Miało być bogato. Z bibelotami humoru i arabeskami aluzji A przede wszystkim fabularnie. Ale nie będzie. Chociaż cześć artystyczna prawie że gotowa. Ale to nic. Powietrze zeszło, ciśnienie opadło, iskierka zgasła. Odetchnęliście z ulgą. Jest za to pośpiech i zadyszka. Dostać, wypalić, napisać. Pora zatem nieco siebie utemperować. Egona Graffa rozpasanego wyszczuplić i do zagródki zagonić. Niech pokracznym barokiem publiczności nie straszy. Zresztą gdyby się nie ograniczać napisałby epopeję kleju do tapet i odę do kapcia. Towar stałby się podmiotem lirycznym tylko dlatego, że autora świerzbiła czaszka. Basta! Ale czy będzie zatem wedle sugestii redakcyjnych prosto, oszczędnie oraz ascetycznie? Nie wiem. Będzie po swojemu. I trudno. Prostą, czysta i w miarę oszczędną, mam nadzieję, Virginię Trzynastej Edycji na seans z fajką zapraszam..
Zatem posiada ona formę wewnętrznie luźnych, częściowo połamanych ale starannie i wąsko ciętych płatków. Bardzo to forma poręczna o ile tytoń jest wilgotny. Doskonale rozdrabnia się bowiem do postaci ready rubbed poprzez zwykłe pocieranie w dłoniach. W ten sposób także bardzo łatwo ukręcić kulkę. Wprost idealnie nadaje się do formowania snopków. Tytoń jest także umiarkowanie wilgotny i praktycznie nadaje się wprost do palenia podsuszyć też można, byleby nie za mocno, ponieważ wtedy to rozdrabniane płatka kończy się sporą ilością pyłu tabacznego. Oczywiście ja przesuszyć musiałem.
Przygotowanie tytoniu do palenia idzie „jak z płatka”.
Flake składa się brązowej Virginii poprzetykanej, złotymi i beżowymi pasmami. Dla mnie wyglądało to bardzo klasycznie: flue–cured może z odrobiną suszonych na słońcu liści. Pachniało intrygująco bo oprócz typowego słodko-rodzynkowego pojawił się wątek, który trudno jednoznacznie zdefiniować a najbliższe określenie, które mi się nasuwa to zapach dębowej beczki po winie.
Otrzymaną mieszankę (spodziewam się, ze to zestaw co najmniej kilku różnych surowców) starałem się palić nabijając na różne sposoby i w różnego autoramentu fajkach. Zaraz po otrzymaniu próbki ukręciłem kulkę i nabiłem nią fajkę daleką od jakiejkolwiek klasyki – Falcona z wkładką. Zaskoczył mnie inicjalny posmak niedojrzałego orzecha włoskiego. Do tej pory traktowałem, zresztą wielokrotnie sygnalizowanego w recenzjach Virginii różnorakich, „orzecha” po trosze mitycznie, jak onegdaj żeglarze krakena. A tu proszę, objawiło się i ucieleśniło w całej okazałości. Następnie, gdzieś na pograniczu percepcji pojawił się słodki i ku memu zaskoczeniu stały smak a dodatkowo, jak to przy Virginiach bywa, wrażenia epizodyczne w postaci charakterystycznych aromatów rodzynek, smaków przaśnych oraz siennych.
Potem było już tylko smaczniej. Począłem bowiem palić we wrzoścach klasycznych w kształcie: apple niewielki, nabijany na raz i canadian zupełnie mały zapakowany snopkiem. „Stała słodka” obecna była już od inicjalnych pyknięć i trwała do końca. Przepyszne nutki owocowe pojawiały się kiedy tylko chciałem. Wystarczyło policzyć do dziesięciu pomiędzy kolejnymi porcjami dymu. Nareszcie swoje melodie ja grałem tytoniem i fajką a nie fajka grała na moich nerwach.
Bodajże najmniej satysfakcjonujące palenie wykonałem w corncobie. Było słodko ale dosyć płasko. Ale „kukuryźnik” to sprzęt zgrzebny. Nie do niuansów.
Osobiście i subiektywnie smakiem czuje się nie tyle usatysfakcjonowany a UWIEDZIONY. Zachwycony, znaczy. Z silną potrzebą przebywania w pobliżu obiektu pozytywnych doznań. Nie da się ukryć, że Virginię palę głównie dla posmaków owocowych. Umowne „rodzynki i figi” to fenomen, którego poszukuję w każdej kolejnej puszcze i w każdym obłoczku dymu. I jeśli znajduję jestem po prostu szczęśliwy. W tytoniu XIII Edycji poczułem to wyraźnie. Tak więc sami rozumiecie. Czytać krytycznie. Stosować nieufnie. Ten pan miarodajny nie jest. To entuzjasta.
Aczkolwiek, o tyle przytomny, iż zdaje sobie sprawę, że cała rzesza fajczarzy może mieć zdanie zgoła odmienne. Bo nie ma w „trzynastce” tak zwanego smaku „pełnego”, czyli zestawu wszystkich smaków w Virginii flue-cured spodziewanych. Strona goryczkowa i ziołowa nie występuje. Skądinąd wiem, że takie smaki też bywają pożądane. Ba, nie ma nawet jakże charakterystycznej kwaskowatości. Z kolei „stała słodka” mimo, że taka atrakcyjna, nawet mi jej wielbicielowi wydaje się być odrobinę podejrzana. Bo aż niewiarygodnym się zdaje aby ten efekt wyczarować samym tylko tytoniem.Czyliż jest jakaś aromatyzacja, casing, topping, czy blender wie co jeszcze? Intensywność smaku nie jest dojmująca. Ja uważam, że został zachowany umiar kto inny stwierdzi „niedomiar”. Podobnie nikotyna. Dla mnie im słabiej tym lepiej (ostatnio bardzo niedzielny jestem) a tu jest bardzo dobrze. Ale pewnej, zauważalnej ilości alkaloidów odmówić nie można. Wielka fajka, z uwagi na słabość i brak uzależnienia strułaby. Ale Koledzy codzienni i nałogowi śmiało mogą wytaczać największe kolumbryny.
A jak technicznie ? Absolutnie rewelacyjnie. Jest to z pewnością najbardziej przyjazna Virginia z jaka miałem do czynienia. Żadnego kondensatu. Brak szorstkości. Paląca się chłodno (sic!) Reagująca na dobrą technikę skondensowaną słodkością ale też nie dyskwalifikująca kogoś, kto pali nieumiejętnie albo niechlujnie Nie zmieniająca gwałtownie smaku pod koniec. Wychodzi, że ideał? Naprawdę jest blisko. Odrobinę bowiem gaśnie. Ale przecież ja nabijam bardzo luźno. I pali się prędko. Akurat to ostania cecha, która mi by przeszkadzała. Bo przecież pośpiech jest.
Ujęła mnie zatem „XIII Akcja Recenzja” od pierwszego palenia. Dlatego że, smaczna, a szczególnie smakowita wedle mego gustu, nie nazbyt mocna, ładnie się prezentująca zewnętrznie oraz przede wszystkim bardzo łatwa w użyciu. Zgadywać jednak nie będę. Mam domysły ale bardzo mgliste. Ciekawym jej imienia aby nasz – pięknej Virginii i niedzielnego tradycjonalisty związek ustabilizować.
„Zaskoczył mnie inicjalny posmak niedojrzałego orzecha włoskiego.”
Kolega tym samym wykrył burleja prawdopodobnie.
Golfie, az tak dobrze….? Przyjdzie pewnie przezwyciężyć uprzedzenia i spróbować tych Virginii od Dan Tobacco. Szkoda, że nie ma ich w mniejszych paczkach…
Mirku (ale także inni) golfem się nie przejmujcie. Jak już znajdę coś co mi smakuje, to ja się tym po prostu cieszę jak dzieciak. A do tego coraz mniejsze robi na mnie wrażenie tzw”spuścizna”,chociaż samą fajkę zacząłem palić właśnie dla jej niby to „anachroniczności”.
Oczywiście to nie jest FVF ani BBF ani nawet czysta Va ale za to ta prostota i komfort w przygotowaniu oraz techniczna łatwość spalania przy smaku w miarę wyraźnym no i nawet jeśli podczarowanym to atrakcyjnie i virginiowato. Widzisz Miro ja się trochę nawet wstydzę swojego entuzjazmu i wydawało mi się , że w porównaniu z takimi Zawodnikami jak Alan, Carlos ( wszyscy recenzenci to nieźli fachowcy w temacie tytoń) wyjdzie mój parweniuszowski gust. A jednak nie. Im chyba tez smakowało.
Co do „za duża paczka” ja myślałem o akcji „algorytm wymiany próbek” a jak nie wyjdzie to pomyślimy dalej.
Golfie, dziękuję i czekam na kolejne recenzje. Poza przyjemnością czytania ich, dają mi jak dotąd bardzo celne wskazówki w mych ostatnio mocno ograniczonych poszukiwaniach nowych fajkowych doznań. Co do opisanego tu produktu, to trochę jak dla mnie za słaby, ale uległem smakowi, no i to rewelacyjne zachowanie w kominie. Równolegle testuję St. Bernard – w moim odczuciu (po zaledwie kilku sesjach z obydwoma) jeszcze bardziej godny polecenia, mocniejszy i przyprawiony Perique.
Z serdecznymi pozdrowieniami