Trzeba zacząć od tego, że fajki z czarnego dębu są po prostu niepalne. Ten materiał jest jak kamień, bo to nie jest drewno, ale skamielina. Tak jak amonit nie jest muszelką ani wykopaliska z paleontologicznych wypraw na pustynię Gobi nie są gnatami dinozaurów. To wszystko są skały, a skały czy kamienie na ogół się nie palą.
A jednak czarny dąb, bog oak, morta, abanos zachował część właściwości dębowego drewna. Mimo że dębina jest nadzwyczaj odporna, twarda, wytrzymała i bardzo ceniona w budownictwie oraz meblarstwie, jakoś nie przyjęła się jako materiał na fajki. Zapewne z przyczyny estetycznej – nie daje się otóż obrobić na gładko. Jak wrzosiec, oliwka i kilka jeszcze gatunków drewna. Ma wyraźnie warstwową strukturę – lite pasma celulozy przerośnięte są pasami porowatej ligniny…
Nie wpływa to negatywnie na wytrzymałość drewna – przeciwnie, taka „sklejkowa” budowa wzmacnia drewno. Ligninowe wtręty znakomicie wpływają na zdolności odprowadzania wody i kondensatu z komory spalania. Podobno nawet naturalne porowatości ligniny przewyższają pod tym względem sam wrzosiec i są nieznacznie niższe od tureckiego sepiolitu.
Nie zmienia to jednak faktu, że dębowe fajki wyglądają podejrzanie. Jakby zaraz miały się rozszczepić, odłupać, odłamać. Tymczasem trudno znaleźć wiarygodną informację o pękniętej fajce z dębu, tym bardziej o rozłupanej z dębu kopalnego. Częściej trafia się na doniesienia o tego typu kraksach, jeśli chodzi o szyjki wykonane z oliwki – choć przecież drewno te można wygładzić „do nieskończoności”, tak bardzo jest zwarte i jednolite…
Trever Talbert, prekursor w wykorzystywaniu na większą skalę w fajkarstwie dębu kopalnego, twierdzi, że stosowanie podczas wykańczania fajek z tego materiału papieru ściernego o gradacji powyżej 600, jest marnowaniem energii i środków. Wyszlifowanie morty „na wrzosiec” jest po prostu niemożliwe.
Talbert poznał kopalną dębinę jak nikt, podobno nawet dla niej przeniósł się na stałe do Francji, ale i on nie potrafił się pozbyć psychologicznej nieufności do struktury tego materiału. W najbardziej rzetelnym opracowaniu => o wyrobie fajek z morty zamieszczonym w Pipedii, sugeruje takie cięcie bloczków względem usłojenia, jakby to była osika, z której łupie się zapałki.
Polecam ten tekst z Pipedii wszystkim znającym angielski i tym, którzy potrafią rozszyfrować bełkot po tłumaczce Google – napisał go niewątpliwy ekspert, który nie krył przesadnie swoich tajemnic i znakomicie go zilustrował. Jest tu właściwie wszystko, co fajczarz i fajkarz o dębie kopalnym wiedzieć powinien.
Żelazny curing
Przechowywanie w bagnie – konserwuje. Jak słynnego człowieka z Grauballe, którego złożono w ofierze 2300 lat temu. W beztlenowej atmosferze wilgotnych osadów zachował się w tak niewiarygodnym stanie, że detektywi sądowi byli w stanie po ponad dwóch tysiącleciach ustalić przyczyny jego śmierci i sposób, w jaki go pozbawiono życia.
Do bagien oraz w nurty wielkich rzek od tysięcy lat wpadają wielkie dęby. Inne drzewa, mniej zwarte i mniej nasycone garbnikami, rozkładają się, zanim ugrzęzną w torfach mokradeł czy w rzecznych żwirach lub iłach. Dąb jest ciężki, dzięki warstwom ligniny szybko nasiąka wodą i tonie w mule czy w rzecznych piachach. Tam – przez setki i tysiące lat – w beztlenowej atmosferze nasiąka związkami mineralnymi – np. krzemionkami, wapniem, solami metali. Jednocześnie wypierane są z drewna lub ulegają przemianie chemicznej garbniki, którymi dębina jest mocno nasycona…
To nasycenie taniną oraz innymi garbnikami jest drugą przyczyną, dla której fajki z dębu nie bardzo się na świecie przyjęły. Koledzy, którzy zdecydowali się na zakup takiego produktu, wiedzą, że drewno to nadaje tytoniowi charakterystyczny, gorzkawy, właśnie garbnikowy smak. Sam zakupu nie żałuję, przeznaczyłem dębówkę dla tytoni „fabrycznie” zbyt słodkich i palenie w niej znakomicie osłabia melasowatość niektórych blendów. Ale kolejnej fajki z dębu – już raczej nie kupię.
Tymczasem morta jest smakowo neutralna jak… kamień. Większość fajczarzy, która ma ją na swoich stojakach chwali ją za to. Palenie w nich porównuje do zażywania tytoniu z glinianek, pianek, porcelanek. Odczuwa się smak czystego tytoniu – luksus, który tak naprawdę fajczarzowi nieczęsto jest dany.
Najlepsze fajki wrzoścowe pochodzące z lat, gdy na sezonowanie drewna nie żałowało się czasu i środków, pozbawiane bywały garbników na wiele sposobów. Od wieloletniego suszenia, przez słynny dunhillowski olejowy curing czy wielokrotne i trwające kilka lat wygotowywanie i suszenie główek czy bloczków.
W przypadku czarnego dębu curingowanie załatwiła natura – bez pośpiechu i z najwyższą starannością. Fajki wykonywane są z materiału mającego od kilkuset do kilku tysięcy lat. Przyjmuje się, że dęby, które spoczywały w iłach i glinach rzecznych przez 700 lat mogą być już pełnowartościową mortą – o ile znajdowały się w środowisku o zwiększonym nasyceniu solami żelaza. Przepływ wody – nawet jeśli odbywa się kilka metrów nad płytą iłową – znacznie przyśpiesza proces mineralizacji.
Dęby z bagien muszą leżeć w błocie czy torfie ok. 1500-2000 lat, zanim wystarczająco się zmineralizują. Za ciemnienie odpowiadają głównie związki żelaza – to nasycenie nimi nadaje dębowi ową czerń. Im w fajce więcej żelaza, tym jest czarniejsza, im bardziej jest czarna, tym jest bardziej żelazna… Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że fajki z morty nigdy nie osiągną czerni węgla kamiennego. Za jego przemianę, a więc i barwę, odpowiada bowiem 300 milionów lat, a nie 2 do 8 tysięcy.
Dąb kopalny na fajki ma różne zabarwienie – od brunatnego, przez zielonkawe, po szare w wielu odcieniach, niemal do szaroczarnej. Za kolor odpowiadają różne związki chemiczne oraz stopień zmineralizowania. Na dobrą sprawę, nie istnieją dwa skamieniałe pnie o takiej samej barwie.
Mimo różnic, prawdziwy abonomos, taki, który kamieniał przez wystarczającą ilość stuleci – nie jest drewnem. Zachował jego strukturę, o czym już pisałem, ale nie grozi mu zwęglenie na skutek spalenia prymki tytoniu. Nie zawiera też psującego smak miligrama garbników, jakiekolwiek „smakowe” związki chemiczne zostały doskonale wypłukane przez wodę, która macerowała pień przez setki czy tysiące lat.
Dla fajkarza i fajczarza stanowi materiał niemal doskonały – wielu twierdzi, że jest surowcem doskonalszym na fajki niż wrzosiec. Także jest naturalnym tworzywem, ale neutralnym i wytrzymalszym od bulw Erica arborea. Niektórzy nawet głoszą tezę, że jest to fajkarski materiał XXI wieku.
Cóż, jak każdy entuzjasta piszący, przesadziłem twierdząc, że czarny dąb to już skała… Tak naprawdę zawiera on ok. 12 procent rozmaitych niepalnych minerałów – a to jest o wiele więcej, kilkakrotnie więcej niż bulwa wrzoścowa wessie kiedykolwiek krzemionek.
Żelazne procedury
Czarnego dębu wydobytego z bagien czy z rzeki nie da się potraktować na skróty. Musi schnąć w cieniu co najmniej przez 2 lata. Na próby suszenia w podniesionej temperaturze reaguje jak miękkie osadowe łupki – rozwarstwia się, łuszczy, pęka…
Najlepszym dowodem na doskonałość materiału i wykonawstwa jest sama fajka. Podczas cięcia, wiercenia, szlifowania a nawet polerowania na filcu czarny dąb – a także narzędzia – rozgrzewają się do niesłychanych temperatur. Źle wysuszone tworzywo – niechybnie pęknie. Podobnie jak zniszczy się fajka z niewidocznym defektem.
Wada wrzośca zemści się ubytkiem, który można zakitować czy – jeśli jest niewielki – pozostawić w stanie dziewiczym. Koryguje się też błędy materiału ryflowaniem. Defekty czarnego dębu są z reguły o wiele rozleglejsze, nie mają charakteru maleńkich wtrąceń, ale wyrazistych, często długich rozwarstwień oraz fatalnych, wielkopowierzchniowych osłabień, z którymi na skutek wysokiej temperatury dzieją się bardzo złe rzeczy.
Pozornie ogromny pień kopalnego dębu może wystarczyć fajkarzowi na całe życie pracy – w rzeczywistości może się zdarzyć, że z traktowanego z najwyższym pietyzmem i zgodnie z procedurami wielkiego drzewa da się wyciąć niewiele pełnowartościowych bloczków. Fajki z wrzośca z defektami dają się podzielić na klasy i w ostateczności sprzedadzą za grosze, uszkodzone fajki z morty z reguły kończą na śmietniku, nie nadają się bowiem w ogóle do palenia. Niedostrzeżona zawczasu niewielka wada pod wpływem temperatury staje się wadą ostateczną, całkowicie marnującą niekiedy kilkanaście godzin żmudnej pracy. Nikt nie chce ryzykować, więc pod maszyny dostają się wyłącznie klocki po skrajnej selekcji. A i to nie daje mocnej gwarancji.
Na dobrą sprawę nie istnieje rynek czarnodębowych bloczków – każdy fajkarz samodzielnie stara się o całe pniaki, niekiedy wręcz organizuje prawdziwe ekspedycje na moczary czy na rzeki. Znakomicie o poszukiwaniach w bagnach Briere pisze Talbert w linkowanym wyżej artykule – przypomina to najpierw szukanie arki przymierza, potem wydobywanie „Kurska”, a na końcu przeprowadzanie szkockiego zamku do Ameryki.
Podobna skala przedsięwzięcia obowiązuje np. na rzekach chorwackich w dorzeczu Sawy. Trzeba zatrudnić najwyżej wykwalifikowanych ciężkich nurków z doświadczeniem w pracy w warunkach całkowitego braku widoczności, a do wydobycia i transportu zlokalizowanych pniaków wynająć sporą flotyllę hydrotechniczną.
Potem co najmniej dwa lata suszenia pniaków i ich plastrowanie w tartaku dysponującym ostrzami wyprodukowanymi przez trzy czy cztery firmy na świecie. Niejednokrotnie z zagwarantowaniem odkupienia zerwanych w czasie pracy pił.
A potem następuje chwila, której, jak zapewniają właściciele skamieniałych pni, niejednokrotnie towarzyszą łzy bezsilności – przegląd plastrów. Może się okazać, że z większości surowca trudno jest wyciąć kostki domina, a nawet kości do gry, nie marząc nawet o fajkach.
Fajko-mortale
A jednak, w ostatnich latach ryzyko takie podejmuje coraz więcej fajkarzy o uznanych nazwiskach. Na produkcji fajek z morty można się wręcz wybić – bo skoro fajka sama w sobie jest gwarancją jakości, opanowania warsztatu oraz dowodem na posiadanie najznakomitszego zaplecza technicznego, to być może opłaca się ryzykować.
Oprócz Trevera Talberta i Patrice Sébilo, którzy zdominowali rynek francuski, produkcją fajek z czarnego dębu zajęli się m.in. Josef Prammer, Tom Richard Mehret, Reiner Thilo, Volker Bier, Hermann Hennen, Max Rimensi, Enzo Foresti, Paolo Becker, Eckhard Stöhr, Marco Biagini, David Enrique, Axel Reichert, Branko Sesa, Luigi Radice, Jan Kloucek i Chris Askwith. Firmuje je także Ratrays. Ich fajki można zobaczyć => na tej stronie.
Podobnie znany jest => Davorin Đenović, który przeszedł przez wszystkie etapy hobbystycznego fajkarstwa – od adriatyckiego wrzośca i oliwki, po szczyt, za jaki uważa wyrób fajek z czarnego dębu. Przez lata z zasady nie sprzedawał fajek – rozdawał je za to przyjaciołom w prezencie. W ten sposób stał się nieledwie ideologiem czarnodębowego fajkarstwa. Wytwarzał ich ok. 30 rocznie. Obecnie jego fajki można już kupić, także na osobistym blogu, do którego adres podałem wyżej – o cenach się oficjalnie jednak nie rozmawia. Na tymże blogu obejrzeć można fajki z kilku odmian barwnych – black morta, copper morta, golden morta, a także łączone różne ich rodzaje w calabashach.
Wizyta na tych dwóch podlinkowanych stronach da też ogląd, w jaki sposób można wykorzystać strukturę tego tworzywa – mogą być przepiękne szlifowane „na gładź”, jaką można z dębu kopalnego uzyskać, ale chyba najpiękniejszym wykorzystaniem możliwości jest piaskowanie. Odpowiednie przycięcie klocka, niekiedy wykorzystanie asymetrii i wgłębienie się krzemionkowymi kuleczkami w warstewki ligniny przynosi skończenie piękne rezultaty.
Morta, właśnie dzięki tej strukturze, jest niesamowitym polem do popisu dla fajkowych designerów. Wykorzystanie na ustniki rożnych rodzajów ebonitu, choćby pasiastego cumberlandu czy tworzyw gradientowych daje możliwości wyprodukowanie fajek skończenie idealnych. Ja w każdym razie takie fajki z morty widziałem, także na własne oczy. Niestety, nie dane mi było w żadnej palić, ale mam nadzieję, że kiedyś sobie taką fajkę sprawię.
Obrazki pochodzą z podlinkowanych stron.
Przeczytałem jak zwykle z wielką przyjemnością i chyba też chcę taką jakąś czarną faję. Może kiedyś . . .
pozdrawiam
Niedawno czytałem ten artykuł na Pipedii i zacząłem się zastanawiać skąd te pytania o idealny materiał na fajki. Cóż, jednak pozyskiwanie i kapryśność czarnej dębiny mocno zawadza…
I na pewno sprawię sobie fajkę z tego materiału!
No właśnie…tylko cena czarnego dębu – odębia. Też mam chrapkę na dębówkę – obaczy się jak tam fundusze będą…Jak zwykle artykuł na miarę rozdziału Twojej książki – piszę futurystycznie, proszę mnie za to nie ganić)
Tak serio mówiąc, to miałem odrobinę nadziei, że choć trochę ten tekst wyjaśni, że trudno jest, aby ceny tych fajek układały się na dole. Sam nie mam ani jednej fajki, która by była droższa niż 250 zł, a właściwie to mam taką jedną. Nie oznacza to jednak, że nie rozumiem, dlaczego trzeba za niektóre fajki płacić dużo pieniędzy :D
Zupełnie inna sprawa, że potrafię się cieszyć, i to bardzo, fajkami za grosze. A w decyzji o zakupie tego ślicznego Capitella za dwie i pół stówy największy udział miało nadmierne opilstwo i do dzisiejszego dnia ta fajka mnie deprymuje, kiedy w jej pobliżu operuję płomieniem z zapalniczki.
Dość wyraźnie widać to, co zamierzałeś. Pewnie skłonił Cię do tego niedawny topic z FMS-u? ;)
Tak, pytanie Kornela także miało wpływ na temat kwerendy, jaką na tematy fajkowe prowadzę raz czy dwa razy w tygodniu. Trochę mnie popłoszyła fragmentaryczność mojej wiedzy na temat. Trochę też miałem nadzieję, że przy okazji znajdę coś, co co choć trochę zbrzydzi mi fajki z czarnego dębu i przestanę się w nie wpatrywać tak łakomie. Całe szczęście, zdarza się niekiedy, że zgłębienie tematu wykreśla jakieś finansowo nieprzyjemne marzenia z listy życzeń. W tym przypadku, nad czym boleję, stało się zupełnie na odwrót.
Tak sobie patrzę i podziwiam przepaść pomiędzy naszymi „mistrzami” i amatorami fajkarstwa z innych stron świata. Czarny dąb, czy nie… przepaść.
Fajny tekst, a czy podczas poszukiwań wpadłeś gdzieś na porównania czarnego dębu do pianki morskiej? I to skamielina i to.
Jest zdanie na ten temat „Podobno nawet naturalne porowatości ligniny przewyższają pod tym względem sam wrzosiec i są nieznacznie niższe od tureckiego sepiolitu.” Tyle że fajka z morty odbije się jak bilardowa bila od lastryka w barze, a pianka wykona bolesny krasz.
Co do meritum, to sepiolit jest minerałem, za który odpowiada sama geologia, nie zaś botanika pospoły z geologią :D
A przepaść, o której piszesz, to ja bardziej upatruję w klientach i biedapopycie – sam jestem doskonałym przykładem. Za realne pieniądze ich fajki potrafią zadziwiać. Za niewielkie, to ich warsztaty produkują na dużą skalę zęzy lub zbyt wysokie nawierty. Tak nawiasem mówiąc, to dokładnie tak samo dzieje się w firmach zupełnie „nie naszych”.
Dzięki za ten artykuł, sir Jelens – własnie zamówiłem dwie fajeczki z morty- słotej i czarnej. Podzielę się wrażeniami niebawem…
Pozdrawiam
Zazdroszczę, choć bez zawiści :) Z zaciekawieniem czekam też na potwierdzenie lub zaprzeczenie odnośnie moich teoretycznych rozważań.
I ja pozdrawiam.
Mój staż fajczarski nie jest długi, ale jakiś tam smak mam….. dług czas przegladałem te” dziwne ” fajki
Reicharta, Toma Richarda – na Al Pascji- i zastanawiem sie co to za rodzaj wzornictwa… no ale już wiem – a ten Calabash Denovic’a jest przeuroczy… to taki mortowy Eltang ( Donović, nie calabash – zresztą i tak i tak – pasuje- hehe)
Mortowego kalabasza Chorwata porównałbym raczej do kalabasza innego Słowianina, czyli do Jasztyłowa. To podobny rodzaj wrażliwości i duszy :) Zupełnie inny od surowego protestanckiego ducha Eltanga i jego fajek o lekkości moreny czołowej.
A w zaszadzie zgodzę się chetnie – Yasztyłow to wyjątkowe cuda czyni – nie wiem,,,, ale oglądając jego fajki mam wrażenie, że opieraja się na jakichś ” boskich proporcjch – w każdym ujęciu , z każdej strony wyglądają doskonale, jak Liv Ulmann w Personie, albo ” Face to face”… choć w pierwszym odczuciu porównałeg go też z Eltangiem- moze rodzaj bejcy tu przeważył. Zreszta oboje są geniuszmi ( dla mnie oczywiście)
Porównanie jak porównanie. Inny staż, odmienna wizja i poziom PR. Mi bliższe jest spojrzenie Denovicia. A klasa? Zależy od klasyfikatora :)
Przeczytałem z zapartym tchem…ponad rok temu byłem bliski nabycia czarnodębowej fajeczki , ale…jak to ładnie ująłeś , Jacku – opilstwo nie dało…kupiłem Jeppesena – i się cieszę.
Chyba nadeszła pora na czarny dąb…tylko te ceny…a ja przecież z Poznania jestem…:)
Cóż mogę doradzić poznaniakowi? Może kup dębówkę Broga i zakop ją w korycie Warty na te 700 lat. Fajne miejsca są naprzeciw Puszczykowa :D
Oczywiście po poznąńsku zajęczałem cenowo , ale faję kupię.
I Szkocja ma granice…
No, ma granice. Osobliwie jak się napiją „hajlandówki”. Mam kilku przyjaciół w tym zacnym mieście, gdzie straż magistracka jak nigdzie indziej tępi użytkowców… Wszyscy jak jeden mąż nieodmiennie potrafią olać poznańskie skąpstwo, jeśli na używki pora wydać. Choć muszą przedtem pogadać i wywieść swoją poznańskość co najmniej od Odona Mieszkowica.
Zawożą tą poznańskość do Krakowa i tam wydaje się że są co najmniej rozrzutni…. kawałów o dzieleniu grosza na dwoje na tacy, czy oszczędzaniu żarówek w samochodze nie chce mi się wspominać…
Hajlandówka mniam…i nigdy nie żal kasy na dobry łyczek…
Moja Rodzina raptem żyje w Poznaniu 200 lat ,rodowód mam tatarski… nie wiem , jak tam u Tatarów ze skąpstwem…
A niekompetentnych nygusów z tzw Straży Miejskiej , to żaden Poznańczyk nie lubi…
Pozdrawiam z Grodu Lecha(sic!)
Krzysztof
Bardzo fajny tekst.
I wiem że jestem czepialski, ale:
„Nie wpływa to na wytrzymałość drewna – przeciwnie, taka „sklejkowa” budowa wzmacnia drewno.”
A zatem wpływa na wytrzymałośc i to na plus ;)
Nieodmiennie bardzo jestem zobowiązany za takie uwagi. Masz rację, przeformułowałem. Dziękuję.
A ja mam pytanie techniczne – jak to to opalać- bo niedługo wemę to to do ust – tak jak wrzoścówkę? czy jakoś inaczej
Za to ja słyszałem, że opalanie dębu to straszna kara…Ale nie dotyczyło to czarnodębówek.
Spotykałem się z opiniami, że tego się nie opala. Sam na pewno nie przeprowadzałbym takiego procesu, ale ja go nie stosuję nawet w fajkach wrzoścowych…
Zadałbym pytanie kolegom na FMS – tam naprawdę są ludzie, którzy mają takie fajki. Ja jestem marzyciel-teoretyk, nie chciałbym źle poradzić.
A tak przy okazji – fajki Talberta- to arcydzieła –
zerknijcie:http://www.talbertpipes.pair.com/gallery.shtml
To ja odpływam :)
Ale się wkurzyłem… skontaktowłem się z Talbertem, zauroczony jego „fantasy” fajkami… chcąc coś zamówić, ale okazuje się,że te najpiękniejsze z jego serii ” halloween” są niekopiowalne, a zwykłe mnie nie kręcą… jednak prawdziwi artyści są jeszcze na swiecie – przynajmniej to mnie pociesza…
Cóż zrobić, pewnie straszne pieniądze płaci się za niepowtarzalność – jak grafikowi, który po jednej odbitce niszczy matrycę… W przypadku fajkarza to się dzieje „na słowo”.
Może Dvernović albo np. Askvith, skoro możesz o czymś takim marzyć :)
Albo Antoniewski :D
Faktycznie piękne cudeńka – jeszcze piękniejsze ceny. Może i dobrze, że niekopiowalne – zaoszczędzi Tobie wielu wyrzeczeń.
P.S. To nie było złośliwe.
Spoko Sat 666…. ale im głębiej w las…. zaczynałem od dunhilli, potem Skandynawskie – ale tu już mamy artystę niebywałego, nie umniejszajac Antoniewkiemu i Drenoviciowi, ale u nich już zamówiłem coś skromngo… i nie moge sie doczekać.
No to se popalisz jak kustosz w muzeum fajek :D
….. Szukam tych kilku- nastu doskonałych…. ale jak by mi ktoś rok temu powiedział, że będę kolekcjonował fajki – to bym mu głęboko spojżał w oczy.
A Jasztyłowa po jakim stażu można sobie kupić?
A ja uważam że odwrotnie, jakoś tak dziś same motoryzacyjne metafory mnie nachodzą- może powinienem napisać wreszcie ten tekst o paleniu w samochodzie który chodzi za mną od jakiegoś czasu- lepiej jest uczyć się jeździć samochodem (nie mam namyśli kursu czy egzaminu) wysokiej klasy, czy raczej takim z najniższej półki?
Moim zdaniem lepszy będzie taki który daje pełen komfort jazdy i ma wszystkie opcje. Potem można się przesiadać do UAZa.
Fajki nie kupuje się na rok, spokojnie będzie czas na odkrywanie w niej smakowych „meandrów”.
Tak… JSG… nie dziw, że podzielam Twoją teorię. Skomnym zdaniem myslę, że jest to osobnicza kwestia…
znam takich, ktorzy po 12 latach fajczenia nie wiedzą o tym ,że od fajki zaley smak- i dalej palą
fajki za 35 zł…- podobnej też jakosci aromaty. palę też cygara – ( od 2 lat) i zapewniam ,że
spokojnie można pominąc maszynowe, i te bardzo tanie totalmente a mano – bo to po prostu zły tyton.
Tylko premium… Zaczynałem od tej fajki za 80 zł – ale obecnie tylko Dunhille( z lat 30-tych i 50- tych).. i powiem, że one mają dla mnie optymalny smak, mam też 30 innych, róznych marek- ale nadaja sie tylko do aromatów. ale to wszystko oczywiscie osobnicze.
Na fajkowie pojawiła się dębówka z szyjką bambusową w niezłej cenie.
http://fajkowo.pl/cgibin/shop?info=3447&sid=115ef5f9
Cóż… Nie jest to w całości dębówka, ale ktoś w komentarzach mówił że brak mu pieniędzy… Teraz jest okazja! ;)
Serdecznie Bróg zapłać. Hihi, już wczoraj o tej fajce gadaliśmy na naszym shoutboxiku – trochę mi brakuje danych o średnicy komina. Jest ładna i miła.
Piotr podaje, że 19mm. Jacku, Piotrek nie gryzie, sam wiesz, czemu nie pytałeś skoroś ciekawy? ;)
To bardziej informacja dla kolegów niż dla mnie – ja także bambusowej mortadeli mogę co najwyżej szczerze sprzyjać. A ta cyfra jest bardzo uspokajająca.
A propo porównania z muzycznymi instrumentami- tak się sklada ze mam z tym trochę do czynienia… i osobiście uwzam ,ze grajac na ładnej lakierowanej gitarze za 600 zł ewentualnie może spowodować odejście od grania w ogóle- ja dopiero, jak kupiłem sobie Fendera Telecastera – mogłem zagrać rzeczy, których nie moglem sobie wyobrazić sobie wcześniej, podobnie z klawiszami- jest milion barw, na których trzeba się pojedynczo nauczyć grac, itd….
Za fajkami nie wiem czy nie jest podobnie- bo zła jakość palenia może spowodować odstawienie fajki- miałem tak 2 lata temu- ale coś mnie tknęło ,żeby sobei kupić Savinellego ze sredniej półki – i dopiro wtedy zdecydowałem o paleniu fajki…. to owszem tylko moje zdanie
Witam,
będę się chwalił: przyjechała worobcowa mortadela :-) z dębowym kołeczkiem – dzięki Piotrze – fajny komplet –
pierwsze wrażenia: fajnie leży w dłoni i jest niesamowicie lekka, jeszcze nie palona, bo nie wiem co w niej chcę zapalić, obiecuję podzielić się wrażeniami z pierwszego palenia. Na razie cieszę się nią jak dziecko, bo na takie ładniejsze poza zasięgiem. Podzielę się wrażeniami jak tylko zapalę :-)
pozdrowionka
Koniecznie, koniecznie po paleniu…
Gratuluję i czekam na opinię – oby była naj naj naj.
Obiecałem, ze opiszę pierwsze palenie w worobcowej mortadeli.
Fajka po rozpakowaniu przetarta ręcznikiem umoczonym w spirytusie i wyciorkowana też z dodatkiem.
Odstawiona w spokoju na dwa dni.
I eksperyment porównawczy. Jako, że nie wiem jeszcze do jakiego tytoniu ją przeznaczę postanowiłem spróbować z Va nr 1, ale . . .
Najpierw Worobiec 89 nabity w ¾ i spokojnie, powolutku do samego końca. Kilka godzin przerwy i nadeszła pora na mortadelę. Fajka nabita lekko również w ¾ .
No i się zaczęło.
Na początku to nie była Va. Było jakoś dziwnie. Nie ten smak. Nie, nie był zły. był po prostu inny. Nie potrafię dokładnie opisać, ale nie było tak słodko jak przy poprzedniej fajce. Zmieniło się na plus gdzieś w połowie fajki, było bardziej wirginiowo, słodko kwaśnie, by znów zmienić się pod koniec palenia (na gorsze trochę).
Faja, palona powolutku (około 60 minut), punktowo, z niezwykłą dbałością o żar, o brak popiołu w kominie grzała się jak gruszanka, a może lepiej. Ciekawe, że jak się grzała, to po odstawieniu bardzo szybko stygła.
Nie zgasła, nic nie gurglało, kondensatu po czyszczeniu na wyciorze praktycznie nie było (pozdrawiam Emil).
Ogólne wrażenie pozytywne, ale muszę się w tym utwierdzić spalając w niej do ostatniego źdźbła saszetkę Va nr. 1, później może jakiegoś lekkiego anglika :_).
Franz, a po tej saszetce odrębny artykulik. Nie ma jak doświadczenie własne.
Obiecane :-)
Jak najmilszego więc palenia!
Obiecałem moje wrażenie po wypaleniu saszetki Va nr1
Trochę to trwało, ale fajkę paliłem raz w tygodniu, niekiedy rzadziej. Pierwsze trzy, może cztery palenia jak pierwsze, choć nie do końca. Nie było sensacji w początkach palenia, pojawiały się tym razem gdzieś w połowie nabicia, było dziwnie. Nie potrafię do końca sprecyzować co się działo. Nr 1 to nie był na pewno, był inny smak niż znałem z worobcówki. Później z palenie na palenie dziwność stopniowo zanikała. Zmieniało się też wnętrze komina. Teraz jest jak w worobcówce (śladowy nagar) i nie odczuwam już jakichś dziwnych posmaków. Pali się jak we wrzoścu. Tylko to grzanie :-)
Reasumując, na pewno nie jest to moja ostatnia „mortadela” może już nie od Pana Worobca, ale będzie to zależało od finansów. Muszę jeszcze spróbować czegoś z La może też będzie fajowo.
pozdrowionka
A masz doświadczenia z fajkami z pianki? Też się grzeją mocniej niż wrzosiec, też szybciej stygną, też palą się sucho, ciekaw jestem porównania. A czy była ona wymazana mazidłem tuszowo grafitowym? To może dawać lekko kwaskowaty posmak.
Janku,
niestety w piance jeszcze nie paliłem, ale mam ochotę na taką faję tylko niestety fundusze . . . .worobcówka z morty była czyściutka, ohne prekarbonizat, ale to pierwsze palenie było, mam nadzieję, że każde następne palenie będzie lepsze :-)
wielkie dzięki po raz drugi Jalens – za ten artykulik – bo dzięki niemu zaprzyjażniłem się z treverm Talbertem i zamówiłem sobie fajeczkę o nazwie The Rubens – bedzie na gwiazdkę… a na poczet tego zakupiłem przepiękny ręcznie robiony przez niego długopis z Cumberlad’u ( a) z ręcznymi ornamentami – aż by go się chciało pokazać na ” Kupiłem cudo”, no le to nie fajka….a do tego z miła dedykacją…
Z unizeniem
Bohdan
No i co, że nie fajka? Jak Talberta, to wart byłby pokazania nawet piktogram z zakazem palenia :D
Jak tak mówisz – to poczynie kroki …. fakt to niebywały Człowiek( oprócz tego ,że artysta)
A może wywiad i do działu z miszczami?
To jak będzie fajka może – zapytam w każdym razie….
trochę popytałem Devorina Denovica o te mortality, przede wszystkim o tyton jaki on pali… stwierdził po prostu ,że fajka nie ingeruje w smak tytoniu – a on pali ostatnio Balkan Mixture
Stanislawa – pono taka hardcore latakia.
Te fajki z czarnego dębu muszą mieć jedną mało pożądaną cechę – ciężkie muszą byc. Dąb sam już niczego sobie, plus mineralna inkrustacja. Wszystko zależy, jak się pali, ale ja np. pale dużo podczas pracy, więc preferuję benty albo lekkie fajki proste (pianka).
Nigdy nie paliłem, za to wiele miałem okazję ważyć w dłoni. Pełne zaskoczenie w większości przypadków. To leciutkie fajki.
Pokwerendowałem – proces mineralizacji, to nie jest wbijanie gwoździ w drewno, niekoniecznie się sumuje masa drewna dębowego z minerałami. Część „masowych” substancji zostaje wypłukana, wyparta przez wodę oraz związki chemiczne. Przez te kilka tysięcy lat – o dziwo, zmniejsza się gęstość materiału, a ona głownie stanowi o ciężarze dębowego mebla. Podobno po 1500 latach „porowacieje” miękisz – charakterystyczna dla dębu warstwowa, włóknista, naprzemienno twardo-miękka struktura. Po 2500 latach luźniejsza staje się twardziel.
Mineralizacja nie jest też równoznaczna z zalewaniem mineralnym gipsem kanalików i struktur międzykomórkowych. Wszak są to kapilary, które łykają głównie wodę. Wiele związków krzemianowych ulega tzw. uwodnieniu – a wszakże bardzo lekki sepiolit, to nic innego jak uwodniony krzemian magnezu. W pewnym sensie w drewnie kopalnym gęste drewno zostaje zamienione przez minerały. Ciekawostki – wyschnięte w magazynach skamieniałe gnaty dinozaurów są leciutkie.
Materiał na fajki wymaga 10-15 letniego sezonowania. Owszem, zdarzało mi się trzymanie w ręku fajek z ciężkiej morty, ale, jak sądzę, wycięto je z nie całkiem wyschniętego materiału. A może ze stanowisk obfitych w jakieś ciężkie świństwo…
Myślę, że szczegółowiej i o wiele kompetentniej mógłby się w sprawie wypowiedzieć dendrolog, bo są i tacy, których interesują rozmaite kopaliny. Nie masz do nich chyba daleko :D
Ciekawa rzecz, całkiem możliwe, że w procesie wypłukiwania materiału organicznego tworzy się bardziej porowata struktura. W końcu pumeks to też minerał. Nota bene, niedaleko drzwi pokoju w którym zwykle pracuję leży krąg czarnego dęby wydobytego z Bugu czy Narwi – będzie ze sto kilo najmarniej. Ale by fajeczka z tego była :-)
Czarnodębówki w Fajkowie są z dębu, który osobiście w małoletnich czasach PiotrekN wyrywał z Narwiii. Te fajki nie są ciężkie.
Rany Boskie…jakie one piękne są! Oj, chyba już wiem, na jaką zacznę polowanie!
Jako że bardzo tu ucichło, a rynek troszkę się pozmieniał, pozwolę sobie na wsadzenie delikatnie kij w mrowisko.
Od ostatniego komentarza minęło troszkę czasu, a morta się upowszechniła (oczywiście w granicach rozsądku) posiadam Bróga Reprint (jeśli się nie mylę była kiedyś turniejową w Gdańsku). Oczywiście nie równa się ona powyżej pokazanym finezją kształtów, lecz sprawuje się bardzo dobrze, a przy tym jest ciekawostką historyczną.
Jedyne co chciałem dodać to to, że żelazność morty zależy także od tego jak jest wykonana pod względem kierunku usłojenia, jeśli główne słoje idą w poprzek szyjki , a nie wzdłuż, może to spowodować wypadek. Mi się takowy przytrafił- upuszczona fajka, z niewielkiej wysokości i na parkiet pękła właśnie na szyjce wzdłuż słoju, a więc po prostu główka odpadła. Dalej ją pale, po sklejeniu ale przeżycie było traumatyczne.
Więc wcale nie takie żelazne czasami,albo po prostu ja mam talent.
Na koniec tego przydługiego wywodu mam pytanie o opinie o morcianych fajkach wykonywanych przez Pana Turkiewicza? Ktoś może ma, używa?
Niestety, zakupiłem trzy fajeczki morciane wspomnianego autora. Nie ma do czego porównać, bo były to moje pierwsze palidełka z bagnistego dębu (i chyba ostatnie, bo nie chce mi się już eksperymentować).
Otóż te egzemplarze spalały się jak z papieru oraz pękały podczas odpoczywania po użyciu.
Innymi słowy (ale jeszcze raz przypomnę, że nie miałem doświadczenia z innymi) egzemplarze te nie wpisały się w tytuł tego artykułu.
Pozdrawiam
Dziękuje za informacje, szczerze mówiąc to proszenie o rade trochę po fakcie bo się skusiłem na zamówienie sobie jednej z nich. Wypróbuje i dam znać czy coś się zmieniło.
A co na to twórca, w końcu chyba nie oto mu chodziło tworząc fajki? Czy w ogóle te problemy były mu zgłaszane?
Pękanie morcianych fajek (upadek, zmiany temperatury, wysychanie po nasączeniu kondensatem) najprawdopodobniej jest związane z drobnymi pęknięciami materiału które nie zostały zauważone lub uznane jako nieistotne przez fajkarza. Takie właśnie ukryte wady (skutek suszenia wydobytej morty) występują zazwyczaj wzdłuż linii rysunku drewna, więc jak słusznie zauważył Kol. Szymon – właściwy wybór kierunku usłojenia ma znaczenie. Aby uniknąć przykrych niespodzianek, każdą nową fajkę z morty przed pierwszym użyciem można poddać testowi wyprażając ją przez parę godzin w piekarniku w temperaturze 100-150C – i jeżeli pojawi się w trakcie tej operacji jakieś zauważalne pęknięcie lub najzwyczajniej fajka „trzaśnie” – zareklamować.
Co do palności – morta nie jest żaroodporna. To nadal jest zwykłe drewno. Podobnie jak wrzosiec, jest ona częściowo zmineralizowana i tym samym potencjalnie bardziej odporna na działanie wysokich temperatur. W porównaniu jednak od wrzośca, dębowa morta jest materiałem mniej jednolitym i spójnym – i tu wracamy do kwestii usłojenia. Tworzące jego rysunek warstwy twardego drewna i porowatej ligniny nie tylko determinują kierunek ewentualnego pękania drewna ale także decydują o oddychaniu fajki i niestety równocześnie – o łatwości jej przypadkowego nadpalenia. Im szersze warstwy porowatej ligniny, tym dla fajki gorzej. Nawet przyzwoita mineralizacja tej warstwy niewiele tu pomoże – lignina zawsze będzie trochę mniej odporna na fajkowy żar niż lite drewno. Ideałem jest więc fajka o usłojeniu jak najbardziej gęstym i możliwie mocno „poskręcanym” – ale nawet taką, mz należy traktować na początku dość delikatnie i tak jak wrzosiec – stopniowo opalić.
Mam w posiadaniu dąb oceniony jako czarny. Leżał w wodzie pobad sto lat i nabrał pewnych wlaściwości, ale skamieliną nie jest oczywiście. Zapraszam do kontaktu mogę podesłać zfjęcia.