Kolejny z nowych tytoni Petersena o którym producent pisze tak:
„The Peterson Connemara Black is a new and exclusive cherry tobacco which combines an exquisite selection of Black Cavendish mixed with Virginia tobaccos. This delightful tobacco is finished with a unique sweet cherry flavour to give a medium bodied smoke and a delightful room note. Comes in a 40 gram pouch.”
Po opisanym już przeze mnie tytoniu Aran Mixture przyszedł czas na mieszankę czarnego cavendisha i virginii aromatyzowaną wiśnią. Aran to wyspy w zatoce Galway ( ta nazwa jest też palaczom znana) zaś Connemara to rejon rozciągający się w części także nad tą zatoką. Uroczy kawałek Irlandii ze słynnym parkiem narodowym.
Wróćmy do tytoniu i otwórzmy kopertę.
Wiśnia jest wyraźnie wyczuwalna, świeża i nastawiająca pozytywnie do zapalenia. Tytoń średnio wilgotny, na pewno nie robiący wrażenia budyniu. Zapach wiśni choć mocny, nie „zabija” całkiem zapachu tytoniu. Da się wyczuć virginię z jej lekko sianowato-cytrusowym aromatem, ale to wisienka rządzi. Tytoń pali się dobrze, bez nadmiaru kondensatu, natomiast wydaje mi się, że dość szybko i gorąco. Jak smakuje? Tu mam kłopot, bo z początku wydawał się całkiem ok, ale w miarę palenia robił się coraz mniej aromatyczny, bardziej „papierosowy”, ostrzejszy w smaku, jakby tytonie użyte do produkcji nie były najwyższej jakości. Może to wina gorącego spalania, ale nie wydaje mi się. Ten tytoń chyba ‘tak ma”. Moc – średnia. Siłą rzeczy, paląc wiśniowy aromat człowiek stara się porównać go do innych wisienek, czy ogólniej „ czerwonych owoców”, używanych do aromatyzacji w innych tytoniach. To porównanie nie wypada źle, ale tez niczym specjalnym Connemara się nie wyróżnia. W sumie przeciętny, poprawny tytoń. Moim zdaniem jeśli tak piękne miejsce na ziemi użycza swej nazwy tytoniowi, to koperta z nim powinna mieć jednak lepszą zawartość.
To ja machnę spojler cytując słowa autora cyklu i popsuję zabawę :) – w temacie „atlantic cośtam” i „irish dew” jak ulał pasuje „z początku wydawał się całkiem ok, ale w miarę palenia robił się coraz mniej aromatyczny, bardziej „papierosowy”, ostrzejszy w smaku, jakby tytonie użyte do produkcji nie były najwyższej jakości”. Amen. Kupiłem te dwa i żałuję, że te 80 nie poszło na puszkę Dunhilla. Albo SG i captaina blacka. Albo nawet na PUSZKĘ Petersona. Jakiegokolwiek. Amen.
Kolega Zyrg w żaden sposób mi zabawy nie popsuł.
Pobawię się w coś innego i tyle :)
Podpiszę się pod tekstem Zyrga w temacie Atlantyckim…Tytoń zaskakująco męczący jak na angielski blend. Nie wybaczający przeciągnięcia i kawałek Atlantyku to by się przydał w dużej szklance postawionej obok fajki…bo w gardle nie ocean, a Sahara ;)
Na moje chamskie podniebienie pierwsze skrzypce grają tu orientale. Ale…marne to rzępolenie na tych skrzypcach, oj marne.
Update: jako, że o Wild Atlantic nie warto chyba zakładać nowego tematu, więc podepnę się. Zmęczony tym tytoniem postanowiłem go zalać jakimś trunkiem. Padło na Bushmillsa. I to bez jakichś większych przemyśleń: lany bezpośrednio na tytoń, wymieszany i na dwa tygodnie zakręcony. Potem przewietrzyłem, podsuszyłem i wypaliłem ;) dziś spalę ostatnią porcję. Całkiem smaczne to wyszło.
tak się składa że dopiero wczoraj otworzyłem zakupioną już dobry roku temu kopertę z tytoniem Wild Atlantic. Choć powinienem napisać raczej „Atlantico Salavaho” jako ze otwarcie nastąpiło na tarasie uroczej willi z pięknym widokiem rzeczonego oceanu na Gran Canarii. Albo nastrój i widok albo roczne „leżakowanie” spowodowały, że wydał mi sie całkiem poprawny. Z tym ze nie użyłem do zwilżania ust Bushmillsa , ale 18 letniego Glen Fiddicha
Jak do miedzi dodasz złota, to wyjdzie złoto tylko niskiej próby. Lepiej Buschmillsa , tzn. złoto zostawić na lepszą okazję. Chyba z tego tytoniu cudu się nie zrobi.
To podobnie jak z Bushmillsa…
To samo chciałem napisać Zyrgu ;) dodatkowo i ten tytoń i whisky mają wspólne korzenie, więc pasują do siebie całkiem całkiem ;) Ponadto ilość alkoholu użyta do upgrade`u tytoniu nawet u alkoholika nie spowoduje palpitacji serca, więc tym bardziej nie ma o czym mówić ;)
Paliłem Wild Atlantic i czytając tę recenzję dochodzę do wniosku, że cała ta ta seria ‚kopertowa’ to chyba jakaś ‚niższa półka’ Petersona… Niby skład okej a jednak jakiś taki ostry i papierosowy kapeć zostaje.
Hmm no to zacząłem się zastanawiać nad zakupem Wild Atlantic, chciałem spróbować mieszanki angielskiej a kwota 30 zł mnie zachęca.