Już tak mam – to kwestia wytresowania – że zanim kupię owy tytoń, to czytam o nim, ile tylko znajdę. Zaczynam od recenzji na fajczarzach, potem staranne studia na tobaccoreviews… I coraz rzadziej się nacinam.
Największą klęską były ostatnio wyroby Dan Tobacco (TNN i Da Vinci), bo choć miały bardzo niskie notowania na zachodnich forach, to zdarzali się ludzie, którzy wypowiadali się o nich entuzjastycznie. Tak naprawdę jednak, kupiłem te mieszanki po lekturze FMS i przez mój podły charakter – bo jeśli coś jest powszechnie potępiane, to nie mam siły tego czegoś nie spróbować osobiście.
Najlepszymi natomiast zakupami w ostatnich miesiącach były z pewnością MB Dark Twist (tu „sprawcą” była głównie recenzja JSG na FMS; i, rzecz jasna, dobre notowania na TR). Także zabójcze Brown No. 4 oraz Black XX spełniły moje „porecenzenckie” oczekiwania i wyzwoliły we mnie częste inwokacje religijne (o jezuuu, matko boska, my godness, rany boskie!!!). Zapewne liczba wezwań nadaremno wzrośnie po otworzeniu 1792 Flake…
Mam też nienapoczęte pudełeko MB Limited Edition No.8 – mam słabość do dobrych aromatów, a po świątecznym Petersonie totalne uwielbienie do limitowanych edycji. Zobaczymy, czy się sprawdzi…
Takich nieotwartych niespodziane na przyszłość mam w swojej piwniczce jeszcze kilka… Dzięki tym poszukiwaniom znalazłem już kilka stałych pozycji, które palę powtarzalnie od dawna i ich nieobecność w zapasach stanowi źródło stresu i grozi depresją.
Jestem nadzwyczaj ciekaw, czy koledzy korzystają z recenzji, na ile się nimi sugerują przy planowaniu kolejnych „nowościowych” zakupów i jak często bywają zadowoleni lub rozczarowani… Może warto o tym pogawędzić…
Wierzycie recenzjom?
Niektóre z recenzji zachęciły mnie do spróbowania opisywanego tytoniu. Dzięki nim wiem także, co należy omijać szerokim łukiem – w tym przypadku bardziej opieram się na ilości negatywnych opinii, niż na treści wybranych opisów.
Jasną rzeczą jest, że ten sam tytoń może jednemu smakować, a drugiego wpędzi w zniesmaczenie. Co ciekawsze, dobrze znany i lubiany tytoń może fajczarza zaskoczyć w niesprzyjających okolicznościach przyrody lub nastroju. Dlatego też wierzę recenzjom, ale mam swoją własną klasyfikację, przy pomocy której cierpliwie buduję swoją skarbnicę smaków.
Wierzę recenzjom… przeważnie tym, które napisał Rotm… o wiarygodność w internecie łatwo nie jest. Dużo blagerów i mitomanów.
A i indywidualne preferencje zawodnika grają tu nieposlednią rolę.
Generalnie, lepiej wiedzieć, czego się chce. To pozwala się nie nacinać.
UkłonY,
Recenzje zwykle czytam po fakcie, czyli po zakupie i po skosztowaniu. Choć wcześniej staram się znaleźć jakieś opinie, skład na pewno, to dla mnie ważne. Jednak nawet wtedy biorę wszystko w bardzo mocny nawias, gdyż z reguły nie ufam recenzentom, chyba, że wybranym, takim, do których się już przekonałem. To przyzwyczajenie samego recenzenta, jak sądzę.
I chętniej sięgnę po tytoń, którego recenzja napisana przez zwykłego palacza jest bogatsza od recenzji, powiedzmy, profesjonalnej. Choć takich jest w polskim światku tytoniowym jak na lekarstwo.
Witam!!!
Na samym początku muszę zaznaczyć, że jestem początkującym palaczem. Moje decyzje co do zakupu tytoniu w dużym stopniu opierają się na recenzjach.Wynika to po prostu z braku doświadczenia w tej materii.
W paru przypadkach zawiodłem się sromotnie w wielu smak tytoniu okazał się znacznie lepszy niż wynikało w recenzji – oczywiście jest to w 100% subiektywne stwierdzenie.
Podsumowując – początkującym polecam recenzje a z czasem my nowicjusze wyrobimy sobie własne zdanie. Próbować, próbować i po 1000 kroć próbować.
Recenzje powinni przeglądać przede wszystkim właściciele sklepów z tytoniem. Wczoraj na ulicy Siennej w Warszawie, zauważyłem bardzo ładnie prezentujący się salonik o wdzięcznej nazwie „Tabac” Przekonany o tym że trafiłem na jakąś nową trafikę wszedłem do środka… pomijając fakt że to jakaś bida z nyndzom, trochę cygar z najniższej półki, cztery gruszki i amphora+poniatowski, świadomość człowieka tam pracującego mnie co najmniej zasmuciła, przede mną wszedł pewien pan w wieku średnim i poprosił o jakiś dobry aromatyzowany tytoń do fajki. Na co sprzedawca ją mu wyjaśniać najlepszość amphory… smutek mnie ogarną, ale cóż zrobić.
dziwisz się ? Pan ze sklepu chce zarobić, jak każdy zresztą dziś.
W Bydgoszczy jest mała trafika – od wielu lat można tam dostać od gilz i raczej wątpliwej jakości tytoni po dobre tytonie fajkowe. Wybór jest całkiem spory, jeśli czegoś nie maja to postarają się ściągnąć. Tak powinien funkcjonować sklep, którego właściciel chce zarobić
JSG wstydź się :D ja moją panią w sklepie papierosowo-tytoniowym urabiam, od 3 miesięcy łażę do niej, przeglądam co ma nowego i doradzam, niosąc za każdym razem do powąchania jakąś puszkę, albo otwierając coś przy niej.
Ostatnio na moją propozycję, żeby zaopatrzyć kiosk w Samuel Gawitha odpowiedziała „Ale przecież one są drogie!!!”, ale coś czuję że ją urobię ;)
I tak zamiast Amphor, Poniatowskich i Tillbury mam przynajmniej Skandinavika, Bellini i TNN. Niby żaden cymes, ale zawsze coś (choć za Amphorą tęsknie bo dawno nie paliłem).
Witam,
ja również czytam, a raczej staram się czytać recenzje zanim kupię nowy tytoń, cóż decyzje nie zawsze są trafne.
Porażka? Chyba dwie: TNN i Da Vinci – mam je jeszcze i nie wiem kiedy skończę (szkot się chyba we mnie odezwał)
Całe szczęście, że zapaskudziłem nimi gruszeczkę :-(, a nie coś lepszego.
Trafienie w dychę: Chocolate Flake – mniam mniam – muszę tylko nauczyć się go palić.
Skłaniam się do spróbowania jeszcze czegoś z La.
Pozdrawiam wszystkich
Franz
Wypowiadając się już w temacie:
Standard, najpierw przeszukanie Fajkowa, bo jak dla mnie mają tam najlepsze opisy składu i możliwych smaczków (ale sporo tam też marketingu i reklamiarstwa). Potem TobbacoRewievs i FMS.
Ale mam też zasadę, żeby próbować wszystko co ty Jacku odradzasz :D bo jakoś tak się złożyło że mamy odmienne gusta w aromatach. Choć ogólnie każdy tytoń dla mnie jest wart spróbowania, jeśli wywołuje jakieś (nawet skrajne) emocje. Jedynie od Tillbury i Poniatowskiego się trzymam z daleka, choć mnie strasznie kuszą.
„sporo tam też marketingu i reklamiarstwa” – to chyba normalne, wszak żaden sprzedawca nie będzie pisał na swojej stronie „Wspaniały aromat wiśni dodany do wyselekcjonowanych tytoni…ale i tak gówno”.
Ja nigdy nie kieruję się tym, co piszą w trafikach – wyciągam stamtąd tylko dane o składzie. Potem od razu na FMS, ewentualnie TR. Recenzje pomagają mi w zakupie, ich rolą jest u mnie wyłonienie listy tytoni, które mnie zainteresowały – składem, nazwą, ładnym opakowaniem. Ostatecznie decyduje intuicja wraz z wyobraźnią ;)
I popieram, że warto próbować tytoni o skrajnie zróżnicowanych opiniach. Tako rzekłem ja, nabijając fajkę TNN :D
Chodziło mi raczej o to, że często jest tam przepisana formułka ze strony producenta lub opakowania i że nie można przyjmować wszystkiego jako aksjomatu ;) To zastrzeżenie dla nowicjuszy, gdyby chcieli kierować się moim sposobem.
Nie dobre co ładnie pachnie czy piękny ma opisik na forum, tylko co komu sie podoba – ot taka mała literówka)))
Jest jeszcze coś takiego jak klasa tytoniu. To jak z łiski można sobie walnąć jamesona i się cieszyć albo walnąć kieliszek np 24 letniego Banffa. Recenzjie często wskazują nam do jakiej klasy przynależy tytoń, bo w odróżnieniu od whiski tytoń ma bardzo zróżnicowane ceny.
whisky ma mniej zróznicowane ceny niż tytoń? To jakie whisky ty pijesz…?
Między na przykład 30 letnim Macallanem ( c.a. 2,3 tys pln) a rzeczonym blendem Jemesona ( c.a. 70 pln ) jest krotność ceny 33 (!) weż cos tanszego np. Chivas 25 ( c.a. 900 pln ) masz krotnośc c.a. 13. A są droższe od podanych przeze mnie, ale też tańsze niż wziety za przykład „tanich” irlandczyk. Czekam na przykłady różnic w cenach tytoniów.
Myślę, że tutaj w tym wpisie z przed pięciu lat kolega miał na myśli to, że na jednym poziomie jakościowym tytoni jest duże zróżnicowanie cen. Tak to rozumiem, a czy tak rzeczywiście jest to już inna bajka.
przed pieciu laty róznice w cenach whisky były podobne do dzisiejszych…. pije whisky dłuzej… :)
Recenzje czytam tylko dla porównania , nie sugeruję się nimi…kiedyś zasugerowany entuzjastycznymi recenzjami nabyłem SG Black Cherry i SG Celtic Talisman – i nie smakowały.Oczywiście generalizować nie można , ale wolę kierować się własnym instynktem i popełniać błędy na własny rachunek.
Chętnie słucham podpowiedzi , z dużą radością przyjmuję od Kolegów próbki , wybieram…i tworzy się pomału mój zbiorek „must have”.
Czasem kupię jakiś tytoń wiedziony instynktem , bądź nawet opakowaniem i różnie bywa…ale przecież nauka w las nie idzie.
Pozdrawiam
Krzysztof
Bardzo lubię tytoń fajkowy Sherlock Holmes – jest to tytoń irlandzkiej produkcji. tytoń zniewala smakiem już na samym początku rozpalania fajki. Mieszkam w Kielcach i u nas szczęście znalazłem ten tytoń w kiosku na rogatce. Ogólnie tytoń ciężko dostępny w sklepach czy kioskach ale w sklepach internetowych nie ma problemów z jego dostępnością, ale oczywiście trzeba zapłacić za przesyłkę.
[ostatnia część komentarza usunięta przez Administrację ze względu na charakter reklamowy]
Mały Wpis Sponsorowany, czy tylko moja podła wyobraźnia podsuwa mi tak nieprzystojne skojarzenia? ;-)
Nie tylko Twoja :)
nie tylko twoja…
Od czasu do czasu podobne wpisy się pojawiały i zapewne pojawiać się będą.
Moim skromnym zdaniem powinny być cięte równo z trawą.
Natomiast niewątpliwym plusem jest fakt, że komentarz wydobył z otchłani sympatyczne wspomnienie, jakim jest zawsze tekst Jacka. Tekst, który jest typową dlań, ewidentną zaczepką :)
I dlatego proponuję (już po usunięciu bądź przynajmniej ocenzurowaniu wrażego komentarza) spełnić intencję Autora i podyskutować, bo temat przewijał się wielokrotnie tu i ówdzie na łamach Fajkanetu.
To jak – wierzycie recenzjom? ;)
palę pierwszy raz ten tytoń moje odczucie? se taki nic specjalnego a mało tego kołek na jęzorze. –
„To jak, wierzycie recenzjom?”
Otóż, Panie, to nie taka prosta sprawa.
Z negatywnymi recenzjami jest łatwiej. Jeśli cała rzesza fajczarzy – od lewa do prawa – piętnuje jakiś tytoń, to ja w to wierzę i omijam szerokim łukiem (a dotychczasowe doświadczenia, kiedy to poszedłem wbrew takim opiniom udowodniły mi, że jednak powinienem był im zaufać).
Z pozytywnymi natomiast jest gorzej. Pierwsza rzecz – te naprawdę dobre (w sensie „przychylne”) recenzje nadmiernie rozbudzają oczekiwania. Złapałem się na tym przy okazji Squadron Leadera i dunhillowskiej London Mixture. Zapoznawszy się z peanami płynącymi z lewa i prawa spodziewałem się Bóg wie czego, i zderzenie z rzeczywistością – choć były to przecież całkiem dobre tytonie – okazało się dużym rozczarowaniem. Bo miało być ŁAŁ!!!, a było okej.
Druga rzecz – że w przypadku tytoni uznawanych za wzorcowe, kanoniczne niemalże – brakuje choćby kilku recenzji wytykających ich wady (albo choć wskazujących na zwyczajność bodź zdejmujących z cokołu). To z kolei powoduje brak swoistej równowagi i głosu rozsądku wśród całego chóru pochwał. A wtedy – patrz „po pierwsze”.
Po trzecie wreszcie – przychylne recenzje pisane są wprawdzie przez fajczarzy na różnym etapie fajkowego rozwoju, ale przeważnie jednak (tak myślę) przez tych bardziej doświadczonych. A to oznacza, że do pewnych tytoni trzeba zwyczajnie dorosnąć, bo bez odpowiedniego doświadczenia i wyrobionego smaku – nie posmakują (bo a to za bardzo wytrawne, a to za mocne, a to zbyt wymagające technicznie). I znowu – patrz „po pierwsze”
Dlatego też o ile recenzjom negatywnym z założenia wierzę, o tyle do tych pozytywnych staram się podchodzić z rezerwą. I przyjmuję takie nastawienie, że „spróbować warto, ale czegoś wielkiego się nie spodziewaj”. Wolę potem czuć miłe zaskoczenie, niż rozczarowanie.
Bardzo za to lubię recenzje niejednorodne, które w sumie składają się na zażartą dyskusję zwolenników i przeciwników. One dają największe pojęcie o dobrych i złych stronach tytoniu i nawet, jeśli argumenty wzajemnie się wykluczają – pozwalają nabrać przekonania, że białe wcale nie jest białe, a czarne wcale nie jest czarne :-)
Na pewno jednak recenzje – o ile jest ich wystarczająco dużo – dają pewne wyobrażenie ogólne o tytoniu i jakąś wstępną selekcję pozwalają przeprowadzić. Czymś kierować się w końcu trzeba, bo na spróbowanie wszystkiego życia nie starczy.
A na koniec dygresja: mam wrażenie, że tytonie kanoniczne mało kto odważy się krytykować, żeby nie wyjść na dyletanta, który nie dostrzega całej głębi, smaczków i niuansów – bo przecież „Cały Świat” je wyczuwa (a „Cały Świat” nie może się mylić). A to też nie ułatwia wiary w te przychylne recenzje. No, ale to przypadłość nie tylko tytoni. Niech no kto spróbuje powiedzieć, że The Number of The Beast to nędza ;-)
Może nie nędza, ale nie dorasta do pięt „Powerslave” :P
„The Number of The Beast” to nędza. Hoho.
„A na koniec dygresja: mam wrażenie, że tytonie kanoniczne mało kto odważy się krytykować, żeby nie wyjść na dyletanta, który nie dostrzega całej głębi, smaczków i niuansów /…/”
O to, to…