Ewolucja, mutacja, rewolucja. Zmiana. Jedyna stała rzecz we Wszechświecie. I w tym kontekście Człowiek, ze swoją naturalną zdolnością do abstrakcyjnego myślenia. Układania rzeczywistości w sobie wygodny sposób. Opisywania jej przy pomocy kresek, kropek, symboli. Wychodzenia poza naturę i naturze wbrew. Hipokryta, schizofrenik. Choć, gdybym spojrzał na to z poziomu własnego wykształcenia (a w dyplomie stoi: matematyk), czy powinno mnie dziwić, jak daleko można odejść od istoty. Przekroczyć granicę, za którą nie ma już nauki, tylko numery jednostek chorobowych.
Spotkania pozawirtualne bywają inspirujące. Może dlatego, że już niewiele pozostaje do ukrycia. A wypowiadane słowa brzmią, jak powinny. Nie zależą wyłącznie od interpretacji i humoru czytającego. Trudniej się oszukuje i łatwiej złapać intencje. Ale nie o tym chciałem. Bo nie po to siliłem się na taki parafilozoficzno-egzystencjalny bełkot we wstępie. A po co? Otóż, kołacze mi się po ostatnim spotkaniu kilka nieuporządkowanych fajkomyśli, takich – w nawiązaniu. Nie są one jakieś specjalnie głębokie, ale po cichu liczę, że ktoś będzie miał coś wartościowego do dodania. Szczególnie, gdy wbrew.
Dokąd idziesz fajczarzu, czyli Karol nabija fajkę
Karol nabija fajkę i pali. Pali, żeby palić. Bo do tego służy fajka. I tytoń też taki ma być. Wyjmujesz – nabijasz – palisz. Nie modlisz się nad nim. Nie marnujesz czasu, nie tracisz energii na czynności zbędne. Liczy się wyłącznie poziom nikotyny w organizmie. No, może jeszcze jakiś, ulubiony smak się liczy. Nie wiem. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Jestem produktem ewolucji. Pewnego wynaturzenia czynności prostych i banalnych. Wstaję rano, wyglądam przez okno i sprawdzam prognozę pogody. Wybrać latakię, virginię, czy może jakiś aromat. A może dziś w ogóle się do palenia nie zabierać. Tyle jeszcze rzeczy do zrobienia. A może pokroić pluga na wieczór. Odstawić do podsuszenia. To się zobaczy. Mam czas i niczego nie muszę. Najmniej obchodzi mnie nikotyna. W końcu mógłbym w ogóle fajki nie palić. Jakoś inaczej wyobrazić sobie „spełnienie”.
Tymczasem Karol narzeka, że współcześni producenci mają go gdzieś. Że produkują tytonie, prawie wyłącznie, dla takich jak ja, mających czas, hobbystów. I trudno to postrzegać inaczej. Fajka już dawno przestała być odbierana w kategorii przedmiotu zwykłego użytku. A samo fajczarstwo można spokojnie szufladkować jako zdziwaczałe hobby z pogranicza lifestyle’u i kolekcjonerstwa (popatrzcie na twarze osób, którym mówicie po raz pierwszy, że lubicie palić fajkę). I w tym kontekście współczesna technologia produkcji tytoniu nie do końca dojrzałego, „napsikanego” tuż przed pakowaniem, doskonale wpisuje się w ewolucję fajczarstwa. W fajczarstwo, jako hobby.
Ciekawe, że producenci fajek zdają się działać inaczej. Jakby zupełnie wbrew temu. Cały czas najważniejsza jest ilość i masa. I gotowość wyrobu do natychmiastowego użytku z pominięciem poprawnego przygotowania surowców. Z zastąpieniem tego przez nowoczesne zabiegi maskujące. A przecież hobbysta może poczekać. Hobbysta niczego nie musi. Hobbysta powinien w efekcie końcowym uzyskać pełnię spodziewanych wrażeń. Raz na jakiś czas. A tego, w mojej opinii, nie zapewnią wysmarowane czarną substancją kominy w źle nawierconych fajkach, ze źle przygotowanego, zabejcowanego i zalakierowanego drewna. No chyba, żeby założyć, jak w przypadku tytoniu, że to taki pre-kit do samodzielnego wysezonowania. Do samodzielnego przygotowania dla hobbysty, który chce palić. Bo przecież kolekcjoner nabywa bardzo elegancki wizualnie egzemplarz.
Dokąd idziecie fajczarze, czyli jesteśmy na spotkaniu
Karol poszedł pogadać z Krzyśkiem, a ja spojrzałem sobie wzdłuż stołów. I zacząłem się zastanawiać, jak daleko nam do fajczarskiego klubu. I czy taki, ogólnoświatowy w gruncie rzeczy, twór miałby sens. Czy fajczarzowi, hobbyście, ze wstrętem do zrzeszania, chciałoby się uczestniczyć w walnych zebraniach i podobnych działalnościach. Jak daleko odbiegają spotkania regularnych klubów, od tego, w czym uczestniczę teraz. A teraz jest wszystko – Ludzie, atmosfera, fajki, tytoń. Musiałbym się zebrać. Jechać na Żoliborz. Obiecywali, że nie biją. Ale jakoś tak nie bardzo jest kiedy i nie bardzo jest jak. A jeśli jest, to dużo łatwiej przyjechać tu. Wypalić fajkę w znanym towarzystwie i bez niespodzianek.
To śmieszne, ale pierwszą rzeczą, która kojarzy mi się z fajkowym klubem jest turniej. Nie wiem czemu tak jest, ale turniej w wolnym paleniu wydaje się być naczelną ideą zrzeszonego fajczarstwa. Zajrzyjcie na strony RPKF, CIPC. Ile tam jest na temat propagowania, kultury palenia, a ile na temat zawodów. Klubom do tego stopnia zależy na osiągnięciu pewnego poziomu umiejętności, że powołują do życia specjalne sekcje zajmujące się wyłącznie „sportem fajkowym”. Wyczyn. Wyczyn i chęć pokazania, kto z nas (tu wypada przeprosić obecne Panie) ma najdłuższego, są oczywiście naturalnie bliskie człowiekowi. Zupełnie mnie to nie dziwi, ale również i słabo bawi. Oczywiście znam argumenty, że to tylko pretekst do spotkania. Tak jakby nie można było spotkać się bez pretekstu. Jestem na takim spotkaniu. Mogę spróbować nieznanego tytoniu, obejrzeć sobie piękne fajki. Po co miałbym się ścigać. Czy klub fajkowy z wpisanym w statucie zakazem uczestnictwa w turniejach mógłby sie zrzeszyć w RPKF/CIPC? Czy nie trąciłoby to chorobą na „es”? A czym trąci palenie turniejowe? Hipokryzją? Dostajesz „nieznaną”, nową, nieopaloną fajkę. Dostajesz „nieznany” tytoń, „nieznanej” jakości… a całe życie tłoczą Ci do łba, że fajka smakuje najlepiej, gdy się ją opali, że tytoń smakuje najlepiej, kiedy się go pozna.
Dokąd idziesz fajczarzu, czyli Yopas do domu
Wyszedłem ze spotkania zadowolony. Z bagażem, który tu zostawiam. Ze swoim nienałogowym, póki co, hobby. Z dobrym towarzystwem. I fajką, którą palę kiedy chcę. I jak chcę. I z kim mi się podoba.
Bardzo mi się spodobało, choć nie do końca zrozumiałem. Ale czego można wymagać od nałogowca?
Aha, literówkę zauważyłem, ale wstydzę się wytknąć. Wytknąć?
Jak najbardziej. Należy wytykać.
I jeszcze gwoli się wytłumaczenia: nie udowadniam tu wyższości nienałogowców nad nałogowcami. Odwrotnie: zafascynowała mnie ta „karolowa myśl”, że teraz już prawie nie produkuje się tytoniu dla jego „normalnych konsumentów” :).
UkłonY,
Karol, to i tak jest smakosz.
Ot, była i nie ma. Czary jakieś? Albo mi się coś pokręciło. Przepraszam.
Z punktu widzenia nałogowca bardzo ciekawe rozważania…. o niczym – nabić, podpalić, palić – mięso, maszyna kiełbasa… reszta to tylko zabawa. Choć na pewno i u nałogowca pojawia się kwestia jakości – zawodowy kierowca woli na pewno actros najnowszej serii niż stara 220, alkoholik zapewne chętniej walnie dobrej wódki niż spirytusu z busoli kutra rybackiego (patrz wampir z Ustki) tak i dla nałogowego palacza, dobry tytoń, dobra fajka mają kluczowe znaczenie.
dla nałogowego palacza, dobry tytoń, dobra fajka mają kluczowe znaczenie.
Inaczej dalej byśmy palili papierosy, skręty czy bidi. Bo nieważne jak szybko nabijasz fajkę, to i tak przegrywa w starciu z wymienionymi pod kątem szybkości zapalenia, kompaktowością i dostępnością (no, tu może wyłączając bidi). Sam jestem nałogowcem i nikotyna jest dla mnie w tytoniu najważniejsza, ale egzekwo jeszcze jest smak. I tu fajka wygrywa ze wszystkim w cuglach.
Poza tym dochodzi jeszcze pewna fascynacja przedmiotem – ilu jest fajczarzy, którzy po prostu palą, bez szczegółowego (albo i żadnego!) zastanawiania się w jakiej fajce i jak starej, jaki tytoń o jakiej zawartości? No właśnie. A jest tu paru zdeklarowanych nikotynistów, którzy mają o fajkach i tytoniach dużą wiedzę, przeczesują portale aukcyjne, kupują, zbierają, reperują, dyskutują, ba, nawet sami wykonują fajki!
W kwestii klubów to KrzyśT już powiedział co mi w głowie się kołatało, ale nie mogło się zwerbalizować. Niemniej postrzeganie o polskich pipe clubach mam takie samo jak autor tekstu.
A to nie jest trochę tak, że z tymi turniejami to jest nasza lokalna, z przeproszeniem obsesja?
Jak przegląda się strony klubów z tzw. Zachodu i sprawozdania ze spotkań, nawet – czy zwłaszcza – tych większych, jubileuszowych, okazjonalnych, to wątek „sportowy” pojawia się incydentalnie. Choć może jest to jedynie wrażenie i to niesłuszne.
Fajnie by było, jakby wypowiedział się ktoś, kto bierze regularnie czynny udział w spotkaniu jakiegoś zagramanicznego pipe clubu. Nie konkursowo-incydentalny, tylko „codzienny”.
Odmienną rzeczą jest odległość społeczności internetowej od klubu. Według mnie zawsze będzie ona jednak stała nieco z boku. Nawet jeśli jej poszczególni członkowie będą czynnymi animatorami jakiś bardziej sformalizowanych struktur. Choćby ze względów geograficznych. Zwróćmy uwagę – bo nie wszyscy są tego świadomi – że na fajkanetowe spotkanie przyjechali ludzie ze Śląska, Olsztyna, Trójmiasta, Głogowa i Białegostoku. A przecież wcale nie było nas tak wiele osób. Kawał drogi przyjechali, żeby się spotkać, mimo, że nic nie można było wygrać, a na tytonie trzeba się było zrzucić ;)
Ale może i to jest nieco mylące, bo w dobie, kiedy każdy ma konto na portalu społecznościowym te społeczności będą się przenikać i organizować na więcej sposobów. I może w ten sposób ludzie też tworzą jakieś fajczarskie wspólnoty. W końcu do londyńskiego Pipe Clubu można się zapisać przez internet.
Mnie to się marzy taki leśny Pipe Club. Red Wood Pipe Club, na przykład. Tylko, z kim bym ja tu palił? Z borsukami?
Byle by spotkania kończyły się przed 22 :D
Otóż to. Tylko co będzie zimą? Chyba borsuki przez sen nie palą? No, i jeszcze pozostaje miejsce. Choć bardzo gruby nie jestem, do borsuczej nory się nie wcisnę.
a skąd ty wiesz, czy nie pala w tych norach i przez sen- siedza tam sobie i ciągną z shishy aż miło… myślisz xe skąd przy minus 30 te obłoczki pary nad strumieniem, a tam za tym dębem, nieopodal tego kamienia omszałego?
Ja bym napisał: „Nawet jeśli jej poszczególni członkowie będą czynnymi animatorami jakichś bardziej sformalizowanych struktur.”
Ale nie będę się kłócił.
:)
Paweł – bum – bomba! i to w cel. Doskonale oddaje to co i ja myślę w każdym z przywołanych tematów. Pięknie napisane.
super art
Fajnie napisane i trafne refleksje. Może tak jak z fajkami, tak i z tytoniami rządzi ekonomia. Wilgotniejsze tytonie ważą więcej. By naprawdę docenić tytoń trzeba go słoikować latami, bo producent tego nie robi. To zmniejsza koszty produkcji, a dla nas fajczarzy jest więcej „zabawy”. W tym sensie Karol ma rację, utyskując, że coraz mniej tytoni można palić z puszki.
Klub? Podoba mi się ta nieformalność tych spotkań. Pasuje do specyfiki fajkanetu, do klimatu i warto tą wyjątkowość zachować niezależnie od wszystkich innych klubów na świecie.
Pawle, bardzo bliski mi tekst. Choć fajka wcale nie jest, moim zdaniem, koniecznością. Ale to ostatnie wiem z przymusu, nie z dobrawoli ;) Podobnie myśleć i palić mogą także bardzo skrajne przypadki nałogowców. Znakomite rozważania.
dziękuję Jacku. i btw: czy wynaleźli już smak latakii w epaleniu?