Co to za zwirz? Tytoń od Gawitha i Hoggartha zakupiony w dwudziestopięciogramowej próbce, w pewnej angolskiej trafice internetowej.
Sprzedawca napisał:
„Four Squires Flake is a combination of flue-cured Virginias from Brazil and Zimbabwe, augmented with a smaller amount of sun-cured to add sweetness and body.”
Pierwsze wrażenia (przed):
Tytoń w długich, ciemnobrązowych płatkach. Wilgotny. O pięknym, tytoniowosuszonośliwkowym aromacie (nawet moja miałżonka pochwaliła, a to nieczęsto się zdarza).
Drugie wrażenia (w trakcie):
Odłożyłem sobie jeden płatek, utarłem i odstawiłem do podsuszenia. Z godzinkę. Nabiłem Shamrocka i odpaliłem. Powiem tak, dla mnie to inny tytoń. Inny od tych, które dotychczas zapadły mi w pamięć (skupiamy się na okołovirginii). Czuć w nim południe, czuć figi i daktyle. Czuć smaczki korzenne. Lekko pikantne. Gdzieś tam w tle zadziałał pewnie i duch Orlika z Golden Sliced, zamknięty w fajce. Ale cóż, chwilowo zdecydowałem o takim właśnie paleniu.
Jeśli chodzi o sam proces palenia, to na moje możliwości – rewelacja. Spokojnie, bez przegrzewania. Czasem z gurglaniem, ale zrzucam to na karb własnej niedoskonałości. Przygasł w środku, a i owszem, ale to znów kulawość i niedostateczna uwaga zawodnika.
Powalającej mocy specyfiku nie odczułem. Ale tu mam problem, bo przy niektórych tytoniach opisywanych przez Kolegów, jako mocne, mam wrażenia odmienne.
Z pewnością w mocy podobny do wymienionego wyżej Orlika (którego najświeżej mam w pamięci), z pewnością słabszy niż współczesny, brytyjski Three Nuns, słabszy nawet niż współczesny St. Bruno.
Nie odpowiem, czy to dobry kandydat na tytoń codzienny, bo dla mnie każdy jest niecodzienny.
I tyle natenczas. Gdy najdzie mnie nowa refleksja dopiszę… gdy najdzie kogoś ów tytoń, porównamy…
(Wrażenie zostało napisane jakiś czas temu. Dodam tylko, że jest to pierwszy tytoń, który nabyłem powtórnie).
No, to są też bardzo przeze mnie lubiane klimaty, poza tym wierzę w świetne smaki Virginii uprawianej poza Old Belt, osobliwie w Afryce. Pożyjemy, zapalimy.
Po otwarciu puszki mieszane uczucia – zapach niby przyjemny, orzechowy – ale niestety skojarzył mi się z Petersonem Hyde Park, który niespecjalnie mi podszedł. No i przecież podobno Hyde Park jest robiony przez Gawith&Hoggarth… no nieeee, czyżby to to samo, tylko opakowanie inne? Nastawiony nienajlepiej przełożyłem zawartość puszki do słoika, na wieczko nalepiłem kawałek taśmy malarskiej, podpisałem i włożyłem do szafki.
Po tygodniu ciekawość zwyciężyła. Na drugi niuch tin note równie przyjemny, umiarkowanie wyraźnie czuć aromatyzację (czy – jak kto woli – „uzapachowienie”): orzechy, suszone owoce, może nawet ten wymieniany w opisach syrop klonowy. To jednak nie petersonowski identyczny z naturalnym syrop orzechowy do kawy na stacji benzynowej (uwaga: mogę tu krzywdzić ten Hyde Park, jednak proszę jego fanów o nieobrażanie się).
Wszelkie kwestie techniczne – struktura płatków, rozdrabnianie, wilgotność, łatwość rozpalania i palenia, kondensatogenność – jak w większości produktów GH, czyli nienaganne. Tytoń pali się bezobsługowo, nie wymaga uwagi, na koniec z fajki wysypujemy sakramentalny biały popiół. Moc jest niewielka, w okolicach 5 w umownej dziesięciostopniowej skali.
Smak: od razu daje się wyczuć, kto jest producentem – o ile ktoś palił kiedykolwiek Va/VaBu od GH, od razu rozpozna charakterystyczny miodowo-kwiatowy posmak bazy virginiowej. W pierwszej 1/3 fajki wyczuwa się obecne w tin note orzechy (ale to nie jest smak dominujący), później skojarzenia wędrują bardziej w stronę suszonych owoców: figi, daktyle, morele, przy delikatnym paleniu nawet suszone mango. Ale to wszystko jakby z boku, bo na pierwszym miejscu jest lekka Virginia, delikatnie trawiasta, słodka, odrobinkę karmelowa. Nie myślałem, że to kiedykolwiek napiszę… ale chętnie widziałbym tutaj dodatek typowego dla GH Burleya z Malawi; wydaje mi się, że wtedy smak byłby pełniejszy – moim zdaniem wyszedłby z tego Best Brown # 2 slightly scented :)
Tytoń wskakuje na stały skład szafki – i to na sam tył, żebym o nim zapomniał i pozwolił jakiś czas poleżeć – bo opinia jest po paleniu takiego zupełnie świeżego, prosto z puszki akcyzowanej naklejką z rokiem 2015. Ciekaw jestem, jak smakuje dojrzały (może ktoś się podzieli wrażeniami?). Dla mnie to ciekawa odskocznia od takich zdecydowany scentów, jak No. 7, Ennerdale, Kendal Flake czy Grousemoor, które mi się odrobinę przejadły. Intensywność aromatyzacji w Four Squires porównałbym do Glengarry Flake – jest charakterystyczna, ale raczej delikatna.
Miro, ale jedno pytanie: aromatyzacja jest porównywalna do Glengarry Flake jedynie jeśli chodzi o intensywność, czy i nuta aromatu jest podobna?
Tylko intensywność. Nuta/rodzaj aromatu jest zupełnie inny.
Proszę również brać pod uwagę, że to jest opis wrażeń po dwóch niedużych fajkach tytoniu prosto z puszki. Próbka jest na pewno niereprezentatywna.