Poniżej krótki opis prac związanych z odświeżeniem i higienizacją otrzymanej fajki. Kilka fajek udało mi się już doprowadzić do stanu, w którym przyjemnie się w nich pali i w tym krótkim artykule przedstawię jak ja to robię.
O samej fajce zbyt wiele w sieci nie znalazłem, podobnież jak o firmie Duncan – tyko tyle co na tej stronie. Czyli raczej skromnie (co ciekawe, wg tego źródła firmie Duncan zawdzięczamy wprowadzenie ustnika typu dental). Na moim egzemplarzu widnieją: litera D na ustniku, na szyjce napisy: „Duncan” i „made in england” – ułożone w charakterystyczny dla tej marki wzór, a po drugiej stronie „gleneagle”. Jesli komuś coś na ten temat wpadnie w oko, to prosze o info!
Fajka dotarła do mnie w stanie zaskakująco dobrym (jak na fajkę używaną).
W kominie brak często spotykanej półcentymetrowej warstwy „nagaru”. Zapach może nie neutralny, ale też zdecydowanie nie nachalny. Dość mocno spieczony rim i lekka niesymetryczność otworu komina – chyba ślad po próbie niezbyt starannego frezowania wnętrza fajki ostrym, metalowym narzędziem.
Naprawdę dużo kitu na szyjce, zarówno na górze jak i na dole. Razem około 12 poprzecznie biegnacych szram (trudno nazwać to inaczej). Dwie podobne na główce (nad szyjką) plus jeszcze kilka standardowych (punktowych ) kitowań. Jeszcze nie miałem tak zakitowanej fajki. I nie chodzi tu tylko o ilość skaz, ale też o ich wielkość. W pierwszej chwili odniosłem wręcz wrażenie, że szyjka była ułamana i ktoś ją tak posklejał (dwie największe skazy wypadają naprzeciw siebie na górze i dole szyjki), jednak wnikliwe oględziny wykluczyły tą tezę.
Ustnik nie pogryziony, z lekkim żółtawym nalotem. Resztki nie chcę wiedzieć czego w tym jakże upierdliwym do wyczyszczenia miejscu – ale to standard. Logo raczej szare niż białe, trochę już powycierane i z małym odpryskiem. Warto dodać że ustnik zdecydowanie ciasny. To co widać na powyższych fotkach to prawie maksimum jego zagłębienia w szyjce przy użyciu stadardowej siły.
No to zaczynamy zabawę, najpierw pomiary:
Jak widać, średnica komina to prawie 18 mm. Zatem bez oporów pozbywam się „prawie” przy pomocy sosnowego wałeczka i papieru 240 (dosłownie kilkanaście delikatnych ruchów):
Jeśli fajka była by mocno zarośnięta, nie miałbym oprów przed użyciem dremelka (ale ostrożnie i z wyczuciem). Jednak w tym wypadku to raczej kosmetyka.
I już mamy 18,2 mm i pozostawioną cieniutką warstewkę starego nagaru. Gdyby z fajki śmierdziało niemiłosiernie, spróbowałbym zedrzeć jeszcze około 1 mm i odsłonić drewno, jednak w tym wypadku to absolutnie zbędne.
Teraz wycieram całą fajkę szmatką nasączoną spirytusem (zmywam potencjalny brud, który sobie na fajce przesiadywał nie wiadomo ile lat, oraz pył po szlifowaniu komina).
Może ze dwa razy zdarzyło mi się na tym poprzestać (tzn. nie moczyć całej fajki w spirytusie, tylko nasączonymi wyciorami wymyć od środka i tyle).
Rim szorowany naprawdę bardzo długo, na razie bez papieru tylko jak wyżej – szmatka i spirytus.
Jak widać, prawie wszystko zeszło i gdyby drewienko było w dobrym stanie pewnie bym jeszcze trochę potarł i zostawił. Jednak tutaj ukazały się pewne nierówności (efekt niegdysiejszego wystukiwania?), a ponieważ kształt rimu najprostszy z możliwych – wyrównałem. Papier rozkładam na stole (płasko i twardo ma być) i czynie fajką kilka ósemek, kontrola, kilka ósemek i tak do skutku .
W tym wypadku zdarlem ok. 0,5 mm.
Teraz fajka i ustnik do spirytusinku najwydestylowaniuchniejszego (rozpuszczalnik do szelaku) na kilka dni – w miarę możliwości słoikami mieszamy, a przy silnym zabarwieniu rozpuszczalnika dokonujemy jego wymiany (oczywiście nie wylewamy – nawet mocno ciemny spirytus przyda się do pierwszej kąpieli jakiejś bardzo zapuszczonej fajki w przyszłości).
Po kąpieli ustnik spotyka szorowanie – stosuję środki z założenia przeznaczone do mycia sprzętów związanych ze spożywką. Jakoś nie miałem nigdy potrzeby stosować środków powiedzmy „toaletowych”, choć podobno bardzo skuteczne.
Czasem trzeba szorować dość długo, czasem jak w tym wypadku może się zdarzyć, że nam gdzieś wcięło sygnaturę…
Na powyższym zdjęciu ustnik już po wyciorkowaniu wewnątrz (do skutku, czyli idealnie białego wyciorka – to łatwe po kąpieli spirytusowej) i posmarowany pastą do polerowania (w tym wypadku Tempo). Po wypolerowaniu jeszcze jedno mycie (płyn do naczyń), dokładne wysuszenie i przetarcie spirytusem.
Główkę po drugiej kąpieli wyjmuję i wyciorkuję (najdrastyczniejszy wycior nie załapał się na fotkę):
Przy okazji zauważylem, że wypadło dość duże kitowanie, a reszta się zrobiła dość plastyczna:
Generalnie moczę główkę aż po godzinie w świeżym spirycie i kilku potrząśnięciach nie widać już herbaty:
Po takim zabiegu fajka staje się wyraźnie jaśniejsza (brak bejcy):
Ponieważ i tak będę musiał uzupełnić brakujące kitowanie – postanowiłem wywalić wszystkie duże łatki.
Pora na wygrzewanie. Wprawdzie fajka śmierdzącą nie była, jednak zwyczajowo przed wypiekiem wrzucam do komina węgiel. Nie zawsze wypiekam fajki. Czasem po prostu odkładam na kaloryfer (zimą) lub w pobliżu miejsca, gdzie z pieca uchodzi ciepła woda (latem) na kilka tygodni. Bywa także, że na czas leżakowania stosuję metodę solną. Ale tutaj czas goni, więc piekę.
Najpierw 30 minut na niecałe 50 st. C, później jeszcze 45 minut na niecałe 100. Nie wymieniam powietrza (nie wiem po co się to robi), ale piekę z termoobiegiem. Fajka stygnie z piekarnikiem. Po tej kuracji odkładam fajkę na trochę (2-3 dni) żeby się ustabilizowała. Zapachu absolutnie całkowicie brak.
Kit zrobiłem sobie z kleju typu wikol, 2-3 kropli bejcy i pyłu wrzoścowego. Generalnie kolor kitu to zawsze niewiadoma, ale na ogół jest bardzo ciemny po wyschnięciu. Nie jest super niewidoczny, ale w mojej opini wyglada to zdecydowanie lepiej niż jasny/szary często spotykany kit.
Nakładam kit igłą (taką od strzykawki) – dzięki temu jest bardzo precyzyjnie tam gdzie chcę. Ponieważ klej przy schnięciu się kurczy – daję z lekkim naddatkiem. Po minimum 24 godzinach można ostrożnie szlifować (papier 1000 na czymś sztywnym i ostrożne ruchy, żeby dopiłować do równego tylko to, co wystaje, a nie uszkodzić przy tym drewienka dookoła). Przy końcu zmieniam papier na 2000. Wychodzi ciemna, gładka, wręcz błyszcząca powierzchnia.
Pora na bejcowanie. Rzadko to robię, ale jak mam taki ciemny kit to zabejcować trzeba, bo dziwnie wygląda. Niebejcowana fajka i tak ślicznie ściemnieje przy paleniu. Tu żadnej filozofii nie ma – wacik w dłoń i jazda (powoli kilka warstw bez zacieków).
Ustnik dostaje na logo kropelkę białego lakieru do paznokci (można białą farbkę modelarską). I tu uwaga – taka kropelka wysycha na ustniku kilka dni ! Jak już wyschnie to wycieramy ją jak nadmiar kitu tylko papierem 2000 – w razie jak nam się ręka ześlizgnie nie pokaleczy ustnika (choć całość trwa dłużej). Ponadto, jak może ktoś z poczatku tej historii pamięta, ustnik był bardzo ciasny. W takim wypadku pod żadnym pozorem nic nie szlifujemy – miękki ołówek w garść i rysujemy po czopie. Przykładamy do szyjki – ile wejdzie tyle wejdzie, wyciągamy i znowy rysujemy i tak do skutku. Po kilkunastu próbach (a bywa, że znacznie więcej) ustnik wchodzi prawidłowo. Taki ciasny ustnik warto nawet profilaktycznie co jakiś czas pokrywać grafitem. Gdyby sytuacja była skrajnie odwrotna posiłkował bym się kropelką Kropelki równomiernie rozsmarowaną na ustniku.
Pora na woskowanie. Stosuję znaną i lubianą pastę hand made ze spirytusu i carnauby (przepis na fajkanecie). Ale, w przypadku fajki którą dopiero co bejcowałem, najpierw nakładam wosk ręcznie – rysuję bryłką po fajce jak kredką i poleruję szmatką. Tak ze 2-3 razy i dopiero na taki grunt nakladam pastę. Pastę daję też na ustnik – lubię jak mi się fajki świecą więc nie żałuje i bywa, że zabieg przeprowadzam kilka razy pod rząd. Jedynym miejscem, gdzie wosku daję mniej, jest rim. Polerka szmatką i pojawia się problem: co w niej palić ? :)
A oto efekty tych wszystkich zabiegów:
Bardzo uprzejmię dziękuję sponsorowi akcji za jakże sympatyczne palidełko i przyjemne zagospodarowanie kilku(nastu) zimowych wieczorków.
Normalnie profeska pełną fajką. Szczegółowo i z ,,pasją”) Może posłużyć jako poradnik co dla niektórych, jak uzdatnić fajurkę. Co do zdania: Co w niej palić? Gratuluję. Smacznego dymka)))
Dziękuję właśnie dzisiajna filmie ją rozdziewiczyłem No1. Całkiem smaczna jest :)
Ten komin taki jajowaty od nieuważnego odpalania fajki, dosłownie fajki :). Sam mam dwie fajki z tak wypalonym kominem, na początku mnie to trochę wkurzało a teraz nawet uwagi nie zwracam. Podoba mi się ta fajka.
Też mam 2 fajurki z tak nadpalonym kominem. I co z tego)))
Muszę dodać że sam komin jest prosty. Widoczne na zdjęciach uszkodzenie to może 1-1,5mm od góry komina.
Cieszę się z kolejnej renowacji.
Ładne zdjęcia i opis.
Moje uwagi tak na szybko:
1. Wygrzewanie – wydaje mi się, że ciut szybko podnosisz temperaturę i trochę krótko dajesz jej podziałać. Edycja: plus przykrótko czekasz na wetknięcie ustnika do fajki ;)
2. Szlifowanie rimu – wbrew pozorom wygodniej jest plantować go na nie całkiem twardej powierzchni. Ja – jeśli w ogóle to robię – podkładam pod papier złożony na cztery kawałek papierowego ręcznika.
Podoba mi się natomiast pomysł z kitowaniem – nie stosowałem, może kiedyś spróbuję. Jakiego wikolu użyłeś? I skąd pochodził pył wrzoścowy? Zeszlifowałeś jakiegoś dawcę, zbierasz pył po szlifowaniu do czysta kominów? Jaką konsystencję ma kitowanie, w momencie, kiedy je wprowadzasz? Półpłynną, żel? Plastelina? Po zdjęciu obstawiałbym coś o gęstości ciut większej od ciasta na naleśniki ;)
Ta fajka faktycznie była paskudnie kitowana na szyjce, też w pierwszym momencie podejrzewałem, że była pęknięta na pół, więc nie jesteś sam.
ad 1 – taki czas wystarczał mi dotąd aby wygonić wszelakie wonie z fajki. Nic też złego się z fajką nie stało. Warto zwrócić uwagę że w rzeczywistości fajka jest w ciepełku dłużej niż wynika to z opisu – wkładam ją do zimnego piekarnika, i przebywa tam na czas i temperaturę jak w tekście powyżej oraz w trakcie wzrastania temperatury i stygniecia. Sumarycznie ca 3 godzin. Co do ustnika to 2-3 dni to absolutne minimum, z drugiej strony na tym etapie jak zostaje tylko wykończenie i polerowanie, trudno jest mi sie powstrzymać i chyba dłużej niż tydzień nigdy nie czekałem ;)
ad 2 – ja też raczej staram sie takich zabiegów nie przeprowadzać, jednak w tym wypadku trzeba było. Robię to na tyle rzadko, że innej niż na twardym metody nie testowałem. Faktycznie praca może być na podkładzie wygodniejsza, ale czy (zwłaszcza przy dość silnym docisku) nie narazimy sie na zaoblenie ostrych krawędzi ?
Do kitowania użylem zwykłego kleju D2 pewnej smoczej firmy. Ale to nie jakiś szczególny wymóg – użył bym każdego wikolowego który akurat byłby pod ręką. Może w przyszłości uda sie opracować jakąś spójną metodę i dobrać mozliwie najlepszy klej. Pył mam ze starej fajki real briar nic juz z niej by nie było więc otarłem ile się dało i z tego korzystam. Konsystemcja ciasta na naleśniki – rzecz względna :) Metodologie mam taką: wyciskam +/- 2 ziarnka grochu kleju, do tego 2-4 kropelki bejcy, mieszam dokładnie – wyjdzie takie żadkie błotko. Wtedy mieszając po troszeczku dodaję pyłu aby uzyskać konsystencję zbliżoną do gęstej śmietany. Nakładam od razu.
Ad 2. Zaoblenia nie stwierdziłem – to nie jest gruby, miękki podkład, żeby krawędzie w nim „tonęły”. Poza tym zazwyczaj mocno nie dociskam, bo i po co? Przecież zależy nam na tym, żeby „zdjąć” jak najmniej, a nie jak najwięcej.
Sprawdziłem na testowej gruszcze i żeczywiście na cieńkiej miękkiej „wyściółce” praca idzie zdecydowanie łatwiej. Zaobleń których się obawiałem – brak. Zatem polecam coś pod papier wkładać :)
Moje wątpliwości budzi jedynie zostawienie zużytego spirytusu „na później”. Przecież w przypadku rozpuszczalnika do szelaku, słoik to co najwyżej kilka złotych…
Do bardzo wstępnego czyszczenia nawiertów czy ustnika – może być IMHO, chociaż ja do tego celu zatrzymuję jedynie rozpuszczalnik z ostatniego płukania, ten praktycznie czysty (jasnosłomkowy kolor).
Płukanie „jednego po drugim” nawet wstępne – też mam wątpliwości, głównie ze względu na rozpuszczone bejce – ale może autor ma doświadczenie.
Robiłem tak jak używałem spożywczego i mi zostało :) (a rozpuszczalnika do szelaku €zywałem przy tej fajce drugi raz) Bez problemu rozpuszczalnik z ostatnich 2 kąpieli (a u mnie wypada ich 3-5) daje radę przy pierwszym płukaniu świerzej fajki, zwłaszcza mocno zafajdanej, o której wiadomo że w pierwszych słoikach nie zrobi herbaty lecz ciemną kawkę ;) A tak miałem jak kiedyś chciałem metodą JSG oskrobać nagar „na mokro” – metoda dobra ale spirytusożerna.
Przy rozpuszczalniku do szelaku może faktycznie nie ma co oszczędzać.
A ja mam pytanie odnośnie wypełniania loga lakierem do paznokci – zadziała również przy płytko wybitych sygnaturach? Na pewno będze trzeba więcej ostrożności przy wycieraniu nadmiaru, no ale może masz jakieś doświadczenie w tę stronę.
Przy płytkich ubytkach lepsza będzie chyba farba modelarska (taka w malutkich puszkach) – ma intensywniejszą biel (przez co może być jej brdzo mało a efekt jest bardzo biały) i sądzę, że lepiej spenetruje płytką sygnaturę.