Kołek, ubijak – jak zwał tak zwał. Generalnie, każdy wie o co chodzi i ma przynajmniej kilka takich w swojej kolekcji. O kołkach napisano wiele a powiedziano zapewne jeszcze więcej. Ja chciałbym nie tylko podzielić się moimi „wytworami” ale po kolei pokazać jak takowe kołki robię. Powoduje mną zwykła chęć podzielenia się spostrzeżeniami.
Najprościej to: trzonek od kuchennej łyżki, pałki perkusyjne, wałki od dziecięcego łóżeczka albo inny kawałek okrągłej listwy o grubości 12 – 14 mm. Zresztą, jak będzie grubsza to można przecież zeszlifować. Generalnie preferowane jest drzewo liściaste ale z iglastym też można sobie w prosty sposób poradzić ( o tym też będzie).
Kwestia długości. Tutaj Każdy preferuje swoją. Jeden woli dłuższe, drugi krótsze. W końcu robimy dla siebie i długość dobierzemy sobie sami przymierzając swój ulubiony kołeczek.
Kołek na początku dociąłem na pożądaną długość a jego kolumnę „upiększałem” wedle życzenia, pomysłu albo potrzeby. Tu nieodzowna okazała się mini szlifierka z końcówkami (frezy, kamienie szlifierskie, tarcza ścierna). W końcu nie musi być ani idealnie gładki ani koniecznie staliowany. Główka na płasko a stopka ? No właśnie ?! Stopka, jak kto lubi. Można zostawić płaską, można zeszlifować kątowo. Kwestia kąta to sprawa indywidualna czyli jak komu pasuje. Potem ostatni szlif, bejcowanie i… kołek gotowy. Niech jeszcze tylko wyschnie, potem spotka się (lub nie) z carnaubą i niech zacznie spełniać się zgodnie ze swoim przeznaczeniem.
…ale ten kawałek drewna to jeszcze nie to. Czegoś w nim brakuje. Jest jakiś taki niepełny. Spróbowałem połączyć dwa rodzaje drewna i chciałem zobaczyć co z tego wyjdzie.
Miałem do dyspozycji kołki brzozowe 16 mm, buk 14 mm i orzech 12 mm. Do tego trochę drewnianych ścinków z dębu, merbau, padouka, sukupiry i wenge różnych wielkości. Kołki docinałem na długość 130 mm. Dlaczego tak ? Żeby lepiej i prościej (tak mi się przynajmniej wydawało) obrabiać nadając wymyślny kształt. Na jednym końcu kołka wierciłem otwór głębokości ok. 10 mm i średnicy 4 mm (tak aby wszedł bambusowy patyczek do szaszłyków, który będzie stanowił połączenie). Drewniane ścinki przycinałem na kawałki. Skoro klocka nie starczało na trzy zakończenia to robiłem dwa. Nadmiar wyrówna tarcza szlifierska. Po co się bawić w obcinanie niepotrzebnych paru milimetrów ? Utrzymać trudno, piłą trzeba się namachać i do tego można pokaleczyć sobie palce. Na końcówkach wierciłem otwory o głębokości około 5 mm.
Potem wikol i wszystko w ścisk stolarski na 12 godzin.
Narobiłem tego trochę i przyszedł czas aby zacząć nadawać temu półproduktowi właściwe kształty, które miały nie tylko cieszyć oczy ale też być funkcjonalne.
Zacząłem od wyrównania doklejki z kołkiem na obrotowej tarczy z papierem ściernym 80, 100. Efekt wygląda tak:
Potem przyszedł czas na taliowanie, szlifowanie czyli nadawanie pożądanych kształtów. Rozwiązanie znalazłem proste. Ja nie mam tokarki więc posiłkowałem się zwykłą wiertarką w której wymieniłem uchwyt wiertarski na większy, taki do 16 mm (standardowe są do 12 mm). Kołek w uchwyt (dlatego docinałem na 130 mm bo do środka uchwytu wchodzi 30 mm), wiertarka ruszyła i tarnikami, papierem ściernym nadawałem takie kształty:
…i tu sprawa ważna: jeżeli kołek nie jest idealnie prosty to będzie „bicie” na boki i nie wyjdzie idealnie. Z jednej strony tarnik zbierze a z drugiej, niestety nie do końca i trzeba będzie korygować ręcznie.
Potem odcinanie zbędnego kawałka, równanie główki i stopki na tarczy z papierem 320. Na końcu bejcowanie. Nie bawię się żadną gąbką, szmatką tylko kołki wkładam do słoika, zalewam bejcą i taczam słoik po stole. Tak parę minut i niech schną. Jak sobie wyschną to potraktuję je delikatnie papierem ściernym i pobejcuję drugi raz. Na końcu dopełnię carnaubą.
Widać na zdjęciu też kołki z zebranym środkiem, nie taliowane. To półprodukt do dalszej obróbki ale to za kilka dni ( mam nadzieję) jak podzielę się opisem procesu wytwarzania kołków klejonych z różnych materiałów, które pieszczotliwie nazywam „koślawcami”. Jeżeli o czymś zapomniałem to uzupełnię braki w części II a na pytania chętnie odpowiem.
Z góry dziękuję za wszelkie uwagi krytyczne. Za te pozytywne też dziękuję ( jak będą).
Bardzo ładne są te pierwsze trzy na drugim zdjęciu. Czy może są na sprzedaż?
Dziękuję za zainteresowanie.
Przyznam, że rozważam taką możliwość ale dopiero po ukończeniu II części artykułu (zapewne pod koniec tygodnia). Wtedy zrobię lepsze zdjęcia, dorzucę opisy i kołki trafią na fajkanetową giełdę.
W moim kołku zastosowałem kilka modyfikacji:
1. Płaska końcówka została ponacinana równoległymi nacięciami, dzięki czemu mogę rozprowadzać żar równo po całym kominie. szczególnie przydatne kiedy za ni cholerę nie mogę prowadzić żaru punktowo.
2. Skośnie ucięta końcówka została wyżłobiona na kształt łyżeczki i dzięki temu mogę opróżnić komin z resztek tytoniu. Przydatne kiedy muszę zakończyć palenie i więcej fajki nie odpalać. Poza tym przydatna do odpychania żaru od ścianek komina, np po wcześniejszym jego rozprowadzeniu na całej średnicy.
Obie końcówki namoczyłem przed bejcowaniem w szkle wodnym także nie ulegają wypalaniu.
Zauważyłem też że przepychacz jest mi absolutnie zbędny, także nie będę montował go do kołeczka choć może wkrótce tak się stanie bo kołeczek wygląda wtedy całkiem fajnie.
Co do materiału z jakiego zrobiłem kołeczek, to w Castoramie sprzedają wałki o średnicy 2 cm z którego można wydłubać ponad 15 kołków :)
Nie dodałem, że zastosowane przeze mnie rozwiązania były już przedstawione w tym serwisie przez innych kolegów ale wyszukałem je w komentarzach sprzed roku, dwóch. Nie zaszkodzi więc przypomnieć ich bo uważam, że są na prawdę dobre.
Dziękuję za uwagi.
Dużo tu napisano i powiedziano na temat kołków. Każdy jest inny, indywidualny. Ja staram się robić je hobbystycznie i każda uwaga jest dla mnie cenna.
Co do końcówki skośnej to chyba ilu fajczarzy to tyle może być opinii. Postaram się wykonać takie o których piszesz, ciekawe jak wyjdą. W jednym z kołków mam taką ściętą pod kątem 45 stopni i muszę przyznać, że dobrze się nią operuje.Natomiast tego patentu ze szkłem wodnym nie znałem a jest ciekawy.
Szkło wodne zastosowałem z racji tego że kołeczek wykonałem z sosny (akurat tylko to miałem pod ręką) a poza tym czytałem że kolega który zastosował nacinanie kołka co jakiś czas musi powtarzać nacinanie z uwagi na powolne wypalanie ostro ściętych krawędzi. Szkła nie rozcieńczałem tylko moczyłem przez jakieś 10 minut samą końcówkę kołka. Ja nie czekałem na wyschnięcie tylko po lekkim przetarciu wierzchniej warstwy bejcowałem kołek. Ale warto pokombinować, bo np w budowlance zanim pobejcowałem krokwie, pozwoliłem wyschnąc warstwie szkła. Oczywiście drewno należy lekko przetrzeć szmatką bo szkło jest dosyć lepkie.
Ogólnie przyznam że nie zagłębiałem się w ten temat zbytnio, mi wystarczyło nałożenie jednej warstwy i heja z bejcą.
Damien, a jak moczysz w tym szkle wodnym ? Tylko końcówka – ok. Szkło rozcieńczasz ? Moczysz długo czy tylko zanurzenie na moment ?
Marku, świetny tutorial. Czekamy na drugą część.
Nacinanie, szkło wodne… ja bym raczej napisał – po co? Co ma dawać nacinanie? Gładka końcówka tak samo prowadzi żar, jak ponacinana. I po co szkło wodne? Stosujesz jakieś smolne szczapy na kołeczek? Tam nie ma takich temperatur i czasów kontaktu, żeby się cokolwiek dało wypalić.
Jedyne, co ma IMHO sens, to to soczewkowe ścięcie końcówki. Ale to raczej kwestia preferencji, niż konieczności, ściętym pod kątem bez „zagłębienia” tez daje się skutecznie pracować (choć bez bicia powiem, że wolę soczwewkowe).
Ponacinana podobno lepiej zbiera popiół.
Jako początkujący łykam każdą mozliwą nowośc która da mi przewagę nad zbierającym kondensatem, gasnącym tytoniem, wrednym smakiem itp itd. Wirtuozem nie jestem i staram się korzystać z wszystkich zdobyczy techniki tak by palenia – przynajmniej na początku – sobie nie obrzydzić. Ileż to naczytałem się o falstartach fajczarskich a skoro już zainwestowałem sporo kasy w tą zabawę nie pozwolę sobie na głupie błedy. Ktoś zaznaczył że ponacinany kołek lepiej rozprowadza żar i ugniata powierzchnię i w tym temacie moje zdanie jest na tak. Oczywiście widzę znaczną róznicę w temacie polepszenia mojej techniki palenia po zastosowaniu rozwiązań z kołeczkiem. Może dla wytrawnych weteranów nie ma różnicy bo po latach palenia to już jest inna technika ale mi początkującemu na prawdę ułatwiło to życie.
Efekt placebo jest znany i ceniony w medycynie.
Mało! Ma (udowodnioną) wyższą skuteczność od niejednej „cenionej” terapii (vide homeopatia).
Ja tam różnicy nie widzę.
Fajne kołeczki Świetny pomysł
Używałem ponacinanych i gładkich…różnica istnieje chyba tylko w psyche używającego-ale nic do tego nie mam,broń Boże! Każdy działa tak jak lubi (ale odkryłem!). I chyba nie ma to nic wspólnego ze stażem fajczarskim-ot,lubię taki,więc taki stosuję. Bo maluczko a zaczną się wywody, w którą stronę kręcić..z jaką prędkością obrotową (oczywiście z uwzględnieniem rodzaju spopielanego tytoniu, jego wilgotności, kierunku wiatru…)
A kołeczki zacne, zaiste!
Abstrahując od kołków, to co do kręcenia, właśnie kręci mi się mieszadło w garze zaciernym. Prędkość 21 obr/min, zgodnie z ruchem wskazówek zegara:). Temperatura 64-67 C, słody Pilzneński, Melanoidynowy, Carafa I, CaraBelge i Monachijski :)
Może poza tematem kręcenia w tytoniu ale używka wyjdzie z tego też zacna.
Do fajkowego dymka – mixtura jak najbardziej. Swoją drogą to nigdy nie próbowałem robić samemu. Korci mnie jednak. Może kiedyś?
Choć warze od 7 lat to muszę się jeszcze wiele nauczyć, a to na prawde nic trudnego, a ile jeszcze radości kiedy piwo dojrzeje. Pamiętam co najmniej jeden taki przypadek… Kiedy jakimś cudem jedna butelka pszeniczniaka dojrzała przez ponad 4 miesiące i efekt był niesamowity. Teraz zwiększam szanse na dojrzewanie partii robiąc tak zwane wabiki czyli 3-4 partie dodatkowo. Ale nie wiem jak to się dzieje że wciąż ten system zawodzi :). Taka sytuacja.
No ale żeby nie zaśmiecać off topem to w temacie wokół kołków zapytam o to kiedy tak na prawdę może przydać się przepychacz. Bo mi jakoś to urządzenie wydaje się zbędne.
W momencie kiedy zbyt mocno ubijesz tytoń lub przypadkiem kręcąc i ubijając tym fajnym kołeczkiem podczas palenia zbyt mocno dobijesz do dna. Wtedy się przydaje. D tej pory przydał mi się całe dwa razy ale i tak zawsze noszę przy sobie dodatkowo niezbędnik oprócz kołeczka tylko z powodu tego przepychacza.