Wiele rozmawiamy o zakupie fajek używanych, o ich higienizacji i uzdatnianiu, często pojawia się informacja by zastosować metodę profesorską, ale czym ona tak naprawdę jest, jak ją przeprowadzić, jakie są związane z nią problemy, jaka alternatywa?
Ostrzegam, to nie jest komiks, same słowa, żadnych obrazków…
Metoda profesorska
Sprawa wydaje się być prosta, zasypujemy otwory fajki solą, zakraplamy spirytus i dajemy fajce jakieś 24 godziny spokoju… Tylko po co, co nam ta metoda daje, jak przebiega, dlaczego nie używać soli kuchennej, jaki spirytus jest najlepszy?
Proces powinien przebiegać mniej więcej tak:
1) Fajkę oczyścić mechanicznie z sadzy i spękanego nagaru.
2) Wypełnić komin i kanał dymowy solą niejodowaną.
3) Dodać do soli odrobinę (kilka kropel- 1-2 ml) spirytusu.
3) Zatkać otwór komina szmatką i pozostawić na 24 godziny.
4) Wysypać sól i wytrzeć komin dokładnie suchą szmatką, usuwając resztki soli.
5) Odstawić fajkę w przewiewnym miejscu na kilka dni (5-8).
Zwiększając ilość spirytusu i skracając czas, możemy metody tej użyć do zmiękczenia nagaru, np. po to, by go frezować bez ryzyka odszczypania nadpalonej główki.
Metoda ta bazuje na higroskopijności soli i na rozpuszczających właściwościach alkoholu. Spirytus rozchodzi się po soli i dociera do styku tejże z wnętrzem fajki, gdzie zaczyna rozpuszczać produkty spalania i wchłonięte przez fajkę aromaty, jednocześnie sól nie pozwala spirytusowi wnikać w głąb drewna, wiążąc powstały roztwór. Po kilku godzinach spirytus odparowuje, a nasze „smoły” pozostają uwięzione w kryształach soli.
Dlaczego nie można użyć zwykłej soli kuchennej. Od jakiegoś czasu spożywcza sól jest jodowana, w opinii wielu osób ma to spore znaczenie – jod pod wpływem alkoholu przekształca się w jodynę. Tylko że sól nie jest jodowana jodem, a jego solami potasowymi. Rodzi się zatem pytanie, na ile stężenie jodu jest w ogóle wykrywalne – sól spożywcza, jeśli zawiera jodek potasu lub jodan potasu, to w ilości kilkudziesięciu cząsteczek na milion, w praktyce jest to przysłowiowa łyżeczka na wiadro. Jodyna pod wpływem wilgoci przekształca się, dając jodowodór i kwas jodowy(I), który z kolei utlenia etanol do aldehydu i kwasu octowego. Zatem jeśli decydujemy się na użycie soli kuchennej, zróbmy mały eksperyment, zalejmy naszą sól spirytusem. Jeśli zbrązowieje lub pojawi się niepokojący zapach jodyny, nie nadaje się do naszych celów. Sól niejodowaną można kupić w sklepach dla działkowców, stosuje się ją do robienia przetworów.
Spirytus to temat równie złożony. W większości opracowań mowa jest o czystym spirytusie spożywczym, ten jednak jest stosunkowo drogi i do celów technicznych go po prostu szkoda. Jest na to kilka sposobów, pierwszy to wycieczka za granicę za którą alkohol jest tańszy i zakupienie go tam – oczywiście w ilości, jaką wolno przewozić przez granicę. Można też poprosić o taką przysługę „znajomych” poznanych przed chwilą na bazarku za rogiem. Najprostszą jednak metodą jest zakup alkoholu przemysłowego, konfekcjonowanego jako rozpuszczalnik do szelaku – jest to 90% alkohol etylowy, skażony ok 5% dodatkiem alkoholu izopropylowego – to rozwiązanie wydaje się być najlepsze nie tylko z powodu spokojnego sumienia – w końcu używamy rozpuszczalnika, jako… rozpuszczalnika, ale również ze względów ekonomicznych. Koszt zakupu to ok 10 zł za litr.
Efekty zastosowania metody profesorskiej są zwykle dobre, spokojnie radzi sobie z zapachami tytoni typu duńskiego, aromatem latakii, słabiej z nieprzyjemnym zapachem znanym nam z papierosowych popielniczek, który towarzyszy fajkom nie czyszczonym właściwie.
Proces ten można powtarzać wielokrotnie.
Metoda węglowa
Alternatywą dla metody profesorskiej, stosowaną przez osoby, które mają opory przed wlewaniem czegokolwiek do fajki, jest tak zwana metoda węglowa. Geneza nazwy jest stosunkowo prosta, bo metoda ta bazuje na zastosowaniu właściwości absorpcyjnych węgla aktywnego. Węgiel aktywny to mieszanina węgla pierwiastkowego, drobnokrystalicznego, tlenków metali alkalicznych i krzemionki. Dzięki bardzo dużej powierzchni w stosunku do masy, aktywny węgiel wiąże inne związki chemiczne, również metale ciężkie.
Węgiel aktywny kupimy w aptece, w sklepie dla akwarystów jako wkład do filtra, do wody itp.
Proces powinien przebiegać mniej więcej tak:
1) Fajkę oczyścić dokładnie z nadmiaru sadzy i nagaru.
2) Napełnić węglem.
3) Rozgrzać piekarnik do ok 50*C.
4) Ułożyć w piekarniku na grubo złożonym lnianym ręczniku.
5) Wypiekać w tej temperaturze ok 1/2h.
6) Temperaturę podnieść do ok. 75*C.
7) Po około 1/2h wymienić powietrze w piekarniku.
8 ) Podnieść temperaturę do ok. 90/100*C.
9) Wypiekać przez godzinę do dwóch.
10) Studzić w piekarniku.
11) Odstawić niezłożoną na ok. 7 dni.
Co daje wygrzewanie fajki? Po pierwsze, podwyższona temperatura aktywuje węgiel, po drugie, w palonej fajce panuje dość wysoka temperatura (ok. 200-300 stopni Celsjusza o ile mnie pamięć nie myli) i spora wilgotność, powoduje to rozszerzenie porów drewna i wnikanie substancji w jego strukturę, podgrzanie powoduje otwarcie tych porów, dodatkowo to sztucznie utworzone środowisko będzie suche, dzięki czemu fajka będzie parowała, oddając substancje zapachowe i wszelkie „smoły” węglowi.
Co ciekawe, metoda węglowa gorzej radzi sobie z aromatem duńskich tytoni, za to świetnie usuwa wszelkie nieprzyjemne zapachy popielniczkowe.
Proces ten można powtarzać wielokrotnie.
[mały suplement] Po poddaniu fajki wygrzewaniu może wystąpić problem zmniejszenia średnicy gniazda czopu. Drewno wysycha oddając wilgoć, przez co kurczy się. Dlatego po zastosowaniu tej metody trzeba fajce dać minimum kilka dni spokoju, by wróciła do swoich wymiarów.
Inne sposoby
Kolejną metodą na wygonienie z fajki niepożądanych zapachów są różne warianty płukania fajki rozpuszczalnikami organicznymi.
Osobiście wypraktykowałem dwa rozpuszczalniki – alkohol i aceton. Szczególnie ten drugi wzbudza pewne wątpliwości, ale z chemicznego punktu widzenia nie ma do nich powodów. Aceton paruje jeszcze szybciej niż alkohol, rozpuszcza niepożądane związki szybciej i skuteczniej niż alkohol i jest od alkoholu tańszy.
Rozpuszczalnik można stosować na różne sposoby. Wszystkie mają swoje wady i zalety. Najprostszą z metod wydaje się po prostu zanurzanie główki fajki w rozpuszczalniku i jego wymiana co pewien czas. Pamiętać jednak trzeba, że gros fajek jest pokrytych bejcą, zwykle bejcą spirytusową, która pod wpływem alkoholu, ale również i acetonu, zacznie się rozpuszczać. Sposób ten jest również mało ekonomiczny, bo do zatopienia główki zwykle potrzeba ok 100-200ml płynu, który kilkakrotnie trzeba wymienić.
Można zakorkować szyjkę fajki i wlać rozpuszczalnik do komina, wypełniając fajkę po brzegi, następnie uszczelnić od góry i zostawić tak, po pewnym czasie zlewając płyn i wymieniając go na nowy. To dobra, skuteczna metoda, szczególnie jeśli naszym celem jest wyskrobywanie nagaru na mokro, np. kiedy nie mamy pewności, czy ścianki fajki nie są nadpalone i nie chcemy obszczypać ich razem z frezowanym nagarem.
Możemy zastosować rodzaj tamponu nasączonego rozpuszczalnikiem, który wypełni fajkę – zadziała to trochę jak sól w metodzie profesorskiej.
Najlepszy wydaje się jednak sposób, w którym przez fajkę przelewamy niejako strumień rozpuszczalnika…
1) Fajkę oczyścić mechanicznie z sadzy i spękanego nagaru.
2) Uszczelnić kanał dymowy szyjki zwiniętą chusteczką, ręcznikiem papierowym, wyciorem.
3) Ustawić fajkę stabilnie na stojaczku, szyjką lekko do dołu.
3) Zalać rozpuszczalnikiem.
4) Rozpuszczalnik uzupełniać w miarę ubywania najlepiej w miarę precyzyjnie, np strzykawką.
5) Wymienić zatyczkę i powtórzyć operację, do momentu, aż zatyczka podczas operacji przestanie nabierać brązowej barwy.
6) Fajkę wietrzyć kilka/kilkanaście godzin.
O spirytusie pisałem już przy okazji metody profesorskiej, a jeśli chodzi o aceton, do tego celu nadaje się w zasadzie tylko czysty chemicznie, dostępny w przedsiębiorstwach handlujących chemią czystą i analityczną. Sposób z acetonem radziłbym stosować w ostateczności, w fajkach na które nie działają inne metody i, jak to się mówi, porzucono wszelką nadzieję. Z kolei metodę z płukaniem alkoholem polecam szczególnie do fajek wyprodukowanych ze słabo przygotowanego wrzośca, nie poddanego zabiegom mającym na celu wygonienie z niego związków nazywanych taninami.
Nie spotkałem przypadku, kiedy by te metody nie poskutkowały. Gdy wszystko inne zawiodło, rozpuszczalniki organiczne zdają egzamin na piątkę. Dlaczego w takim razie stosować inne metody? Dobre pytanie. Po metodzie profesorskiej fajka jest w zasadzie posolona, spotkałem nawet opinie, że da się to wyczuć w smaku palonego tytoniu i to długo po zastosowaniu tej kuracji. Metoda węglowa jest średnio skuteczna, poza tym jako metoda sucha nie ułatwia opracowania nagaru. Obie też powodują bardzo mocne wysuszenie drewna, może to spowodować że ustnik będzie wypadał, a w skrajnych przypadkach również pęknięcia. Metody mokre mogą zmienić charakter fajki, rozpuszczać bejce, powodować przebarwienia główki, znaczne zmniejszenie średnicy gniazda czopu ustnika, czasem fajka musi długo po nich leżakować. Zatem każda z metod ma swoje wady i zalety, więc to od oceny konkretnego przypadku zależy wybór najwłaściwszego narzędzia.
W szczególności polecam ten wątek na forum FMS, wypowiedzi Rotma na grupie alt fajka, podstawowe informacje na temat reakcji chemicznych można znaleźć na portalu wikipedia.org.
Wszystkie te metody wypróbowałem w swoim czasie na własnych fajkach, ale nie jestem specjalistą w dziedzinie chemii i fizyki, więc mogę się mylić w kwestiach tego, co dzieje się podczas opisanych procesów. Pracując ze środkami chemicznymi zawsze przestrzegajcie podstawowych zasad BHP.
Ponieważ jestem kolekcjonerskim ignorantem, po mechanicznym usunięciu węgla z wnętrz główki i mechanicznej obróbce powierzchni w przypadku gdy była lakierowana wrzucam całą główkę do spirytusu. Metoda droga, dlatego za radą JSG następną główkę będę moczył w rozpuszczalniku do szelaku, który de facto też jest spirytusem. Ze względu na oszczędność szlachetnego płynu warto wybrać optymalne naczynie do tego celu i kładąc główkę na boku zalewać do połowy. Co jakiś czas bełtając przewracać na drugą stronę. Gdy barwa płynu zmieni się na mocno kolorową, należy płyn wymienić na nowy. Proces trwa do momentu, aż kolejna dawka płynu będzie najbiedniej w barwie jasnej słomki.
Wadą takiego moczenia jest to, że nie powinno się używac takiej fajki jeszcze przez najbliższe kilka miesięcy. najlepiej główkę odstawić w suche przewiewne miejsce.
Tym sposobem otrzymamy fajkę, która powinna być lepsza smakowo, bo przeprowadziliśmy sami pewien rodzaj curingu. Niestety wadą jest to, że główka straci pierwotne zabarwienie i wszystkie kitowania, no i oczywiście z kolekcjonerskiego punktu widzenia załatwiamy egzemplarz na amen.
Metody opisane przez JSG są mniej inwazyjne, choć w moim odczuciu bardziej skomplikowane.
Coś za coś.
UkłonY,
Jako znany demolator fajek używanych, powiem tak: nadzwyczajnie mi się podoba to, że w Twoim sposobie i w sposobie Janka zejdzie bejca. Powiedziałbym nawet, że podoba mi się to niesamowicie!
To ja zadam parę laickich pytań…
Dlaczego poprzez kąpiel spirytusową z kolekcjonerskiego punktu widzenia załatwiamy egzemplarz na amen ?
nie powinno się używac takiej fajki jeszcze przez najbliższe kilka miesięcy
Zdaję sobie sprawę, że im dłużej, tym lepiej, ale miesiąc chyba wystarczy? Tak pytam, bo w poradniku Maćka jest mowa nawet o tygodniu (mi się to już wydaje za mało).
No i skąd nazwa metoda profesorska ? :P
Ja bym to rozumiał jakoś tak, że spirytus jakim by nie był ma 90-95% alkoholu- w przypadku tych przemysłowych rozcieńczalników ok 90%. Reszta to woda- woda wchłaniana w drewno powoduje jego nawilżenie i rozszerzenie struktury. By proces dobiegł końca drewno musi oddać tą wilgoć i niejako na nowo się ułożyć. Szczerze? Paliłem w fajkach kilka godzin po wysypaniu z nich soli, paliłem w takich które odleżały pół roku po tym zabiegu i nie potrafię wskazać różnicy, ale ja jestem smakowym ignorantem.
Metoda profesorska- ciekawe pytanie… nazwa może pochodzić od tego, że jej znajomość to niejako wyższy pozom wtajemniczenia… ale nazwa jest międzynarodowa, więc trudno dociec z jakiego kraju pochodzi i czy nie ma związku z jakąś konkretną postacią fajkowego półświatka.
To ja czując się, po niewczasie, przywołany do tablicy, referuję:
Według mnie (oczyszczające) działanie spirytusu nieodwracalnie ingeruje w pierwotny projekt i wykonanie fajki. Jeżeli na główkę była nałożona bejca – już jej nie ma. Jeżeli były robione kitowania, jest duża szansa, że wiele z nich wyleci po wysuszeniu i wreszcie, po takim płukaniu na powierzchni główki uwydatniają się słoje – główka przestaje być absolutnie gładka. A to powoduje, że fajka nie jest już w wersji oryginalnej. A kolekcjonerom, chyba chodzi o coś z goła innego.
Jeżeli chodzi o odpoczywanie fajki po płukaniu, to ja postępuję (jak mi się wydaje) według Szkoły Rotmowej, bo jeszcze nigdy się nie zawiodłem na wskazówkach opisywanych na apfie. Oczywiście ani mi w głowie wchodzenie w polemiki z Maćkiem, bo nie wydaje mi się, żebym miał praktykę, która mogłaby mnie do tego upoważniać niemniej na potwierdzenie pozwolę sobie wrzucić taki link, w którym najważniejszy jest pierwszy post jara, a w tym kontekście to, co przytacza w drugim (trzecim?) akapicie od dołu.
UkłonY,
Ps.
Nie wiem, skąd ta nazwa. Coś, gdzieś czytałem, ale uciekło.
PsPs.
Mnie tam po tygodniu z główki dalej zalatuje spirytusem (hehe niezłe brzmienie), a już napewno, gdy używam rozpuszczalnika do szelaku.
Musze zapytać:
Paweł, wyleciało ci kiedyś kitowanie z „robionej” spirytusem fajki?
Pytam, bo mnie się nigdy nie zdarzyło (na dzień dzisiejszy „zrobiłem” jakieś 40 poprzez „topienie”) – owszem, kitowania miałem raczej niewielkie, bywało, że się nieco odbarwiły – ale żeby wyleciało, to nie.
A co do zapaszku – ja mniej więcej tydzień-dwa suszę (czasem ZNACZNIE dłużej), a potem standardowo wygrzewam. W czasie wygrzewania ujawniają się ponownie zapachy, z którymi w znacznej mierze uporaliśmy się za pomocą samego spirytusu/rozpuszczalnika – czyli smrodek niedosuszanej fajki, tytoniu, czasem jakiś dodatków zapachowych stosowanych przez „restauratora”. Po wygrzewaniu i ostygnięciu fajki zapach jest słabszy, ale jest, po odczekaniu tygodnia-dwóch zazwyczaj zanika zupełnie (acz nie zawsze). Generalnie obwąchanie fajki w czasie wygrzewania wiąże się zazwyczaj z dużym zaskoczeniem, bo fajka, która już była płukana i wydaje się nieomal sterylna znowu zaczyna pachnieć. Tu uwaga: nie zdarzyło mi się, żeby był zapach spirytusu czy rozpuszczalnika, czyli ten wietrzeje znacznie szybciej niż wszelkiej maści „pozostałości”.
No to skąd w tych moich fajkach te dziury po kicie? Może sam wydłubałem, a teraz nie pamiętam? Bo ja generalnie lubię dłubać w fajce.
Tak, czy siak u mnie zawsze się te kitowania i wady ujawniają po kąpieli. Przy wszystkich 10 główkach, które zanurzyłem. Nawet w tym ostatnim farbowanym Petersonie, który cały czas oddaje minimalny róż…
Potwierdzam, mi swego czasu spirytus wyżarł wszystkie kitowania z jakiejś albanki.
Bo jak spijesz fajki, to się ujawnia ich prawdziwy charakter!
Ja poproszę jeszcze o wersję nieoficjalną używania soli. Taką jaką otrzymałem od autora tego artykułu na moje GG jak zaczynałem przygodę z odnawianiem fajek. Przy czym jak zacytowałem na GG podawany przez niego wątek z forum FMS – do dnia dzisiejszego nie odezwał się do mnie.
Za to wiele ma do powiedzenia wszędzie… A moje spieprzone wtedy 3 fajki wymagały potem miesięcznej „reperacji” wszystkimi możliwymi metodami – aby wyplenić zapach jodyny – bo nawet wegiel aktywny nie pomagał.
Tak wiem kim jestem… – ale pan JSG już mnie określił we wcześniejszym swoim artykule dotyczącym Przemyśla… więc proszę nie porównywać mnie po raz kolejny…
Wyżej przedstawione metody są dobre, więc po co dokładać te „niedobre”. Nikt nie każe robić tego co ktoś mówi/pisze. Zabierając się za renowację fajki lepiej dokładniej poczytać FMS albo alt.pl. Pzdr…
nie twierdze ze są błędne – twierdze ze pan JSG rozsiewa 2 wersje po kątach – oficjalną i nieoficjalną.
Więc dlatego prosze o dopisanie wersji nieoficjalnej… albo zaprzestanie rozsiewania bzdur… ot co…
Darku, czy jest Ci lżej? Ograniczasz się ostatnio do wpisów, w których próbujesz zdyskredytować autorów. Rzecz jasna, wolno Ci to robić, ale po co?
Tak szczerze – to nie mam pojęcia czy jest mi lżej, czy ciężej.
Poniekąd może czuje się oszukiwany, może wqrzony, a może przechodzę klimakterium – nie wiem.
Wiem tylko jedno – tak „zacny” człek jak pan JSG, który doktoryzuje się wszędzie i przed wszystkimi – nie ma nawet cywilnej odwagi, żeby napisać jedno małe słowo – którego zapewne nauczył się mając lat 2-3.
Równie dobrze odpowiadając na Twoje pytanie pytaniem – mogę zapytać. Można się wywyższać, stawiac na piedestale – oczywiście można to robić – ale po co? (pisze tu o autorze)
Widzisz – ja swoimi wpisami nie leczę swoich kompleksów. Wyrażam tylko swoją opinię. Powodując może wzrost adrenaliny u innych – ale ich nie obrażam.
Zdaje sobie sprawę, że być może moje opinie biją w Was – administratorów – mogę tylko napisać – przepraszam.
Jednak siebie pod tym względem nie zmienię.
Pozdrawiam
Z tego co pamiętam z naszej rozmowy przez komunikator stanęło dokładnie na tym co tu napisałem- jeśli chcemy użyć soli kuchennej musimy ją najpierw sprawdzić, zobaczyć czy nie ciemnieje i czy nie ma wyraźnego zapachu jodyny po zalaniu spirytusem. Doszliśmy do tego wniosku razem, a wniosek ten tu przytoczyłem, nie ma dwóch wersji, są metody prób i błędów.
Nie wykluczyłem w tym tekście użycia soli kuchenne, podkreśliłem ryzyko jej użycia i tak samo było kiedy rozmawialiśmy na ten temat.
W naszej rozmowie popełniłem jeden błąd pisząc o denaturacie. To był czas kiedy go używałem do czyszczenia fajki, nie widząc specjalnie powodu by nie używać, dziś nie popełnił bym tego błędu. Przykro mi jeśli miałeś w związku z tym jakieś problemy.
nie będe z panem polemizował – bo nie mam twardych dowodów w postaci archiwum z GG.
Jestem dorosłym człowiekiem i wiem co przeczytałem.
Ja również nie będę polemizował. Nie czas na to i nie miejsce. Jeśli ten tekst zawiera jakieś rażące błędy zapraszam do dyskusji na jego temat.
Popełniałem różne błędy i się do nich przyznaje i wyciągam z nich wnioski. Jeśli popełniłem jakiś polecając Ci jakąś szkodliwą metodę, jest mi ogromnie przykro, ale teraz, po sprawdzeniu archiwum jestem pewien że wspólnie ustaliliśmy że sól wymaga przetestowania, ponadto pierwszą z fajek zasypałeś solą TESCO na długo przed naszą rozmową.
Dajcie spokój chłopy no!!!
Napisałeś: Zatem jeśli decydujemy się na użycie soli kuchennej, zróbmy mały eksperyment, zalejmy naszą sól spirytusem. Jeśli zbrązowieje lub pojawi się niepokojący zapach jodyny, nie nadaje się do naszych celów.
Mam pytanie dotyczące tego stwierdzenia: ile czasu trzeba czekać aż dana reakcja zajdzie? Czy sól która się nie nadaje od razu zacznie brązowieć albo śmierdzieć jodyną? Czy Trzeba poczekać dłuższy czas? Zalałem sól jodowaną spirytusem i nic przez kilka minut się nie działo, nic nie brązowiało, nic nie śmierdziało. Zapakowałem potem do fajki tę sól, polałem spirytusem i teraz widzę, że ta sól po 3 godzinach jest brązowa a brązowieć zaczęła praktycznie od razu po odłożeniu zapakowanej fajki. Stąd moje pytanie: czy za krótko trzymałem na początku sól ze spirytusem, czy rozpuszczający się nagar tak szybko zabarwił sól(spirytusu wlałem chyba trochę sporo).
Myślę że optymalnym czasem trwania badania soli jest czas 1:1 z tym jaki ma trwać zasypanie fajki, czyli ok 24 godzin, lub więcej, lub mniej.
Ja bym radził wyrzucić sól po eksperymencie i solą z tej samej paki nabijać fajkę, spirytusu używa się w metodzie profesorskiej, kilka mililitrów. Jak zalałeś obficie, to mokra sól, natychmiast stała się brązowa od smoły z komina.
Swoją drogą czy zna ktoś jakiegoś chemika? Bo z tego co znalazłem na sieci, wynika że nie ma możliwości by z jodku potasu wytrąci się jod, który następnie rpuścił by się w alkoholu. Jest to możliwe, ale w procesie elektrolizy. Warto było by sprawę zbadać.
Niedawno rozpocząłem swoją pszygodę z fajką ale paląc najczęściej w lesie na spacerze z pieskiem , czyszczę zwitkiem świeżo zerwanego igliwia , fajeczka jest czściutka i pachnie bardzo przyjemnie
Musisz mieć szczęśliwego psa – fajka to najmarniej z godzinka. Ma się jak gadzina wybiegać.
Nie mogę się powstrzymać…
Przewód dymowy też w ten sam sposób czyścisz?
Ciekaw jestem jak czyściło by się malutką nierozwiniętą szyszką)))
Albo malutką wiewiórką.
Wiewiórka wymiata… :D
Sławek! Jak możesz?! Nie można męczyć nierozwiniętych szyszek!
Panowie widać pochodzą z miejskiej dżungli..
Igliwie to ciekawy pomysł, choć wilę herbatę świerkową niż czyścić nim fajkę. W lesie jest wiele ciekawszych materiałów zdatnych do czyszczenia fajki.
Gdybyśmy mieli pisać podręcznik surwiwalu dla fajzarza, zacząć należało by od całej gamy mchów, które wyschnięte spisują śię świetnie jako czyściki komina, jeśli chodzi o kanał dymowy sprawa jest bardziej skomplikowana, można użyć naprędce zfilcowanej kory brzozowej, która będzie bardzo chłonna i spokojnie oczyści kanał. Najgorzej jest z ustnikiem. Poza trawą nie bardzo cokolwiek się nadaje, a źdźbła suchej trawy słabo przyjmują wilgoć, można posiłkować się plotąc z takich źdźbeł warkocz i je również w palcach nieco sfilcować, tak by nie miały gładkiej powierzchni. nad wodą możemy uprząść nić z pałki wodnej, przy odrobinie cierpliwości uzyskmy oplot do słomki który będzie się zachowywal niemal tak samo jak druciany wycior. ale nie ryzykował bym używania takich naturalnych zamienników do fajek o bardzo ciasnych ustnikach i fajek wygiętych. Dlatego jeśli zamierzamy być hardkorami wybieramy fajki odpowiednio skonstruowane, by nie robić sobie niepotrzebnego kłopotu.
Fajkowy survival, niezły pomysł na artykuł :D Ciekawe rozwiązania, mech to w sumie pierwszy się nasuwa na myśl, ale z kanałem dymowym to już bym się głowił.
Jak znajdę chwilę na wycieczkę z kolegą na ryby (czytaj ryby kupimy, a nad wodą będziemy głównie spożywać napoje…) może coś pomyślę nad zdjęciami do jakiegoś komiksu na ten temat… z drugiej strony to raczej kategoria „fajkowe kuriozum”. Zrodził się w mojej głowie pewnien chory pomysł… może na pierwszego kwietnia.. kto wie
malutki suplemencik do metody węglowej
Dzieki za material edukacyjny, ale mam pytanie dotyczace spirytusu zwanego denaturatem czy mozna go uzywac do renowacji fajki?
U mnie w No. spiryt powyzej 60% to § podlegajacy narkotykom, stad tez owo pytanie.
Pozdrawiam dymkowo.
Się nie zaleca, z uwagi na to, że jest skażony różnymi chemicznymi świństwami.
Spróbuj znaleźć rozpuszczalnik do szeklaku – sklepy dla plastyków, konserwatorów mebli ew. chemiczne powinny coś takiego mieć. Jest to 98% etanol skażony alkoholem izopropylowym. I wietrzeje do spodu, choć „w obróbce” pachnie mniej neutralnie niż „spożywczy” spirytus.
A – nie wiem, jak może się coś takiego nazywać po norwesku, ale po angielsku rozpuszczalnik do szeklaku to po prostu „shellac solvent” względnie „shellac thinner”.
Hej Dzieki za porade.
Pozdrawiam dymkowo
Sklepy dla wędkarzy muchowych – także powinien być ten rozpuszczalnik. A takich sklepów jest w Ośle więcej niż monopolowych.
No i stało się.Moja pierwsza i jedyna gruszanka odziedziczona po wuju trzasła przy szyjce po próbie zbyt nachalnego wcisku ustnika po próbie wypiekania węglowego. Mam do niej sentyment toteż zastanawiam się czy dało by się jeszcze ją jakoś odratować? Skleić jakoś czy cu?
Napisałem to pod wpływem impulsu.Zdążyłem już poczytać temat z pierścieniami ale to raczej odpada,gdyż w cybuszku moim pod wpływem temperatury otwór na ustnik się wydłużył co było następstwem pęknięcia.Po prostu przegrzałem fajeczkę w piekarniku i się ciut zdeformowała.Smutny wypadek na początku przygody z fajką,ale sam jestem sobie winien.
Khem, ja myślę, że w ogóle wygrzewanie gruszki (czy też w ogóle poddawanie fajek z tego drewna jakimkolwiek procesom renowacyjnym) jest bez sensu. Ryzyko, że coś pójdzie nie tak znacznie większe niż w przypadku wrzośca (bo materiał lichy), a wartość zazwyczaj niewielka (poza sentymentalną ewentualnie).
Ja bym powiedział „wywal i kup wrzosiec”, ale skoro popełniłeś już taką perwersję i zacząłeś ją wygrzewać, to może trzeba ją skleić i z honorami nałożyć srebrną virolę… :)
Wrzosiec mam ale na niego jeszcze nie czas. Przyjąłem sobie że wrzośca zapale dopiero po 20 urodzinach(czyli za jakieś 17dni)Puki co typowo podręcznikowo pukam gliniankę z tytoniem kentucky. Gruszką już się zająłem: dopasowywanie cybucha i ustnika do odpowiednich rozmiarów metodą mechaniczną, coby sumienie troszkę uspokoić.
Na wrzosiec nigdy nie jest za wcześnie :+).
Współczesne fajki nie mają cybuchów, patrz choćby artykuł Jacka*jalensa na tej stronie: http://www.fajka.net.pl/poradniki/podstawy/budowa-fajki/
Znaczy końcówkę szyjki do ustnika.
Co do wrzośca,to kieruje się zasadą iż należy do niego nabrać trochę doświadczenia(nawet tego wiekowego od którego nic nie zależy)by móc cieszyć się nim jak najdłużej.Taki swoisty rytuał pierwszej -dziestki.
Spoko. Przejdzie Ci :)
Pożyjemy zobaczymy ;]
Witam,
Chiałbym z kolei zadać pytanie od siebie – myślę że żeby nie spamować dobry będzie to temat.
Chodz o to że posiadam fajkę jaką chciałbym uzdatnić – dostałem ją kiedyś i niestety dupcy z niej gorzej niż z popielniczki.
Po przeczytaniu tego tematu i komentarzy przekonałem się że jeżeli to gruszka to po uadatnianiu może paść. A problem mój taki że niewiem z czego fajeczka jest zrobiona (jakie drewno). Totalnie nie wiedząc jak to rozpoznać szukałem niebo na jej temat w necie – niestety nigdzie takiej nie udało mi się znaleść do tej pory.
Na fajce napisane jest REAL BRIAR. A wygląda ona podognie do bohaterki tgo komiksu:
http://www.fajka.net.pl/poradniki/fajka-w-praktyce/nabijanie-ready-rubbed/
z tą jednak róznicą że jest wygięta.
A tak na margnesie co to za firma to Real Briar? Coś gdzieś spotkałem się że albańka, ale dobre to fajki itd?
Pozdrawiam,
zvish
Real Briar to po angielsku „prawdziwy wrzosiec”, więc nie wiem jak Ci się nie udało znaleźć odpowiedzi :) I fakt, nie jest to firma, raczej linia fajek produkowanych przed demoludów.
Z temi demoludami to bym nie przesadzał- widziałem fajki francuskie i włoskie z taką sygnaturą, nie widziałem polskich czy czeskich, ponadto mamy jeszcze sygnaturę bruyere grante, która jest przedwojenna i równie cosmopolityczna.
Swoją drogą było paru śmiałków do badania tego tematu, ale jakoś powymiękali…
Na pytanie czy produkty bezmarkowe są dobre, odpowiedź brzmi: zależy od egzemplarza. Jesteś w tej szczęśliwej sytuacji, że bez większego stresu możesz sobie pozwolić na reanimację (bo obiektywnie, to nie są fajki poszukiwane i o dużej wartości) i jeśli potraktujesz ją zgodnie z opisywanymi na tej stronie metodami z pewnością fajka odwdzięczy Ci się i prawdobodobnie będziesz darzył ją wielkim sentymentem. Czego szczerze życzę.
REAL BRIAR (bez innych oznaczeń) stosował wytwórca albański na fajkach, które docierały do Polski w latach 80. Fajki z miejscowego wrzośca, lakierowane. Wcześniejsze oznaczenie fajek z tego źródła to *Bruyere garantie Albanie*
To by się zgadzało. Fajka jest obrzydliwie lakierowana (obrzydlistwo zapewnia głównie temu że ów lakier jest znacznie poobijany).
Tak tak :D Zdołałem sobię to przetłumaczyć już wcześniej :)
Jednak zapytałem w obawie że ktoś se na fajce napisał „prawdziwy wrzosiec”, zrobiona ona może być z czego kolwiek. Ponad to myślałem że to jakaś taka firma co taką nazwę wybrała. Teraz jeszcze poszukałem nieco w temacie na Forum Polskiej Fajki i generalnie z założeniem że istotnie jest to wrzosiec spróbuje ją reanimować. Aczkolwiek niewiem kiedy uda mi się do tego zebrać.
W każdym razie dziękuję za wsparcie :)
Pozdrawiam.
„Zabrac” to pojecie wzgledne.
1) wrzucic do spirytusu na kilka dni
2) poswiecic 15 minut na usuniecie lakieru i zebranie smolonagaru w trzewiach komina, wrzucic do spirytusu na kilka dni.
3) co kilka dni wymienic spirytus
4) wyjac do suszenia na kilka tygodni
5) poswiecic 15minut na wymycie ustnika pod kranem, wycior w domestosie, wycior w ludwiku, wycior w cifie, wycior w ludwiku
6) zamocowac w imadle wiertarke,dwa kolka bawelniane twarde, dwa rodzaje psat, 5 minut polerowania calej zlozonej fajki
7) woskowanie lub nie
Fajka gotowa do palenia, łącznie jedna godzina pracy podzielona na kilkunastominutowe raty….
Rzecz, jasna wrzucac bez ustnika a za ustnik brac sie na chwile przed polerowaniem.polerowac razem. Przy paście aktywnej, mocno sciernej zabezpieczyc drewno przed kolkiem- np tasma klejaca, przy pascie wykonczeniowej jechac po calosci.
Miałbym zatem kilka pytań jakie mnie jeszcze nurtują:
1. Czy kanał dymowy szyjki mam też czyścić jakoś mechanicznie, tak jak komin? Czy tą sprawe pozostawiamy spirytusowi?
2. Apropos powyższej podpowiedzi. Czy moczymy włówkę w spirycie jeszcze przed mechanicznym oczyszczaniem? Pytam ponieważ zarówno w tym tutorialu jak i w artykule „Uzdatnianie starej fajki”, z tego co zrozumiałem moczenie w spirytusie zaczyna się po wszelkich mechanicznych czyszczeniach.
3. Czy w kwestjii czyszczenia ustanika konieczny jest dobór środków i kolejność stosowania taka jak podana powyżej czyli:
„wycior w domestosie, wycior w ludwiku, wycior w cifie, wycior w ludwiku”.
Pytam ponieważ niewiem czy takie hardcory są potrzebne a czy może tam zachodzi jakaś chemia z jakiej nie zdaje sobie sprawy czyli że naprzykład ludwik bądź cif będzie neutralizował degradacyjną chemię domestosa itd.
Ponad to czy wystraczy powiedzmy zastosować tylko jeden z tych preparatów itd.
4. I jeszcze na sam koniec to co spotkać ma główkę wrzoścową, czyli bejcowanie, woskowanie itd. Co jest konieczne a co nie. Bo przykładowo z chęcią zrezygnował bym z bejcowania – niech fajaczka pozostanie w swoim naturalnym kolorze. Czyli sam wosk. A odnośnie niego również czy jest konieczny, czyli powiedzmy że chciałbym po całym czyszczeniu i schnięciu od razu nie bejcowaną, nie woskowaną faje zabrać na sesje fajkową. Czy coś jej wówczas grozi poza oczywiście w niektórych oczach być może dość nie przyzwoitym wyglądem?
5 (B) – a i jeszcze tak na koniec końca pytanie bonusowe, w mini tutorialu zamieszczonym dwa posty wyżej przez Pana JSG, nie ma ani wsmianki o „wypiekaniu” fajki w piekarniku. Czy zatem moge rozumieć iż opcją zamienną będzie długotrwałe suszenie miast „wypiekania”?
PS: Z tym moim zabraniem się to bardziej chodziło o zebranie wszelkich potrzebnych sprzętów i środków niż samą pracę nad fajką – do tego aż mnie rwie :)
Pozdrawiam,
zvish
1) w kanale dymowym zbieraja sie jedynie smoly,w glowce powstaje twardy nagar, dlatego wyciorowanie i moczenie w spirytusie do sktku wystarcza zazwyczaj, jak nie to trzeba miec komplet wiertel co 0,1mm i czyscic kanal nimi z ręki.
2) w powyzszym tekscie jest o tym wzmianka- sa rozne szkoly jedni dra na sucho, inni cyklinuja na mokro, ja wole cyklinowac na mokro, odpowiednio przygotowanym nozem, nie koniecznie za jednym namaczaniem zostawiajac ladna, rowna warsterke nagaru. Szlifowanie na sucho to strata czas i materiałów ściernych.
3) podchlorynu potasu lub sodu uzywa sie do odkazania wody w sieciach wododciagowych, wiec z ta chemia domestosa to bym tak nie przesadzal, stężenie po płukaniu nie będzie tak duże by było szkodliwe. Domestosa uzywa sie przede wszystkim do likwidowania efektow utleniania zwiazkow siarki na ebonicie, a efektem ubocznym jest higienizacja kanalu dymowego i calego ustnika, mozesz pominac ten krok i uzyc samego spirytusu- pamietaj zeby ustnika ebonitowego nie moczyc w cieczacha jedynie przecierac, wacikiem czy szmatka, bo moze zzieleniec.
4) pisalem ze woskowanie nie jest konieczne w ostatniej wypowiedzi, bejcowanie tez nie, choc wez pod uwage ze stara fajka nie bedzie zbyt piekna, bedzie szara, brudno szaro zolta, z czasem bedzie ciemniec i matowiec, jak nie chcesz woskowac to poczytaj o metodzie zaciagania włókien twardym drewnem- drewnem o drewno chyba tytul artykulu.
6) czytasz nieuwaznie- wygrzewanie wymaga fajki doskonale wysuszonej- nie jest metoda suszenia, jest alternatywa dla metody profesorskiej, bywa jej uzupelnieniem w skrajnych przypadkach, ale pomiedzy profesorem a wygrzewaniem zwykle fajke sezonje sie kilka tygodni.
Co do ps: to bardzo nie dobrze ze rwie, bo to moze powodowac jakies lekkomyslne kroki, nic na sile wszystko mlotkiem, to nie jest robota na jeden dzien- choc nie ukrywam ze mozna calosc zrobic w 45minut i jeszcze tego samego dnia cieszyc sie ta fajka, ale nie w kazdym przypadku- wymaga to rzutu wprawnym okiem, no i nalezy pamietac ze wtedy fajka bedzie nie wyzerowana.
Krótki przepis:
Wrezowanie komina do cienkiej warstwy nagaru nozem lub frezem nastawnym
Wymycie kanału dymowego spirytusem do wzglednej bialosci kolejnych wyciorów
Wymycie ustnika woda z ludwikiem
Polerka na odpowiedniej maszynie odpowiednimi pastami
przejechanie fajki ostatnia pasta po wierzchu razem z ustnikiem.
Woskowanie.
Dziękuje za wszelkie odpowiedzi.
Teraz czuje się merytorycznie przygotowany do uzdatniania.
Co do nie uważneg czytania – być może. Praktycznie na raz przeczytałem wszystkie artykuły z działów: I. Poradnik – fajka w teorii, II. Poradnik – fajka w praktyce, III. Problemy fajczarzy. I rzeczywiście mogłem coś pomieszać. Wszak obiecuje poprawe :)
Rwie ale będę ostrożny.
Jeszcze raz dziękuję.
Pozdrawiam.
Tak mi się nasuwa pytanie i męczy mnie od jakiegoś czasu. Może jest głupie ale podobno nie ma głupich pytań. No nieważne. Chodzi o to czy do metody profesorskiej można użyć zamiast soli sody oczyszczonej? Jeśli dobrze wiem, a wiem bo sam korzystam, wiele nieprzyjemnych zapachów np z szafki z butami usuwa się wstawiając tam spodek z sodą oczyszczoną? Nie wiem jak to się ma do fajki, może jej nawet szkodzi, może nawet bardzo. Może ktoś wie? Ja sprawdzał nie będę:)
Ludzie różne rzeczy do fajki wrzucają.
Osobiście nie wrzucam nic, stosując metodę czysto spirytusową. Działa znakomicie.
Logiczne wytłumaczenie, dlaczego właściwie stosowano sól przedstawił kiedyś ROTM na APF – krótko mówiąc chodziło o zaoszczędzenie płynów wysokoprocentowych. Jeśli nie ma takiej potrzeby, to po co kombinować z wypełniaczami, zwłaszcza mogącymi uszkodzić drewno.
dziś od samego rana walczyłem z dwoma fajkami, wiekowe Stanwell’e brass band’y przepłacone koszmarnie i równie śmierdzące. Poprzedni właściciel fajek zwyczaju czyścić po prostu nie miał, po czym 20 lat temu z okładem wyjechał do USA. Fajki zakiśnięte choć z nagarem umiarkowanym.
Kominy wyczyściłem w parę godzin delikatnie dremelkiem prawie do żywego, ale nawet przez 14 dni w przewiewnym miejscu trzymane śmierdziały.
Węgiel aktywny + piekarnik nawet dłużej i więcej niż trzeba nie pomogły na Stanwell’e – pomogły za to na jedną z moich fajek, które palę ( ot z ciekawości dla testu jej komin również zasypałem węglem aktywnym wraz z przewodem kominowym i tylko ta palona i używana przeze mnie najmniej raz w tygodniu straciła sporą część zapachu.
Stanwelle więc po wymianie węgla wylądowały w dniu kolejnym na kolejne wygrzewanie i znów nie śpiesznie 60 stopni kolejne godziny aż do 110 chyba z wymianami powierza delikatnymi by temperatura do góry jaki i w dół schodziła płynnie bez napięć.
NIC – smród zakisłej smoły wieloletniej i nieczyszczonej został i nijak w tym palić.
Level HARD.
Albo ja albo one, 0,5l spirytusu 1l rozpuszczalnika nitro i przelewanie delikatne z wstrząsaniem główek szybkie – zdecydowane i odrazu wylewam by napełnić świerzym ponownie.. – tak pozbyłem się litra taniego rozpuszczalnika Nitro. Następnie ta sama operacja ze spirytusem.. by wypłukać resztę oraz zapach Nitro.. następnie lekko jeszcze wilgotne ( choć szybko paruje ) zostały zasypane węglem aktywnym i znów do piekarnika i znów palę godzin ze zwiększaniem temperatury i wymianami powietrza.. i po dzisiejszym dniu podając Stanwell’a żonie po raz pierwszy w ogóle – powiedziała „nie pachnie niczym ;)”….
opis przejść zostawiam jako ślad walki „do końca mojego lub ich” jako przestrogę by kupując jakąkolwiek używkę i już trzymając ją w rękach nos do niej zanurzyć… a ja to robić już będę na pewno.
Rzeczywiście ten opis jest opisem walki. A czy nie można było walki uniknąć po prostu kąpiąc główki w słoju ze spirytusem przez kilka albo i więcej dni, gdyby się okazało, że kąpiel jedno czy dwudobowa nie wystarcza ? Oczywiste iż po kąpieli w spirytusie należy znów wykąpać główki w drugim słoiku napełnionym czystym spirytusem i tak zmieniać kąpiele tyle razy, ile potrzeba. Można też zatkać wlot kanału dymowego i nalać spirytusu do paleniska, zatkać je od góry korkiem, po jakimś czasie wymienić spirytus etc. A w szczególnie ciężkich przypadkach ma zastosowanie powszechnie znana metoda sół + spirytus.
Mam podobne wątpliwości.
Z tym, że wypada tu dodać, iż wygrzewanie pozwala pozbyć się pozostałości zapachowych, z którymi spirytus, nawet stosowany przez dłuższy czas sobie nie radzi.
Tym niemniej ja zacząłbym od spirytusu, potem dobrze wysuszył, a dopiero na końcu wygrzewał.
Oraz uwaga druga – zatykanie korkiem od góry. Zdarzyło mi się – słownie raz, ale się zdarzyło – iż potraktowana w ten sposób fajka nadpękła. Mimo, iż był to kawał klocka (rhodesian City De Luxe, o ile pamiętam) i wcale nie wbijałem klocka na siłę. Od tej pory, owszem, przykrywam napełniony komin od góry, ale właśnie przykrywam, nie zatykam (oczywiście podobne metody stosuję tylko w wypadku fajek, gdzie zależy mi na zachowaniu oryginalnego wykończenia powierzchni, reszta ląduje w spirytusie w całości).
No i – muszę to powiedzieć – podziwiam odważnych, którzy ładują dremel do komina.
No i dopytam jeszcze – jak te metalowe wstawki zniosły wygrzewanie? Rzecz jasna o ile są integralną częścią szyjki, bo jeśli ustnika, to pytania nie było ;)
Nie będę się odnosił to procedury wygrzewania, znam ją tylko z tekstów zamieszczanych w internecie. Wszelkie operacje spirytusem czy spirytus+sól zawsze przeprowadam na zimno, i mi się nie zdarzyło abym sobie nie poradził z najbardziej zapuszczonym egzemplażem; fakt, czasem operacja „humanizacji” trwała dobrze ponad rok. Natomiast pragnął bym uściślić ów przypadek pęknięcia fajki na skutek zatkania od góry. Jeśli nalewam spirytus do wnętrza, zawsze należy moim zdaniem korkować wlot paleniska oczywiście korkiem z korka, lub przynajmniej „korkiem” silnie ukręconym z bibuły, gdyż to spowalnia proces odparowywania spirytusu; mimo to i tak co kilka-kilkanaście godzin uzupełniam poziom spirytusu w palenisku. Czy aby nie zastosowano w opisywanym przypadku „zakorkowania” nie za pomocą korka z za pomocą kołka z drewna ? no i oczywiste, iż takie „kąpanie” wnętrza wykonuję na zimno. Jeśli przy zachowaniu podanych warunków fajka pękła, to podejrzewam poważną skazę w wiązaniu struktur wrzośca, mimo iż mowa o bardzo dobrej marce – second GBD.
Oczywiście cała operacja przeprowadzana była „na zimno” i oczywiście z zastosowaniem korka „korkowego”. A i samo pęknięcie jest takie, że prawdopodobnie nawet uważny obserwator po prostu by go nie zauważył. Tym niemniej jest. Przyszło mi teraz do głowy, że być może kupiłem tę fajkę z takim mini-pęknięciem i nie zauważyłem go wcześniej, ale nie wydaje mi się.
Ot, pech, być może faktycznie gorsze drewno.
Logika nakazywałaby, że w takim wypadku pęknie raczej identycznie zatkana szyjka, w którą korek wciskany bywa dość zdecydowanie, aby uniknąć wyciekania spirytusu.
Wygrzewanie natomiast jest zdecydowanie sensowną IMHO operacją – wielokrotnie miałem do czynienia z fajkami, które już po kuracji spirytusowej były w znakomitym z pozoru stanie, a w połowie wygrzewania zaczynały „pachnieć”. Podobnie egzemplarze, które pomimo wielokrotnej kąpieli spirytusowej wykazywały ślady obcych zapachów po wygrzaniu pachniały już znacznie bardziej „neutralnie”.
możnaby było wymaczać, trwałoby to pewnie znacznie dłużej – efekt musiałby być lepszy ( choć osiągnąłem swój znakomicie ) ja przelewałem powoli dlatego że:
1) nie chciałem żeby drewno nasiąkało kolejnym „kompotem” a tylko żeby góra pracowała z rozpuszczalnikami
2) przelewałem tego wiele by to „rozpracowane” nie wsiąkło gębiej ( bo znów źle )
jeżeli maiłbym sporo czasu zamienna kompiel w spirytusie i dobrze zmielony węgiel i wygrzewanie powolne aż do skutku to dla mnie laika właściwa metoda… pierścienie bardzo dobrze – wprawdzie jeden fakt na ustniku a drugi na fajce jest osadzony ale bardzo ale to bardzo uważałem na zmiany temperatur przesadnie nawet z delikatnością wymieniając powierze..
z czego jestem dumny ? z tego że po zastosowaniu Nitro po jego bardzo specyficznym zapachu ślad żaden nie został i też wydaje mi się że węgiel aktywny musi mieć nad czym pracować, znaczy coś musi odparowywać żeby on mógł to wchłaniać.
nie mogłem się powstrzymać – o to one ;)
http://a7.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash4/387648_2071198678325_1795631626_1338106_2029850616_n.jpg
http://a2.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash4/407444_2071197638299_1795631626_1338103_1941111051_n.jpg
http://a3.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-snc7/387493_2071197998308_1795631626_1338104_2118252191_n.jpg
http://a5.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash4/379824_2071198358317_1795631626_1338105_1887270862_n.jpg
achh.. co do dremelkowania – nienawidzę tego robić, zajmuje mi to dużo czasu, czuje się jak chirurg ze skalpelem i nigdy nie dremelkuję do końca zostawiając sobie bezpieczną granicę na papier ( używam wodnych na sucho, po czym raz na czas myję je w wannie – suszę i mam znowu „nowe” ) dremeluje gubym dremlem na bardzo wolnych obrotach gdzie rzadko przy mocy mojej Chinki udaje mi się dojść do drewna – nagar schodzi za to znakomicie
najbardziej kontrowersyjne wydaje sie użycie nitro. Jako że mam sporo doświadczenia z ksylenem i toluenem, znam ich zabójcze działanie, nie wiem czy zdecydował bym się na tak- w dodatku o nieprzewidywalnym składzie jednostkowym rozpuszczalnik.
To już wolę aceton, którego działanie potwierdzone praktyką i teorią (link znajdziesz w tekście) dodatkowo, jak wyżej- rozpuszczalnik nitro, to najgorsza jakość odczynników chemicznych… gdyby mnie „przypiliło” sięgał bym po czysty do celów technicznych toluen… lub ksylen.
Mimo wszystko alkohol jest najlepszym znanym rozwiązaniem, ale jego działanie wymaga czasu, inne rozpuszczalniki organiczne pracują szybciej, ale pozostawiają bardziej toksyczny ślad…
Ale mniejsza.
Z nie opisanych tu metod- taka którą ja najczęście z powodzeniem stosuje- Latakia… problem o którym piszesz, zniknął by po połowie palenia, a potem to już kwestia gustu, czy wyganiać latakie profesorem, czy wygrzewaniem…
Krzysiu- pęknięcie musiało być, spirytus znać wypłukał syf z „rany”
Heh, wygrzebię i pokażę przy okazji – komin był czyściutki i nic w nim nie było. Zresztą pęknięcie poszło od zewnętrznej części fajki. Dziwne powiadam.
Aceton, nitro… kurna, ja płucząc w rozpuszczalniku do szeklaku mam wrażenie, że popełniam jakiś grzech i co cenniejsze egzemplarze wrzucam jednak do spirytusu… ;)
Bo po rozpuszczalniku do szelaku wychodzą gorzkie. Jak się ma hrabioskie podniebie!
To jakie są po nitro? Czy innych płynach do zmywania pazgnokcia?
Tylko spirytus jest spiritus movens!
I wygrzewanie. Tak samo dobrze robi na nerkie.
UkłonY,
To izopropyl, jak płucze harmonijke tym to mam potem niesmak, ale drewna fajki do gęby niw wsadzam, więc mi nie przeszkadza…
Jako że ubustwiam te stare fajki, ostatnie metody walki
czym zdjąć nagar ze środka komina ?
„płyn do czyszczenia szyb kominkowych firmy starwax” – konsystencja żelu
Jak przeprowadzić czyszczenie w myjsce ultradźwiękowej w alkoholu ?
„w słoiku – szkło przenosi drgania – bąbluje aż miło”
ale ostatnio upolowałem fajkę :
http://allegro.pl/fajka-peterson-etui-skora-tyton-peterson-2-op-i2078351003.html
wreszcie rozumiem różnicę – i chyba miast zajmować się wcale nie tanią w brew pozorom renowacją, zacznę kupować nowsze zdrowsze egzemplarze ;).
Z odnawianiem fajek, to jst niestety tak, że trzeba wiedzieć, czy do tego konkretnego egzemplarza opłąca mi się dołożyć starań. I dlaczego.
Jeżeli nie umie się sobie odpowiedzieć na tak postawione pytanie faktycznie dużo lepiej i taniej kupować fajki nieużywane.
UkłonY,
Tyle że cały pic kupowania fajek starszych polega na tym, że są one wykonane z lepszego materiału… są po prostu lepsze- to w zasadzie reguła, choć potwierdza ją mnogość wyjątków…
Witam Serdecznie,
Tak racja w 100%, problem mój polega po prostu na tym że na dzień dzisiejszy poznaję fajki, ich kształty, szerokości kominów i w konsekwencji ich walory smakowe – na obecną kolekcję „nowych” fajek nie mógłbym sobie pozwolić, ot taki pęknięty „BigBen” Barbados 649 był w opłakanym żałosnym stanie – obecnie to moja ulubiona fajka do pracy, przez nią zakochałem się w bentach… no dużo by opowiadać – wydaje mi się to wspaniałą przygodą choć koszt renowacji fajki jest na prawdę nie małym jeżeli się do tego podchodzi w kategoriach „nie oszczędzam na renowacji – w końcu będę w tym palił”..
ostatni nabytek za 35 pln wyglądał przed i po TAK : a jeszcze sporo pracy zostało choć jestem bliżej niż dalej – ma strasznie sfatygowany ustnik na wylot przegryziony ( czego zdjęcie sprzedawca oczywiście nie umieścił )
http://a7.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash4/402596_2245315311132_1795631626_1413561_1520896655_n.jpg
http://a8.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-snc7/397788_2245316751168_1795631626_1413571_1778538941_n.jpg
http://a3.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-snc7/405395_2245317311182_1795631626_1413577_82513429_n.jpg
http://a6.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash4/404197_2245316231155_1795631626_1413566_1354503573_n.jpg
i obecnie :
http://a8.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-snc7/426512_2245314871121_1795631626_1413559_1003949859_n.jpg
http://a5.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash4/395915_2245316551163_1795631626_1413569_1484315134_n.jpg
http://a1.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash4/426927_2245317071176_1795631626_1413574_908301107_n.jpg
http://a2.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash4/431265_2245315951148_1795631626_1413564_1715736307_n.jpg
ilość rozpuszczalnika do szelaku i spirytusu jaką ten poczciwy Kapet zużył jest duża, podwójnego wygrzewania nie liczę, czas jemu poświęcony zwraca się w przyjemności palenia … zadziwiająco dobrze zachowane wnętrze komina bez żadnego pęknięcia czy przepalenia – było warto.. w końcu kosztował 35 pln.
Panowie poratujcie wiedzą:
Kupiłem używaną Brebbię. Nie była mocno zajechana i było w niej mało palone, ale klajstermajstra jakiegoś, więc postanowiłem zrobić jej „nowe otwarcie”. Zaaplikowałem profesorską (ok 1 ml sklepowego spirtu na komin soli niejodowanej), puścił ładnie cały syf i resztki prekarbonizatu, po wysypaniu zostało dziewicze drewno. Wyrajbowałem kanał dymowy spirytusowym wyciorem (tam było syfu jak w czarcim zadzie), to samo z ustnikiem, złożyłem, postawiłem no i… Nie mogę rozłożyć. Schła 3 dni i nic. Ustnik jak przyklejony. Boję się urwać, bo tam takie bardzo delikatne te ścianki czopa. Przejdzie jak jeszcze postoi? Jakieś patenty na rozłożenie? Co zrobić jak się uda rozłożyć i dalej będzie ciasno? Szlif czopa? Szlif gniazda? Smarowanko czymś? Dzięki z góry za pomoc!
do zamrażarki, a potem przesmarować czop ołówkiem
Jak Karol napisał.
A potem po paleniu zostawiać skręconą. Niech stygnie i odpoczywa razem (po tych 24h można rozebrać, jeśli chcesz wyczyścić dokładniej). Po jakimś czasie powinna się dopasować i wtedy można już po paleniu zostawiać normalnie rozłożoną.
I jeszcze tylko pozwolę sobie przypomnieć, że szlifowanie czopa/gniazda to ostateczność, drewno pracuje. Bo – cytując wiedzę pradawną – łatwiej pocienkować niż później pogrubasić.
Dzięki za info. Udało się ją rozłożyć po przechłodzeniu (z niepokąjącym trryk!), a że akuratnie rysowałem to zamazałem czop tłustym ołówkiem 8B i weszło gładko i wyszło ciężko i po ołówku ani śladu i jesteśmy gdzie byliśmy :) Wymiziałem jeszcze grafitem gniazdo, ale dalej ciasno jest. Ona składała się dość ciężko przed higienizacją ale płynnie. Zostawiłem ją rano na kilka godzin rozłożoną może przeschnie trochę. Złożę po południu i potrzymam do niedzieli na stojaczku i przepalę – może pomoże. Drapać tego nie chce, bo to prawie nowa faja więc szkoda orać papierem. Jeszcze raz dzięki!
Szanowni Panowie,
mam drobne pytanie odnośnie metody profesorskiej. Otóż stoi napisane, iż „Proces ten można powtarzać wielokrotnie.”, co mnie bardzo cieszy. Lecz powiedźcie mi proszę czy stosujecie, a jeśli tak to jakie, odstępy między tymi powtórzeniami? Fajka między nimi ma odpoczywać, czy tez po prostu po wysypaniu soli, zasypujecie nową sól (mieszkańców Nowej Soli nie chciałem urazić…).
Z pozdrowieniami
Witam. Zastanawiam się ostatnio czy zamiast węgla aktywnego podczas wypiekania można użyć wynalazki typu kryształki „Denicool” lub kamyczki filtrujące Nordinga. Czy ktoś może na to pytanie odpowiedzieć lub jeżeli już było o tym to skasować posta? Pytam bo mam fajkę do wypieczenia a węgiel mi się skończył. Natomiast kamyczków i danicooli mam jeszcze w zapasie :)
Denicool to żel siliconowy podobny jak te torebeczki w butach/sprzęcie elektro. Nie wiem czy Ci się nie rozpuści/zaśmierdnie/cholera wie co.
Nie wiem, z czego składają się kamyczki filtrujące Nordinga, ale Denicool? Co chciałbyś osiągnąć wrzucając do fajko coś, co jest silnie higroskopijne?
Węgiel ma sens, bo pochłania zapachy. Co prawda w wypadku wygrzewania działa on faktycznie… po jego zakończeniu, kiedy fajka stygnie.
Tak naprawdę, to nie trzeba wrzucać tam nic. Sama temperatura działa wystarczająco skutecznie.
danicooli ja osobiście bym nie używał, a i zastanowił się z kamyczkami tak naprawdę nie wiemy co to jest, czy wyłapie wszystkie „syfy”. Na moich pisze tylko, że są to naturalne minerały jakie… już nie. Węgiel aktywny jest dostępny w każdej aptece jest tani i sprawdzony.
Nieco wahałem się nad metodą zanurzeniową fajki którą kupiłem paloną a w której chciałem poczuć pełny smak tytoniu bez zakłóceń. Tak oto wyciągnąłem ją z 10 dniowej kąpieli w szelaku i po raz pierwszy poczułem ten smak tytoniu jaki spodziewałem się poczuć. Dymek nie zakłócony innymi pociągnięciami starych naleciałości. Minus- fajka nieco zbledła ale dalszy ciąg i tak zakłada jej nowe pobejcowanie w typie jaki bardziej mi się podoba.
Chciałbym ożywić i rozwinąć nieco temat, również w kontekście rozważań z innego wątku (http://www.fajka.net.pl/krotkie-pytania/spirytus-kontra-wrzosiec-2/). Po dwóch latach nieużywania wyciągnąłem swoje 4 fajki z szafy i po paru dymkach postanowiłem potraktować przeszłego siebie jako przysłowiowego pana niechluja, czyli zacząć od odświeżenia i higienizacji fajek, bo w stanie obecnym wszystko w każdej smakowało dokładnie tak samo, czyli nie za dobrze. Zeszlifowałem nieskładny, nieudolny nagar (było go może z ~1-1.5mm, plackami) papierem 320 do gładkiego komina, i zakorkowawszy szyjkę na przemian porcjami wsypywałem sól i zalewałem rozpuszczalnikiem do szelaku tak, by każda warstwa była wilgotna (łącznie wyszło ok. 2.5ml/komin). Odstawiłem na 24h. Po tym czasie, ucieszony z ciemnobrązowego koloru kryształków wysypałem sól, chcąc zmienić ją i zalać następną porcję na nowo, ale okazało się, że brązowa była tylko górna warstwa może 3mm grubości, a poniżej sól była sypka, biało-szara, właściwie bez zmienionego koloru.
Co poszło nie tak?
– Czy chodzi o to, że zbyt mało nagaru i spieku zdjąłem papierem ściernym? Tak się akurat składa, że przy górze komina operując papierem owiniętym na korku odkryłem żywy, brązowy wrzosiec, natomiast poniżej jest czarno, choć nagarem bym tego nie nazwał. Czy przed zasypaniem trzeba w całym kominie uzyskać równomiernie brązowy kolor bez śladu jakiejkolwiek czerni? W oryginalnym artykule powyżej autor pisze: „Fajkę oczyścić mechanicznie z sadzy i spękanego nagaru” – spękanego nagaru na pewno już tam nie ma (i nigdy nie było), ale czy to czarne, co zostało, może przeszkadzać spirytusowi w penetracji drewna?
– A może spirytus ulotnił się zanim zdążył zadziałać? Korek w szyjce, zrobiony ze zwiniętej chustki higienicznej, nie był wilgotny, zresztą nie wciskałem go za głęboko, więc to nie tak że spirytus kapilarnie przez niego uciekł i odparował. Nie zakorkowałem w żaden sposób komina – ale jak rozumiem, i jak widziałem na zdjęciach np. w książce p. Maciejewskiego, sól sypie się aż po sam rim, więc jak właściwie należałoby to zatkać? Owinąć szczelnie folią spożywczą?
Będę wdzięczny za wszelkie sugestie, pomysły, uwagi, i serdecznie pozdrawiam.
„Korek z chustki higienicznej”. Hmmm,
daruj sobie tą metodę i zalej główkę spirytusem. Zatkaj szczelnie korkiem do wina. Po kilku godzinach wylej płyn, przetrzyj komin szmatką a kanał dymowy wyciorem i zalej od nowa. Aż do momentu, gdy płyn nie będzie miał zabarwienia lub będzie koloru, jak to u nas piszą słomkowego – takie siki po trzecim piwie.
Fajka po dwóch dniach nadaje się do palenia. jak chcesz proces schnięcia przyspieszyć, to wsadź do piekanika (tylko nie na 200 stopni).
Dziękuję. Wiedziony intuicją tak w międzyczasie zrobiłem, choć biorąc przykład z p. Maciejewskiego zostawiłem drugą już dobę (w książce stało, by zakorkowane trzymać 2-3 doby). Korek do wina rozumiem z obu stron – czyli normalny do komina, a ostrugany kawałek by pasował do szyjki?
a to nie prościej po prostu wrazić w słoik, zalać spirytem i przeprowadzić uduchowienie jak należy? Ilość „czynnika” ma tu co prawda znaczenie mniejsze niż częstotliwość wymian, ale toć trzeba sobie życie ułatwiać…
Z moich doświadczeń – trzykrotne topienie główki po 24 godziny + opcjonalne gotowanie w spirytusie (jeśli było naprawdę źle) starcza w 90% pacjentów.
Oczywiście – jeśli fajka bejcowana, to sprawa się komplikuje. Ale jeśli nie zależy nam na bejcy lub umiemy ją odtworzyć – to jeszcze nikt nie wynalazł wydajniejszej i skuteczniejszej metody niż moczenie/kapiel w spirycie.
Możliwe są modyfikacje zwiększające wydajność kąpieli – wymuszony obieg płynu, podgrzanie, myjka ultradźwiekowa… Ale w prostych przypadkach, wsadzenie w słoik i uduchowienie, robi robotę.
Nie chciało by mi się pierdzielić z korkami, zatykaniem, przelewaniem i inną ekwilibrystyką….
Pewnie prościej. W co najmniej jednym przypadku na bejcy mi zależy, w trzech pozostałych nie jest to ważne aż tak albo nawet wcale. Zobaczę co dziś po powrocie do domu wyleję z główek i najwyżej utopię te trzy.
Swoją drogą, czy konieczne jest topienie każdej w osobnym pojemniku? Skoro już mamy sobie życie ułatwiać, to czy jest sens zoptymalizować proces i zalać wszystkie trzy na raz, np. częściej (co 12h?) wymieniając spirytus?
Na marginesie: problem z wiedzą na fajkanecie (którą bardzo cenię, i żeby nie było – jest jej ogrom) mam taki, że trudno jest mi czasem wydestylować konkret, algorytm dotyczący obsługi jakiegoś problemu. Są artykuły, ale ogrom wyjątków, zdań odrębnych, zaprzeczeń i alternatyw w dyskusjach i komentarzach przyprawia czasem o zawrót głowy – każdy pisze przez pryzmat swoich doświadczeń, wyobrażeń, wiedzy przyswojonej lub tylko przeczytanej, przez pryzmat własnego „zdrowego rozsądku” (vide podejście „rękodzielnicze” do renowacji fajki, które zaprezentował KrzysT, vs. bardziej „mechaniczne”, za którym optuje JSG – oba podejścia są do wybronienia i w sumie kwestią preferencji), i chwilami po przeczytaniu artykułu i całej dyskusji mam w głowie mętlik większy i czuję się głupszy, niż zanim w ogóle zacząłem czytać :)
A takie Panowie widzieli? https://youtu.be/rR5tQsvoiCY Po dwóch dobach z kominem zatkanym korkiem a szyjką – tamponem z chustki, po wymianie płynu na nowy i tym razem zakorkowaniu z obu stron korkiem, spirytus zaczął samoistnie przesączać się na zewnątrz przez ścianki szyjki :)
Panowie nawet na żywo podobne rzeczy widywali – i one jako żywo niczym dziwnym nie są. Swoją drogą są świetnym przykładem na to, że zalanie całości w słoiku jest prostsze niż kombinowanie z korkiem.
Natomiast odnośnie tych sprzeczności, o których mówisz, to najprościej jest to ująć cytatem z jakiejś starej książki fantasy: „Nie ma jednej, słusznej drogi”. Po przyswojeniu tej prostej prawdy łatwiej się żyje. Jeszcze łatwiej żyje się przy założeniu, że o autorze porady świadczą jego renowacje – i z tego wynika, że bezwzględnie najwiecej uwagi na tym portalu należy poświecić temu, co pisze Andrzej, bo jego dokonania w tym zakresie, to liga światowa i większość internetowych specjalistów żyjących ze sprzedaży estate może mu przysłowiowe buty czyścić.
Domyślałem się, że to nie pierwszyzna, a raczej namacalny dowód na tę w wielu miejscach przywoływaną porowatość drewna – tu widoczną jak na dłoni. Przyszło mi do głowy, że może kiedyś jakiś zabłąkany adept samodzielnej renowacji tu trafi, obejrzy i coś tam z tego wyniesie. Przewaga nad topieniem niby taka, że oszczędza sie istniejącą bejcę, ale – czego już na tym filmiku nie widać, a co od wczoraj wiem z doświadczenia: trzeba dużej precyzji i uwagi, by przy korkowaniu i zalewaniu komina nie pochlapać spirytusem ścianek główki i nie odbarwić bejcy w panterkę, co się wydarzy, jeśli się tego nie zauważy lub zwleka z wytarciem spirytusu, albo wyciera go zbyt mocno trąc w panice. Więc faktycznie, może lepiej pójść tutaj na skróty – na pewno łatwiej, a nerwów mniej.
Zgoda – jednej, słusznej drogi nie ma; sęk w tym, by znaleźć tę swoją, w której człowiek czuje się dobrze i która przynosi pożądane efekty dopuszczalnym kosztem. W tym sensie, o ile oczywiście szanuję i podziwiam dokonania Andrzeja i biorę jego spostrzeżenia i doświadczenia pod uwagę, to jednak osobiście są mi bliższe Twoje metody, np. choćby dlatego, że nie mam multiszlifierki i nie mam potrzeby jej kupować tylko po to, by oszlifować i wypolerować trzy małe fajki, skoro da się to zrobić inaczej, nie denerwując przy tym żony hałasem elektronarzędzi.
Z tą wielością głosów i opinii chodziło mi przede wszystkim o to, że nie posiadając w jakimś temacie żadnej wiedzy ani doświadczenia mam nawyk szukania jakichś punktów zaczepienia, podpowiedzi, by ominąć choć część przeszkód i błędów, które popełnili inni przede mną. I tu zaczynają się schody, bo czasem czytając fajkanetowe dyskusje raz że takich punktów zaczepienia znajduje się aż za wiele, a dwa, że to, co jedni będą głosić jako dobrą metodę, inni określą właśnie jako błąd. Najprościej byłoby powiedzieć – kup najtańszą starą fajkę za 10 pln na allegro i spróbuj jednej metody i drugiej, i zobacz co bardziej pasuje. Do niedawna nie miałem na to cierpliwości, wolałem znaleźć gotowy przepis. Teraz odpuściłem, próbuję te 4 fajki jakoś odświeżyć, niezależnie ile mi to zajmie, jednocześnie właśnie próbując różnych patentów (sól, zalany komin, zaraz topienie) i dokumentując wszystko zdjęciami, filmikami, notatkami – po to właśnie, by kupując następną fajkę na allegro czy ebayu nie musieć już ani się zastanawiać, ani przekopywać fajkanet i ważyć opinii i receptur sensownością brzmienia i osiągalnością wykonania, tylko móc oprzeć się na własnym doświadczeniu.
Precyzję przy nalewaniu załatwia się za pomocą strzykawki.
Korek w kominie jest zbędny – wystarczy ten w szyjce i stabilne ustawienie fajki tak, żeby się nie wylewało. Górę można przykryć, żeby tak łatwo nie odparowywał (w obu wypadkach – ustawienia i przykrycia folia aluminiowa jest si).
A w każdym wypadku będą problemy z rimem, bo drewno ma tendencje do podciągania kapilarnego i spirytus wyłazi górą. Korek niespecjalnie przed tym zabezpiecza, swoją drogą.
A takie przesiąkanie niekoniecznie musi świadczyć o wysokiej porowatości, równie dobrze o jakimś mini otworze, który wcześniej był zakitowany smołą (przy paleniu nie musi on przeszkadzać).
Dodam że aceton występuje naturalnie w pewnych ilościach w krwi człowieka