Tytoń, który dostał kilka fatalnych opinii na tobaccoreviews. Aż go kupiłem, bo wyraźnie były pisane przez recenzentów należących do Frakcji Tępicieli Aromatów. Ich bezlitosne krytyki bywają dla mnie najlepszą rekomendacją do spróbowania. I nie zawiodłem się – moim zdaniem, to znakomity tytoń. Jak mi się wydaje, jest dość naturalnie aromatyzowany…
Odmienną, i jakoby nową, filozofię zestawiania mieszanek mocno reklamuje A&C Petersen. Zamiast nadmiernej ilości syropów proponuje dostrzegalne pod lupą płatki kwiatowe oraz pokruszone całe kwiatostany, wraz z najbardziej aromatycznym ich dnem.
Bardzo dyskretny posmak wanilii sugeruje dodatki płynne, bo trudno sobie wyobrazić, by były to kawałeczki pachnącego wanilią „jeleniego języka”. Kto jednak wie, biorąc pod uwagę, że w powiększeniu widać jakieś okruszki z zielnika i wyższą od standardu cenę kopert… Jeśli to jednak syrop, jak przypuszczam, to dodany z wielkim wyczuciem.
Jest to jednak tytoń wyraziście aromatyczny, ale nie ma „duńskiego charakteru”, co w nim cenię najbardziej. Jest bliższy brytyjskiemu, umiarkowanemu w smakach i zapachach stylowi komponowania mieszanek.
Podstawą są zrównoważone w proporcjach Virginie oraz suszony na słońcu Burley z Kentucky, zwany niekiedy amerykańskim orientalem. Odbieram je jako przednie – bardzo wyraźnie czuje się słodycze i kwaski Virginii oraz ciekawą i złożoną tajemniczość Kentucky, za którą tytoń ten ceniony jest tak bardzo.
Palić trzeba ostrożnie – przeciągnięty karci język goryczą a łapczywego palacza potopem na dnie fajki. Podejrzewam, że właśnie palenie na gorąco legło u podstaw kiepskich notowań Kentucky Bird.
Spopielany z pietyzmem, pomaluśku, z ostrożnym wspomaganiem kołeczka oraz z odkładaniem na popielnicę, odwdzięcza się wybornym i naturalnym w charakterze smakiem oraz odkryciami coraz to nowych nutek i akcentów. Lubię go sobie bez pośpiechu studiować. W spowolnionym toku eksternisty – a więc raz, dwa razy w tygodniu.
Nie gaśnie, jeśli nie nabić go na sztywno, niczym armatę. Nie dopalam go do dna – bez żalu wystukuję niewielką miseczką z dna komina, kiedy tylko zaczyna częstować mnie brykietowym absmakiem niedopalonych resztek.
Przyjaźnie odbierany przez otoczenie, trudno jednak określić room note mianem wabiącego. Jest dość dyskretny, rzec by można – elegancki. Bardziej nadaje się do flirtowania z wyrobionymi estetycznie damami, niż na rwanie lasek w dyskotece. Blend dla gentlemana, nie dla Lawstoranta.
Jeden z pięciu aromatów, który zawsze muszę mieć na podorędziu. Dla mnie pycha!
Oczywiście powinno być A&C PetersEn.
Jesteś pewien? Na 200 proc?
Potwierdzam, Petersen. Na 200%
Miałem z tym problemy. Wyjaśnię dlaczego. Na TobbacoReviews w ogóle nie ma brandu A&C PetersEn. Ten błąd jest powielany w nieskończoność. Np powtarza go Mostex, opisując Kentucky Birda. Połowa kupców na świecie powiela ten błąd z TobaccoReviews, nie ma go jednak na FMS, co dodatkowo podnosi wartość tego forum.
Hans i Jens Petersenowie to kawał duńskiej historii oraz teraźniejszości i ich fabryka w Horsens obsługiwana jest już przez trzecie pokolenie PetersEnów. Zestawia się tam zarówno mieszanki pod własnym brandem, jak i produkuje dla innych.
Fabryczka była założona w 1865 roku przez Alfreda i Christiana Petersenów. Stąd te A&C.
Niewątpliwie tytonie takie jak Escudo, Back Kathy, Blue Grass, Mark Twain, Whiskey Galore są Petersenowskie, o czym zresztą są informacje na puszkach.
Są? Czy raczej były? Od pewnego czasu zniknęły z puszek np. Escudo – logo (z Since 1865) i nazwa A&C Petersen oraz info, że tytoń produkowany jest w Królestwie Danii, a pojawiła się Scandinavian Tobacco Group. Na dodatek na puszkach pokazała się z tyłu nalepka, iż jest to tytoń produkowany w UE dla Petera Stokkebye.
Peter Stokkebye, to główny „wdrażacz” europejskiego stylu tytoniowego w Ameryce. Czyli głównie „100% Danish Aromatic Blend”, choć miewa w ofercie kilka mieszanek z Latakią i Orientami, a nawet Balkan Supreme. 100% Duńczyk, który jest ikoną amerykańskiego przemysłu tytoniowego.
Na stronie Villiger Stockebye Internatonal wciąż widnieje stara puszka Escudo.
Ja zaraz poprawię tę podkategorię. Mogłem tak zrobić bez pisania tego wszystkiego – chciałem jednak pokazać, że dotarcie do tego, kto produkuje obecnie jakiś tytoń i czyją on jest własnością fizyczną oraz intelektualną wymagało by zaangażowania wydziałów gospodarczych najlepszych służb wywiadowczych z całego świata. Jednym słowem – wszystko się pop..liło. I to poplątanie działa na niekorzyść fajczarzy, ponieważ zmiany własności idą na ogół w parze z obniżaniem kosztów produkcji i składniki są tańsze, gorsze, a poprzednie, prawdziwe smaki zastępuje syrop, melasa i coraz bardziej krystaliczna chemia.
I na zakończenie – tak naprawdę to ja nie mam pojęcia, kto, gdzie i kiedy produkuje Kentucky Bird. Wiem natomiast, że jest to bardzo smaczny i elegancki aromat.
A nissana składają hindusi w Zjednoczonym Królestwie… taki świat…
Fajny kwiatuszkowy tytoń, ale w wypaleniu kilku fajek coś mi było za wkiatuszkowo – no więc nalałem whisky do nawilżacza- i po 3 miesiacach- nie mogłem się od niego opędzić- paliłem po trzy fajeczki dziennie- aż niestety się skonczył…..
O tym tytoniu słyszałem od wielu fajczarzy bardzo wiele dobrego, lecz jakoś nie mogłem sie do nie niego przekonać. Aż w końcu jednak się złamałem. Teraz stał się moim niedzielnym „ciasteczkiem”. Otrzymał własną fajeczkę oraz słoik.
Aktualnie rytuał pożegnania weekendu to KB w ROPP’ie Bon Dimanche 919 z dobrym napitkiem w szkle na balkonie po zachodzie słońca. Sama słodycz na dobry sen…..
Bon Dimanche to dobra nazwa na niedzielną fajkę ;)
Witam kolegów po fajce. Zakupiłem właśnie ten zacny tytoń z jedynego słusznego sklepu. Jeszcze nie próbowałem, ale na pewno spróbuję wkrótce (palę wyłącznie towarzysko [i nietowarzysko jak mam doła ;)] ).
Historia jest taka, że zacząłem w wakacje od gruszanki z 7seas gold blend (fuj) i nieśmiało zacząłem rozmowę o fajkach z moim dziadkiem gawędziarzem ;) Okazuje się że pradziadek miał na polu gdzieniegdzie tytoń samosiejkę, a i kupował różne tytonie wtedy popularne, m. in. Virginia, Kentucky i jakieś polskie odmiany (Sobieski?). Palił je rzecz jasna w fajce w warsztacie (stolarzem był). W czasie 2. wojny niemiecki komendant, również fajczarz, przechodząc obok pradziadka warsztatu zakrzyknął „Was ist das!?” a gdy okazało się że tak pięknie pachnie pradziadkowy „home blend” zażyczył sobie niemiec dostaw. Dobrego sekretu się wszak tanio nie sprzedaje. Ale ja się podzielę bo nie mam zapędek blenderskich jako okazjonalny palacz. Mianowicie pradziad mój dodawał do tytoniu suszone liście wiśni w sobie tylko znanych proporcjach. Jak to było już przerabiane to przepraszam, ale jak któryś kolega blender spróbuje tego tricku, to ja poproszę próbkę :)
Ot, stąd mój pomysł na zakup owego tytoniu :)
Pozdrawiam,
Piotrek
Lata temu wypalilem ze dwie saszetki i zanotowalem ppd sklepiniem czaszki by go wiecej nke kupowac. Wielu od wirginni mb odstrasza kwaskowatosc- ja ja jakos toleruje- choc sklada sie na to jeden najwazniejszy czynnik cena. W przypadku tego tytoniu poziom ten jest stanowczo przekroczony.
Ciekawe, tej mieszanki nie znam, ale z mieszanek popularnych aromatyzowanych swego czasu Sweet Dublin sprawił na mnie właśnie wrażenie zdecydowanie kwaśnego. Słodkiego, ale kwaśnego.
W Polsce ceny wszystkich tytoni fajkowych są przesadzone. W Belgii 100gram tytoniu kentucky bird kosztuje 12,70euro.
Witam zacne grono! Poczytałem i nie bez obaw zakupiłem paczuszkę KB.Przybyła „umyślnym” szybciutko..otworzyłem,”wąchnąłem”…noo,niezle jest! W moim przypadku „niezle” znaczy „nienachalnie”.
Nabiłem „pipkę” starannie,zapodałem ogieniek,szturchnąłem kołeczkiem…pyk,pyk,pyk…zaiste,niezle jest! Byle ostrożnie i z umiarem.
I teraz zawsze mam w zapasiku odrobinę tego „ptaszka z Kentucky”…tak dla spokojności! Polecam…
Tytoń, który dostałem w prezencie. Nazwałbym go takim zapchajdziurą w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. Nie wiem co zapalić, to Ptaszek z Kentucky będzie najlepszy. Palenie imprezowe, idealny. Nie trzeba przy nim kombinować, pachnie, smakuje, jest po prostu ok. I rzeczywiście jak dla mnie dobrze mieć zawsze w zapasie paczkę.
Resztkę „Ptaszka” zapomniałem zakręcić i przesechł haniebnie!
Więc wsadziłem do słoiczka obierzynę jabłka,zakręciłem i odstawiłem.Jaki efekt? Poprawiło się to co i tak było pyszne. Jestem teraz fanem „Kentucky Bird” i chyba tak zostanie.
no dobra… niestety nie da się kupić tego tytoniu.
czy ktoś ma jakiś sposób żeby go dostać?
a jeśli nie, to czym podmienić?
Sposób jest prosty. Jesteśmy Polakami. Każdy z nas na pewno posiada znajomego rodaka na obczyźnie, który od czasu do czasu zjeżdża do Polski. Wystarczy go poprosić i to wszystko.
Mam ten tytoń.
Ma Pan jeszcze to cudo? Chętnie bym spróbował.
grzegorz małpa niedzwiecki kropka pl
Wysłałem
Ten tytoń kupiony u Niemców wygląda i smakuje zupełnie inaczej niż ten który można było kupić w Polsce. Niemiecki jest dużo lepszy. Na początku roku miałem możliwość porównać obydwa. Chyba dobrze, że u nas jest w tej chwili niedostępny. Wychodzi na to, że nie tylko proszki do prania na Polskę idą/szły gorszej jakości.
Zauważyłem, że ten tytoń niefajnie się starzeje, nabiera „rybiego” odcienia, chyba najlepiej wypalić go szybko, póki pachnie kwiatami i owocami.