Od dawna chodził za mną tytoń aromatyzowany alkoholem. GH Rum Flake okazał się dla mnie niewypałem, a okołocavendishowych syropków chciałem uniknąć. Dlatego zainteresował mnie angielski blend (a więc mój ulubiomy typ) nakrapiany koniakiem. I tak stałem się posiadczem Speciala No. 8.
Rodzaj cięcia tytoniu to tradycyjny „anglik”, czyli cieniutkie niteczki przeplatane gdzieniegdzie niewielkimi plackami i kuleczkami. Jest virginia, jest oriental. Latakii natomiast tyle co kot napłakał. No, może dwa koty. W każdym razie z umiarem. Tytoń nabyłem drogą wymiany, więc nie wiem jak prezentuje się prosto z puszki/torby. Mój był w każdym razie nieznacznie wilgotny. Można delikatnie podsuszyć dla spokoju sumienia albo od razu palić. Kwestia techniki.
Nie wiem jak smakuje ani pachnie koniak, ale Special No. 8 zalatuje słodkim likierem. Jest to bardzo przyjemna i nienachalna nuta. Spod niej czuć tytoń, który widzi mi się tu bardziej sianowaty niż śliwkowy, zwłaszcza po podsuszeniu. Tak to przynajmniej wygląda w mojej próbce. Subtelność aromatyzacji daje o sobie znać także podaczas palenia. Alkoholowy dodatek jest raczej tłem, delikatnym dopełnieniem smaku angielskiego blendu. Całość smakuje słodko. Na szczęście nie mdliście. Lekką sianowatość tytoniowej bazy niweluje i wyrównuje alkoholowy akcent, który utrzymuje się do końca. Taka mieszanka dla gentelmana. O niskim nasyceniu nikotyną.
Zabierałem się do kupna tego tytoniu jak pies do jeża. Wypuszczenie wyższej klasy tytoni przez Dan Tabacco przywodziło na myśl produkcję pszenicznych piw przez koncerniaki, które do tej pory zajmowały się namiętnie warzeniem szczyn. Obawiałem się, że aromatyzacja będzie albo przytłaczająca, albo w ogóle nie da o sobie znać podczas palenia. Na szczęście Special no. 8 okazał się całkiem przyzwoitym i smacznym urozmaiceniem spiżarki, idąc w stronę tytoni raczej uzapachowionych niż aromatyzowanych. A więc w dobrą stronę.
Dzisiaj pierwszy kontakt. Może jetem uprzedzony po Nr 6 ale nr 8 jest tylko nieco ciekawszy. Scenariusz tego seansu jest jak wykład lekko skacowanego docenta marcowego z wpływu kolektywizacji na populacje myszy polnej i innych drobnych gryzoni. Jako,że na pokoniaczkowym kacu docencina od czasu do czasu wtrąci jakiś przaśny żarcik (tutaj smak czekoladki z brandweinem)ale poza tym to jednolite nudne coś o smaku lekko podwędzanym.
Ale będę jeszcze próbował. Może jak węższą fajkę wezmę docencina się (zre)habilituje.
tylko żebyś potem po docencie profesorem sprzątać nie musiał ;)
Przyjdzie Pani Leokadia Latakiacka i jak lazolem zawinie to żadnego koniaczku ani inszych kaców czuć po kątach nie będzie. :)
Plusem jest to, że po wykładzie nie zostaje żaden ślad.