Na wstępie bardzo dziękuję za wybranie mnie do tej edycji akcji. Nie wiem, jakie były kryteria wyboru, może mój nick… niestety niewiele ma wspólnego z prawdą i żadnych poematów i wierszy w chwili obecnej nie napiszę na temat próbki tego tytoniu, jak i na żaden inny temat.
Postanowiłem zgłosić się do akcji, mimo iż aromatyzowanych tytoni zasadniczo nie palę (z drobnymi wyjątkami), a nawet ich nie lubię. Wiem, że ktoś kto to czyta już zgrzyta zębami myśląc sobie „to po kiego …. się zgłosiłeś skoro nie lubisz, ja bym sobie chętnie słodkości spróbował”. Tak więc zgłosiłem się ponieważ szukam swoich aromatyzowanych ulubieńców i może ta tajemnicza torebka tytoniu to będzie to!
W dniu w którym paczka przyszła wróciłem już bardzo późno za późno żeby palić, ale wystarczająco wcześnie żeby posiedzieć sobie z nosem w torebce i wąchać aromaty się zeń wydobywające… fuj co za smród! Czekoladą zalana amfora jakaś. Ale w miarę wciągania zapachów czułem już tylko czekoladę z odrobiną wanilii, wydawać by się mogło skropione whisky… ale ten zapach mógł wynikać z połknięcia przed dziesięcioma minutami Johna Wayne’a (dla niewtajemniczonych to drink składający się z wysokiego kieliszka 40ml i whisky, i wypijanego jak wódka „na raz”, bo tak aktor na wielu filmach wypijał, mimo skomplikowanego przepisu polecam czuć w nim wyraźnie wszystkie składniki jak piasek kwarcowy z którego został zrobiony kieliszek i metaliczny posmak pochodzący od kombajnu który jeździł po polu kiepskiej jakości jęczmienia).
Ale wracając do tytoniu – zapach bardzo intensywny i słodki i poza tym nic… Nos nie stwierdza zawartości tytoniu w tytoniu. Dla porównania łapię za dwie ulubione puszki tj. FVF i BBF wącham z pewnością, że pamiętam jak pachnie tytoń. Dałem do powąchania jeszcze kilku osobom w nadziei, że mi pomogą ale odpowiedzi typu: „ładnie pachnie” i „O! Jak ładnie pachnie” utwierdziły mnie w przekonaniu, że zostałem z tym sam.
Wygląd tytoniu to typowa mieszanina i za cienki jestem na to aby stwierdzić okiem, że ten płatek to kiszona trzydzieści lat Virginia a to coś innego. W oczy rzucają się duże „płatki” złotej Virginii bo wyglądają faktycznie jak płatki kukurydziane. Tylko raz spotkałem się z takimi dużymi kawałkami w tytoniu SG Grousemoor (swoją drogą przedziwny tytoń aromatyzowany, do dzisiaj nie mam pojęcia czym, poza cynamonem) i mniejsze czarne wstążki dwóch typów. Smakowo wydaje mi się iż nie ma tutaj Bu bo już wiem jak to smakuje… ale mogę być w błędzie. Mam jeszcze trochę tytoniu Capitan Black i wygląda podobnie, ale jak się ogląda jakieś duńskie mieszanki to wszystkie wyglądają podobnie, żeby nie powiedzieć tak samo.
Dwa dni później po lekkim nawilżeniu w słoiku (bo wydawał mi się zbyt suchy) przyszedł czas na zapalenie. Czas był idealny – u kolegi podczas testów nowego lampowego wzmacniacza gitarowego. Jeszcze trzeba tylko włączyć nową płytę Pink Floyd i nastrój do palenia perfekcyjny, tym bardziej że płyta ma tytuł „The Endless River”, a to jakoś tak pasuje do zasiedzenia się w kłębach dymu – polecam. Do zapalenia wybrałem fajkę z gruszy… mam zasadę że dla aromatów nie poświęcam żadnej wrzoścówki bo ładną fajkę dr. Plumb załatwiłem Stanwellem Vanilla i ta fajka jest teraz ohydna i nie da się z niej już nic dobrego wykurzyć (czeka na reanimacje). Podsumowując smutną historię – szkoda mi dobrych fajek na aromaty. Tak więc tytoń poleciał do gruszki w której palę jeden jedyny aromat jaki palę i mam go zawsze w słoiku czyli „MB Mixture Scottish Blend”, który często nazywany jest aromatem dla nielubiących aromatów. I coś w tym jest, to po prostu dobry i delikatny tytoń, jak potrzebuję czegoś takiego to go palę, choć bez większych emocji.
Zacznę od końca czyli spalania- jest idealne i nie gaśnie. Przy spokojnym paleniu nie wydziela żadnego kondensatu totalnie nic i to jest duża zaleta tego zagadkowego tytoniu. Można go nazwać bezobsługowym – średnio nabitego wystarczy podpalić dwa razy i dopalić do końca, tak więc można go polecić początkującym.
Najważniejsze to smak – i mimo iż jestem zdeklarowanym wrogiem aromatów, to ubierając się w „jako taki” obiektywizm stwierdzam, że nie jest to takie złe i jakiś smak na pewno ma. Najbardziej czuć właśnie coś delikatnie czekoladowego – na myśl przychodzi mleko czekoladowe albo kakao -czuję dokładnie ciasteczka o smaku orzechowym, a podniebienie podczas palenia tytoniu wyczuwa jedzenie cukierka a dokładnie mlecznego Werther’s Original „można poczuć się jak ktoś wyjątkowy”. Muszę dodać, że czuję w próbce czekoladę i chodzi mi cały czas o mleczną czekoladę. I mimo że w smaku nie ma tutaj nic złego podczas szybkiego zaciągnięcia lekko szczypie dookoła języka, ale żadnej mocy tutaj nie ma. Pali się nawet przyjemnie, przepijane herbatą z sokiem malinowym można nazwać miłym paleniem. Nie dostanie ode mnie złej noty za smak, bo naprawdę zły nie jest. Oczywiście nie jest to moja bajka, ale może się podobać. Najbardziej przypominał mi Capitan Black w wersji białej, który paliłem dawno dawno temu. Jeśli ktoś potrzebuje nikotyny, niech sięgnie po coś innego – tutaj swojego nałogu nie zaspokoi.
Nie wiem, czy ktoś zauważy, ale w opisie smaku nie napisałem ani razu „tytoń” – no bo to jest jedyny mankament smakowy „tej próbki”. Dotyczy to zresztą większości aromatów, jakich próbowałem (a na forum FMS podsuwano mi różne aromaty, takie jak TNN (wyjątkowa ohyda), Belle Epoque, Peterson Sweet coś tam) i wszystkie mają podobny problem – mała wyczuwalność tytoniu w tytoniu. A przecież tytoń to tak wspaniale aromatyczne ziele – w jednej Virginii można znaleźć miliony smaków, nie wspominając o tym, że można ją zmieszać z jakimś Orientalem, z La i wtedy istne gradobicie smaków i aromatów. Przed pisaniem tego popalałem SG Skiff Mixture, o którego rześkim smaku można by pisać długo, a i tak nie napisałbym ani słowa, bo nie wiedziałbym jak zacząć.
Room note – i tutaj znajduję jedyne wytłumaczenie dla aromatów. Nie produkuje się ich dla przyjemności palacza, ale do miłego okadzania pomieszczenia w którym się znajduje. Zapach w pomieszczeniu na wysokim poziomie nie ma porównania dla pomieszczenia opalonego Petersonem Old Dublin, którego room note ktoś nazwał aż nazbyt delikatnie eleganckim smrodem.
Ładnie pachnie i czuć nadal tą czekoladę.
Płytę PF „The Endless River” można kupić w wersji z bonusem. Utwór z tytułem TSB14, którego słuchając można kończyć palić najgorszy tytoń, a będzie się zdawał i tak czymś przyjemnym. Jak już fajka się skończyła wysypałem z niej bardzo ładny szary popiół, fajkę można było łatwo oczyścić – nie była pozaklejana substancjami niewiadomego pochodzenia.
Podsumuję to jak belfer „ bardzo dobrze…. siadaj…. Dwója!”. W pięciostopniowej skali dostaje ode mnie 2, tj. tytoń którego nie kupię, ale zapalę. Podkreślam że nie jest podły jak większość aromatów, ale do tytoniu mu za daleko. W każdym bądź razie całe palenie było dość miłe, jeśli ktoś lubi takie klimaty smakowe, to polecam. A może trzeba być po prostu bardziej doświadczonym palaczem aby móc się na nim poznać, a ja prostak nazwałem ten zacny tytoń „ciepłym aromatyzowanym powietrzem”!
Dobry tekst, rzeczowo, potraktowany temat. Co do walorow tytoniu. Hmmmm…. jestem zdecydowanie nieobiektywny. Omawiany blend należy do moich ulubionych towarzyszy. Wymaga niewątpliwie osobnego palidełka, ale i pomimo swojej bezobslugowosci uważnego palenia. Potraktowany zbyt spiesznie, nagrzewa fajkę w mgnieniu oka co konczy romans z jego smaczkami. Zaskoczony jestem tym że kolega tak zdecydowania jego smak lokuje w kategoriach czekoladowo toffi z dodatkiem ciasteczek. Moje osobiste doswiadcznie jest takie że te smaki to zlożone,ale tylko tło tego blendu. Smaczki są zdecydowanie suszonych owoców. W mojej subiektywnej ocenie suszonej śliwki z jeżyną z dodatkiem skórki pomarańcza. Niemniej tekst sprawił mi niemałą przyjemność przy porannej kawie.
Poeta czy nie, ale opinia napisana baardzo dobrze.
Bardzo dziękuje, myślę że się rozkręcę i napiszę jeszcze jedną recenzję