Zanim przeczytasz recenzję, zerknij na wstęp tutaj.
O ile niektóre aromaty Petersona kojarzą mi się z w wszechobecnym rozwodnieniem smaku i mocy, to ten wydaje się jaskółką Nowego. Inna rzecz, że jak dla mnie leci ona zbyt nisko, jakby za chwilę miał lunąć deszcz, a z nieba posypać się gromy. Nie odpowiada mi ten pilotaż, ale jest to wynikiem specyficznej choroby lokomocyjnej, z której dalej się wyspowiadam.
Tytoń i jego palenie
Virginia i Burley. Liście drobno cięte, mieszanka łatwa do nabicia, można powiedzieć – wash&go. Gotowa do palenia pod względem wilgotności i co chyba ważniejsze – mniej ogniochłonna niż Sweet Killarney i Sunset Breeze. Nie przygasa tak często, więc zapalniczka ma szanse wystygnąć. Może trochę brudzi fajkę, może zostawia w niej swoją sygnaturę, ale osobom, którym ten tytoń „podejdzie”, nie powinno to przeszkadzać, bo przeznaczą cos specjalnie dla HP. Ja na pewno tego nie zrobię, a fajkę, w której paliłem nowego Petersona, będę wietrzyć do lata.
Moc
Nooo… I tu się coś ruszyło, bo Hyde Park w skali mocy jest co najmniej średni. Nawet ze wskazaniem na drobny plusik w kierunku Irish Flake, bez cygarowej ostrości na języku i w płucach. Dlatego to tytoń dobrze zbalansowany, już dla palaczy, którzy wiele paczek cygaretów przerzucili w swoim życiorysie. Z kolei dla niezdecydowanych „palić czy nie” – to krok w stronę nałogu.
Smak i aromat
Zapach z puszki, jak to u Petersona – intensywny i wręcz spożywczy. Rum? Jeżeli już, to ten pędzony przez czeskich marynarzy, nad czeskim morzem (na dodatek z colą), ale przecież nie wypada narzekać. Co dzisiaj pachnie naturalnie? Niestety, niekoniecznie przyjemne rzeczy.
Rumowo-ciastkowo-owocowy aromat jest dość intensywny, co poczytuję za kolejną zaletę i chyba…Obserwację rynku. Bo nie może być przecież tak, że byle Savinelli czy Larsen biją siłą woni na głowę „mistrza aromatów”.
Niestety, jest w Hyde Parku coś, co mnie odrzuca na kilometr. Być może jestem na to „coś” uczulony, ale dla mnie tytoń skażony pewnym posmakiem jest jak zepsute jajko.
Mydło.
To prawdziwe, w ustach. Może być aromatyzowane, może być szare, białe i w płynie, ale to ciągle ten sam nieproszony gość. O dziwo – wielu osobom to pasuje, bo taki sam akcent znajduję w tytoniach Gawith & Hoggarth. Można wręcz podejrzewać, że jest to wynikiem gościnnych występów blendera konkurencji. Ja tego typu aromatyzacji po prostu nie znoszę.
Jeżeli Hyde Park jest faktycznie zwiastunem Nowego, to widzę tu nadzieję. Deszcz rozpuści każde mydło, a Peterson być może nie zamierza go dodawać do wszystkich swoich nowych mieszanek. Bo pozostałe kroki wiodą, jak dla mnie, w dobrym kierunku.
O, ten akurat lubię :) Ale moim zdaniem jest mokry, wymaga zdecydowanego podsuszenia.
Z tego co piszą o składzie wynika, ze nie zawiera czarnego kawendisza. To może być główna różnica powodująca, że odbiega smakiem od wszystkich pozostałych nowomodnych mieszanek Petersona.
W puszce niczego czarnego nie widać. Taki 3P np. jest ciemniejszy. I nie przypomina też tych tradycyjnych Petersonów.
Po pierwszej fajce: tytoń jest zdecydowanie dobrej jakości i zapewne będę go częściej kupował. Spowodował u mnie natomiast pewien dysonans, jak to się mówi poznawczy. Mianowicie smakuje zupełnie inaczej niż powinien, jeśli by kierować się wyglądem. Co mam na myśli?
Otóż Hyde Park jest to dość ciemna mieszanka tytoniowa o stosunkowo łagodnej aromatyzacji w typie brytyjskim, ale nie lakeland, tylko Irlandia. U mnie pierwszym skojarzeniem było „Erinmore bez Erinmore”. Dlaczego tak? Otóż pod względem jakości komponentów oraz rodzaju aromatyzacji przypomina ta mieszanka dawną klasykę z Ulsteru, tylko bez nuty samego „firmowego aromatu”. Ma natomiast cechę właściwą dla Erinmore z ubiegłego wieku, mianowicie lekki brytyjski posmak nazywany mydlanym. Tę cechę, pozwalającą odróżnić palenie brytyjskie od niemieckiego czy duńskiego, aktualna wersja Erinmore całkowicie straciła! Natomiast Hyde Park ją ma.
Gdzie natomiast dysonans? Otóż Hyde Park pachnie i smakuje jak brytyjska mieszanka aromatyzowana, a wygląda jak mieszanka duńska. Irlandczyk tego typu powinien być drobno cięty i dość suchy, natomiast Hyde Park tworzą stosunkowo grubo pokrajane płaty o bardzo kawendiszowej aparycji, mocno wilgotne, raczej z powodu glikolu niż wody. Dla mnie to wyraźny minus.
Przeważają jednak plusy. Jakość tytoniu i rodzaj aromatu bardzo do mnie przemawiają. Hyde Park nie jedzie taniochą, to po pierwsze, i nie jedzie tytoniem dla niedzielnych palaczy, to drugie. Prezent dla tych, którym pomiędzy coraz to nowymi współczesnymi mieszankami aromatyzowanymi coraz trudniej znaleźć coś dla siebie. Najchętniej bym ten tytoń trochę podsuszył i przekręcił przez maszynkę do mielenia.
I podziękowania dla Fajkowa :-)
Julianie , czy mając na myśli Erinmore myślisz o tym czymś a’la ananas albo inny owoc ( to było jedyne co w erinmore fl mi posmakowało. reszta czyli tytoń była przykra ). Czy owocowy scent występuje w HP?
Jest tu jakiś owoc, chociaż trochę mniej intensywny niż w Erinmore. Natomiast tytoń odbieram jako jakościowo lepszy od aktualnej wersji Erinmore. Co jest przykre, bo Erinmore jeszcze 10 lat temu miało tytoń dobry. Napiszę o tym więcej osobno.