W zasadzie to kupiłem dwa cuda. Już sam fakt, że „kupiłem” – nie jest niczym dobrym. Bo miałem zaprzestać nabywania kolejnych fajek.
A że kupiłem dwie? Cóż to się stało?
Oglądając pewnego dnia strony internetowe, na których można nabyć fajkę nową lub używaną, natrafiłem na Tsuge 502 w wersji piaskowanej.
Była to fajka używana już wcześniej przez kogoś. Jako, że posiadam już jedną tego producenta i jest to jedna z moich ulubionych, to tym bardziej skupiłem się na
znalezisku.
Cudo pierwsze:
Dużej atencji to nie wymagało z mojej strony, bo forma, ergonomia widoczna na zdjęciu, aż prosi się, by zawiesić na niej wzrok.
No i w końcu to Tsuge, i plateaux, i z bambusem…
Kilka chwil później byłem już właścicielem, choć jeszcze nie posiadaczem.
Kiedy dotarła do mnie, od razu rzuciło się w oczy kilka cech:
– mimo pozornie sporych rozmiarów, była wyjątkowo lekka
– choć nie lubię bentów, doskonała ergonomia sprawia, że trzymanie jej w ręku to czysta przyjemność
– choć (znowu) pozornie pojemna, mieści w sobie zaledwie – i doskonale dla mnie – 3 gramy tytoniu
– mocowanie ustnika w bambusowej szyjce to majstersztyk. Wewnątrz bambusa jest ebonitowy (może akrylowy pierścień chroniący przed rozerwaniem szyjki) a w nim… również bambus, który powoduje, że ustnik typu flock jest doskonale zamocowany i delikatnie wpasowuje się w gniazdo.
To co mnie przekonuje do fajek mistrzów, nawet tych produkcyjnych, to umiejętność doboru proporcji pojemności komina, do grubości ścianek fajki. Nie lubię za cienkich, bo się bardzo nagrzewają. Za grube, to zawsze kwestia odbioru. Czasem pasuje, jak w wyrobach Baldo Baldi, czasem nie. Przy tej pojemności, przy spokojnym paleniu, odprowadzenie ciepła następuje równomiernie, nie doprowadzając do przegrzania fajki. Nie zanotowałem stref martwych w kominie – tytoń pali się na całej powierzchni, a ścianki są równomiernie ciepłe.
Kształt komina stożkowaty na dole plus przewód dymowy nawiercony pod sporym kątem w stosunku do ścianki komina, powodują na tyle dobry rozkład temperatury wewnątrz, że paląc różne tytonie (akurat zdecydowałem przeznaczyć ją do VA), ilość kondensatu jest raczej mniejsza w stosunku do ilości powstającej podczas palenia w innych fajkach.
Na wierzchu komina, ulubione przeze mnie plateaux. Dość grube, nierównomierne, naturalne, nie szlifowane, takie jak natura stworzyła.
Po niedługim czasie okazało się, że jest to obecnie jedna z moich faworytek.
Cudo drugie:
Pierwszy raz odkąd kupuję fajki doświadczyłem uczucia, że mógłbym mieć takich więcej niż jedną. Jako, że są to fajki produkcyjne, współczesne, możliwym jest kupienie kolejnej.
Siadłem więc do poszukiwań. Na początku bez sukcesów. Dodatkowo nadzieję na pozyskanie drugiej fajki ostudziła informacja, że nasz kolega z Fajkanetu taką właśnie sobie kupił na eBayu. No nic, kto szuka ten znajdzie, a cierpliwość to… itd. itp. Najważniejsze, że w końcu znalazłem. Nową, nieużywaną. Na eBayu.
Nie czekając na rozstrzygnięcie aukcji, skorzystałem z szansy i kupiłem ją za pomocą opcji „kup teraz”.
Po zaledwie kilku dniach podróży w końcu dotarła.
Po wnikliwej analizie i porównaniu obu mogę stwierdzić:
– obie mają ten sam, wspaniały system mocowania ustnika
– obie wykonane z wrzośca flame lub straight grain – z widocznymi pojedynczymi sandpitami, które piaskowanie ładnie zamaskowało
– obie podobnie lekkie.
Może ustniki różnią się nieznacznie w przekroju. To fajnie, bo znaczy to, że nawet jeśli wykonane są one z prefabrykat, to obrabiał je człowiek, a nie maszyna.
Nowa główka ma dużo drobniejsze plateaux. Równiejsza powierzchnia, a wypustki malutkie i gęste.
Dziś obie leżą na półce obok siebie i bardzo cieszą mój wzrok. Nowej, jeszcze nie paliłem. Wkrótce zamierzam to uczynić. Tym razem pozwolę sobie przeznaczyć ją pod LA. Będę mieć komfort palenia „w takiej samej” – raz LA raz VA.
Reasumując: w moich zasobach posiadam kilka fajek. Zarówno nieco lepsze jak i ciut słabsze. Nigdy jeszcze nie miałem takiej dziwnej sytuacji, że mogłem lub chciałem zdublować posiadaną fajkę.
Czy to za sprawą marki Tsuge? Może za sprawą uroku, który posiadają, nie wiem, ale uległem. Myślałem, że już jestem spełniony fajkowo. Jednak nie. Jednak nieoceniona jest magia fajczarstwa.
Czy będzie cdn.? Nie wiem. Nie mam odwagi zaprzeczyć.
A czy będzie choć kontynuacja zachwytu wyrażona wpisem kolegi, który też tą 502 Tsuge posiada? Należy mieć nadzieję, że tak.
Rzeczywiście są śliczne…
Posiadam jedną jego Ikebanę, którą udało mi się kupić w miarę tanio tylko dlatego, że koledzy zza Wielkiego Muru nienawidzą wszystkiego co japońskie.
Gratuluję zakupu i dziekuję za podzielenie się swoim szczęściem.
Tudzież swoimi szczęściami.
Pozdrawiam serdecznie.
Jako iż miałem okazję pomacać – tę „pierwszą” – to napiszę tylko, że jest to jedna z tych fajek, która włącza człowiekowi natychmiastowe „WANT”. I to mimo, że – podobnie jak Tomek – nie lubię bentów. Ba! Ja nie lubię też takich kominów… i nawet to nie pomaga. Naprawdę fajna i piękna rzecz.
Aha – należy napisać, dla tych, którzy zaczynają po przeczytaniu tego tekstu polowanie na portalach aukcyjnych ;) że w rzeczywistości jest nieco większa, niż wydaje się być na zdjęciach (choć Tomek dał też zdjęcie z puszką, więc łatwiej uchwycić proporcje).
Tomku, gratulacje.
I jeszcze, chciałbym zwócić uwagę czytelników, nie na samą fajkę, ale na coś ważniejszego, co Tomek przemycił w tekście, a mianowicie analizę inżynieryjną cech, które dobrą fajkę charakteryzują. Nie pamiętam, żeby ktoś próbował to wcześniej artykułować, nawet jesli czuł, że to tak.
UkłonY,
Swoją Tsuge 502 mam wreszcie i ja!
Co prawda, musiałem zapłacić 92 zł VAT, ale najważniejsze, że w końcu szczęśliwie, cała i zdrowa dotarła do mojego lasu. Zachwyty Tomka są jak najbardziej uzasadnione, choć ja drugiej takiej raczej nie nabędę (chyba, że w wersji smooth).
Wieczorem pierwsze palenie. Wieczorem, bo takiej fai ani w kancelarii, ani tym bardziej na zrębie w lesie przecież palił nie będę- za bardzo jest na to zajebista.
Jak można się było domyślić, do wieczora nie wytrzymałem. Wróciłem z lasu, gdzie bardziej myślałem o fajce niż o zalesieniach, nabiłem i przez nikogo nie niepokojony rozsiadłem się wygodnie w kancelarii.
Długo zastanawiałem się, co w niej będę palił. Nie będę ściemniał, łatwo nie było. Taką fajkę kupuje się raz w życiu (chyba, że jak Tomek kupi się dwa razy, albo i więcej), więc decyzja o doborze tytoniu powinna być dogłębnie i wnikliwie przemyślana. Może niektórych zaskoczę, ale wybór padł na… Latakię, konkretnie- Balkan Mixture od Gawith Hoggarth & Co. Takie połączenie to fajkowa nirwana.
Mogę tylko powtórzyć to, co mówił Tomek- ta fajka właściwie nie ma wad. Jest bardzo ładna, lekka, doskonale wyważona, idealnie leży i w dłoni, i w paszczy, i mieści akurat tyle tytoniu, ile potrzeba. Kondensatu ani nadmiernego przegrzewania nie stwierdzono, choć to zasługa nie tylko samej fajki, ale i tytoniu.
Co tu dużo gadać- wspaniała fajka!
Macałem na spotkaniu we Wrocławiu oba egzemplarze i bardziej niż ten sam kształt łączy je rewelacyjne wykonanie. Wykończenie tak jak lubię, świetne plateaux no i rozwiązanie z ebonitem w bambusie, które zwala z nóg. Mimo rozmiarów klasy „dosyć dosyć” bardzo zgrabne i dobrze leżące w ręce pipki. Zazdraszczam!
Piękne fajki. Para trafiona wyjątkowo, jak japońskie miecze.