W ostatnim czasie, jak chyba każdy palacz, jestem zasypywany informacjami o tym, jak to palenie mi szkodzi i jak szybko umrę. Jeśli dziś nie umarłeś, to na pewno jutro umrzesz, jak nie na raka płuc, to na POChP (Przewlekła Obturacyjna Choroba Płuc), bądź wykończy cię choroba układu krążenia. Co spowodowało takie zainteresowanie mediów moim stanem zdrowia? Zbierzmy kilka liczb w jednym miejscu i zastanówmy się nad tym.
Według danych znalezionych w internecie w Polsce papierosy pali mniej więcej 30-35% osób pełnoletnich (więcej niż 5 papierosów dziennie), przekładając to na liczby jest to co najmniej 12 mln osób (na świecie jest ok 1,5 mld palaczy, 25% populacji globu). Załóżmy ostrożnie, że statystyczny palacz kupuje paczkę papierosów na dwa dni, a paczka kosztuje 8zł. Wynikiem jest 120 zł miesięcznie i wydaje mi się to sumą raczej zaniżoną. W tym artykule pominę kwestię podziału tej kwoty między producenta i państwo, zwrócę tylko uwagę na to, że wg. tych obliczeń miesięcznie 12 mln Polaków wydaje kwotę 1,44 mld zł. Rocznie będzie to 17,28 mld zł, którą to liczbę porównałby z… wartością detaliczną obrotu firm farmaceutycznych w Polsce, która wynosi 30 mld zł.
W ramach ciekawostki dodam, że za same wyroby firmy Philip Morris w 2008r. wg obliczeń zapłaciliśmy w Polsce 21,6mln zł.
Przekładając te obliczenia na język zrozumiały dla humanisty, skromnie licząc obroty rynku papierosowego w Polsce są większe niż połowa obrotów rynku farmaceutycznego, wliczając w to sprzedawane środki przeciwbólowe w aptekach, jak i specjalistyczne lekarstwa dla szpitali. A zwróćmy uwagę, że nie wzięliśmy pod uwagę osób w inny sposób uzależnionych od nikotyny.
A teraz przenieśmy się w czasy zamierzchłe, gdy na świecie szalała „świńska grypa” zbierając obfite żniwo. Od razu trzeba przyznać, że były tzw. „ostre przypadki”, które u kilkunastu pacjentów skończyły się zgonem. Prawdopodobnie dla rodzin i przyjaciół ofiar tej grypy jest to najstraszniejsza choroba, ale poniewczasie okazało się, że większym zagrożeniem dla populacji światowej jest zwykła, niezmutowana odmiana tejże grypy. Przy okazji ukazał się nam cały proces tworzenia czegoś, co na własną potrzebę nazwałem „pandemią strachu”. Firmy farmaceutyczne potrzebują pieniędzy i zamówień, media potrzebują niusa i reklam, a ludzie… potrzebują specyficznego poczucia bezpieczeństwa. Wszystko to w naszej globalnej wiosce pięknie się zazębia i uzupełnia. No cóż, ale to nie miejsce i nie czas na tworzenie swoich teorii i ideologi. To czas na moją własną, prywatną, teorię spiskową.
Po kilku przegranych procesach między koncernami tytoniowymi, a palaczami w USA, ktoś słusznie zwrócił uwagę na to, że palacze mają sporo pieniędzy, kaca moralnego, bo trują siebie i bliskich, i najprawdopodobniej mają ochotę rzucić palenie, więc stworzył im farmaceutyczną alternatywę. To wersja delikatna, alternatywą agresywną może być podżeranie koncernów tytoniowych, wieloletnich gigantów na rynku finansowym, przez nowo powstałych gigantów farmaceutycznych.
Tak czy siak, okazało się nagle, że populacja ziemi nam wymiera, czego powodem jest palenie tytoniu, ale jest jeszcze dla niej nadzieja, nowy Superman, czyli środki spożywcze i leki z zawartością nikotyny lub jej pochodnych. Nie bójmy się więc, za to jak najszybciej przestańmy wydawać pieniądze na śmierdzące i trujące uzależnienie, a zacznijmy je wydawać na jego ładnie opakowany i pachnący substytut, który uprzejma firma udostępni nam także w kilku odmianach smakowych.
Media, jak to one, szybko dostrzegły nowy trend, który dostarczył im nie tylko nową, przerażającą wiadomość, ale i zwiększył dochody z reklamy, bo zarówno firmy tytoniowe musiały zareklamować nowe, mniej szkodzące, papierosy, jak też firmy farmaceutyczne zachwalały skuteczność swych nowych substytutów dymka. Niepalący mieli nareszcie argumenty, żeby ludzi smrodzących odsuwać od siebie jak najdalej, a państwo miało powód do zwiększenia akcyzy (bo czy ktoś jeszcze pamięta, że początkiem dzisiejszej akcyzy było coś co określilibyśmy mianem „podatek od dóbr luksusowych”?).
A jak się zachowało środowisko palaczy?
Dało się przestraszyć, dało się stopniowo spychać na margines społeczeństwa. Dlaczego? Bo sami czuliśmy, że z naszym nałogiem jest coś nie tak. Nikt z palaczy jakoś nie zająknął się o tym, że dym z ogniska ma o wiele więcej substancji smolistych i innych związków szkodliwych. Nikt, w ramach pokazania bezsensu epatowania się rakiem płuc i innymi nalepkami na opakowaniach tytoniu, nie zażądał takich samych nalepek na samochodach lub fabrykach. Jakoś nie wpadło nam do głowy sprzeciwić się nagonce na palaczy. Dopiero dziś, w dobie internetu, znajdujemy dla siebie takie miejsca jak fajkanet czy FMS, ale pytanie jakie nad nami i naszym nałogiem/hobby wisi niczym miecz Damoklesa jest następujące: „Czy nie jest już dla nas za późno? Czy za 50 lat nie będziemy musieli zaciągać rolet i uszczelniać drzwi, chcąc sobie zapalić w domu?”.
to jest taj jak z wypadkami lotniczymi, i wypadkami z udziałem osiołków. Chodzi o to że w wypadkach lotniczych ginie w ciągu roku mniej osób niż w w wypadkach z udziałem osiołków, tylko nikt nie wprowadza żałoby narodowej z powodu osła który SPŁOSZONY wciągną bryczkę z trojgiem ludzi pod ciężarówkę.
Mam właśnie na oku bardzo ciekawe badania, które chciałem skomentować, ale jest to temat na oddzielny artykuł. Wychodziło mi z nich właśnie coś w tym stylu. Nie chciałbym jednak nikogo zanudzać tego rodzaju przemyśleniami(plus sprawdzić czy taka forma wypowiedzi się sprawdzi i będzie komentowana) i może za tydzień coś takiego wrzucę.
Jest komentowana, to dobry felieton. Prawdopodobnie jednak większość potencjalnych komentatorów się powstrzymuje, bo trudno o tym pisać bez słów powszechnie uznawanych za wulgarne i obraźliwe.
Zasadniczo to wszystko jest ok. Ale jak sięgniesz głębiej do historii palenia, dowiesz się że to wcale nie jest nowy trend. Palenia na przestrzeni wieków zakazywano już kilkakrotnie, w różnych miejscach globu i z różnych przyczyn- również z powodu wpływu na zdrowie, z powodu nabijania kasy podatkami i kilku jeszcze innych. Polecam lekturę książki Dym- historia powszechna palenia
No, Janek ma rację. Za palenie nawet ucinano głowy, wieszano za szyję, obcinano wargi i nosy i miłosiernie stawiano przed plutonem egzekucyjnym. A wciąż się jarało i jara!
Tak, ale po raz pierwszy chyba w historii państwo ma możliwość i środki techniczne do egzekwowania stworzonego prawa. Pytanie kiedy i czy w ogóle państwo i wojujący nie-palacze skończą zaostrzać sankcje wobec palących? Przypomnę, że w Polsce zastanawiano się nad ustawowym zakazem palenia we własnym domu jeśli znajduje się w nim dziecko lub osoba niepaląca.
Tak biedne jak nasz kraj nie zdecydują się na skrajnie ostre przepisy, wynika to z bardzo dużego udziału wpływów z akcyzy (nie tylko z tytoniu) w budżecie państwa. To że jakieś oszołomy prezentują swoje pomysły nie oznacza że to prawo zostanie uchwalone. Minął już dłuższy czas od opracowania ustawy, ale zwróć uwagę na to że z tych najostrzejszych zapisów w ostatecznej wersji nie ma prawie nic, a ustawa jest stanowcza, ale racjonalna.
Nie tylko nas szlag trafia
http://thepipesmoker.files.wordpress.com/2008/03/forumdemo-3.png
Związek z tym obrazkiem ma pewnie to, że pierwsze kompleksowe badania na temat szkodliwości palenia przeprowadziła… III Rzesza. Chodziło o sprawy natury ideologiczno-ekonomicznej: Hitler sam nie palił i uważał, że jest to dekadenckie przyzwyczajenie wpojone nadrasie przez wiadomo kogo ;) a ministrowie od gospodarki i ekonomii wojennej zwracali uwagę, że większość tytoniu jeśli nie cały, jest sprowadzana z zagranicy, co uszczupla portfel dewizowy państwa z którego płacono także za minerały, ropę naftową itd.
Od tego momentu zaczęło się „prześladowanie palaczy” ;)
Ciekawi mnie jedna sprawa. Chodzi o ten podatek, który chcąc, a właściwie nie chcąc płacę kiedy kupuję wyroby tytoniowe lub alkoholowe. Czy nie jest to ograniczenie moich obywatelskich swobód, że nie mogę spożyć tego czy innego „towaru luksusowego” w jakimkolwiek miejscu zechcę. Piwko na ławeczce w parku lub fajeczka na przystanku. Czujecie ten swąd. To właśnie pachnie obłęd. Pomysły na wprowadzenie zakazu palenia w pojazdach są rodem z Kafki, a one są tuż tuż.
Poruszę jeszcze wspomnianą sprawę nalepek. W Polsce dochodzi do ok. 53 000 wypadków samochodowych rocznie (i tak dobrze, bo pierwsza pod tym względem jest Estonia -ok. 57 000 wypadków) i dlaczego na samochodach nie ma tych nalepek. „Jazda w Polsce grozi śmiercią lub kalectwem”, „Samochód+polskie drogi=śmierć”.
Bzdura straszna, wiem. Ale chodzi mi o pewien absurd lub obłędną pętlę. Zamiast inwestować kasę i energię w coś sensownego to kiedy brakuje na kolejne autko dla kolejnego urzędasa to do czyich drzwi pukamy… palacza. Rozwlokłem się, przepraszam. Koniaczek zawsze na mnie tak działa ;)