektywnych odczuć, które być może przydadzą się idącym w jedynie słusznym kierunku: na początek chyba jednak łagodne aromaty (bo akceptacja społeczno-rodzinna i smakowo daleko od papierosów), podobnie jak Jalens pozwalam sobie sporadycznie na małe zaciągnięcie się dymem fajkowym, traktując to jako mniejsze zło niż dopalanie się papierosami, nie próbuję palić „konkursowo” na to przyjdzie pewnie czas, dbam jedynie, żeby nie przeciągnąć tytoniu (bo podle smakuje) i żeby nie bulgotał mi kondensat (bo podłe odczucia estetyczne i jw.). Obecny stan to 3-4 fajki dziennie i ok. 10 papierosów tygodniowo. I najważniejsze – było warto!!! Przepraszam kolegów za przydługi post nowicjusza,ale temat jest mi wyjątkowo bliski i chcę pokazać, że nie tylko wytrawni i długoletni fajczarze mogą odnaleźć inną drogę niż 40 LM-ów dziennie.
Przede wszystkim wytrwałości. I witamy u nas :)
Ha, a mi się wydaje, że nie ma co mylić „miłości” do dymka z „miłością” do papierosów. Papierosów nikt nie lubi, a dymek wiele osób uwielbia. Osobiście rzucałem papierowy raz na 6 lat, raz na 2 lata. Ale życie bez dymka jest dla mnie udręką. Dlatego zdecydowałem o fajce, którą najchętniej sączyłbym na okrągło, a jak nie mogę palić, to przynajmniej wącham. Ale przed tym rzuciłem papierosy. Po fajkę sięgnąłem dopiero po miesięcznej i zupełnej (bez gum itp.) abstynencji od nikotyny. Papierosy przestały istnieć w mojej świadomości, a jedyny problem to kasa na nowe fajki, żeby móc kopcić na okrągło. Tak więc, nie ma co się szczypać z papierosami, a jak już ktoś naprawdę musi, to niech sobie pali samoskręty (to też ma normalny smak i wymaga czegoś od palacza, a nie tylko „sięgam i palę bezmyślnie”).
Jak chcesz częściej sobie zakurzyć, to polecam fajki z kukurydzy: można w nich palić częściej, są tanie, wygodne. Jeno poziom wykonania może odstraszać, ale czego się spodziewać po fajce za kilkanaście złotych…
Wszystkim miłośnikom tytoniu, potrzebującym nikotynowego kopa, do którego przeukochana fajeczka nie wystarczy, zamiast papierosów, aptecznych gum, czy elektrycznych cygar polecam zażycie snus’u czyli sproszkowanego tytoniu do ssania. Już w standardowych odmianach zawartość nikotyny jest na tyle duża, że żaden nie pomyśli, by marnotrawić swoje płuca zaciągając się dymkiem.
Witam,
moja przygoda z fajką zaczęła się kilka lat temu, kiedy postanowiłem rzucić palenie papierochów. Na początku nic z tego nie wyszlo potrafiłem wypalic 5 fajek dziennie i pakę papierochów. W koncu fajka wylądowała w szufladzie i zagościły papierosy. II podejscie było bardziej skuteczne. 4 papierosy dziennie i 3-4 fajki. III podejscie które ma miejsce od sierpnia br to takie, że nie miałe w gębie papierosa od 09.08.2010 a pale fajkę. Przestawiłem swoj dzien o 123 stopnie:-) Testuję tytonie, czytam i pykam. Kolekcja fajek poszerzyła się do 8 sztuk, tytoni różnistych od uznawanych za gnioty po uznane wszem i wobec mieszanki. Witam Panów serdecznie i dziekuje za tak miłą lekturę.
Jazzowo i fajkowo pozdrawiam
Bemoll
Witaj nutkowo…
Witam miłośnika jazzu i Kolegę w fajce.
04.12 w Gorzowie Wlkp. odbędzie się imprezka fajkowa ,bodajże z zwartością jazzu.
Może się tam spotkamy ,serdecznie zapraszam.
Pozdro
Krzysztof
Jazz59 :-) dziekuje za zaproszenie ale w tym czasie nagrywam za oceanem filharmoników:) Mam zamiar przywiesc z za wielkiej wody duuuużo tytoni różnistych, a opiniami ew próbkami podziele się napewno:)
Od dwóch miesięcy pale tylko faje ( max 5 dziennie) a paliłem dwie paki i faję obliczyłem ze dzienne palenie papierochów to komplet nowych strun do gitary, a przez miesiąc to calkiem nowiutka faja to mnie zmotywowało i działa.
Witam Wszystkich,
Z ciekawością przeczytałem powyższy artykuł szczególnie, że osobiście nie paliłem papierosów (po za kilkoma w podstawówce ;o) a tylko fajkę. Uważałem wcześniej, że nie jest możliwe aby były palacz papierosów odczuwał pełną przyjemność w paleniu fajki. A okazuje się, po lekturze Waszych postów, że nie tylko się myliłem w swoim osądzie ale można powiedzieć, że to Wy jesteście prawdziwymi Fajczarzami z doświadczeniem którego ja wydaje mi się, że nawet w połowie nie posiadam.
Z pozdrowieniami,
Palmrad
P.S. Z drugiej jednak strony cieszę się, że ominęła mnie walka z nałogiem.
Przez lata paliłem ok. 10 papierosów dziennie. Przez pierwszy miesiąc palenia fajki – fajkę paliłem w domu, papierosy w pracy. Po tym miesiącu praktycznie paliłem i nadal palę już tylko fajkę (3-4 fajki dziennie). Papierosy – sporadycznie, na ostro zakrapianych imprezach (zamroczenie i wygoda) oraz jeśli ktoś mnie poczęstuje papierosem, którego nie można u nas dostać – ot, ciekawość.
Może dlatego łatwo mi poszło z przeflancowaniem się fajkę, bo nigdy nie paliłem w ilościach hurtowych, nigdy nie paliłem w nocy, czy też natychmiast po przebudzeniu. Pierwszego papierosa zapalałem dopiero po porannej kawie (już w pracy), organizm musiał być „rozgrzany”.
Witam,
Dziś postanowiłem definitywnie pożegnać papierosy. Palę od 15 lat (10-30 papierosów dziennie), lubię palić i „zwykłe” (natychmiastowe) rzucenie palenia wielokrotnie… po prostu nie wychodziło.
Powodów jest kilka, ale najważniejszy – pieniądze. Nie będę oszukiwał ani Was, ani siebie. To właśnie koszta (min.12 zł dziennie) zadecydowały, że muszę odstawić papierosy. Muszę i kropka.
Postanowiłem (w wyniku nieudanych prób rzucenia „od zaraz”), że „przesiądę” się na fajkę. Dawno temu paliłem fajkę, ale… ani jej dobrze nie opaliłem, ani nie potrafiłem palić. Ot, taka sierota leśna, której się wydawało, że może zacząć palić fajkę – być może do tego nie dojrzałem.
Dziś podjąłem decyzję i… trochę się tego obawiam, stąd liczę na Wasze wsparcie :)
Powiem jeszcze tylko tyle, że choć jestem „nałogowcem”, to jednak nie budzę się w nocy, żeby zapalić, przez 8 godzin spokojnie nie muszę palić, mam jakby… hmmm… swobodę w paleniu. Choć dzień bez papierosa był uciążliwy. Dlatego wybrałem fajkę – bo pali się rzadziej, bo nie mogę odpalić „na szybko” na ulicy, wydaje mi się więc, że będę palił rzadziej i mniej. A co za tym idzie – wydam mniej (ech, mój własny materializm mnie przeraża, ale wolę nakarmić moją kicię czymś lepszym, niż te pieniądze „przepalić”).
Dziś więc idę kupić fajkę. Trzymajcie za mnie kciuki.
Pozdrawiam :)
P.S. Może to dziwnie zabrzmi, ale czytając Wasze wypowiedzi jestem ogromnie pozytywnie naładowany – dziękuję za to:)
[krzyk z progu] Tylko kup wrzośca! :)
Dziękuję za radę! Przyznam, że przeczytałem tu całą masę artykułów, postów, komentarzy, etc., etc. i…. oczywiście doszedłem do tego samego wniosku:)
Będąc, chyba, masochistą… postanowiłem kupić tylko jedną fajkę. W ten sposób nie będę palić „co chwilę”, ale z dużym odstępem czasu – czytając różne artykuły, nie chciałbym fajki uszkodzić przez zbyt częste palenie (może raz dziennie). Wiem, że i tak pewnie będę jeszcze sięgał po papierosy, więc chcę się „przesiąść” a nie „przeskoczyć” :)
A o wrzoścu to właśnie z tej witryny się dowiedziałem, za co ogromnie Wam wszystkim dziękuję :)
A jakieś typu co do fajki? Marka, konkretny model? Jaki tytoń? Jak zrobisz zakupy to się pochwal.
Pochwalę się na pewno, choć od razu zastrzegam, że nie będzie to żaden cud :) A teraz, w ten piękny i słoneczny dzień – wychodzę na fajkowe zakupy:)
Cud to nie musi być, tylko pomyśl o dobry tytoniu, odpowiednio mocnym. Ja najmocniejsze to co paliłem to Samuel Gawith 1792 flake. Nie mówię mnie to prawie zabiło ale nieźle nasyca.
Nie wiem czy wyjdziesz aż tak bardzo na plus, jeżeli chodzi o kasę. Fajki, tytonie. Coraz to nowsze, lepsze, smaczniejsze i ładniejsze. Jedno jest pewne-jeżeli nie wyjdziesz na plus to przynajmniej będziesz palił coś lepszego niż zwykłe śmierdziuchy. Co do kosztów to lepiej niech się wypowiedzą byli papierosowi nałogowcy.
Paląc fajkę raz, dwa lub trzy razy dziennie wyjdzie chyba i mniej, i taniej, niż 10-30 papierosów dziennie. A może stopniowo dojdę do pojedynczego palenia fajki (bez wsparcia papierosów) na dwa dni? :)
Kup też kukurydziankę, pierwsze 2 palenia będą takie sobie, ale „jeździć” nią będziesz mógł ile będziesz chciał. Osobiście testowałem kiedyś kukurydziankę na wytrzymałość i spokojnie wytrzymuje obciążenie po kilka paleń dziennie 7 dni w tygodniu. Oczywiście, nie posłuży tak dłużej niż miesiąc(e) ale praktyki nabierzesz i koszt nie będzie zbyt duży. W ramach testów paliłem nawet tytoń papierosowy i żyję :) i da się i zaspokaja głód nikotyny.
Ja palę raz na dwa, trzy dni. Niektórzy raz na tydzień. Ale chyba Tobie, jako byłem papierosiarzowi będzie trochę ciężko na początku. Jednak pewnie że wykonalne. Druga sprawa to taka, że prawdopodobnie posmakujesz z czasem tytoni bardzo smacznych o których nie miałeś pojęcia, że mogą być tak dobre. Wtedy palenie raz na kilka dni będzie ciężkie bo to co smaczne strasznie kusi.
Zgodnie z obietnicą chwalę się – choć jak mówiłem, nie za bardzo mam czym – ceny fajek z wrzośca mnie zastrzeliły na miejscu… najtańsza była za 120 zł. To dla mnie ciut za dużo – zwłaszcza teraz. Po długich rozmowach zdecydowałem się więc na zakup „Mr Bróg” nr 24. Kształt mi się strasznie podoba (podejrzewam, że wpływ starych filmów o Sherlocku), podobno dla początkującego nie jest to zły wybór. Tytoń to „Mac Baren -Seas”. Przyszedłem, oczyściłem z ew. pyłków i kurzu, nabiłem do mniej więcej 1/3 i zapaliłem. Wolno i bez przesadnego, łapczywego zaciąganie się. Spaliłem do samiuskiego końca. Fajka była ciepła, ale nie parzyła, dym nie szczypał w język, nie gryzł, a po wypaleniu, oczyściłem i komin (delikatnie, żeby nie uszkodzić ścianek) i cybuch i ustnik.
I teraz pytania – choć może to złe miejsce (w sensie komentarze do artykułu) – czy coś zrobiłem źle? Czy powinienem o czymś jeszcze wiedzieć? O czymś pamiętać? Będę wdzięczny za pomoc i rady:)
Skoro już kupiłeś gruszę i duński aromat, to niech ta fajka będzie przeznaczona do tego typu tytoni. Gdy przyjdzie Ci ochota na virginię czy latakię, to już lepiej wyposaż się we wrzosiec (albo gliniankę).
Co zrobiłeś źle? Nazwałeś główkę fajki cybuchem :)
Przyznam, że tytoń mi smakuje. Ma ładny zapach – przed i w trakcie palenia – nie będę tam palił innych. Zresztą – dziś spaliłem może 5 papierosów i raz zapaliłem fajkę. To całkiem nieźle :)
Cybuch – miałem na myśli szyjkę. Albo nie, nie wiem. Według schematów – to chyba szyjkę (od główki do ustnika).
Największy problem mam z … nabijaniem. Nie za bardzo wiem jak mam to dobrze zrobić. na razie niewielka ilość w kominie, więc nie ma problemu, ale potem… cóż, pożyjemy, zobaczymy.
P.S. Mam nadzieję, że kiedyś po prostu uda mi się rzucić palenie całkowicie, a fajka będzie mile cieszyła oko. Albo będzie się witała ze mną bardzo rzadko.
No to chyba chodziło o szyjkę. To jest upierdliwe czepianie się, wiem, ale ułatwia komunikację :)
Jeśli chcesz palić fajkę częściej, to dokup jeszcze ze dwie kukurydzianki (albo chociaż jedną). Glinianek do takich tytoni nie polecam. Drewniana musi odpocząć przez dobę przynajmniej, a skoro celem jest ograniczenie papierosów…
Btw, poczułeś jakiś zastrzyk nikotyny chociaż? Bo z tego co czytałem, to seria 7 seas to straszne słabiaki… :)
Jakbym zapalił lighta. Ale takie palę (już pół roku, odkąd zostawiłem czerwone), więc kompletnie mi to nie przeszkadza.
Mam wrażenie, że fajka ma być mi potrzebna bardziej do świadomości, że nie muszę sięgać po papierosa, ale mogę właśnie po nią. Taka pomoc w rzuceniu palenia. Przyznaję, że bardzo miło mi się paliło – marzeniem jest jednak w ogóle odstawić tytoń albo, przynajmniej, palić 2-4 razy w tygodniu. A do tego celu fajka jest jak najbardziej odpowiednia (w mojej świeżej opinii) – zapalić, delektować się, wyczyścić i schować. Byle nie zastąpiła papierosów – 6 fajek i sięgać po nie, bo nałóg ma nade mną władzę. To muszę pokonać :)
A co do poprawki w terminologii – dziękuję! – bo raz że ułatwia komunikację, to dwa, że lepiej jest mówić prawidłowo. :)
Zatem powodzenia w rzucaniu nałogu ;)
Co zrobiłeś źle? Zapomniałeś w tym wszystkim kupić tytoń i fajkę. O ile gruszę, z Przemyśla, można by spróbować nazwać fajką po kilku godzinach na warsztacie, o tyle w siedmiomorzu tytoniu jak na lekarstwo- na pewno nie jest to coś co nadaje się dla kogoś kto potrzebuje nikotyny. Wyobraź sobie że jest 10 stopniowa skala mocy tytoniu- rzecz jasna subiektywna, ale kiedy kilka setek opinii się pokrywa robi się normatywnie.
Otóż dla przykładu taki SG Brawn 4 ma moc około 11, SG FVF jakieś 6, Virginia no 1 Mac Barena jakieś 5, o tyle tytoń który kupiłeś ma- pod warunkiem ze palisz w miescie pełnym smogu 2.
Zatem idz do trafiki, kup fajke i tytoń, wtedy mozemy wrócić do rozmowy- oczywiście w mojej skromnej i cholernie subiektywnej opinii.
Ja tylko dla wyjaśnienia dodam, że Jan jako dyżurny snob i burak fajkanetu, musi wydawać takie opinie.
A to oznacza tyle, że formę wypowiedzi należy pominąć, a skupić się na treści ;)
To pewnie przez to wychowanie w patologicznej rodzinie, http://www.eioba.pl/a/2voj/my-dzieci-tamtych-rodzicw
Musicie mi wybaczyć…
puk, puk.
Co do fajki – nie sprzeczam się.
Co do tytoniu – będę :)
1. Mi smakuje (lepszy niż papierosy).
2. Nie odczuwam potrzeby (być może na razie) „strzałów” nikotyny.
Ale za opinię dziękuję. Z tym, że najpierw – muszę się chyba nauczyć 1000 rzeczy. Przy moim obecnym stanie wiedzy na temat fajek…sam jestem grusza :)
P.S. Dzisiaj żadnego papierosa jeszcze nie zapaliłem, a na nogach jestem od 53=:30. :)
Grrr.. miało być 5:30 ofc.
Paląc w fajce wrzoścowej częściej niż raz na dzień, jej nie zniszczysz, nikt nie zabroni ci wysypac popiolu i od razu nabic nastepna porcje, fajce nic sie nie stanie, poza tym ze po jakims czasie takiego traktowania waniala bedzie i smakowala jak przygrliowa puszko popileniczka z milionem petow w zatechlym barszczu.
Ekonomia przy najtanszych fajkowych tytoniach lub tytoniach z…. wychodzi podobna jak papierosowa, nie liczac zakupu fajek, wiec w zasadzie nie jest to tansze- to ze zakladasz ze wypalisz jedna fajke dziennie- podziwiam, ja nigdy nie palilem papierosow, ale jak nie wypale trzech fajek dziennie to mnie troche nosi, ale trzymam kciuki.
Jakby to rozłożyć w czasie to może wyjść taniej, ale na początku to w najlepszym wypadku będzie tyle samo.
To zależy jak kto pali, co było widać na przykładzie opisanym przeze mnie w artykule już zapomniałem o jakiej nazwie. Ja bym się na oszczędności nie nastawiał. To wszak towar luksusowy.
U mnie zakończył się pierwszy dzień bez papierosa. Jakoś nie brakuje mi śmierdziela. Zmodyfikowałem trochę metodę Falonowo-Jalensową (w czystej postaci nie przynosiła rezultatów). Generalnie oduczałem organizm od strzałów nikotynowych z papierosów stosując opisywaną metodę i zmniejszając moc papierosów. Nosiłem ze sobą dwie fajki na zmarnowanie, zestaw filtrów, wyciorów i jeden tytoń aromatyzowany i jedną latakie dla mocy. Najpierw paliłem czerwone marlboro, popalałem fajkę, później dwa tygodnie na marlboro light i fajce i starając się ograniczać ilość papierosów. Kolejne dwa tygodnie to męczarnia na L&M silver (połowa mocy białych Marlboro). To był najcięższy okres bo organizm domagał się strzała od papierosa, po zapaleniu doznawał szoku, że mimo iż sprawdzona metoda (papieros) to nie zaspokaja – wyciągałem fajkę. Po około dwóch tygodniach przestały mi smakować te papierosy, coraz częściej fajka a rzadziej papieros. Następne etapy to R1 i R1 minima. Dzięki temu udało mi się (mam nadzieje skutecznie) nauczyć mój organizm, że papieros nie jest w stanie zaspokoić zapotrzebowania na nikotynę. Jak chce mi się palić – sięgam już odruchowo po fajkę mimo, iż papierosy mam ciągle przy sobie.
Witam.
Wiem,że to nie forum lekarskie, ale być może przyczyna tkwi w złym paleniu, tzn technice dlatego tutaj pytam. Kupiłem ojcowi fajkę (wrzosiec), do niej tytoń czystą wierdzinie. Ojciec twierdzi, że po paleniu pobolewa go gardło pierś i czasem serce szybciej kołacze. Zastanawiam się czy przyczyna tkwi w tym, że za często pyka, za mocno się zaciąga (za głęboko). Dodam, że mój taka pali papierosy (light) co najmniej paczkę dziennie i nic mu się po nich nie dzieje. Fajkę mu kupiłem, z myślą o tym, aby się „przestroił” i trochę mniej się truł. Macie podobne doświadczenia ? Ktoś potrafi coś doradzić, może tytoń za mocny?
estymuję że to dykteryjka ? ( po forumowemu )
podejrzewam że żartujesz ? ( po naszemu ) fajką ma się nie zaciągać !!!!!
Nie precyzyjnie się wypowiedziałem. Z tym zaciąganiem miałem na myśli zaciąganie do jamy ustnej. On sam Mówi, że się nie zaciąga (do płuc), no może raz na 10 -15 pyknięć, ale wyczytałem, że to dozwolona kadencja. Na początku parzył go język i odczuwał gorzki smak. Z zdobytej mi tutaj wiedzy poradziłem mu, wolniejsze palenie, tak aby się tytoń zbyt nie rozżarzał i zadziałało. Teraz pojawiły się problemy z tym pobolewaniem.
Tytoń to marki Peterson Of Dublin w formie Flake.
Z tym pobolewaniem to może jednak warto odwiedzić kardiologa. I to jest stwierdzenie bardzo poważne.
No i zmienić tytoń. Jeśli to jest flake od Petersona, to on słaby nie będzie (burley swoje robi!).
UkłonY,
Jeśli ten Peterson to Irish Flake (mała prostokątna czerwona/pomarańczowa puszeczka), to nie dziwne, że odczuwa dolegliwości związane z przesytem nikotyny. To jest bardzo mocny tytoń.
Jeśli to Peterson University Flake (taka sama puszka, tylko granatowa) to on jakiś przesadnie słaby też nie jest.
Poza tym zdarzają się indywidualne reakcje na konkretne tytonie stosowane przez niektórych producentów – swoją ostrą reakcję na niektóre składniki Petersonów właśnie (konkretnie na indyjskie wirginie AFAIR) opisywał kiedyś na APF-ie Hot.
Tytoń to Peterson Of Dublin Flake dokładnie to co na linku poniżej.
http://www.fajkowo.pl/pl/p/Tyton-fajkowy-Peterson-University-Flake-50g-49.00/1730
Może jest tak jak mówisz, że te objawy powoduje indywidualna reakcja.
yopas…ojciec jest zdrowy, miał okazje być na badaniach i wszystko jest okej. Wypali paczkę dziennie do tego wypije nie raz trochę piwa do smaku i nie miał nigdy takich objawów. Także przyczyna leży, albo w złej technice palenia, albo w jakiś indywidualnych „uczuleniach”.
Poproszę, zatem o polecenie jak najsłabszej odmiany tytoniu, najlepiej nic aromatyzowanego.
„Jak najsłabszy” to chyba przesada, bo PUF jest stosunkowo mocny, zatem wystarczy zamówić „średniaka” – no i się nie zaciągać ;)
Może być tak, że jest to reakcja na burleya, którego zawiera University Flake. Niech Tata popróbuje virginii od SG, proponuję na początek Best Brown Flake: http://www.fajkowo.pl/pl/p/Tyton-fajkowy-S.G.-Best-Brown-Flake-50g-48.00/1512 albo Golden Glow: http://www.fajkowo.pl/pl/p/Tyton-fajkowy-S.G.-Golden-Glow-50g-48.00/1522
A czy burleya nie jest głównym składnikiem papierosów ?
Jeśli ojciec kupi kolejny tytoń to pewnie będzie się starał, aby to nie był Flake. Teraz trochę się gimnastykuje przy nabijaniu. Jak nabił sposobem z tej strony to mu gasło. Doszedł do tego, że go rozdrabnia, zostawia na parę minut do przewietrzeniea i wtedy pali :) Zainteresowałem się, jeszcze Virgiini-ą nr 1. Rozeznam także proponowane przez Ciebie pozycje.
Dziękuje za wszystkie odpowiedzi.
University Flake jest stosunkowo mocny jak na aromat. I Krzyś ma rację z Pawłem – burley swoje robi. Burley bywa głównym składnikiem papierosów, ale też niekoniecznie, dla przykładu RGD zawierały sporo virginii i orientali, chesterfieldy ostatnio przeszły z burleyów na virginie.
Trzeba spróbować czegoś lżejszego. Va nr 1 od MacBarena może być rozwiązaniem.
Kurde gdybym wiedział to bym od razu kupił coś słabszego. Widocznie, za mało czasu poświęciłem temu tematowi. Dziś ojciec znów zapalił fajkę i znów powtórka z rozrywki: bóle w piersi, zawroty głowy.Gdy wszystko minęło, zapalił papierosa to po prostu człowiek sanatorium, zero jakich kol wiek kłopotów. Zaproponowałem ojcowi, aby zrobił experyment, który polega na wsypaniu tytoniu z papierosów, które pali do fajki i zapaleniu, zobaczymy jaki będzie efekt. Gdy objawy miną wszystko jasne, gdy będą takie same, znaczyłoby to, że przyczyna tkwi w filtrowaniu. Kupiłem fajkę z filtrem aluminiowym.
Mogłeś przeczytać recenzję. Wspomniałem w niej o sporej zawartości nikotyny w University Flake i niejakiej pikanterii.
Nie ma czegoś takiego, jak filtr aluminiowy. To, co tam jest, to skraplacz, który nie ma żadnego wpływu na obniżenie mocy. Proponuje wywalić, łatwiej się będzie paliło.
A tytoń z papierosów do fajki to kiepski pomysł, szkoda fajki.
Dodatkowo – napisałeś, że tytoń jest przed paleniem rozkruszany (i dobrze, czemu nie, nie trzeba palić w snopku) i podsuszany parę minut. Zazwyczaj tytonie w płatkach warto jest podsuszyć dłużej, nawet do kilku godzin.
Jeśli się tą Virginią z fajki zaciąga jak swoimi lightami, to lżej mu na pewno nie będzie. Polecam lekturę fajkanetu, tu naprawdę o fajce i jej paleniu jest bardzo dużo napisane. Najpierw czytać, potem pytać!
P.S. Czy nick NoName to od tej ojcowskiej Virginii? ;)
Tytoń to Peterson Of Dublin w formie Flake. Jak wyżej pisałem.
ps Przepraszam za podwójną odpowiedź, chciałem każdemu odpisać. Teraz postaram się nie „drzewkować” odpowiedzi.
Niech ten skraplacz tam lepiej jest. Jeszcze ojciec pociągnie żaru i będzie gaśnica potrzebna. Czy ktoś z was wie ile nikotyny jest w 1 gramie w feralnym tytoniu ? Papierosy, które pali ojciec mają 0,5 mg na papieros.
ps dziś prawdopodobnie zostanie zakupiony inny tytoń, dla testu.
koniecznie powiedz Ojcu żeby się tytoniem nie zaciągał, niech sobie delikatnie pyka i jak chce kopniaka niktotynowego niech to co „naciągnie” do ust nosem powolutku sobie wypuszcza… niech nie rozpala czasem fajki do osiągniecia gęstości dymu tytoniowego.. tu lekkie tlenie się ma byc i to wystarczy .. lepiej jak mu będzie gasło niż jak przegrzeje bo i smaku mieć nie będziea tylko na skraplaczu usłyszy chlupanie kondensatu.. skoro piszesz że się poparzył „Na początku parzył go język i odczuwał gorzki smak.” … gorzki smak kondensatu zapewne ;) cybuch ma być na dole a ustnik na górze – z czasem nauczy się trzymać nie myśląc o tym na godzinie 14:30 .. tak jak pisałem języko poparzyl bo za dużo dymu chciał produkować – a to nie tędy droga ..
i jeszcze raz napiszę wybij mu z głowy zaciąganie się… jak powyniuchuje dym przez 15 minutk delikatnie i powoli.. spokojnie nikotyną się nasyci i naszuczy organizm że jak niktotyna – to fajkę trzeba zapalić…
i pięknie tu zpstało napisane jak nauczyć się palić „nabijać i palić i nabijać i palić i tak do skutku”…
powodzenia
i do znudzenia – niech się nie zaciąga !!! bo to jest bez filtra skraplacz ma schłodzić dym i rzeczywiście pozbyć go tym samym substancji smolistych ale nie że wszystkie wyłąpie bo i sam się w końcu ogrzewa …i traci wlasność.. najczystszą moją fajką do najczystszego palenia u mnie jest Falcon – z racji tego ze cały jest metalowy to jego kanał dymowy jest nadzwyczaj czysty przy wyciorowaniu zawsze… a dym jest chłodny – bo i rura w końcu metalowa.
Mi się zdaje, że on się nikotyną przesyca, sugerują to wyżej napisane objawy. W końcu nie trzeba się zaciągać, aby dawkować sobie ten związek. Dziękuje za wszystkie rady, przekaże mu je z pewnością. Dziś także ojciec kupi inny tytoń, słabszy i zobaczymy jak na niego będzie działał. Napiszę relację, jak będzie po doświadczeniu :)
Pozdrawiam
Jak to dobrze, że nie przeczytałem tego artykułu przed podjęciem decyzji o rzuceniu papierosów. Paliłem dwie paczki dziennie przez ponad ćwierć wieku, a teraz pykam sobie trzy fajeczki dziennie – bez zaciągania się! Po tygodniu fizycznego cierpienia czuję się dobrze, a woń papierosów wywołuje u mnie zdziwienie, jak mogłem przez tyle lat palić to świństwo?
Myślę, że w całej tej sprawie chodzi jedynie o to, co się dzieje w naszych głowach. Reszta to otoczka.
Trochę więcej minęło, niż zdeklarowany przez zemnie czas od ostatniej wizyty. Wynikło to z tego, że ojciec się nieco zniechęcił do fajki i opornie podchodził do spróbowania innego tytoniu. Z racji tego, że jest skąpy i żal mu było pieniędzy na inny palił dalej ten FLAKE, ale mniej i… przyzwyczaił się. Opisane wyżej objawy minęły :) Niedawno jednak nadarzyła mi się okazja kupić całe liście tytoniu. Liście są koloru żółtego, kupiłem to i okazało się, że to był strzał w 10. Posmakował mu. Okazał się przy tym dużo lżejszy i po prostu w jego mniemaniu dobry. Cena jest niesłychanie atrakcyjna, zatem same plusy (oprócz zdrowia). Mankamentem może tej formy tytoniu jest to, że trzeba mieć maszynkę aby to pociąć, w wąskie paseczki, ale tak naprawdę to niuans przy opisywanych zaletach przez ojca i korzyści finansowej, który pali teraz jak wściekły, jeszcze trochę to będzie trzeba mu kupić kolejną fajkę, żeby tej nie zajechał :) Palenie papierosów zostało ograniczone jak na razie o połowę co i tak jest sukcesem. Myślę, że będzie tylko lepiej.
Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie komentarze.
Ps jeszcze trochę i może sam się skusze na fajkę chociaż nigdy nie paliłem ;)
Witam wszystkich,
nie jestem pewien, czy ktoś jeszcze zagląda do tego wątku od czasu ostatniego komentarza, ale mimo to pozwolę sobie opisać moje zamiary i liczę na ewentualne sugestie bardziej doświadczonych fajczarzy.
Otóż mój przypadek wygląda następująco:
Dawno temu, przed 13 laty, zacząłem palić fajkę. Po kolei uczyłem się opalania fajki, nabijania, palenia, czyszczenia, wybierałem swoje ulubione tytonie i paliłem sobie moje śliczne 3 fajki na zmianę.
Tak to trwało przez jakieś 3 lata, aż pod koniec studiów zacząłem, częstowany przez znajomych, coraz częściej sięgać po papierosy. Na tyle, na ile mogłem starałem się towarzyszyć im z fajką, ale wiadomo – nie zawsze była pod ręką, nie było czasu na nabicie i rozpalenie (ja zaczynałem palić wtedy gdy oni kończyli). I tak powoli przestawiłem się na papierosy a fajki poszły w odstawkę. Generalnie cały ten ceremoniał przestawał pasować do coraz bardziej intensywnego trybu życia. I palę sobie papierosy już z 10 lat, jestem oczywiście po kilku próbach rzucenia (z czego jedna skończyła się w szpitalu, bo okazało się, że epileptyk nie może rzucać papierosów z dnia na dzień ;) ).
Teraz chcę dokonać odwrotnego procesu. Znalazłem nawet jedną ze starych fajek, ale ze względu na niewyczyszczenie jej po ostatnim paleniu przed ok. 10 laty (wstyd…) troszku śmierdzi. Zapowiada się więc wycieczka do sklepu (na szczęście z trochę zasobniejszym portfelem niż za czasów studenckich) i wybór fajek. Tytoń mam już wstępnie upatrzony – na początek na pewno Erinmore, bo pamiętam, że bardzo go lubiłem w przeszłości i z tego co wiem, to ma dosyć dużą dawkę nikotyny.
Ciekawe jak bardzo trudniejsze będzie przejście w drugą stronę…?
Trzymajcie kciuki :)
Jeśli człowiekowi palącemu 3 paczki dziennie udało się przerzucić na raptem 12 fajek, Tobie powinno się udać bez większych problemów.
Zapomnij o mitach dot. opalania, niezaciągania sie dymem fajkowym itp…
Co do śmierdzącej fajki, na wszystko są metody http://www.fajka.net.pl/poradniki/wlasnorecznie/metody/
Ja jakoś nie mogę sobie wyobrazi sytuacji w której z braku czasu przerzucam się na papierosy, z powodu mrozu i konieczności palenia na balkonie- skręty owszem, z wysoko jakościowych tytoni, bo to siano które jest w seryjnych papierosach tytoniem raczej nie jest.
Nabijaj podpalaj i pal, a wszystko będzie jak trzeba… Z mocnych tytoni- wybór coraz większy, jest w czym wybierać ostatnio fajkowo wprowadziło Dark Flake dużo burleja, więc spokojnie zastąpi on papierosy, a mocy ma dość, zawsze też można sięgnąć po xx lub brawn 4 od SG, to tytonie które dostarczą nikotyny nawet tym którzy zaciągaja się po czubek butów ekstramocnymi.
Przeczytaj jeszcze ten wątek – http://www.fajka.net.pl/problemy/od-papierosa-do-fajki-poprzez-rzucenie-palenia/
Ja paliłem papierosy 26 lat. Zastępowanie ich fajką nie dało dobrego efektu, dlatego zdecydowałem się na TABEX. Na początku sięgałem po mocne tytonie. Teraz palę klasyki jak FVF, Sam’s Flake etc. A z kolegami zawsze możesz się przewietrzyć, palić petów nie musisz ;-) Poza tym po terapii łatwiej Ci będzie NIE zapalić, jak nie ma możliwości (nabić, rozpalić, znaleźć miejsce i czas) niż sięgnąć po pomiatacza, czyli papierosa. Tutaj są osoby, które palą jedną fajkę na dwa dni, a na zime rzucają, bo balkon nie jest wtedy przyjemny. Z fajką jest to możliwe, ale z papierosami już nie.
Idź do lekarza pierwszego kontaktu. Powodzenia!
Wielkie dzięki za link i uwagi. W zasadzie to zaczyna mi się układać dobry plan na rzucenie papierosów i powrót do fajki. To nie jest tak do końca, że chcę palić fajkę po to, żeby nie palić papierosów. Chcę skończyć z petami, bo wiadomo o co chodzi – to jest jedna kwestia – a do fajki chcę wrócić bo pamiętam jaka to była przyjemność :) A rzucanie metodą „od dzisiaj nie palę” w moim przypadku odpada.
Muszę teraz zatem oprócz trafiki odwiedzić także lekarza :)
Mam tylko nadzieję, że będę mógł przyjmować ten Tabex bez efektów ubocznych.
TABEX to Cystezyna, naturalna substancja imitująca nikotynę. Jest to o tyle fajne, że nie leczysz się dawkami nikotyny, tylko zamiennikiem. Ale wszystko Ci powinien lekarz wyjaśnić. Każdy lek może mieć skutki uboczne, nawet aspiryna ;-)
Samuel Gawith – Cob Plug – fajny aromat w tle
Samuel Gawith – Brown No.4 – tytoniowy
Samuel Gawith – 1792 – fasolka – zacny
Peterson – 3P – tytoniowy
jest co próbować – są dobre i sycące nikotyną. ja po e-papierosie przechodziłem na fajkę bo analogi już NIE kopały.
Od papierosa do fajki, punkt 1.
-kupić: fajkę kukurydzianą, filtry 6mm i tytoń Hal O’the Wynd
-palić
Właśnie jestem n etapie fajczenia zamiast papierochów. W moim przypadku jakoś tak się złożyło ze rozchorowałem się trochę, nic poważnego zwykłe przeziębienie ale kaszel, katar i bul głowy i typowe objawy grypowe skutecznie wybiły mi palenie czego kolwiek na co najmniej 3-4 dni.
Od dawna walczyłem z nałogiem, próbowałem kilkanaście chyba razy. Silna wola na początek- porażka. Plastry, gumy- porażka. E-papierosy, wapowałem to gówno całymi miesiącami i całymi dniami, oderwać sie nie mogąc aż widziałem na zielono, kiedy miałem już dość tego babrania się w liquidach i wróciłem do papierosów to musiałem palić ponad dwie paczki dziennie aby dorównać tym e- papierosom. Największy skutek miałem po tabletkach Tabex, nie paliłem wtedy pełny miesiąc. Głupia sprawa ale po miesiącu z górką postanowiłem zapalić jednego i sprawdzić co się stanie, jak będzie smakował i takie tam głupie zajawki. Smakował obrzydliwie a ja godzinę później miałem w kieszeni nową paczkę z myślą o okazyjnym dymku, częstotliwość okazji wróciła do normalnego poziomu 30 na dzień już dwa dni po pierwszym papierosie.
doszedłem do wniosku ze nie uwolnię się od tego syfu, jedynie mogę się ograniczać ale z tym tez różnie bywa.
dzięki temu ze się przeziębiłem miałem z głowy pierwsze dni, kiedy jest najtrudniej, kiedy poczułem się lepiej postanowiłem ze nie będę palił, jednak potwór jet silny i się zaczęło. Wiedziałem ze i tak zapalę, jednak postanowiłem spróbować czegoś innego, kupiłem kukurydziankę i Virginia No1. Mimo że byłem na głodzie to spokojnie zasiadłem do nabijania fajeczki, silnie postanowiłem ze to nie może być kolejne zaspokojenie tylko coś przyjemnego coś na co warto czekać.
Rozpaliłem spokojnie i postanowiłem się nie zaciągać, udaje mi się już drugi tydzień, 1-3 fajki dziennie bez zaciągania się (ani razu), w tygodniu pierwszą fajkę mogę zapalić dopiero ok 12-13 a często dopiero po 16 po obiedzie i przy kawie, do kawy to już mus i basta. Cały dzień czekam cierpliwie na tą pierwszą fajkę,czekam spokojnie i cierpliwie, staram się nie denerwować, wbijam sobie do głowy takie zdanie: „spokojnie stary, przeszyjesz bez tego te kilka godzin” i jakoś działa na razie. Gdyby tak miało wyglądać moje palenie to będzie ok.
Przyjemna fajeczka zamiast paczki śmierdzielów to też jakaś alternatywa.
Witam.
Trafiłem tu przypadkiem szukając sposobu i środków na pozbywanie się smoły tytoniowej.
Sporo ciekawych rzeczy dowiedziałem się przy okazji, czytając poszczególne artykuły. A teraz skoro właściwie głównym tematem, który tu się przewija jest nałóg nikotynowy, to i ja dorzucę kilka zdań o swoich doświadczeniach w tej materii.
Papierosy paliłem 46 lat z okładem. Jedną dwie paczki dziennie. Zawsze podobały mi się wtedy przypadkowe spotkania z aromatem Amfory i kilka razy próbowałem toto palić w jakichś różnych fajkach. Niestety ze skutkiem szczypania i pieczenia w gębie oraz kompletnym brakiem czucia tego aromatu, który skłaniał mnie do prób.
30 lat temu „przeskoczyłem” najzwyczajniej i bez trudu z papierosów na fajkę. Mogło jednak tak zdarzyć się dopiero wtedy, gdy sprzedawca w branży tytoniowej podpowiedział mi bym kupił sobie fajkę, a nie fajko podobny wyrób. Nie uważam się teraz, broń boże, za prawdziwego fajczarza, nie cackam się ze sprzętem, nie bawią mnie rytuały fajczarskie, ani poszukiwania i próbowanie różnych mieszanek. Co trzy dni spalam 50 g Wirginia Vanilla Cavendish, który to tytoń sprowadzają z hameryki za pośrednictwem internetu. O sprzęt-fajki nie dbam specjalnie, ma być jedynie czysto bez smolistej mazi i tyle. Fajki kupuję nieduże lekkie i proste, ale nie tanie. Kiedy widzę wyraźnie wypaloną krawędź ( to pewnie oczywista profanacja ) kupuję następną i tak to się kręci od trzech dekad. Nie zwracam przy tym wszystkim uwagi, z czego zrobiona jest fajka i jaka jest jej marka. Wystarczy, że wiem iż w porządnej nie taniej fajce da się po prostu palić bez konsekwencji szczypania w język, a w koło mnie nie śmierdzi papierochami. Sztacham się często pachnącym dymem, lubię i potrzebuję odpowiedniej dawki nikotyny. W trakcie wspomnianych ostatnich 30 lat zrobiłem sobie kompletną dwuletnią przerwę w paleniu czegokolwiek co zawierało tytoń. Marycha krycha czy zocha to była zupełnie inna para kaloszy, jednak też nie codzienność jak przedtem waniliowa trawa z hameryki. Moja pani dr. ta od medycyny rodzinnej, gdy stwierdziłem w tym czasie, że coraz gorzej się czuję, ochrzaniła mnie za fakt gwałtownego odstawienia tytoniu. Uzasadniła to w ten sposób, że po tak wieloletnim wciąganiu nikotyny, ta ostatnia stała się nieodzownym składnikiem dla dobrego samopoczucia. Zalecenie było takie – albo przyjmować nikotynę farmaceutyczną (nicorette i inne) albo najzwyczajniej wrócić do palenia. Wolałem to drugie:)
Pewnie po tych wszystkich słowach mogę być uznany za profana w tym gronie, ale to nie znaczy Panowie, że nie mam szacunku i uznania dla prawdziwych fajczarzy. Przeciwnie, bardzo szanuję oraz podziwiam smakoszy i fachowców w tym temacie.
Aha, jeszcze coś – niekiedy popalam elektronika. Jestem muzykiem, w trakcie imprez muzycznych bywa, że nie ma ani czasu ani nie przeszkadzającego sposobu na sztacha. W kieszeni wtedy poza tym mam zawsze paczkę jakichś slimów, lecz nie dla siebie
a dla tych którzy w danej chwili mają chęć na papieroska, mam na myśli czas przerwy.
Ten wpis był jednorazowy, przypadkowy i dlatego taki długi. Mam nadzieję, że nikogo nie wnerwiłem albo nie zanudziłem :)
Bardzo serdecznie pozdrawiam wszystkich i życzę samych pozytywów związanych z tytoniowymi doświadczeniami :)
Nikogo nie wnerwiłeś, a tym bardziej znudziłeś.
Miło poczytać innych doświadczenia.
Nas tu jest różnych, różnistych cała masa, każdy ma swoje doświadczenia.
Witaj
O! Miło, że ktoś przeczytał co napisałem i miał chęć odpowiedzieć. Jak widać po datach, wskoczyłem z tym tekstem po prawie dwóch latach od poprzedzającego wpisu.
Dziękuję. Prawdę mówiąc raczej nie spodziewałem się żadnej odpowiedzi, a jeżeli już to raczej mocno nieprzychylnej i wątpiącej w prawdziwość moich słów.
Przy okazji żeby uspokoić mogące rodzić się czyjeś wątpliwości wspomnę i potwierdzę – nie było żadnej pomyłki w podawanych wcześniej okresach czasowych, teraz jestem już ponad osiemdziesięciolatkiem z kilkuletnim hakiem, lecz czuję się i wyglądam mniej więcej 15-20 lat młodziej. Pewnie od dziecka nikotyna tak mi służy i zawsze czynne na maxa życie, oraz muzyka.
Mam zamiar popalać faję do setki przynajmniej, tak zresztą jak i czynnie dobiec końca swojej ścieżki.
Życzę wszystkim także nieustającej kondycji i czerpania przyjemności gdzie tylko to możliwe :)
Przeczytał, przeczytał. Mało tego: zrobiło na nim na tyle duże wrażenie, że nie wiedział co odpisać ;)
Ale ponoć według niektórych podań ranek jest mądrzejszy od wieczora to już wiem ;)
Takie wpisy uważam, za niezwykle ważne. Przede wszystkim pokazują jak wygląda realne, codzienne zaspakajanie głodu nikotynowego za pomocą fajki. Fajki, której nie sprzyja współczesny styl życia, oraz rozliczne ustawy antytytoniowe.
Pana wpis stał się katalizatorem tego, że podzielę się pewnym swoim przemyśleniem w temacie ;) Otóż mam taki niewielki sklepik z tytoniem w Krakowie. Bardzo go lubię, choć z czasem coraz mniej w nim interesujących tytoni jest. W każdym razie prowadzi go sam właściciel: sam palacz i można chyba powiedzieć fascynat. W każdym razie kiedy do fajki wróciłem, odwiedzam go dość systematycznie. Czasem tylko pogadać, bo to typ gawędziarza. I jego opowieści o tym co i jak ludzie palą w fajkach wzbudzały moje zdziwienie, oraz nie ukrywam: spojrzenie z politowaniem. Cóż…typowy zapał neofity, uświadomionego co i jak, co należy, a jak nie wolno ;) Dla przykładu: mieszanie aromatu z aromatem, mieszanie tytoniu fajkowego z papierosowym, palenie każdego tytoniu w tej samej fajce, kołeczek? jaki kołeczek ;) itd. I teraz narażę się ja, a nie Pan ;) i to zapewne na moją głowę spadną gromy: otóż uznałem, że tacy właśnie codzienni fajczarze-nikotyniści są bliżej temu czym palenie fajki było kiedyś. Kiedy fajka (nawet jeśli była od Dunhilla ;) ) była tylko narzędziem, a nie celem samym w sobie. Osobiście daleko mi do wszystkich tych wzniosłych frazesów, mówiących o tym jak to fajka sprzyja zadumie, przenosi w inne światy, kiedy pasuje, a kiedy nie. Daleko mi też od stwierdzenia, że jest czymś elitarnym, jakąś sztuką dla sztuki, przeznaczoną dla gentlemanów i palenie jej musi wiązać się z jakimś rytuałem, z miejscem itp
W pełni rozumiem oczywiście kolekcjonerstwo, bo bądź co bądź fajki „coś” w sobie mają, a czasy się zmieniają i fajka jako taka nie jest już tylko narzędzie do nikotynizowania się.
Bardzo się cieszę, że Pan się u nas pojawił: gdyby Pan został na dłużej cieszyłbym się jeszcze bardziej :)
Gromy nie spadną bo to o czym piszesz to prosta prawda. Fajka była, jest i będzie przedmiotem do palenia, nieważne jak wymyślna/wspaniała/droga by była.
Cała ta otoczka to wymysł tych, którzy fajki nie palą (albo marketingu). A dzisiaj rano mnie naszło stwierdzenie, że ten portal to portal fajczarzy teoretyków (to już tak humorystycznie)i poetów.
Pozostaje mi się z Wami zgodzić. Sam traktuję fajkę głównie jako przedmiot do palenia. Bawią mnie po trochu próby przypisania fajki jakieś elitarnej grupie. Przecież fajkę paliło się w cholerę dawno temu, zanim jeszcze pojawiły się papierosy. Jedyne co sprawia, że fajkę traktuję nieco bardziej pieszczotliwie to fakt, że trzeba o nią dbać. Nie dlatego, żeby się świeciła jak bombka na choince, to mnie nie interesuje. Ma po prostu jak najdłużej służyć. Ważne jest to, że fajką się da „napalić”. Porządnie dostarczyć nikotyny do organizmu i to nawet prawie bez zaciągania. Dawniej myślałem, że jakiś kiepski aromat pozwoli zaspokoić głód nikotynowy, ale to bzdura. Słabe to było, do tego niesmaczne. Dopiero teraz, kiedy odkrywam przyzwoite tytonie, zaczynam rozumieć, że palenie fajki to nie tylko jakiś tam rytuał. Przyznam, że po takim Dark Birds Eye od GH zapominam o uzależnieniu na długie godziny. Niestety jest druga strona medalu. Papierosy wciąż są obecne w moim życiu. Ale tylko w czasie pracy. Wypalam od 2 do 4 w zależności od dnia, poziomu stresów, czy humoru. Kiepsko. I tak sukces, bo przed zakupem lepszych fajek paliłem pół paczki dziennie, a w najgorszym momencie życia całą paczkę, a nawet więcej. Zastanawiam się, jak całkowicie wyeliminować papierosy z życia. Jeszcze przed „nastaniem fajki” próbowałem Desmoksanu. Było super do momentu, w którym Desmoksan się skończył. Wtedy stwierdziłem, że uzależniłem się od leku. Biada. Papierosy wróciły. Teraz zastanawiam się na jakimiś gumami typu Nicorette, czy jakoś tak. Co o tym sądzicie? Jest szansa, że to pomoże? Naprawdę wkurzają mnie już papierochy, po każdym mam wyrzuty sumienia, jakbym zdradził swoją dziewczynę z wyjątkowo brzydką, śmierdzącą i zarażoną prostytutką, której jedyną zaletą jest to, że jest tania i dostępna. I szybko załatwia sprawę. Takie czasy. Wszystko szybko, byle jak. Nie mogę w pracy zapalić sobie fajeczki, przerwa za krótka, a an dodatek nie wiem, czy jakiś przychlast nie zrobi z tego afery („siedzi i pali jakąś marychę i nie pracuje)”. Absurdalne? Może. Jednak kiedyś paliłem fajkę w samochodzie i jakichś dwóch młodzieńców w dresie skomentowało to słowami: „Ej! Pa jakie ma bongo”. Cóż…
Czyta, czytam to jeden z najciekawszych komentarzy, jaki się ostatnio pojawił. Fajny, bo osobisty – no i jaka historia i jaki staż! Jak co najmniej kilku fajczarzy razem wziętych ;)
Krótko mówiąc – wielkie dzięki, że zechciałeś się z nami podzielić.
Zwierzenia. Więc i ja pięć groszy wrzucę.
W latach 90-tych gdy byłem nałogowym palaczem papierosów dostałem w prezencie fajkę (jak się nie mylę fajkę R. Filara) i chyba czerwoną amphorę, po to bym zmienił nawyki, nie kopcił tyle i nie śmierdział. Nic nie wiedziałem wtedy o fajce i jej paleniu, poza wyobrażeniem, że trzeba ją upchać tytoniem ze wszystkich sił i palić. Tak upchana fajka nie nadawała się do palenia, co chwile udrażniana szpikulcem i zalewana kondensatem była. Oczywiście wspomnę również o mojej niewiedzy odnośnie odpoczywania fajki po paleniu. I tak kopciłem ją przez wiele miesięcy, wiele razy dziennie, aż postanowiłem kupić drugą do pary, bo miała inny fajny kształt (bent – co teraz już wiem).
Niestety ciągnięcie tej zapchanej wilgotnym tytoniem fajki zaczęło przyprawiać mnie o ból głowy, co skutkowało coraz to częstszym powrotem do papierosów. Gdzieś między papierosami sporadycznie ta napchana fajka się pojawiała, aż osiem lat temu miałem już tego całego nikotynowego nałogu dosyć i po 20 latach zerwałem z nałogiem (a na papierosy alergicznie reaguje do dziś).
A więc powoli kończąc, tę męczącą opowieść … . Na przełomie tego roku, do moich rozmyślań przestała mi wystarczać filiżanka herbaty, czy kawy i zacząłem zastanawiać się nad dymem.
Pierwszy pomysł cygara i spokojne pufanie (bo fajka kojarzyła mi się ze śmierdzącym kondensatem), kupiłem też i fajkę mimo wszystko. Natrafiłem na fajkonet, wyssałem z niego wiedzę i finalnie zakochałem się w pykaniu. Już wspaniałe 7 miesięcy mija z moją towarzyszką (fajką). Miłość nie słabnie, a żona staje się jakby zazdrosna. ;)
A próbował ktoś z Kolegów tytoń żuć? To jest nieporównanie zdrowszy sposób jego zażywania, niż palenie. Oto mój przepis na smakowy tytoń do żucia: liście tytoniu, po wysuszeniu i pełnej, naturalnej fermentacji (minimum kilkumiesięcznej, z użyciem jedynie niechlorowanej wody), porozrywać na mniejsze kawałki, pozwijać w małe rulony i luźno poukładać w kamiennym, kilkunastolitrowym naczyniu. W innym naczyniu wymieszać naturalny sok z czarnej porzeczki z cukrem trzcinowym, w proporcjach pół na pół. Tak przygotowanym syropem zalać tytoń i pozostawić, w środowisku naturalnie chronionym i o niskiej temperaturze, przez kilka-kilkanaście miesięcy. Po tym czasie tytoń z kamiennego naczynia wyciągnąć i wysuszyć. Ważne, żeby przechowywać w chłodnym miejscu.
Tytoń można też pasteryzowć – zupełnie tak samo, jak pasteryzuje się przetwory.
Nie stać mnie na opłacanie akcyzy za kilka liści w dzbanie (w naszym kraju, posiadanie choćby kilku oderwanych od łodygi, bez opłacenia jest nielegalne). Poza tym „najważniejsze dla mnie jest zdrowie”, więc nie używam cukru.