Witam wszystkich.
Jeśli to możliwe, to prosiłbym o pomoc w wyborze pierwszej fajki i tytoniu. Starałem się sam pogooglować, ale im więcej czytam, tym bardziej się gubię. Nie chciałbym się od razu rzucać na fajki z wyższej półki, przede wszystkim ze względów finansowych, a jeśli chodzi o tytoń, to myślałem o odrobinie aromatu, tak, żeby nie zniechęcić od razu mojego otoczenia. Muszę również zaznaczyć, że jestem nałogowym palaczem, co chyba też ma znaczenie. Bardzo liczę na wasze opinie i pomoc.
Pozdrawiam
z tytoni na początek polecam MacBaren HH Vintage Syrian
Hmm, człowiek prosi o lekki aromat, a dostanie tzw. „ulubiony przez Anglików zapach stajni” :-)
Dla niechcącego iwestować palacza: Rattrays Old Gowrie lub Rattrays Hal o the Wynd i fajka glinianka lub kukurydzianka.
Dokonałem następującego zamówienia:
Tytoń fajkowy Stanwell Vanilla 50g
Tytoń fajkowy Rattray’s – Hal o The Wynd
Fajka gliniana 6003
Fajka Bróg 24.
Dziękuję za podpowiedzi.
Stanowczo cos bez filtru,prekarbonizacjii lakieru, najlepijej dobrej jakosci estate.
Z tytoni czysta virginia moze byc MB #1,ewentualnie Matured Virginia tez MB. Rozumiem ze na flake zawczesnie. Z czasem Full Virginija flake Gawith&Hogarth.
Powodzenia
P.S. Z Rattray”s polecam tez Red Rapparee i Highland Targe. Z mniej latakijowych Charle”s Mixture.
FVF to SG, nie GH.
Rattray’s, które wymieniłeś są w Polsce niedostępne, przynajmniej w „oficjalnym” obiegu.
To tak gwoli sprostowania.
Aj, ja tam obstaję przy konserwatywnym podejściu. MB Va No.1 zanim poczujemy smak musimy się wstrzymać przynajmniej miesiąc. Po co aromaty, jak i tak w okresie niemowlęctwa smak można między bajki włożyć. Zapomniało się, jak się cielęciem było:) ?
To nie do KrzysT, tylko tak – ogólnie:)
Slusznie.
Jakbyś jeszcze jakoś bardziej zrozumiale sformułował wypowiedź, to byśmy się dowiedzieli, na czym owo konserwatywne podejście polega.
Na paleniu Va No. 1 przez miesiąc? Wyłącznie?
Na niepaleniu aromatów?
Zawsze mi się wydawało, że początkujący wybierają aromaty właśnie dlatego, że wydaje im się, że one bez techniki dostarczą im smak, który jest w prosty sposób „podany” aromatyzacją (abstrahując od dostępności w kioskach – bo trafikami tego nazwać nie sposób – i rad słabo zorientowanych sprzedawców).
Żeby było zabawniej, błąd nie polega wcale na tym, że wybierają tytoń z aromatyzacją, bo dobra aromatyzacja wcale nie jest żadnym złem (vide wspomniane scentedy) tylko na tym, że tzw. aromaty najczęściej wykonane są z kiepskiego surowca i są zalane glikolem, co powoduje, że źle (w sensie: ciężko) się palą. Trzeba jeszcze powiedzieć, że rozpoczynający przygodę z tytoniem człowiek najczęściej oczekuje od fajki, że będzie ładnie pachniała – i stąd wybór aromatu, który wabi, a nie odrzuca.
Osobiście nikogo nie namawiałbym do całkowitej rezygnacji z palenia aromatów „na dzień dobry”. Przeciwnie, sugerowałbym kupienie jednego typowego, klasycznego aromatu, jako UZUPEŁNIENIE do bazowej, czystej Va (może być ta cała „jedynka”, może być Scotch Cut Mixture od GH, być może właśnie wspomniany Bright CR, jako przede wszystkim dość łatwe w paleniu i „nienachalne” Va) oraz jednego lekkiego „anglika”. I od takiej trójcy bym zaczynał. Po pierwsze daje to możliwość porównania przez zaczynającego, czego może się po fajce spodziewać, a poza tym – będzie się to różnie palić. „Angliki” zazwyczaj palą się bardzo ładnie (z uwagi na dodatek La) i nie zabijają mocą (z nielicznymi wyjątkami), co stanowi ogromny plus dla początkującego. A z aromatu będzie miał te swoje wabiące zapachy, nawet, jeśli z czasem zorientuje się, że smaku tam jest tak naprawdę niewiele (i wtedy je bez żalu zostawi, albo przejdzie na lepsze).
Wiem, że niektórzy zatwardziali ;) aromatycy czytając to sarkną z oburzeniem. Nic na to nie poradzę. Znam całe mnóstwo opowiadań o tych, którzy w końcu przełamali się i spróbowali tej paskudnej latakii i się zakochali – a potem to już poszło, Va, VaPer i inne… Nie znam ani jednego przypadku, gdzie ktoś świadomie (tj. mając rozeznanie w tytoniach tzw. naturalnych) przestawił się na syropowate aromaty. Przeciwnie, nawet ci, co paląc jedno i drugie bronili ich i palili z czasem jednak z nich rezygnowali, względnie palili incydentalnie. Oczywiście słyszałem też o takich, którzy się nie przełamali i nadal palą wyłącznie aromaty i nic złego w tym nie ma – mało tego, broni to ładnie tezy, że da się od aromatów zacząć i na aromatach skończyć i w niczym nie przeszkadza to cieszyć się fajką :>
Miałem na myśli to, że nie ma co się oszukiwać. Przez pierwszy miesiąc palenia (ten m-c jest umowny, bo oczywiście wszystko zależy od tego kto, jak i ile wypali) początkujący musi obejść się bez smaku. Dlatego MB Va. No.1
Niby podane przez ciebie rozwiązanie – trzy tytonie w tym aromaty – jest zasadne, szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę to, że różne tytonie różnie się palą. Ale w praktyce początkujący musiał by się okadzać trzema fajkami. Proces opalania fajki/fajek wydłużyłby się, bo nie wierzę, żeby nasz początkujący pykał trzy fajki dziennie. Także moja podpowiedź jest prosta. Mała albo średnia fajka w gębę, zapalniczka albo dużo zapałek, palce na klawiaturę albo do tokarki – cokolwiek tam ktoś lubi robić – przemęczyć się, bo nie ma mowy na początku o jakiejś wielkiej przyjemności. Upór w paleniu, żmudne doszukiwanie się smaków… – tak, to może być przyjemne, ale nigdy na początku nie będzie smaczne:) Nie wierzę w opinie niektórych początkujących, którzy piszą, że po kilku paleniach, czy tam nawet m-cu czują niebo w gębie. Nawet tego nie komentuję, bo ktoś mógłby się poczuć urażony. Palenie – opalanie to proces. I na początku, czy weźmiemy jeden tytoń, czy trzy w niczym nam to nie pomoże. Stąd moje twierdzenie: Va no.1 na początek wystarczy, a że twierdzeń tyle, ile palaczy – o tym też wiem i o tym musi wiedzieć także początkujący:)
Z tak radykalnym postawieniem sprawy zwyczajnie się nie zgadzam, bo przeczy temu moje osobiste doświadczenie. Realnie licząc mój „pierwszy miesiąc” (tj. te powiedzmy 30 pierwszych fajek) zajął dobrze ponad pół roku. I w tym czasie na pewno spróbowałem co najmniej tuzina tytoni ;) I jakoś czułem te różnice, choć palić na pewno nie umiałem i wyczuć umiałem na pewno mniej, niż teraz. Oraz miałem znacznie mniej punktów odniesienia, więc każda nowość była przygodą ;)
Po prostu uważam, że przesadzasz, spisując pierwszy miesiąc całkowicie na straty. Myślę również, że trzy tytoni i trzy fajki na początek, to wcale nie jest za mało.
Oczywiście, nie mówimy o niuansach, ale nie uwierzę, żeby ktoś, kto ma kubki smakowe ;) nie wyczuł różnicy w smaku pomiędzy anglikiem i aromatem typu wisienka. Może mieć problemy z utrzymaniem żaru, wielokrotnym odpalaniem, uciekaniem w głąb, zbyt gorącym paleniem – tak, to wszystko upośledza smak. Ale nie przesadzajmy, że go w ogóle nie ma.
A „niebo w gębie” jest i tak kwestią indywidualnego odbioru ;)
A opalanie… opalanie jest przereklamowane ;)
Pisząc o smakach trzeba pamiętać, że piszemy o smakach dla początkujących. A na pewno nie tego spodziewa się nowicjusz, co proponuje mu jego fajka na pierwszych sesjach i bez względu czy w kominie jest aromat, pocięte mydło, czy przednia Va. Na pierwszych sesjach to co w gębie zostanie, nawet nie otrze się o prawdziwy smak tytoniu w dobrze przerobionej fajce, choć z dymkiem pewnie uleci jakaś wanilia, albo nawet wisienka:) I tylko jeszcze podkreślę, to co napisałeś – pół roku „opalania”:) Właśnie.
Ale w sumie obaj – jeżeli dobrze zrozumiałem – zgadzamy się, że pierwsze palenia to poszukiwania, jakieś oczekiwania… choć to chyba już zostaje na zawsze:)
Opalanie, ale palacza, nie fajki :-)
A wiecie co? Ja bym na początek sugerował Amphora Full Aroma. Tylko bez bicia proszę. Jeśli Amphora nie zmieniła się bardzo, to jest to znośnej jakości ładnie pachnący tytoń, niekleisty i bez czarnego cavendisha. Lepszy dla początkującego od wielu tandetnych mieszanek leżących po kioskach zwanych szumnie trafikami.
No właśnie, tyle podpowiedzi ilu palaczy:)
Dziękuję za opinie, ale na moim obecnym poziomie wiedzy większość jest dla mnie niezrozumiała. Jeśli chodzi o aromat Stanwell Vanilla, to został zakupiony, aby trochę urobić sobie otoczenie. Za to Hal o The Wynd podpasował mi. Może bluźnię, ale czuję smak, mimo palenia w nowej fajce za kilkanaście złotych. Opalanie sobie darowałem, bo obecnie i tak tego nie zrobię tak jak należy. Na razie problemem jest to, że fajka odłożona na parę minut gaśnie, ale z czasem i to ogarnę. Myślę o zakupie używanej fajki, która dostarczyła by mi tych wysublimowanych smaków, o których piszecie. Podsumowując, wciągnąłem się i to bardzo.
Tak trzymaj i nie przestawaj :)
To nie ognisko typu nodia. Ma gasnąć. Prawidłowo ;)