Nic nie obchodzą mnie protesty wielbicieli Virginii ze znakomitą Full Virginia Flake Samuela Gawitha na czele, nie zrobią też najmniejszego nawet wrażenia głosy krytyki od zakochanych w Balkan Sobranie i innych zaprawionych Latakią smakołykach – dla mnie Aged Burley Flake sygnowany marką Solani jest numerem jeden i pewnie nim zostanie.Tak, tak, przyznaję się bez bicia, że sięgnąłem po to arcydzieło myśli blenderskiej za sprawą czterech gwiazdek przyznanych mu przez recenzentów portalu Tobacco Reviews. Czy to źle? Moim zdaniem wręcz przeciwnie. Warto wczytywać się z uwagą w opisy wrażeń bardziej doświadczonych współuzależnionych od fajki internautów, zaufać im, by nie wpaść w pułapkę własnych poszukiwań, o czym ostatnio przekonałem się próbując Timm No Name… Nie oznacza to, że bezkrytycznie należy przyjmować czyjeś recenzje, w tym i tę moją. Chcę jedynie podzielić się refleksją, szczególnie adresowaną do początkujących, by korzystać ze szlaków przetartych przez koneserów fajkowej przygody, weteranów bohaterskich walk z własnym zdrowiem i portfelem o odkrycie tytoniowego Graala. Nie należy jednak zbytnio poddawać się sugestii czytanych opisów, bezkrytycznie ulegać czyimś wrażeniom, lecz wyrobić, a raczej wypykać sobie własne. By nie być jednak posądzonym o nadmierne uleganie czterogwiazdkowym na TR ocenom przypomnę, że są tam wyżej notowane ze względu na liczbę najwyższych ocen tytonie, jak choćby wspomniana już FVF.
Czy w ogóle istnieje tytoniowy Graal? Dla mnie, podkreślam – dla mnie – TAK! Od początku do końca jest tym pośród nikotynowych smakołyków, czym V symfonia Beethovena, Requiem Mozarta i Adagio g-moll Albinoniego w muzyce, Mona Lisa Leonarda, Słoneczniki Van Gogha i Ogród ziemskich rozkoszy Bosha w malarstwie, czy Grupa Laokoona i Myśliciel (choć wolę Bramę piekieł) Rodina w rzeźbie. O dziełach literatury wartych wielokrotnego zgłębiana i analiz nie wspominam, a to tylko z racji nazbyt dużej konkurencji wśród znakomitych, zasługujących na wymienienie tu fajkanetowych recenzji.
Dlaczego uważam Solani ABF za niedoścignione mistrzostwo blenderskiej sztuki? To proste, tylko trzy wady mogę wskazać ze wszech miar starając zachować obiektywizm. Pierwszą jest niestety cena, ale przecież trudno się spodziewać, by filharmonicy wiedeńscy wykonali choćby tylko Marsz Radetzky’ego za równowartość biletu do prowincjonalnej dyskoteki. Przyjemność musi pociągać za sobą koszty, zazwyczaj tym wyższe, im większą ma być radość z hedonistycznej lokaty. Przemilczmy, że w tym przypadku inwestycja przeznaczona jest do puszczenia jej z dymem. Drugą wadą jest konieczność ponoszenia dodatkowych kosztów związanych z kilkakrotnym przykładaniem do ABF ognia, bo lubi zgasnąć, szczególnie gdy w amoku pragnienia rozkoszy niecierpliwy smakosz załaduje płatki do fajki bez podsuszenia, prosto z puszki. Trzecia wada jest istotniejsza od poprzednich. Otóż blend ten dość łatwo się przegrzewa, a wówczas ulega ohydnej deformacji jego najważniejsza zaleta – smak. Przy nadmiernym rozbuchaniu, chwilowej nieostrożności palacza, radość cała, jaką jest w stanie ABF obdarzyć, zamienia się w znany zapewne czytelnikom dyskomfort. Mnie w takich razach pomaga przepłukanie jamy chłonąco-kłapiącej zimną kawą. Gorąco polecam.
Niczym są owe drobiazgi wobec rozlicznych zalet tego Burleya. Uściślając należałoby użyć liczby mnogiej, bowiem na ABF składają się trzy tytoniu tego odmiany: ciemnobrązowa z Kentucky, jaśniejsza z Brazylii oraz niemal biała z Malawi. Skoro zostały do wyliczenia wyłącznie zalety, to puśćmy nieco wodze fantazji i utkajmy opis owych cech pozytywnych, dajmy na to, w osnowie pierwszej z wymienionych wyżej wielkich kompozycji:
V symfonię otwiera Allegro con brio, czyli coś ruchliwe, radosne, pełne życia i energii. Nikomu pewnie nie trzeba przypominać, że w tej części mega hitu Beethovena dominują pierwsze cztery takty, wespół brzmiące dumnie i monumentalnie. I oto przed oczami mamy etykietę zdobiącą produkty marki Solani (z firmy Kohlhase & Kopp). Na niej uwagę przykuwa grafika. Wykorzystano do niej starą rycinę, która przedstawia króla Hiszpanii wysyłającego Kolumba z trzema karawelami na wyprawę przez ocean, a także scenę odkrycia Nowego Świata. Jak wszystkim zapewne wiadomo, te wydarzenia przyniosły pierwsze kontakty Europejczyków z tytoniem oraz jego zastosowaniami. Mamy więc chwile podniosłe, dynamiczne i zapowiadające coś ważnego, zupełnie jak w otwarciu Symfonii losu.
Andante con moto oznacza tempo spokojnego kroku, jednak nie leniwe, odczytując znaczenie con moto – z ruchliwością. Bez pośpiechu zerkamy we wnętrze otwartej właśnie puszki i zanurzamy w jej głąb nozdrza. Idealnie pocięte płatki o wymiarach 2×7,5 cm, w kolorach zdradzających obecność trzech wymienionych już wcześniej składników, raczą subtelnym zapachem orzechów. Woń ta wywołuje, przynajmniej u mnie, podobne efekty jak te, które znamy z opisów najsłynniejszego eksperymentu Pawłowa. Trzeba nie lada wysiłku, by powstrzymać się przed tytoniu tego łapczywym zjedzeniem. Rozsądek każe jednak zachować tempo Andante con moto i przystąpić do dalszych etapów degustacji.
Scherzo i Allegro. Jaki po zapaleniu ABF spotkać nas może żart (po włosku – scherzo)? Ano taki, że na dowcip (mało zabawny, jeśli okazałby się prawdziwym) zakrawają zapewnienia producenta o absolutnie naturalnej zawartości mieszanki. Tyle w niej smaczków, tyle efektów bez cienia wątpliwości i od razu przywodzących na myśl prosto z podniebienia jednoznacznie, bezsprzecznie spożywcze skojarzenia. A te, jak wiadomo, najprościej naśladować chemią. Pamiętam ze szkolnych zajęć kółka chemicznego produkcję estrów, łatwość w uzyskaniu zapachu ananasów, bananów czy jabłek. Ja jednak wierzę w uczciwość właścicieli marki Solani. Tym bardziej ulegam tempu Allegro, chcąc „najeść” się, łapczywie nasycić bogactwem niuansów. Przestrzegam jednak przed pójściem w me ślady, bo jak już wspominałem, czar pryśnie. Zniknie pyszna kawa i znikną jeszcze apetyczniejsze orzechy, a ich miejsce zajmie leśne ognisko i nieprzyjemna gorycz skórki nadmiernie spieczonych w nim ziemniaków. Allegro bardziej tu pasuje do zmian, następujących po sobie rozmaitych wrażeń, subtelnych słodkości i jeszcze subtelniejszych wytrawności harmonijnie przeplatających się w tej symfonii smaku. Kiedyś nastąpi w końcu Rondo, jak w każdym tytoniowym dziele, ale zanim ABF stanie się powtarzalnym, upłynie czas potrzebny na wysłuchanie niejednego koncertu.
Allegro w finale zgadza się natomiast z szybkim rozpraszaniem się dymu, którego zapach moja żona nazwała po prostu tytoniowym i dodała, że znośny jest, nie agresywny. Allegro pasuje też do tempa czyszczenia fajki po spotkaniu z ABF. Blend ten spopiela się doskonale, ponadto (słowo daję) prawie wcale nie wydzielając kondensatu, nawet przy nazbyt pospiesznym paleniu. Zostawia co prawda czarną maź na ściankach wewnętrznych ustnika i kanału dymowego, ale usuwa się ją dość szybko, bez szczególnego wysiłku. Zapomniałbym o mocy. Co prawda samo porównanie do V symfonii powinno dać czytelnikom wskazówkę, lecz dla porządku dodam, że to sycący, choć nie powalający rarytas.
Trudno wyrokować, czy ABF przypadnie do gustu miłośnikom Virginii i wielbicielom Latakii, jednak biorąc na siebie ewentualne konsekwencje szczerze zachęcam, warto przynajmniej spróbować. W razie rozczarowania chętnie przyjmę lub wymienię np. na Timm No Name każdą ilość trójburleya Solani. Oświadczam jednocześnie, że za bardziej prawdopodobne od pretensji przypadki uzależnień od ABF odpowiedzialności nie biorę.
Taki tekst czyta się z wielką przyjemnością :)
Przy najbliższej okazji, nie omieszkam skosztować ABF, mam nadzieję – z przyjemnością porównywalną lub większą…
Pozdrawiam. Pisz częściej!
Domo arigato gozaimashita – to japońskie podziękowanie ponoć jest najgrzeczniejszym spośród znanych w różnych kulturach i językach świata. Po Twojej zachęcie trudno byłoby nie siąść znów do klawiatury. Jak tylko trafię na coś inspirującego, co jeszcze nie było tu recenzowane, to chętnie napiszę. Pozdrawiam serdecznie.
Super że subiektywnie wyraziłeś swoją opinię i swoje upodobania bo w tym szystkim o to chodzi. Każdy ma coś swojego, bo o to chodzi by spróbować „wszystkiego” i wybrać coś swojego. Dla mnie – subiektywnie – Virginia, w tym Full Virginia Flake Samuela Gawitha i Latakia to ukoronowanie upodobania, a szczególnie mieszanki tych dwóch sporządzone własnoręcznie to „miód” (choć nie wszyscy lubią miód). Na pewno po odczytaniu Twojego artykułu ponownie na nowo „zaciagnę się” tym specyfikiem. Więc jak nabardziej dzięki za zamieszczony tekst.
Hmmm… przyznam, że z szacunku dla wielkości FVF nie wpadłbym na pomysł mieszania jej z czymkolwiek, ale skuszony zostałem skutecznie. Być może, wbrew dotychczasowemu przekonaniu, odkrycie swego Graala mam wciąż przed sobą. Wolno niedyskretnie spytać o proporcje tej mieszanki i o źródło Latakii?
Polecam (oczywiście subiektywnie) „Latakię Syrien”. Mieszam ją w proporcjach 1/3 lataki i 2/3 Virgini (ja najlepiej lubię Flake). Zaczynałem od Stanislaw Lataki ale „zabijała” mnie mocą. Najlepiej jednak próbować wszystkiego i odkryć coś swojego. Ja palę miniumu 4 fajki dziennie (w weekendy więcej).
Spróbuję, brzmi intrygująco. Dzięki. Ja przesiadłem się na fajkę dopiero dwa lata temu, zatem jestem w sumie nowicjuszem. Wcześniej były papierochy wypalane do 2 paczek, stąd pewnie nie mogę zejść poniżej 6 fajkowych sesji na dobę. Jedyny w tym plus, że szybko przestałem się zaciągać, dzięki pierwszym podejściom do latakiowych mikstur ;) Nie zapomnę tego uderzenia w płuca, dobrze, że paliłem przy stole, bo oczy musiałbym zbierać z podłogi ;)
Podaję adres meailowy zr_zm@vp.pl. Jak będziesz chiał to Ci powiem gdzie kupić super latakię za super cenę. Wskazywanie konkretnych dostawców zakrawa na reklamę a fajka.net.pl nie jest takim miejscem.
Rany… A mówią, że to recenzje sprzętu audio są zawiłe i metaforyczne.
Gdybyś widział moje gryzmoły przed skracaniem, rozbijaniem tasiemcowych zdań na kilka czytelniejszych… Ja po prostu notuję swobodnie płynące myśli, skojarzenia, a te niestety lubią się kłębić dość zawile. Na przyszłość, o ile wcześniej nie zostanę wyrzucony za zaśmiecanie portalu, postaram się pisać w przystępniejszy sposób.
Jarkum ja również niejako „przyklęknąłem” przed smakiem tej mieszanki.
Zdarzyło się również pójść do filharmonii , zasiąść w odświętnym nastroju i wysłuchać Pasji Bacha .
Śpiewam za chórem,po przeczytaniu twojego tekstu, końcowe „Amen” . Podobne wrażenia. Może i ja coś napiszę…chociaż już pisałem i nie wiem czy powtarzać.
Zdecydowanie jest to dzieło i nieważne kto i dlaczego jest stworzył.
I wcale nie trzeba specjalnie gustować w Bu żeby się o tym przekonać.
A ja myślę, że warto byś napisał, jest jeszcze wiele do opowiedzenia o tym tytoniu. Zrezygnowałem ze wspomnienia o autorze blendu, nazwie Solani i innych smaczkach tematu, gdyż tekst i tak wyszedł długi, choć pewnie mogłem włączyć te informacje w miejsce mnie istotnych dygresji. Jeśli tylko mogę coś zasugerować, to mnie jakoś tak Passio Secundum Johannem imć Kantora Lipskiego nieszczególnie pasuje, a tym bardziej Secundum Lucam rodzimej produkcji ;)
Nie pasuje oczywiście w roli tła do recenzji tytoniu, ale to tylko moje odczucie, a żeby była pełna jasność, to jestem agnostykiem, z szacunkiem dla wszystkich znanych mi religii.
Tu nie chodzi o kontekst religijny. Tylko dosłowny. Coś zostało powiedziane (napisane) i ja się z tym zgadzam.
No właśnie. Pominąłeś o nazwie, o twórcy. I co z tego? Przy TAKIM tytoniu bierze się go jakim jest i nie trzeba podpierać na rosochatym kosturze marek , tradycji, legend etc… .
I znowu przy toczącej się dyskusji czy tytoń niemiecki może być dobry? Namacalny dowód ,że może.
O tak, idąc tropem krajów i jakości dochodzę do wniosku, że jedyne co z całą pewnością nie jest dobre, to niestety nasze wyroby tytoniowe (mam na myśli wersje zachodnich papierosów) i polska polityka ;)
A ja cały czas mam wątpliwości i podchodzę do tego tytoniu jak przysłowiowy pies do równie przysłowiowego jeża.
Gdyż Kentucky. Który mnie zawsze traumatyzuje nikotyną.
Może kiedyś spróbuję.
Jarku, czy jako wielbiciel tytoni zawierających Bu (czy wręcz mających Bu jako podstawę) masz coś jeszcze, poza rzeczonym Solanim, co wielbisz i możesz polecić?
KrzysT odzywam się nie pytany ale to tytoń niewiarygodnie gładki zważywszy skład. W mojej opinii smakowo i jakościowo przebijający SG Kendall Cream de Luxe oraz 3P.
Moim zdaniem także umiarkowany w mocy. Tzn. nieco słabszy od FVF.
Palę go raczej odświętnie ale ze zdecydowaną przyjemnością.
Dzięki golf czarny za wsparcie. 3P’s jak najbardziej godny polecenia, ale to pewnie wszyscy znają, dodałbym od siebie też powszechnie znane i również przez Petersona firmowane połączenie Bu z Va pt. Sherlock Holmes. Wzbudza wątpliwości, mnie potrafi w czasie jednej sesji smakować i zniechęcać na przemian, ale spróbować warto. Wstyd przyznać, ale bliższe poznanie z University Flake wciąż jeszcze przede mną, zaś Irish Flake, znów Bu z Va, to wiadomo – rarytas, lecz tylko dla orłów ;) Ależ się te Petersony panoszą! Tyle tytułem post scriptum do odpowiedzi, póki co wierny nadal jestem pozapetersonowym blendom ABF i MB GB z powodów wcześniej wymienionych.
Przyznam się do podwójnego życia. Na co dzień palę opisany kilka artykułów wcześniej Mac Baren Golden Blend, przyzwoity średniak, jak Virginia No 1 wśród Va, a na dodatek niedrogi. Od święta pozwalam sobie na ABF, bo niczego lepszego nie spotkałem. Tylko te dwa, bo w ich kategoriach, tj. codziennego kompromisu między jakością i ceną oraz odświętnego smakołyku są jak na moją wiedzę i doświadczenie bezkonkurencyjne. Wszystko inne jest, przynajmniej dla mnie, gdzieś pomiędzy nimi, czyli droższe od MB GB i słabsze od ABF. Wciąż szukam, jak znajdę coś godnego uwagi, to oczywiście podzielę się wrażeniami.
Kupiłem puszkę i wypaliłem tylko jedną fajkę. Resztę przekazałem dalej. Nie jestem burleyowcem jak się okazało. Podaczas tej jednej fajki (wiem, cóż to za próba) przeżyłem koncert, który w większości składał się ze znanej kompozycji Johna Cage „Silence”, przeplatanej miejscami atonalnym Schoenbergiem, gdzie każdy akord „pyknięcia” osiadał ziemisto i smutno na niskich oktawach wrzoścowego fortepianu. Kompozycję ratowała miejscami – a pod koniec fajki na szczęście w spobób permamentny – ciepła, dobrze nastrojona wiolonczela młodych orzechów. Jednak z całego koncertu wyszedłem z nikotynowym kacem. Kompozycja awangardowa i wysublimowana, ale nie dla każdego wykonawcy.
Dziękuję za komentarz. Trudno nie przyznać Ci racji, próba na jednej fajce, ba, dodam od siebie – na jednej puszce nie uprawnia do miarodajnych ocen. Ja nie tak dawno cierpliwie wymęczyłem CAŁĄ kopertę discopolowego w swej tandetnej sztuczności Bellini Torino (Matko Ty moja – co za trauma). Przyznaję, że drugiej koperty nie zdzierżę, czyściec mam już zaliczony. Skoro jednak już pierwsza fajka ABF okazała się być dla Ciebie tak zniechęcająca, to mogę jedynie powiedzieć: przykro mi, tym bardziej jeśli swoją recenzją skłoniłem Cię do eksperymentu zakończonego rozczarowaniem. Pozdrawiam serdecznie
Spokojnie, nie była to tragedia, zakosztowałem smaku młodych orzechów. Po prostu poczułem już że nie będę mieć wielkiej przyjemności z palenia AB – a smak czystego burleya został odfajkowany (w dosłownym znaczeniu) – a więc zamieniłem go na giełdzie fajkonetowej na coś co wiem, że smakować mi będzie. Więc nie jest to żadne bolesne rozczarowanie. Pozdrawiam.
Bardzo fajna recenzja. I prawdziwe słowa. Wspaniały tytoń. Pod jednym warunkiem: palisz wolno. Im wolniej tym lepiej smakuje. Każde szybsze pykanie zostanie ukarane gorzkim ciemnym posmakiem w ustach. Dokładnie tak jak recenzent to opisał. Każde spokojne delektowanie się dymem da satysfakcję. Warto kupić bo za to co oferuje warto dać i więcej niż żąda producent.
Recenzja bardzo fajnie napisana. Przyjemnie się czyta.
Opisywany tytoń miałem okazję palić. Wypaliłem (tylko) jedną puszkę. W notesiku mam zapisane:
smaczny, sycący, z puszki pachnie ładnie, room note – przyjemny. Pali się średnio sucho. Moc: za duża.
I w zasadzie tu przygodę zakończyłem. Dla mnie tytoń musi mieć nie więcej niż ok 6 w skali 1-10 gdzie 10 – super mocny. Temu przypisłabym spokojnie 8. Po każdej fajce odchorowywałem. Kula w brzuchu i przełyku. Potem palenie mniej niż cała fajka – niby lepiej – ale lubię pełne fajki.
Wierzę, że może mieć amatorów – bo smaczny jest istotnie.
Dla mnie również rewelacyjny jednakże nadal jestem miłośnikiem FVF. Dziwią mnie opisy jakiejś niebywalej mocy tego tytoniu, nie jestem gościem który zamiast jedzenia miodu żuje pszczoły, ale mnie nie przerasta mocą nawet znam mocniejsze rzeczy. Wszystkim serdecznie polecam u mnie to o obowiazkowa pozycja
Witam dla mnie lepszy nawet od FVF , w smaku br dobry nawet pod koniec , jak już mam sam popiół na dnie nadal czuje smak , polecam gorąco .
Spróbowałem – z ogromną rezerwą, jako ze zgodnie z opisem jednego z kolegów mam „przegrodę w poprzek i śluzówkę zaimpregnowaną La”. Aromaty… niechętnie. Burley… hmm…
Zaskoczenie było pozytywne. Aromat jest ale nie dusi ruską perfumą. Smak przyjemny.
A „nikotynowy kop” osobiście uważam w pewnych momentach za pozytywny, i takie tytonie cenię.