Zawsze zastanawiało mnie nocne odzienie panów z ubiegłego wieku. A’la Scrooge. Długie koszule, szlafmyce (o których w tym temacie mówić się wręcz powinno) i te przedziwne, pozakręcane papcie/pantofle/obuwie domowe. Z tak mocno zadartymi noskami, że aż można się dużym palcem podrapać po pięcie. No i głowiłem się po co to, jak to, dlaczego, że przekombinowane i tak dalej. Zapaliłem Nightcapa i przekonałem się, że wszystko ma sens. Czapka zsuwa się na oczy, aby palący mógł skupić się tylko na fajkowych przyjemnościach. Pantofle z wrażenia wywijają się same. Koszula jest natomiast po to, żeby nie latać z gołą dupą po mieszkaniu, a słowo „fajka” w tym miejscu brzmi co najmniej dwuznacznie.
Nightcap to jeden z tych blendów, gdzie możemy znaleźć dla siebie wszystko, czego oczekujemy od klasycznej mieszanki angielskiej. Smak, aromat, moc i tą charakterystyczną kołderkowatość. Dym się kłębi, bardzo powoli rozprasza sprawiając, że robi się przytulnie. Razem z kolejnymi pufnięciami zwalnia nasze tętno, mięśnie się rozluźniają. Może sporo marketingu w odbieraniu tego tytoniu w ten sposób, lecz naprawdę ma w sobie coś takiego przytłaczającego, że nie chce się wstawać z kanapy.
Trochę faktów: dobrej jakości Va, aksamitna La, do tego wszystkiego Perique i Turkishe. W praktyce jest tak, że na pierwszym planie czuć Va i La, które świetnie się ze sobą komponują, Turkishe dodają smaczków, do których można się dokopywać. Perique natomiast nie tyle wyostrza całość, co zmienia całkowicie jej charakter. Dzięki niemu blend nie jest jakiś rozleniwiający, nie nudzi. Jest wyraziście, konkretnie, nic nie umyka uwadze palącego. Nie ma elementów zagłuszonych. Wszystko gra i bucy.
Wypoczywam przy nim, naprawdę. Bo to świetna kompozycja, sycąca, mięsista jak pierogi babci. I do tego pali się bajecznie: dużo dymu, temperatura pod pełną kontrolą, banalne nabijanie fajki. Jak się przeciągnie to kondensaci, może nie obficie, ale koreczek będzie.
Moc średnia plus, choć upalnym latem zakręcił mi w głowie. Staram się to podkreślić, ponieważ w porównaniu z większością mieszanek angielskich Nightcapem można się solidnie napalić. Może nie w małej fajce, może nie po obiedzie, ale nie znasz dnia ani godziny, kiedy naładujesz go za dużo. Chociaż Panom obytym z FVF na co dzień raczej krzywdy już nigdy nie zrobi.
Jest już późno. Siedzę w bokserkach i T-shircie przed kompem i myślę o moim Nightcapie. Zrobię sobie herbaty, a z dwóch pierzyn, jakie oferuje mi dzisiejszy wieczór, wybieram tę dymną zamiast łóżka. Rozłożę go na czynniki pierwsze i będę egzaminował każdy z osobna. I zapewne będę bardzo usatysfakcjonowany.
Mimo, że nie mam kapci.
Bardzo ciekawy wstęp, zrobiło się klimatycznie. Mój ulubiony Dunhill.
Bardzo smaczna recenzja, trzeba przycisnąć autora o więcej takich ;)
Uważam, że jeszcze należy dodać o jakiej produkcji Nightcapa mówimy, gdyż obecnie wychodzi od spod rąk Orlika i Altadisa. I uważam, że to są kompletnie inne tytonie.
Altadis (sprzedawany luzem, czyli bulk) – słodko-kwaskowy, dość słaby mocą, ale wciaż mocno latakiowy.
Orlik (puszkowany) – taki jak powyższa recenzja go opisuje. IMHO znacznie lepszy od wersji Altadisa. Znakomity anglik, absolutny must try dla wielbicieli Latakii.
Paliłem obie współczesne wersje (dzięki uprzejmości jednego z tutejszych Kolegów, który był tak miły sprezentować mi Orlikową próbkę) i powiem tyle z własnych doświadczeń – o jednoznaczne stwierdzenie, że Orlik lepszy jest wyraźnie od Altadisa bym się jeszcze nie pokusił….. za słaby jestem w te klocki by wyłuskiwać nuty i niuanse smakowe a i za małą miałem próbkę by porównywać i snuć wnioski. Ale stwierdzić mogę z pewnością, że faktycznie palą się te tytonie nico odmiennie.
Orlikowy – bardziej maślany, łagodniejszy, mniej „surowy” na języku i gardle.
Altadis – wymaga ostrożności, potrafi przyszczypać i przywiercić w gardle. Ale równie dla mnie smaczny…. po prostu odmienny nieco.
Oba palą się doskonale – bezobsługowo, bez pitolenia się w prowadzenie żaru, bez zapychającego dno korka, niemal bez kondensatu.
A i oba maja to, co w La uwielbiam i czego szukam – gęsty, sycący, „treściwy” dym i intensywny smak przywodzący na myśl kościelną ławę, lub wnętrze starej dębowej szafy ;) Zapach i smak cudny – „skórzany”,wędzony, lekko kadzielniany momentami. Oba też są podstępne ;)…. walą do łba jak łącka śliwowica – wszystko jest ok, dopóki siedzimy spokojnie i pykamy (pijemy), ale już próba powstania z fotela (od stołu) nieodmiennie kończy się zawrotem głowy. Nikotyna Nightcapa działa na mnie właśnie tak „podprogowo”, z przyczajki :) Mógłbym wypalić siedząc nawet i dwie – trzy fajki pod rząd. Nie czuje się uderzenia nikotyny, puki po skończonej sesji nie wstanę. Uderzenie przychodzi znienacka i sadza mnie z powrotem ;)
Choć próbka orlika dawno spopielona, to altadisa mam w zapasie i choć Nightcap nie jest moim graalem (są nim onyx i balkan sasieni), to kiedy przychodzi ta rzadka u mnie, a zatem i celebrowana mocno możliwość zapalenia fajki, często-gęsto sięgam właśnie po Dunhill Nightcap i palę ten tytoń z nieskrywaną przyjemnością i komfortem.
Pozdrawiam i gratki za świetną recenzję.
Dla mnie również różnica między Orlikiem i ALtadisem jest ogromna, 2 puszki Orlika wypaliłem z uwielbieniem, i jak dotąd nie znalazłem innej lataki, która by mi tak smakowała, natomiast z 200g Altadisa rozdałem, po wypaleniu 2-3 fajek w dużych odstępach czasu. Dla mnie był kwaśny, bez mocy, i bez tego charakterystycznego smaczku, za który Nightcapa pokochałem od pierwszej fajki.
Gdy paliłem go po raz pierwszy nie był jeszcze u nas w kraju dostępny, udało mi się kupić na allegro, teraz na szczęście nie ma problemu z dostaniem go. :)
Nabyłem znęcony Waszymi opiniami i nieodpartym pragnieniem poznawczym. Nabiłem…puf,puf…puffffff! O Mateczko Ty moja! To jest to!
Wczoraj przejeżdżając przez zacny gród Radom wpadłem do tamecznej trafiki w Galerii „Słoneczna” (trafika nazywa się SmokeShop – jakby nie mogła jakoś bardziej swojsko!)i ujrzawszy na półce ukochanego NightCapa nabyłem puszeczkę! I jakaż moja radość była, gdym ujrzał że spod nalepki z akcyzą z 2014 roku wyziera druga! Z 2013 datowana…
Szkoda że dopiero w domu to dojrzałem, bo warto było kupić ich więcej (puszek znaczy!). Ale się trafiło..jakby już rok leżakowany? Poleży jeszcze…
swojsko ;): Kram Dymowy, Szlafmycowe ziele od Dunwzgórskich no i Chram Swaroga w grodzie Radom (chodzi o galerię)
Warto tam zaglądać, Smoke Shopach jest to częste zjawisko, u mnie w Szczecinie udało mi się tak z CBP i Irish Flake, i też z którymś dunhillem. :)
Jako ,że jesteśmy w fajkowej tematyce to szczęśliwie mój komentarz będzie tylko połowicznie niepochlebny. Jeśli chodzi o tytoń fajkowy to ceny są w tym przypadku szczęśliwie regulowane. Na wszystko inne SmokeShopy bez żadnej żenady windują marże opierając się o sufit i trochę ponad. Żeby jeszcze tam pracowali specjaliści. Ale ja rozumiem,że w niektórych miastach to jedyne miejsca gdzie sprzedają coś więcej niż amforkę.
Jednak mareek możeby tak na wycieczkę do Berlina? Niesamowite miasto i mniemam bogate w tytoń.
To zaproszenie do wspólnej wyprawy ? Bardzo chętnie ale najpierw muszę na to przygotować mój portfel bo również mniemam, że wybór byłby bogaty. Słyszałem, że w Czechach również jest w czym wybierać jeśli chodzi o fajkowy tytoń.
Jak będę się wybierał to dlaczego nie. Chociaż jak pamiętam moje dawne wyjazdy to ze Szczecina ( Dąbie?) była to bułka z masłem na jakiś zbiorowy bilet do Berlina dojechać koleją. Było pięknie, właśnie Reichstag odbudowywali… . A do Czech to po co ? Pan N ma/miewa wszystko co jest tam.
Jest to bułka jak najbardziej, nawet wyjazd samochodem nie wygląda na wyprawę skomplikowaną. A co do Czech to możesz mieć rację, powtarzam tylko to co gdzieś zasłyszałem :)
W łódzkim Smoku też kupiłem kilka GH i Dunhilli przedatowanych. Także to chyba standard raczej i niekoniecznie wynikający z ich dostaw, bo akurat moje zakupy były zwykle po nowych dostawach.
Wszystko fajnie, tylko pytanie brzmi czy Nightcap pod wpływem czasu staje się zauważalnie lepszy, zwłaszcza leżakując przez rok w puszce zamykanej pod ciśnieniem.
W Czechach generalnie ceny tytoni zbytnio nie odbiegają od polskich, może poza Dunhillami które są po 365 CZK, czyli około 56 PLN.
Zachęcony Waszymi relacjami Panowie przed chwilą nabyłem drogą kupna NigtCapa.
Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale spod akcyzy 2014 wyłoniła się akcyza z roku 2012.
Nie mogę już doczekać się wieczoru, po drodze do domu zakupię mleko i kakao….
To dobrze, o ile puszka szczelna i niezardzewiała.
Puszka była bardzo szczelnie zamknięta, tytoń jest lekko wilgotny i pachnie bardzo ładnie latakią. Coraz bardziej przekonuje się do tytoni niearomatyzowanych.
Zastanawiam się tylko czy do wieczornej sesji z Nightcapem zrobić sobie kakao z rumem:)
Proste, że sobie zrób! Nightcap to Nightcap (czy też jakaś inna tautologia).
Jestem po drugiej sesji z Nightcapem, do tego przyrządziłam sobie kakao z odrobiną rumu. Trudno mi opisać smak, bo jeszcze nie umiem wychwycić tych wszystkich wspaniałych akcentów, ale za to latakię, która w moim odczuciu jest o wiele bardziej delikatna niż w Balkanie od SG wyczuwałem i dla mnie jest niesamowita. Szkoda tylko, że wszystko co dobre, tak szybko się kończy. Jutro kolejna sesja.:)