Poranek był rześki i słoneczny. Do środka zza przysłoniętych żaluzji zaglądało zaciekawione słońce. Emil kończył nabijać fajkę. Włożył snopek do komina, przysypał drobnicą, upił łyk kawy i sięgnął po zapalniczkę. Jego zaspane oczy karmione ciemną barwą tytoniu, powoli budziły się do życia. Z głośników popłynęło The Doors.
This is the end
Beautiful friend
This is the end
My only friend, the end
Jim wiedział. Nie żył już od dobrych trzydziestu dziewięciu lat, ale zdawało się, że był tuż obok i szeptał swoje czary. Emil szybko zrozumiał, jak trafne były jego słowa. Odpalił i nie miał już żadnych wątpliwości.
Of our elaborate plans, the end
Of everything that stands, the end
No safety or surprise, the end
I’ll never look into your eyes… again
– Jimmie, ty skurwielu – wychrypiał chłopak pomiędzy jednym, a drugim atakiem kaszlu. – Mogłeś ostrzec mnie wcześniej.
Nie odłożył jednak fajki. Nie wysypał zawartości. Pomimo zjeżonych włosów na całym ciele oraz przejmującego dreszczu zimna, sięgnął po kołeczek i przybił wierzchnią warstwę Irish Flake’a. Odpalił raz jeszcze, modląc się w duchu o szybką śmierć.
Waiting for the summer rain, yeah
There’s danger on the edge of town
Ride the King’s highway, baby
Weird scenes inside the gold mine
Ani się spostrzegł jak cytrynowa virginia, piekielnie pikantny kentucky oraz okrutnie mocny burley, żarzyły się wystarczająco. Uciekło mu kilka wersów piosenki. Zginęło gdzieś w szoku pierwszego wrażenia. Ledwo odnalazł się w tym wszystkim, ledwo uspokoił bijące przerażająco szybko serce, poczuł moc większą, niż wcześniej.
– Uduszę was – szepnął w kierunku unoszących się w pokoju duchów Doorsów oraz Tomka, który parę dni wcześniej przesłał mu próbkę tego Petersona. Szybko zdał sobie jednak sprawę, że będzie w stanie udusić tylko swojego fajczarskiego przyjaciela. Ze względu na ową sympatię postanowił, że zrobi to najdelikatniej, jak tylko to możliwe.
The killer awoke before dawn, he put his boots on
He took a face from the ancient gallery
And he walked on down the hall
Tak – pomyślał chłopak. – Ten tytoń to morderca. Piękny, skuteczny, budzący respekt zabójca w eleganckim, schludnym garniturze. W pudełku wyglądał cudownie – mrocznie i obiecująco. Pachniał mocno, ale przyjemnie, prawdziwie męsko.
Emil upił kolejny łyk kawy. Zaciągnął się jak zwykły masochista. Oczekiwał kolejnego ataku mocy. Chwycił się więc biurka wolną ręką. Przymknął oczy…
I wtedy właśnie Jim zaśpiewał:
Beautiful friend
This is the end
My only friend, the end
It hurts to set you free
Zamiast oczekiwanej mocy przyszło oświecenie. Oświecenie przychodzi zawsze niespodziewane, w momencie zwątpienia, słabości i bezradności. Przynajmniej tak właśnie odwiedza Emila.
I choć siebie nawzajem nie lubią, bowiem tak naprawdę w siebie nie wierzą, to istnieje między nimi szacunek należnym rzeczom, które wymykają się percepcji filozofów. A ludzie, tak jak iluminacje, są największą tajemnicą Wszechświata.
– Prawda, Jim?
Na szczęście – chłopak kontynuował swoją myśl. – Na szczęście tytonie można zrozumieć.
Duch Morrisona uśmiechnął się tym swoim kpiącym, ale miłym uśmiechem. Tak, ten człowiek wiedział, nawet po śmierci.
Młodzieniec w końcu wypuścił dym z ust. Na końcu języka poczuł orzechowy posmak, przytłumioną, ale ciekawą słodycz virginii i niebywałą, zaskakującą szorstkość. Chciwie pociągnął jeszcze raz. I jeszcze.
Odczuł sycący nikotyną, rzadki dym, wyraźne wrażenia smakowe, zaś moc, która w pierwszych chwilach wydawała się niewyobrażalna, nagle złagodniała. Tytoń palił się równo, fajka nie nagrzewała się, zaś kondensat – najwierniejszy i najgorszy z towarzyszy każdego fajczarza – nie pojawiał się.
Groźba uduszenia Doorsów oraz Tomka oddaliła się…
Chwilę później Emil otworzył plik tekstowy i zaczął pisać. Nie, nie tą fabularyzowaną recenzję. Pisał cokolwiek, jak w amoku, od czasu do czasu przypominając sobie o Irish Flake’u tlącym się w kominie fajki. Inspirujące towarzystwo tego mocarza działało na chłopaka uspokajająco.
Smak wyostrzał się z każdym kolejnym buszkiem, ukazując niezwykłą paletę barw. Było w nim wszystko i nic zarazem. Był tam tytoń, cały jego charakter, a także niebywała ilość wtórnych wrażeń. Nic jednak nie zostało nazwane, bo też nie było takiej potrzeby. Po co rozbierać na czynniki pierwsze coś tak ciekawego, tak wykwintnego?
Muzycy rozpędzali się, tworząc ścianę dźwięku. Jim nucił, delikatnie, choć gorzko. Emil pisał. Peterson towarzyszył.
Gdy piosenka dobiegła końca, młodzieniec włączył ją ponownie, rozkochany w atmosferze tamtego poranka. Grała tak do samego końca, do ostatniego zdania, do ostatniego zaciągnięcia się dymem.
But you’ll never follow me
The end of laughter and soft lies
The end of nights we tried to die
This is the end
– Tak, Jim, ty skurwielu. Miałeś rację – powiedział Emil i poszedł czyścić fajkę.
Od tamtej chwili wszystko się zmieniło – Jim, pisanie, Emil. Tylko Irish Flake został, niewzruszony, mocny, smaczny oraz inspirujący.
W tekście wykorzystano utwór The Doors – The End
Tytoń dostępny na stronie Fajkowo.pl
Od razu chciałbym wszystkich przeprosić za kształt tej „recenzji”.
Tak naprawdę to jest po prostu short literacki. Mam jednak nadzieję, że oddaje charakter tytoniu i jego wszelkie ważne aspekty. Nie mogłem oprzeć się pokusie napisania tego w powyższy sposób. Chciałem połączyć swoje dwie pasje – pisanie literatury oraz fajczarstwo.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie i jednocześnie rozsmakujecie się w tym, jak ja.
Emil S.
I wybaczyłem, i rozsmakowałem się. To jest naprawdę świetny tytoń. Już miał na stałe wejść do mojego menu, gdy pojawił się SG Brown 4 Twist – tak się nim zachwyciłem, że brak mi słów, by cokolwiek o nim napisać.
Ale do irlandzkich płatków, nie tak mocnych jak się spodziewałem, na pewno wrócę…
oryginalnie . ale nie głupio .
ja nie mogę się wciąż przemóc, aby zamieścić coś na FNP.
jakiś taki…nieśmiały jestem.
Heretico, ja też jestem. Ale wychodzę z założenia, że skoro uczestniczę w jakimś community i czerpię z tego korzyści uzyskując mnóstwo ciekawych informacji i miło spędzając czas na czytaniu, to wypada dać coś od siebie. Na miarę możliwości ;)
nie lubię popełniać popeliny.
stąd moja , póki co, wstrzemięzliwość .
Robić Ci się nie chce, ot co!
:) :D :) :) :D :) :) :D :) :) :D :)
Po prostu Irish Flake mnie rozłożył na łopatki i się nie pozbierałem ;]
Note to myself: Tego pana nie częstujemy Black Pigtailem :>
Jeszcze mu serdce nie wytrzyma, albo i co insze.
Właśnie z nim o świńskim ogonku gadałem na GG. Skończyłem stwierdzeniem, że po tej świni, to ja już o żadnym tytoniu nie napiszę, że jest mocny. Choć i po nim nie latałem z zespołami rockowymi.
Aha, ale Emila rozumiem. Rok temu podfruwałem po St. James Flake. Wszystko jest więc kwestią laryngologiczną – obstukania gardzieli.
Oczywiście. Ja za pierwszym razem po Pigtailu poczułem, jak mnie szczypie skóra na twarzy i drętwieje.
A po roku zapaliłem go na spokojnie, ostrożnie i owszem, czuję nikotynę, ale bez przesady. A ciężko powiedzieć, żebym palił przez ten rok dużo virginiowych hardcore’ów – raczej średnie/mocnawe angliki. No i to z częstotliwością żadną, bo w międzyczasie i zimno było dość, a zimą zasadniczo nie palę, bo nie mam gdzie :)
Myślę, że tam moc, to w dużej mierze kwestia nastawienia.
Cóż, generalnie to fakt, bardziej to jest kwestia psychiatrii niż laryngologii. Bo jak zdiagnozować faceta, któremu Pigtail kojarzy się na razie z procesem koksowania antracytu, a on ma nadzieję za jakiś czas skoksować tego pełnowymiarową fajkę.
To pytanie retoryczne, odpowiedź na nie jest dla mnie oczywista od wielu lat.
Ja sądzę, że te słowa Morrisona – This is the end
Beautiful friend
This is the end
My only friend, the end;
wywołały u mnie reakcję desperacji. Można mnie częstować, ale nie puszczać jednocześnie Doorsów ;)
Dziękuję. Bałem się, że ktoś może odebrać go jak gówno, tym bardziej, że jak na tekst w gruncie rzeczy literacki, to kulawo napisany. Chodziło jednak o mocne zaakcentowanie tego mocnego tytoniu. Zasługiwał na odmienną od wszystkich innych formę.
U mnie też absolutnie potrzebny w tytoniowej spiżarni. Choć bywa okrutny, to jednak jest wspaniały. Lubię czuć się przy nim jak ofiara ;)
Przygotuję dla Pana Redaktora specjalną mieszankę na sierpniowy Plener Idiotów. A w MP3 przygotuję półtoragodzinny zestaw muzyki staropsychodelicznej z początku 70.
Wdzięcznym idiotą będę :P
koniecznie z tym: „Alan’s Psychedelic Breakfast”
pozdrowionka
Koniecznie z kawałkami Emerson, Lake and Palmer
Jakaś aluzja? ;)
A tak serio to po prostu Pink Floyd – wszystko do płyty Meddle włącznie.
Ostatnio palę go najczęściej. Idealny – na półgodzinne palenie (nie tak łatwo znaleźć zawsze czas na min. godzinna fajkę), praktycznie bezobsługowy, syci jak należy. Smak – nie tak dobry jak SG Brown 4, ale nadrabia łatwością palenia i podobną mocą. Nie rozwala też płuc przy okazjonalnym zaciąganiu się (łatwiej mi się nim zaciąga, pomimo mocy, niż FVF)
Takie recenzje tytoni są do niczego. Wchodzę tutaj, żeby dowiedzieć się czegoś o danym tytoniu, i niczego się nie dowiaduję. Recenzja powinna zawierać konkretne, subiektywne, odczucia oraz informacje na temat danego tytoniu pozyskane, w miarę możliwości, od producenta.
Powinny być w niej, czytelnie zaprezentowane, informacje na temat:
1. Jaki jest zapach tytoniu przed zapaleniem – z czym się recenzentowi kojarzy zapach tytoniu zaraz po otwarciu opakowania – z cukiernią, naturalnym alkoholem, syntetycznym zapachem używanym w świeczkach zapachowych, z papierosami Poznańskimi bez filtra, nieprodukowanymi FOXami, z „Mocnymi” po zmianie mieszanki, na początku 2017 roku, na tytoń genetycznie modyfikowany (tak jak np. w Marlboro i Camelach już kilka lat temu), z naturalnym szarym mydłem, z naturalnym zapachem wanilii, z syntetyczną wiśnią, alkoholem, drzewem sandałowym, mahoniem, a może z perfumowanymi kremami do rąk połączonymi z zapachem syntetycznej żywicy sosnowej?
2. Jaki jest zapach po zapaleniu – subiektywne odczucia.
3. Jaki jest smak tytoniu przed(!) zapaleniem. Chociaż niedzielnym palaczom może się to wydać dziwne, to każdy tytoń się również próbuje (wkładając go, przed zapaleniem, do ust i długo żując), żeby sprawdzić, z czym mamy do czynienia – czy jest to np. tytoń naturalny, czy genetycznie modyfikowany, albo czy nie smakuje czasami jak słodzik czy szampon do włosów.
4. Jaki jest smak tytoniu po zapaleniu – również subiektywne odczucia.
Odpowiedzi na te pytania powinny być w każdej recenzji na samym jej początku. Powinny być przedstawione w krótkich, żołnierskich słowach, a nie w takich pseudo poetyckich wywodach i na dodatek nie na temat.
Dwie propozycje.
1. Jak Ci się nie podoba dana recenzja wybitnie, to jej nie czytaj, a nie męczysz się jakimiś pseudo-poetyckimi wywodami, a przecieź Ty żołnierz. For real.
2. Napisz coś sam w krótkich, żołnierskich słowach. I spraw, żeby chciało mi się to czytać.
Palę 17 lat, a do tej pory nie żułem tytoniu. Mam wrażenie, że coś mnie ominęło.
Rafał, „krótko, w żołnierskich słowach”: idź żuć Tilbury :) Inna kwestia, że teksty Rhegeda zaiste często walą megalomanią.
https://www.youtube.com/watch?v=sTSA_sWGM44
Jak żuć popiół?
Można. Mój kumpel kiedyś spalił na grillu żeberka na popiół, ale byliśmy już mentalnie w innej galaktyce, więc nikomu to nie przeszkadzało.
Bo to jest genetycznie modyfikowana recenzja :>
Rafał, ten portal dopuszcza dużą dowolność środków wyrazu w tekstach. Można to lubić, albo nie.
Zwracam jednak uwagę, iż nawet największy zbiór recenzji tytoniu w sieci, jakim jest tobaccoreview nie spełnia twoich oczekiwań. Tam też recenzenci potrafią „popłynąć” z anegdotami czy innymi środkami „nie wprost” kiedy opowiadają o tym, co właśnie palą, lub palili. Owszem, każdy wypełnia przy okazji mini ankietę z danymi typu moc czy zapach, ale gdyby ograniczyć recenzję tylko do takich konkretów prawdopodobnie nie dałoby się ich czytać (pozostałyby tabelki ;)).
W twoim komentarzu zaintrygowały mnie dwie kwestie: próbowanie tytoniu przed paleniem i rozpoznawanie po smaku tego, czy tytoń jest modyfikowany genetycznie. Zechcesz rozwinąć te dwa tematy? Może być w dowolnej formie, ale najlepiej konkretnie, bez metafor („na pastwiska pod Hołopolem przyleciał smok”).
Myślisz, że można rozpoznać tytoń GMO go żując?
Jedni rozmawiają z aniołami, inni filtrują geny przez szpary między zębami, jeszcze inni „mają dowody”, że nasza planeta jest płaska (tak, tak) – talentów na ziemi (tej ziemi) jest wiele :D
(przepraszam, mam nadzieję, że nikogo za bardzo nie obraziłem)
Muszę :)
płaska ziemia
Wydaje mi się, że nie do końca podzielam opinię kol. Rafała na temat wadliwej formy powyższej recenzji, jednak zafascynował mnie rzucony przez niego śmiały pomysł kompleksowych testów organoleptycznych tytoni fajkowych. Dziś, po serii ryzykownych eksperymentów, mogę już chyba powiedzieć – nie żujcie nigdy Blacka XX! Paskudnie po nim jedzie mi z paszczy… ;)
A tak bardziej poważnie, to z tego co udało mi się wyczytać w uczonych internetach, gmeranie w genach tytoniu miało na celu zachowanie jego naturalnych aromatów przy jednoczesnym możliwie dużym zbiciu zawartości nikotyny. A wszystko podobno zaczęło się całe lata temu, gdy jakiś marketingowiec wpadł na pomysł, że lepiej będą się sprzedawać papierosy mające mniej tej okropnie „złej” nikotyny. Na początku realizowano to śmiałe zamierzenie stosując metody rodem z laboratorium alchemika, niemniej sukces był tylko połowiczny gdyż oprócz nikotyny ulatywał też cenny aromat. Dopiero metoda genetyczna dzięki swej precyzji, pozwoliła marketingowcom dopiąć swego – powstały odmiany pozbawione niemal całkiem „kopa” a jednocześnie nie ustępujące aromatem i smakiem odmianom naturalnym. Nie wiem, być może ktoś ma tak wyczulone kubki smakowe, że jest w stanie dostrzec jakieś różnice, ja jednak z pewnością do takich osób nie należę. Lubię jednak mocne tytonie, więc siłą rzeczy modyfikowane tytonie zapewne nieświadomie omijam szerokim łukiem. Omawiany w tym temacie Irish Flake bardzo mi podchodzi pod względem mocy, więc z czystym sumieniem skreślam go z listy potencjalnych „mutantów”.