Na wstępie chciałbym powiedzieć że bardzo cieszę się z możliwości wzięcia udziału w akcji Siedmiu Wspaniałych. Dziękuję przede wszystkim organizatorowi-szeryfowi Piotrowi M, za wspaniałą inicjatywę i sprawną organizację. A także wszystkim pozostałym Wspaniałym uczestnikom.
Wielką przyjemnością jakiej uczestnik tej i podobnych akcji dostępuje, jest z pewnością moment przyniesienia do domu pachnącej paczki, rozdzieranie drżącymi rękoma pudełka i nurkowanie nosem w kolejnych aromatach. Ta chwila i emocje które jej towarzyszą jest chyba nawet przyjemniejsza niż samo palenie.
Satysfakcję daje także poczucie poznania nowych smaków, poszerzenia fajkowych horyzontów, wyrazem tego niechaj będzie recenzja którą dziś popełniam. Przyznam że decyzja który tytoń opisać nie była łatwa. Wszystkie one doskonale się palą i są stosunkowo drogie, na tym kończą się cechy wspólne. Davidoffy, w moim subiektywnym odczuciu są bowiem bardzo nierówne pod każdym innym względem. Wśród zaledwie siedmiu znalazły się bowiem zarówno płaskie aromaty o wykwintnym smaku ciepłego powietrza jak i prawdziwie majstersztyki. Jest pewna sadystyczna przyjemność w pisaniu i czytaniu niepochlebnych recenzji, ja przynajmniej taką odczuwam, jest to także prostsze niż opisanie tego co zachwyciło, z tego powodu, trochę na przekór samemu sobie, opowiem o tytoniu, którego palenie sprawiło mi największą radość.
Mowa o
Davidoff Flake Medallions
Już sam wygląd tytoniu jest oryginalny. Cudnej urody, równe krążki z black cavendishem pośrodku i wirującymi wokół wstążkami virginii i perique.
Zapach nie jest zbyt intensywny, przypomina starą stodołę w której tnie się drewno podczas deszczowego lata. Po rozkruszeniu zyskuje jeszcze na wytrawności i ciężko pachnie korą, ziemią ogrodniczą i mokrym żwirem a także czymś zwierzęcym, norą leśną albo kotem, czekającym cierpliwie na parapecie aż ktoś wpuści go do domu.
Na spód falconowej główki dedykowanej mieszankom Va+Pq kładę ruszt z co grubszych połamańców, na nim układam lekko zgnieciony krążek, ten zaś przysypuję odrobiną pokruszonej drobnicy.
Jeszcze tylko Stare Dobre Małżeństwo niech sączy się z głośników, światło zgaszone a fotel wciąga w swe głębiny. Przykładam zapałkę. Wciągam dym i płynę w jakieś duszne i deszczowe lato przeszłości. Do babcinej stodoły, gdzieś w sercu Kurpiowskiej Puszczy. Dym pachnie drewnianymi wiórami, parującymi deszczem spróchniałymi deskami, kurzem i ziemią.
W smaku medalion ma w sobie coś świątecznego, nie tylko z powodu ceny, słodko-virginiowo-korowy, z nutami mięty i jałowca. Przyjemnie pieprzny, jakby babcia drapała po głowie.(Jako masażysta straszliwie lubię być smyrany.) Walczą w owym smaku dwa elementy, albo przekomarzają się raczej leniwie, owa pieprzność, chyba z perique pochodząca i coś co ją natychmiast ugłaskuje, coś miętowo iglastego o drewniano słodkim posmaku virginii.
A dalej to jest tak, że pada deszcz, a my siedzimy w wiejskiej kuchni przy stole okrytym ceratą. Owszem, ulewa nas tu więzi, ale nie jest smutno. Kot zaspokoiwszy pierwszy głód dokonuje ablucji , drewno w stodole już porąbane więc babcia wyciągnęła pękatą butelkę swej kurpsioskiej łiski i nawet ten deszcz i pochmurne niebo cieszą gdy się wie że jutro znów będzie lato i słońce i rozległe łąki i pachnące lasy i jeszcze więcej łiski. Taki właśnie jest ten tytoń, pochmurno-radosny.
Technicznie rzecz biorąc produkt doskonały. Zarówno pod względem estetyki ( aż żal rozgniatać medaliony ) jak i spalania. Przy łapczywym, zbyt gorącym paleniu , nabiera tylko przyjemnej ostrości, odkrywa wciąż nowe smaki, wybitnie drzewiaste. Moc średnia ale wystarczająca, by wraz z szklanką pszenicznego piwa zakręcić niedzielnemu palaczowi w głowie i żołądku.
Davidoff Flake Medallion to jeden z najlepszych tytoni z jakimi miałem do czynienia, cudnie złożony, harmonijny, częstujący palacza smacznym dymem i skojarzeniami ciepłymi jak dobrze palona fajka. Cieszę się że miałem okazję go spróbować… pif paf !
Pomijając już fakt bardzo fajnej recenzji opartej na grze skojarzeń (co w recenzjach tytoniu cenię sobie najbardziej) – superowa grafika!
Bardzo podoba mi się ta recenzja. Zwykle – jednak – nie lubię takiej gry skojarzeń, tutaj jak dla mnie jest ona jak najbardziej OK. I rysunek rzeczywiście fajny. Pisz więcej :)
Dziękuję za miłe słowa.
Formuła recenzji jest niejako wymuszona przez bardzo nierówną kondycję moich kanałów sensorycznych. Mam tak, że wszystko niemal, muzykę, smaki, zapachy odczuwam jako obrazy, czasem ruchome, ewentualnie jako dotyk, powierzchnię o konkretnej fakturze.
Większość fajkowych ziel kojarzy mi się właśnie z drzewiasto-wiejskimi klimatami i jest to jeden z powodów dla których lubię palić fajkę.
Boję się tylko że w końcu zabraknie mi motywów;-)
Wygląda zupełnie jak orlikowy bulls eye i z opis wrażeń zgadza mi się z moimi paleniami orlika… ten sam tytoń, jak to KrzyśT kiedyś napisał.
Dzięki za opis.
Kupiłem, nabiłem, zapaliłem, a teraz recenzja :
Nie wiem, smak tego tytoniu kojarzy mi się z takim widokiem…znudzony życiem szewc, sięga swymi spracowanymi dłońmi, po kolejną parę starych butów, pykając w swojej jedynej zresztą fajce, równie przkry kopciuch, jak widok opisany powyżej.
Podkreślam że jest to moje subiektywne odczucie, ale myślę że mam prawo do swojej oceny, w końcu wydałem ponad 80-złotych :-( Nawet nie smakował mi w fajce którą kiedyś cały dzień gotowałem w oleju kokosowym. Daleko temu do SG, przy tym FVF to poezja smaków i zdecydowanie mniej kosztuje.
Na tym polega fajczenia urok, że każdy ma własnego degustibusa. Przykro mi że medale nie smakowały, może to kwestia nabicia? Może uda się je opchnąć na giełdzie albo z wiekiem nabiorą uroku.
PS: Cena i dla mnie jest skandaliczna, i mimo że tytoń bardzo mi smakował, nie kupię go przez długi czas skoro tyle innych wokół.