Wśród znajomych uchodzę za niepoprawnego latakiowca. Powiadają, że smakować mi będzie każdy aromat, o ile zawiera Latakię. Złośliwcy… Moja fascynacja tytoniem wędzonym to inna opowieść, ale powyższa prefacja jest konieczna, bo z tej specyficznej perspektywy opisać chcę Presbyterian Mixture, obecnie ze stajni Planty.
Określenie „ze stajni” sugeruje słomę, siano i te, no, te końskie te… mniejsza z tym. Skojarzenie cokolwiek „rural”, jak mawiają Anglicy. Spieszę zapewnić, że to absolutnie nic takiego, ale… coś jednak jest na rzeczy. O tym jednak za chwilę.
Poszukując różnych mieszanek latakiowych znalazłem parę lat temu na tobaccoreviews Presbyterian Mixture, którego opisy pięciogwiazdkowe po zmianie właściciela marki (na Plantę właśnie) gwałtownie spikowały, po prostu na łeb, na szyję. Uznałem więc, że nie ma się co wysilać i odpuściłem. Jakoś tak rok temu, na spotkaniu Pipe Clubu Warszawa niejaki Niedźwiedź (być może niektórym znany z Allegro albo nawet z autopsji) rzekł mi był: „Ty jesteś latakiowiec, a ja tu mam taką mieszankę. Powinna ci smakować.” No to jak on mi tak zajarzył (mówiąc klasykiem), a cena takoż zacna była – zaryzykowałem. Nie żałuję. Od tej pory zawartość czterech puszek przepuściłem przez różne fajki, więc nastała pora podzielić się wrażeniami.
Puszka jest zakręcana, szczelna. W środku plastikowa torebka (niezbyt gustowna), na wierzchu krążek papierowy z nadrukiem. W torebce tytoń cięty w dość drobną wstążkę o średniej, poprawnej wilgotności. Wedle opisu mamy tu mieszankę Latakii syryjskich, Virginii i macedońskich Orientali. Jasny kolor sugeruje przewagę Virginii, dość znaczną.
Zapach… no właśnie. Latakia ma swój specyficzny zapach, który po prostu uwielbiam. A tutaj we dwóch puszkach tego zapachu nijak nie szło się dowąchać zaraz po otwarciu. W ostatniej to nawet myślałem, że to jakaś pomyłka. Szczęśliwie okazało się, że nie, ale wrażenie dziwnej nierówności pozostaje.
Nabijanie i rozpalanie tak przygotowanego tytoniu to nie problem. Używałem go zarówno na spotkaniach klubowych, jak i w czasie normalnych wyjść do knajpy w tych błogosławionych czasach, kiedy każdy mógł zapalić pod sceną, a nawet na onej (przerwa na reklamę: pośród warszawskich klubów szantowych jest taki jeden, gdzie dalej tak można ->www. przechyly.pl. Zapraszam w najbliższą sobotę (15.I.), kumpel ma urodziny. Po reklamie). Najczęściej paliłem Presbyterian Mixture podczas spacerów z psami po Lasku Bielańskim.
Pali się przyjemnie, ale niejako „mydełkowato”. Smak Latakii i Orientali wyczuwalny, ale jakby zmydlony, przytłumiony czymś. No właśnie, czym? Dobre pytanie. Sławnej słodyczy Va nie czuć. W język nie szczypie – nie jest z perikiem (człowiek nie czuje, kiedy rymuje). Wytrawny, ale mild. Zbyt mild, jak na mój gust zresztą. Moc średnia, ale sycący. Dopala się ładnie do czystego, siwego popiołu i daje mało kondensatu. Ot, średniak w każdym calu. Ale przy tym sympatyczny. Można by tu debatować, czy owa lekka mydlina w smaku wynika z procesu przygotowania (jakaś chemia?), czy może ze słabej jakości użytych tytoni, zwłaszcza Va. Nie jestem specjalistą, nie podejmuję się rozstrzygania. Zwłaszcza, że tutaj też puszka puszce nierówna.
To całkiem dobry tytoń codzienny, taki właśnie na południowy spacer po lasku. Albo na popołudniowe piwo w ogródku. Nie polecam Presbyterian Mixture we wrażliwym towarzystwie, nawet w knajpie – obsługa warszawskiego Gniazda Piratów, ludzie palący papierosy i generalnie życzliwie komentujący tytonie fajkowe pytali mnie, gdy go paliłem: „Co ty za smrody jarasz? Wytrzymać nie można.”. Faktycznie, przetestowałem parokrotnie w domu i spośród używanych przeze mnie mieszanek z La, ta ma najgorszą „room note”.
Historia tego blendu nie jest zbyt starożytna – ot, przed Pierwszą Wojną Światową (czyli zapewne ok. 1910 r. – „Hundred years it’s a very long time – Oh, yes, oh!”) przygotowano go ponoć specjalnie dla pastora Johna White’a. Było on postacią wpływową w Kościele Szkockim (Prezbiteriańskim). Poczęstował tą „swoją” mieszanką Stanleya Baldwina, późniejszego premiera Wielkiej Brytanii, a ten się wziął i zachwycił. Palił to cudo regularnie i na cześć ofiarodawcy nazwał Presbyterian Mixture, co się przyjęło, jak widać. Szkoda trochę, że ta marka wywędrowała z Wysp do Niemiec, ale co się stało, to się nie odstanie. Ciekawe spostrzeżenie: przeglądając tobaccoreviews ostatnio nie znalazłem tych dołujących recenzji, a dobrze je pamiętam.
Poleca się ten tytoń tym, którzy chcieliby rozpocząć przygodę z blendami angielskimi. Z tym się zdecydowanie nie zgadzam – są znacznie lepsze mieszanki tego typu, które uwiodą kubeczki smakowe tak nowicjusza, jak i weterana. Presbyterian Mixture w obecnej postaci to tytoń dla kogoś takiego, jak ja – kto w fajce po prostu musi mieć La, żeby mieć frajdę. Mam w klubie paru kolegów, którzy do wędzonki podchodzili jak przysłowiowy pies do niemniej przysłowiowego jeża i akurat PresMix wcale ich nie zanęcił, raczej odwrotnie. No bo też Balkan Sasieni to to nie jest.
Tymczasem skończyłem ostatnią puszkę i czekam na spotkanie z Niedźwiedziem, bo do następnej mi już trochę tęskno. Zacniejsze tytonie żal palić na wietrze, a Presbyterian jest akurat na codzienny spacer… Heretyk szkocki, ale jak Pan Bóg przykazał.
Zacny opis. No sie dowiedziałem, że jesteśmy sąsiadami, aczkolwiek lasek jest dość rozległy :)
Miło wiedzieć – może się jakoś spotkamy w tych miłych okolicznościach przyrody i tego, …, niepowtarzalne?:D
Urzekła mnie puenta. Już dawno chciałem sobie to sprawić, ale zawsze coś odstraszało. Ale rekomendacja bardzo zacna. Ja lubię takie „codzienne” tytonie, więc z chęcią sprawdzę wreszcie, co to za smak. Dzięki!
Zachęcam, wszelako z zastrzeżeniami jak wyżej. Wrażliwe natury, nieobyte z wysoką kulturą prawdziwej La mogą reagować dość alergicznie ;)
Ja tam wrażliwą naturę mojej nieobytej z wysoką kulturą prawdziwej La Połowinki już okiełznałem, więc nie mam tego problemu ;)
Ależ forma! Sam mniód! A merytorycznie to ja się zastanawiam, czemu puszki z mostexu wyglądają inaczej od tej na ząłączonym rysunku?
Dziękuję za komplement!
Merytorycznie, to przedstawiona puszeczka jest jeszcze „sprzedustawna”, zanim wszedł ten kretyński wymóg „ileś-tam % powierzchni na antyreklamę”. Ech…
Folia trochę mnie rozczarowała… Ale rzeczywiście na spacerku dobry, w pomieszczeniach tępiony. A HHV Syrian już nie. Taki do codziennego palenia bez zaskakujących fajerwerków. Recenzja świetna.
Planta to niemal wyłącznie folia :(
Mój ojciec zawsze mówił, że w pomieszczeniu ładnie pachnie ten tytoń. Sporo w nim „turków” a one raczej przyjemne dla nosa. No ale jedni lubią piwo, drudzy wódkę… :)
Mnie trochę dziwi narzekanie na room note, ale faktem jest, że zawsze paliłem ten tytoń na świeżym powietrzu. Moje skojarzenia są takie, że on jest b. delikatny i b. szybko się spala – chociaż może to kwestia fajki, którą mu zadedykowałem, która ma komin jak wiadro.
I latakię zawiera w śladowej ilości – o ile pamiętam o obecność latakii w PM toczono zacięte boje na ASP, które w końcu przeciął producent (ostatni, tzn. Planta) opisując skład.
No i kultowy @rotm potwierdzał wahania jakościowe od chwili przejęcia produkcji przez Plantę.
Krzyś napisałeś ASP ?!!! WTF?
Grupa anglojęzyczna alt.smokers.pipes. Myślałem, że to oczywiste ;)
Aaa… już się schylam i chowam słomę w trzewiki.
:)
Powiem krótko.
Ten tytoń spowodował u mnie rewolucję. Pierwszy tytoń z latakią i… dotychczasowe moje ulubione aromaty – Kentucky Bird, Sunday’s Fantasy czy wszelkiej maści wiśniowe, po kilkunastoletnim ich paleniu poszły w kąt.
Zakochałem sie w latakii. Czyzby smaki mi sie zmieniały?
Nie smaki się nie zmieniły. To dość częsta reakcja, gdy już się przebrnie przez fazę lęku i niepewności związaną z odmiennością aromatu latakii w porównaniu z aromatem aromatów.
I dobrze ze poszły w kąt,to sa cukiereczki które można zapalić sobie raz na jakiś czas.Mocne aromaty to odskocznia od śmierdzieli (papierosów).
Presbyterian jest dobrym tytoniem, mi smakuje i to bardzo.Mam dość spory zapas, a i tak ostatnio od Pana N. dorwałem jeszcze dwie sztuki :) jak dla mnie latakiowce śmierdzą zgliszczami po starej spalonej stodole,żona czuje w nim oscypki z żurawiną z krupówekco mnie cieszy.
Zabawny komentarz wyraził mój sąsid:
„- ty Miećka(jego żona,imię zmienione) znowu jakiś po..b pali grilla na balkonie,ludzie to mają nasrane w głowach”.
Uśmiałem się i dalej paliłem ulubioną stodołe.
Hihi…Odkąd zapaliłem Latakię po raz pierwszy…az do tej …pierwsza myśl domowników gdy tylko ją poczują – „Coś sie pali” :) i to przerażenie w ich oczach…
Kupiłem ten tytoń jakiś czas temu, szczerze powiedziawszy, na ślepy traf. Wpadłem do trafiki, a tam kilka nowych tytoni a wśród nich Presbyterian, o którym wcześniej, wstyd przyznać, nic nie słyszałem. Po chwili medytacji, czy kupić, czy może jednak coś mi nieobcego – kupiłem. I nie żałuję. :D Pali się przyjemnie, delikatny smak, latakia – moja ulubienica, podobnie jak u autora recenzji – wyraźnie wyczuwalna, jednak nie bierze góry i pozostaje przyjemnym tłem. :) Muszę przyznać, że na liście moich ulubionych tytoni zajmuje miejsce w pierwszej trójce… choć trudno zdecydować, które konkretnie. ;)
A mi ten tytoń nie pasuje. Mam całą puszkę (nie otwieraną) plus prawie całą, drugą (trzy wypalone fajki). I chętnie wymienie obie na cos bez latakii (mam inne LA). Mogę dorzucic do tego całą puszke latakii 100% od Stanislawa, albo i dwie.
Pierwsze co poczułem po zapaleniu tego tytoniu to rozczarowanie. Smak nie jest tragiczny ale wieje nudą i nijakością. Słoik zniknął w czeluściach szafy, zapomniałem o nim na rok. Po wydobyciu go na światło dzienne i zapaleniu, okazało się że tytoń sporo zyskał.
Sezonowany Presbyterian to ziele o niewielkiej mocny, dość przyjemnym, nieskomplikowanym smaku. Z biegiem czasu uwypuklił się smak Virginii, Latakia jest faktycznie w niewielkiej ilości co wcale nie musi być wadą. Gdybym jednak chciał mieszanki z jej posmakiem wybrałbym raczej Plum cake Mac Barena, w innym przypadku warto dołożyć te 10zł i nabyć coś od SG.
A tu widać, że każdemu co innego siedzi w kubkach smakowych. Moim zdaniem ocena Presbyteriana w kategorii blendów angielskich musi skończyć się dla niego krzywdząco. Bo są pełniejsze, bo są lepsze, bo są smaczniejsze, a nawet…są i tańsze, choć Presbyterian to nie jest wysoka półka cenowa przecież. Natomiast kiedy spojrzy się na Presbyteriana z nieco innej perspektywy: czyli blendu w którym dominuje Va i Or to sprawa ma się (dla mnie) już inaczej. Wirginia nie daje tu dużo słodkości, jest nieco podobna do tej MacBarenowej jedynki. Natomiast główną robotę czynią tutaj orientale. A tych jest sporo. I one potrafią dać pyszny, głęboki aromat. Nie przy każdym pufnięciu rzecz jasna :)
Zgadzam się z tym co napisał Krzyś (wieki temu) że tytoń spala się dość szybko. Jednocześnie jak dla mnie i otoczenia room note jest bardzo przyjemny.
No zakupiłem dziś ten tytoń, bo siedział mi w głowie już od miesięcy.
Właśnie spalam go na tarasie, żona drzwi zamyka informując, że śmierdzi jak spalane stare onuce (nie wchodziłem w szczegóły tak przykrych doświadczeń z onucami u mojej małżonki) ;).
Nie mniej coś w tym jest.
Zapach z puszki i z rzadka w dymie świadczy o niewielkiej ilości latakii. Ogólnie smak słodki i mydlany, jak wynika z teksu Fidela, mimo to jednak chamski, jakbym palił siano czy inne zioła. Taki papieros marki „popularny” wkruszony w fajkowego barleja, tylko nie gryzący.
Dziwne, niezbyt przyjemne palenie (nie jest to typowy latakiowy blend), ale spróbuje jeszcze pare razy, może jakoś do niego dojrzeję.
Ja spaliłem kilka puszek i jeszcze jakieś mam odłożone, ale nie wydawał mi się taki zły jak tobie. Może dlatego, że paliłem go zawsze w niedziele przed południem -w czasie nabożeństw i mszy niedzielnych czyli w czasie bardzo pasującym do jego religijnej nazwy :)
Dwa dni się dotlenił i rzeczywiście spora poprawa.
Nawet bardziej wyczuwalna latakiowa perfuma (zawsze paląc mieszanki z latakią czuje Fahrenheita od Diora). Mimo wszystko czuje też jakieś specyficzne zioła, którymi pewnie wędzili tytoń?
A to nie są czasem orientale? ;)
Dla mnie Presbyterian orientalami stoi, ale to moje kubeczki smakowe są.
To i pewnie masz rację. Raz, że ja samych orientali nie paliłem, dwa, doświadczenie moje względem twojego mniejsze.
„Orientali” jest wiele rodzajów. Np Red Rapparee Rattray’sa również „orientalami stoi”, a ma kompletnie inny smak niż PM. Co ciekawe niektórzy recenzenci na TR twierdzą, że Black Mallory to RR z dodaną porcją Latakii, a ja mam zupełnie inny odbiór tych tytoni. RR to jeden z moich ulubionych, natomiast BM jedna z niewielu mieszanek angielskich, które kompletnie mi ni pasują. PM również się do nich zalicza.
Właśnie nabyłem i zapaliłem PM po jakiś 17-18 latach przerwy. Cóż , stajnią Planty zajeżdża – ten stary był zdecydowanie lepszy.
Lekki, to prawda, taki codzienny, ale bez szwabskiego mydła. Tamten miał coś wspólnego z 965, ten jest dalekim cieniem oryginału. Wypalić się toto da, obrzydzenia nie ma, natomiast posmak papierosa jest dość wyraźny to raz, mydła to dwa, sytuację ratuje ta śladowa zawartość La. Suchy, lekki, będzie dobry na ryby. Mimo smakowej lekkości odnoszę wrażenie sporej dawki nikotyny – może to złudzenie wywołane papierosowym posmakiem (śmierdziuchy rzuciłem całkowicie dwa miesiące temu).
Odłóż go na jakiś czas do słoika, a jeszcze się zdziwisz.
Latakia ma codzienna.
ja palę jedną fajkę Presbyterian”a zawsze w niedzielę koło południa – zamiast nabożeństwa…
Nie wierzę, tyle nieprzychylnych opini…
Na mnie zrobił bardzo pozytywne wrażenie. Sądziłem, że nie jestem fanem wędzonek, a ta zmieniła moje zdanie. Old Dublin mnie nie przekonał. Papierochy?! Nic takiego nie czuję, a nie znoszę ich. Do tego miły posmak w ustach. Coś jak gorzka czekolada. Palę prosto z koperty. Napewno jeszcze sięgnę.