Wszyscy* ulegamy wpływom. Zwłaszcza wpływom osób, które darzymy jakąś estymą, wiemy, że są w danej dziedzinie ekspertami, albo do których mamy zwyczajną słabość. Dlatego, kiedy Alek, znany na tym portalu jako Julian, napisał kiedyś parę ciepłych słów o tytułowym tytoniu moja chęć spróbowania Bulwark Flake skrystalizowała się ze stadium „trzeba kiedyś spróbować” do „trzeba kupić”.
I tak pewnego późnego wieczora, kiedy przeklikiwałem się przez oferty różnych tytoniowych sklepów natrafiwszy na Bulwark Flake po prostu sfinalizowałem transakcję. Typowo spontaniczny zakup, jak kobieta buty, jak prezes Filipiak nowego Rollsa. Podświadomy przymus – rozumiecie?
Jako że sklepy internetowe z GB działają sprawnie już kilka dni później otwierałem wypchaną kopertę. Co w środku? Ciemne, równo pocięte, groźnie wyglądające płatki.
Czemu groźnie? Ano dlatego, że taki kolor i zapach kojarzy się – nie bez kozery – z poważnymi tytoniami dla lubiących nikotynę. Ciemnobrązowe, równo cięte, po angielsku uperfumowane. Jak St Bruno Flake, jak 1792 od Gawithów, jak ciężkie, pocięte tradycyjne brytyjskie plugi. Kiedyś rodzina ta była silna i mocno reprezentowana, teraz reprezentuje ją kilku ostańców – Revor Plug, Warrior Plug, Mick McQuaid, Walnut Flake, Condor – czy też wspomniany Bulwark Flake.
Zwykle mocne, zwykle z dodatkiem zapachowym i solidną szczyptą Kentucky, zwykle niedostępne poza Anglią.
I tu pierwsza ciekawostka – do produkcji tytoniu przyznaje się Peter Stokkebye. No i pięknie, z tym, że nic, poza równym, eleganckim cięciem na to nie wskazuje. Gdybym miał strzelać, strzelałbym w… Samuela Gawitha. Część komentujących na Internecie wskazuje na GH (mówimy o czasach przed zjednoczeniem), ale mnie jakoś bliżej jest temu tytoniowi wyglądem do Full Virginia Flake niż do rozpirzonych na drobno hoggartowskich płatków. Poza tym jest mokry tak, jak tylko tytonie od SG być potrafią (a bardzo potrafią). Każdy ma jakąś własną ścieżkę skojarzeniową, nieprawdaż? A może jednak wszystko to kłamstwo i należy zaufać temu, kto się do produktu przyznaje (o ile w dzisiejszych czasach to coś w ogóle oznacza).
Dla ścisłości dodajmy jeszcze, że Bulwark Flake, jako taki, nie jest wynalazkiem współczesnym, tylko inkarnacją tytoniu Bulwark Cut Plug produkowanego przez y W.D. & H.O. Wills (niektórzy podają „Navy Cut Plug”, ale jakoś nie udało mi się znaleźć zdjęć tak opisanego opakowania). Jakby ktoś nie kojarzył – Wills to ta firma, która robiła oryginalnie Capstana.
Wróćmy do meritum. Suszenie – suszyć trzeba długo. Ci, którzy rozkładali puszki FVF na stole przez noc, dzień i noc i rano wkładali do słoika poczują się jak w domu. Ogólnie – wilgotny i tę wilgoć trzyma i oddać nie chce. Rozdrabnia się bez entuzjazmu i nierówno – żadne tak łatwo rwące Lakelandy, część się rwie, część się kruszy, bez ładu i składu. Jakbym miał wskazać coś podobnego – znowu pada na SG. No, Dark Flake od GH ma podobnie.
Zapach – no, pachnie. Amerykanie piszą, że nie bardzo i że zapach jest w tle. Chyba mają problemy z nosem – dla mnie pachnie mocno. I włazi w pokój oraz w fajkę. Nie ma przeproś, pełnowymiarowy brytolski scent.
Jak się pali? No i to zaskoczenie. Pali się ciężko. To nie jest łatwy technicznie tytoń. Paliłem dwa razy i za każdym razem odpalałem po wielokroć, mimo, że kombinowałem z suszeniem i nabiciem. Oczywiście, nie jestem palaczem turniejowym, ale tytonie, które mam opanowane zasadniczo odpalam i palę, ewentualnie podpalając końcówki. Tu tak nie było – rozpalenie wymagało pracy, potrafiło zgasnąć w trakcie. Może nie znalazłem nań jeszcze recepty.
Za to – in plus – jest to jeden z najwolniej palących się tytoni, jakich dane mi było spróbować. Widoczną na zdjęciu fajkę (dunhillowskie, powiedzmy, 3) paliłem ponad dwie godziny – i kiedy dałem sobie spokój i wytrząsnąłem koreczek, to było tam jeszcze dobre 30-40 minut palenia. A wcale nie napychałem po rim. Poza tym pali się kulturalnie – kondensat wydziela umiarkowanie i tli się chłodno oraz praktycznie bezdymnie (ale ja nawet Latakię potrafię palić z minimalnymi ilościami dymu, więc nie jestem reprezentatywny).
Moc – medium to strong, ze wskazaniem na strong. Za pierwszym razem mnie poskładało w 3/4 fajki, ale to była fajka po dłuuugiej przerwie i bez należytego podkładu kalorycznego. Wczoraj pomimo wspomnianego długiego palenia było całkiem ok. Ale realnie – bliżej Dark Flake czy 1792 niż „średniaków” typu Glengarry. Dla mnie na granicy przyjemności.
Najważniejsze – czyli smak. No i tu mam problem. Bo ciężko mi powiedzieć, do czego mogę dany tytoń przyrównać. W opisach napisali, że to czysta Virginia. A mnie się wydaje, że jednak jakiś Burley się tam schował. Niedużo i nie Kentucky, na którego jestem wyczulony, ale jednak.
Więc jest mocno i dość zdecydowanie. Jest też wspomniany scent, który z twarzy podobny jest do nikogo. I wcale nie taki znowu w tle. Ba, nawet nie ginie pod koniec tak, jak np. w znanym z tego Grousemoorze. Nie narzuca się nachalnie, nie jest kwiatowy w charakterze, soapy… ale też nie do końca. Bliżej Brunonów i Condorów niż plugów RB czy hoggartowskich „kwiatków”. Raczej nie jest bardzo słodko, choć nie jest też szczególnie wytrawnie. Lekko suszy śluzówkę, trzeba popijać (ja popijałem wodą. Jak zwierzę, wiem).
Reasumując – chyba udana reinkarnacja. Spróbować powinni ci, co lubią mocniej i ciemniej, a wtręty zapachowe im niestraszne. Jak będzie jakie spotkanie, to przywlokę parę płatków, ale rozłożę je do palenia poprzedniego dnia, bo inaczej będzie płacz i zgrzytanie zębów.
*Oczywista generalizacja, gdyż – jak głosi powiedzenie – all generalizations are false
Zdjęcie moje, więc wyłącznie poglądowe.
skomentuję osobiście: Jeśli się rzuca palenie fajki to lepiej zaraz zapomnieć alfabetu. Teraz, po przeczytaniu o bulwak fl ale i tekstu Juliana, jestem w takim żałosnym stanie : ślina kapie mi na serce :(
Kuba, no nie wiem, co mam powiedzieć… wysłać próbkę? ;)
Nie! Tylko nie to! Smacznego. Swoją drogą co to może oznaczać „licorice” ? Lukrecja? Dla mnie to nie są do końca dobre doświadczenia, bo jak pamiętam , akcje „Dan tabacco” to tam taki jeden lukrecjusz był w mieszance z La. W fajkę wszdł szybko i równie szybko znużył. Ale lukrecję samą w sobie to lubię.
Lukrecja. Choć nie wiem, czy ona faktycznie tam jest.
Tiaa, Bulwark to dość ciężkie lekarstwo nikotynowe, ale dla mnie pod tym względem do przyjęcia, natomiast tradycyjność jego stylu wydała mi się urzekająca. Ciemne płatki o specyficznym scencie, coś co Brytol nazwałby zapewne „licorice”, ale z lekkim odcieniem „soapy” – jednak na pewno nie tak silnym, jak w mydlanych płatkach G-H (Dark Flake etc). Mnie kojarzy się z jakimś nieznanym produktem świętej pamięci Murray’s, ale nie tak agresywnym węchowo jak Erinmore.
A to przy tzw. okazji pociągnę za język i zapytam, jak znajdujesz Irish Slices? (nie, nie zamówiłem, jakoś mnie nie przekonał opis).
Irish o ile pamiętam też mi smakowały, ale są mniej delikatne (o ile Bulwark można nazwać delikatnym). Bardziej czarne, bardziej bagienne, przegniłe płatki z przefermentowanej Va plus Ken. Trzeba lubić ten klimat. Smakują polowaniem na wrzosowisku gdzieś w Donegalu, w deszczowy dzień, po którym siadasz przy dymiącym zawzięcie ognisku i ciągniesz Blackbush z gwinta.
Dzięki. To już wiem, że nie dla mnie – na przyrodę ino się gapię, a nie do niej strzelam i wolę piwo. No, ognisko i deszcz brzmią dobrze, ale rozumiem, że sprzedaż jest wiązana.
Po przeczytaniu recenzji wiem , że to tytoń nie dla mnie ale bardzo podoba mi się fajka na zdjęciu . Co to za cudo ? Przypomina mi moją pierwszą albankę , lata temu ….
Wczesny Les Wood. W sumie prawie jak Albanka.
Nie znam tej marki ale jeśli dobrze przetłumaczyłem pipedię to z tą albanką to żart .
Wszelki duch Pana Boga chwali! Nie ma to jak z rańca poczytać starego, dobrego Krzysia. Dzięki!
Krzyś jest duszą delikatną i nazywanie go starym może nie być najlepszym pomysłem. A tekst bardzo dobry, ale to nie powinno dziwić.
Panie doktorze, to moja szósta operacja wyrostka!
Odwagi, kiedyś na pewno się uda.
Wojtek – kiedyś na pewno się uda.
A w jakim to sklepie internetowym w GB zakupuje Szanowny Kolega w/w specjał , jeżeli to nie tajemnica?
http://www.mysmokingshop.co.uk/
Bardzo podoba mi się zapalniczka na zdjęciu – to lity mosiądz? Mogę prosić o jakieś informacje na jej temat?
IIRC to maruman fajkowy, ale czy to mosiądz czy amelinum to właściciel może sie wypowie
Śliczna, taka cyberpunkowa. Kolorem trochę przypomina dobrze spatynowane mosiężne zippo, stąd mój typ odnośnie materiału.
Maruman, model GL-67. Japońska, klasyczna zapalniczka o wybitnych właściwościach użytkowych i wzorcowej ergonomii. A przy tym śliczna, elegancka, solidna … no i dodaje kilka punktów do stylu i szyku ;)
Podstawa zapalniczki i cyngiel daszka/klapki to najprawdopodobniej znal (cynk+amelinium) mosiądzowany (w tym wykończeniu) galwanicznie. Reszta zapalniczki, w tym wewnętrzny zniornik gazu – to mosiądz (nie licząc kilku stalowych sprężynek i gumowych uszczelek).
Żaden tam steampunk…toć to klasyka! Choć nieco inna, niż nasza europejska.
Dziękuje za wyjaśnienia. Sam nie potrafiłbym tyle i tak rzeczowo napisać. Andrzej rozbierał i konserwował kilka moich Marumanów, jednego przerabiał tez na fajkowego (bo są i papierosowe).
Generalnie zapalniczka występuje w kilku wersjach wykończenia, mogę zrobić fotkę porównawczą, jakby to kogoś interesowało.
Edycja: zapomniałem dopisać, że Andrzej zrobił to z właściwym sobie mistrzostwem :)
To już znam model – tylko gdzie taką teraz dostać! Nawet na e-bayu nie ma (choć te, które są, nie odstraszają ceną…). Nieśmiało ogłoszę, że gdyby ktoś z portalu chciał taką sprzedać, znajdzie we mnie nabywcę.
Mam pytanie? W kontynuacji tak ładnie rozwijającego się odrostu tematycznego. Czy w takich urządzeniach występuje reakcja mosiądz -skóra ludzka. Przyznam,że przedmiot cacy ale bałbym się tego okropnego czegoś (zapachu?) jaki ta reakcja (przynajmniej u mnie ) wytwarza.
od dawna używam mosiężnych zippo (solid brass) i poza tym, że się bardzo szybko patynują, żadnych innych niedogodności nie stwierdziłem. Pachnie trochę mosiądzem, to fakt, ale trzeba się nieźle wniuchać, żeby poczuć, a poza tym dla mnie to nie jest zapach nieprzyjemny.
Wiem o czym piszesz… mam takiego modzika (odmianę e-papierosa) z rurką mosiężną i zwyczajnie nie idzie go używać… wali rybą! ;) Ten specyficzny, słodkawo – rybno- cebulowy zapach mosiądzu w kontakcie z potem na skórze dłoni jest odrzucający. Zwłaszcza, że taką rurkę się trzyma w zamkniętej dłoni i operuje ciągle w okolicach ust (a więc i nosa ;) ). No śmierdoli zwyczajnie!
Jednak, w przypadku zapalniczki nie stwierdziłem tego zjawiska w stopniu powodujacym jakikolwiek dyskomfort.
Pozdrawiam
Ja z kolei znam ten ból z gitary. Smrodki ze strun. Dotyczy też brązu – nie tylko mosiądzu.
Struny gitary śmierdzą, bo są w ogóle zasyfione – pełno na nich potu i naskórka, aktywny gitarzysta musi je zmieniać co ok. miesiąc. Jak się zapalniczki pod pachą nie nosi, nic nie powinno przesadnie pachnieć.
No i po wszystkim. Wszędzie stoi napisane, ze Bulwark nie jest juz produkowany, Stokkebye zaprzestał. Można na razie kupić Irish, ktory jest jakby ciemniejszą i mocniejszą wersją bez aromatyzacji likierowej, i które to płatki mnie raczej przerosły.
Wartość mojego słoiczka właśnie wzrosła ;)
A poważnie, to szkoda.
Co by nie mówić, było to sympatyczne uzupełnienie rynku.
Biore twój słoiczek, jeśli chcesz się pozbyć
Hej chłopaki fajkowe tutaj na tym sznurku znalazłem parę Marumanów….
http://www.ebay.pl/sch/sis.html?_nkw=Maruman%20Vintage%20Lighter%20GL%2067%20Made%20in%20Japan%20Silver%20Lines%20Art%20Deco%20Used&_itemId=191358561440
Krzyś fajna recka :)