Anglik to taki dziwny typ, herbaty naparzy, rybę z frytkami wsunie, melonik na głowę i ginie we mgle. Najgorsza jednak jest ta ich flegma, tfu… Ale poważnie, po czym poznać rasowego Anglika? Hm… no, jest to koń wysoki, smukły, o długiej szyi… zaraz, zaraz, to chyba nie ten portal… choć dżentelmen, palący fajkę, powinien mieć ogładę w wielu dziedzinach, isn’t it?
Tytonie angielskie każdemu, jako tako obytemu fajczarzowi, kojarzyć się muszą z Latakią. I to jest dobry trop. Wszystkie klasyczne („old fashioned”) angielskie mikstury… no właśnie – mikstury. Bo trzeba wiedzieć, że „mixture” i „blend” to nie było to samo. Mikstura (mixture) to mieszanka, która swój smak zawdzięcza złożeniu kilku różnych odmian tytoniu.
Te klasyczne – „old fashioned”, klasycznie mają w składzie Virginię, Latakię, inne Orientalne i naturalnie Perique. I taki zestaw daje moc, i taki zestaw daje charakter. Oczywiście, proporcje użyte w mieszance pozostają tajemnicą autorów.
Czasem w takiej miksturze brak jest niektórych odmian. Weźmy taki Balkan Flake od S. Gawitha. Próżno w nim szukać Orientali, próżno szukać Perique. Tylko Virginia, Latakia – a jakie smaczne? Wytrawni fajczarze mają pretensje, że trochę za płaskie, że nazwa na wyrost, ale wiadomo, kto raz w życiu spróbował Sobranie… Mnie jeszcze nie było dane i co smutniejsze, zdaję sobie sprawę, że ta sztuka może mi się już w życiu nie udać…
No dobrze, zostawmy legendy, wróćmy do gawithowskiego (nie)Balkana i usuńmy z niego Latakię. Zostanie? No właśnie! Zostanie VIRGINIA! – dziewica – matka wszystkich porządnych tytoni. Jest smaczna po prostu . Słodka, owocowa, migdałowa, dyniowa i co by tam jeszcze o niej nie pisać. Matka, jak matka – niegrzecznemu, nazbyt zachłannemu również potrafi dać ścierą po gębie. Ale nie o tym, tylko o blendzie teraz być powinno.
I będzie. Bo bardzo rzadko się zdarza, żeby produkt, którym napełniamy naszą główkę był złożony wyłącznie z liści jedynego pochodzenia. I to właśnie złożenie tytoni tej samej odmiany, ale pochodzących z różnych stron świata, różnego czasu zbiorów, czasem różniących się tylko sposobem suszenia nazywano blendem. Piszę o tym nazywaniu w czasie przeszłym, bo aktualnie zdarza się palić miksturę, która jest blendą i blendę, która jest miksturą.
Ot, taki świat – prawa marketingowe ponad-naturalne. Ale znowu nie o tym. Znowu w bok. Choć, jak widać, przy fajce mnożą się skojarzenia, mnożą poboczności. Nie ma się co dziwić panu Albertowi, że takich historii po drodze nawymyślał. A my tu sadzimy wielkimi susami i jakże na skróty. A co jest na końcu? Tego nikt nie wie, bo nikt jeszcze stamtąd nie wrócił.
No, a w tym tekście? W tym tekście na końcu jest aromat. Bo prawdziwy tytoń angielski to również ten aromatyzowany. Ha! Nie Duńczyk, nie Holender, nie Niemiec. Czym różnią się te tytonie – składem. Angielskie aromaty robione są z Matki, nie ze zmiotek, nie z szesnastokrotnie przegotowanych, odnikotyzowanych i odcukrzonych czarnych kawendiszy szemranego pochodzenia, które potem od nowa zalewa się płynnym budyniem o smaku zgodnym z naturalnym, aż się nassa.
I właśnie dzięki temu, że ten Anglik jest Anglikiem z Matki, a nie ze zmiotek – docelowym klientem takiego tytoniu nie musi być niemiecki emeryt na wycieczce krajoznawczej na Krecie, tylko normalny, zdrowy chłop. Bo niektóre z tych angielskich aromatów, to naprawdę mocna rzecz!
Najbardziej typowym sposobem angielskiego aromatyzowania jest top flavouring. Polega to na tym, że najpierw przygotowuje się blend, a dopiero na samym końcu zostaje on „wyperfumowany” aromatem. Oczywiście w niektórych przypadkach stosuje się również casing, czyli aromatyzowanie poprzez pełne zanurzenie w odpowiednim sosie aromatyzującym, a następnie dosuszenie do odpowiedniej wilgotności. Może to przypominać proces z tworzeniem tytoniu na bazie black cavendish’a, jednak nie ma tu mowy o żadnych dodatkowych fermentacjach.
To angielskie (choć chyba lepiej byłoby powiedzieć brytyjskie, bo i Szkoci to robią i Irlandczycy) aromatyzowanie, to takie dziwne jest. I nie każdy to lubi. Stosuje się zapachy róży, pelargonii, fasolki tonka, szemranej jeleniej trawki, a ponoć skład aromatu Groosemoura znają trzy osoby w firmie.
Przyznam, że w mnie akurat ten tytoń nie wzbudził szczególnego zachwytu, a przecież ma liczne grono zwolenników. Takie to właśnie są te mydlanki (soap, scented). Zdecydowanie lepsza – czysta pure Viginia. I to już koniec tego skrótu poprzez angielską myśl tytoniową. Choć zaraz, zaraz, gdzieś tam w kącie czai się myśl, myśl Gregory’ego Pease’a: “In fact, very few, if any, tobaccos on the market today are NOT cased.”
Ciekawe, co na to, kumbryjscy czarodzieje z Kendal?
W swoim szaleństwie pozwoliłem sobie użyć informacji zawartych na apf oraz pipedii.
Paweł, tytuł nie może się zawijać na dwie linie! Zabij, ale nie może!
Spoko, mam dystans do tekstu ;+)
Dzięki Jacku, za edycję!
Zabijcie mnie za lenistwo – które teraz to prawdziwe angliki?!
to pytanie chyba pozostanie bez odpowiedzi, tak jak pytanie o prawdziwe balkany…
Oraz czyste wirginie!
Ja bym odpowiedzi szukał u Gawitha, u Hoggartha, w marce Dunhill, Sasieni, GLP,… hehe zapomniałem jeszcze o nowych anglikach, czyli modernach. Nie lubię BlCav, nie lubię… ale taki Black Mallory z podpisem Rattraya, to właśnie modern… i ja nie twierdzę, że niesmaczny, bo nie paliłem.
UkłonY,
Polecam ten tytoń. Jest pięknie nieprzesadny.
Koniecznie, bo Cavendish nie musi być takim gównem, jak to sypane do tanich kontynentalnych blendów, nie mówiąc już o szwarckawendiszach w fastfoodowych tytoniach amerykańskich.
Ciekawie byłoby uzyskać wiedzę na temat prawdziwości anglików par ekselans że tak powiem. Bo prawdę powiedziawszy, dziś idzie to tak: Gawith, Gawith&Hogarth – owszem, Anglia. Ale już Sasieni – Dania, Rattray’s – Dania albo Niemcy, Dunhill – od momentu ostatniego odrodzenia Dania, Murray’s – już niestety Dania, Fribourg&Treyer – Dania, plus cała kupa mniejszych marek tak samo. Czy ktoś wie, jaka marka produkuje teraz w UK, poza Gawithami?
Ciekawe pytanie… YOPAS, czy leci z nami jeszcze jakiś angielski pilot. Czy prawie wszystko to już Lufthansa…
Ciężko mi cokolwiek więcej wymyśleć, ponad to, co Julian napisał. Zastanawiam się jeszcze kim aktualnie jest Ogdens of Liverpool (St. Bruno), czy Bell (Three Nuns – tu ciekawostka, bo zdaje się, że obecnie funkcjonują dwie edycje tego tytoniu. Dziwniejsze jednak jest to, że to kontynentalna jest w starej formie curly cut, a wyspiarska już ready rubbed). Jest jeszcze British American Tobacco – właściciel marki Dunhill… który wcale tego tytoniu nie produkuje, o czym Julian wspomina wyżej…
Albo powiedzmy Peterson of Dublin, wprawdzie nie Wielka Brytania, ale też Wyspy. I pytanie – kto mu robi tytoń, bo przecież nie on sam. Przypuszczam, że kiedyś robił Murray’s (plug 3P aż z daleka wali tym wytwórcą). Ale teraz Murray’s sam przeszedł z produkcją do Waregów, skąd zatem przybywa dziś taki Irish Oak?
Niedawno o tym gadaliśmy w komentarzach.
Kohlhase, Kopp und Co. Tak więc ten Dublin nazywa się obecnie Rellingen.
Ja przyjąłem wersję, że Kohlhase und Kopp GMBH i takiej się trzymam…
„Zając Kapustny” – to ci dopiero nazwisko.
Z Koppa w cztery litery (gmbh), też bym wolał nie dostać.
Bardzo ciekawe teksty, nie przeczę (o ile się zdołałam zorientować), ale, na litość! nie „kiślem”, tylko „kisielem”! Kisielem!
Wywaliłem ten kisiel. Był nieznośny ;)
Dziękuję za poczytanie.