Rzecz jest aktualna. Miała miejsce dzisiaj (teraz wczoraj). Zanim napiszę cokolwiek, miarkowałem zdrzemnę się. Właśnie się obudziłem, a tuman absurdu wisi jak wisiał. Rozchodzić się nie da. Napisać trzeba.
I pomyśleć, że być może jestem jedyną osoba z fajką w zębach, której brukselskie jarzmo nie obrzydło ostatecznie. Bo ja do tej pory nie uważam żeby zakaz palenia w miejscach publicznych, a szczególnie w knajpach był głupi. Ba ! Sądzę, że żadnego zamachu na wolność jednostki nie było. Ino pragmatyczne podejście do sytuacji, także pracowniczej. Rozdzielmy palących od niepalących. Każdy jeden, realizując swoje potrzeby, znajdzie dla siebie miejsce z dala od innego, który tych potrzeb nie podziela. A pracownik, w polskich warunkach za marny grosz zwerbowany i na klamce pańskiej wiszący, nie będzie w sytuacji przymusowej hodowania raka przez bierne palenie.
Ja wiem. Idealizm nieuzasadniony. Knajpa w krajowym wydaniu to interes albo dychawiczny albo pralniczy. W każdym razie na jedno wychodzi, bo niezbyt skory do przyciągania szerokiej klienteli udogodnieniami.
Są wyjątki. Sopot to miejsce gdzie jako tako klienta się poszukuje albo przynajmniej bezmyślnie nie traci. A to proponuje się tani wyszynk (wysyp „wódka za 4 zł”) albo choćby możliwość palenia. Co ciekawe specjalne salki przewidują raczej miejsca zasiedziałe i niejako z legendą.
No cóż… w Gdańsku jest inaczej. A czynsze przecież niemałe. Ale furda koszta. Kto je tam policzy, kiedy takie oto zaćmienie przysłoniło ekonomikę tamtejszych knajpiarzy.
Rzecz się rozchodzi o to, że na gdańskiej „starówce” chyba sobie już fajki Drodzy Państwo w kulturalnych warunkach nie zapalicie. Jeżeli już, udacie się za turystyczną potrzebą, podziwiać wypalony gotyk i soc-barok, to pykać będziecie w takt chodzonego. Pozostają ewentualnie ogródki, jak postawią a opad przelotny akurat łaskawie ustanie. A jedno takie miejsce, co się „Ferber” zwie, było… ale się „zsobaczyło”.
Dzisiaj (tzn. wczoraj) w godzinach przedpołudniowych, zachodzę ja do ww. lokalu i siadam wyznaczonej salce. Herbatki dzbanek ordynuję. Fajkę wyjmuję. Kondorkiem nabijam. Pani herbatę przynosi. O popielniczkę proszę. Na co ona informuje mnie, że od dnia 1 stycznia we wszystkich lokalach „Ferber” (jeszcze jeden jest ) i wszystkich ich pomieszczeniach ukazem dyrekcji albo zakładowego gaulaitera „rauchen” bezwzględnie „verboten”. No jak to ? Ale ja przecież tylko po to – fajkę wskazuję.
Pani uprzejma, w wyraźnym współczujący kłopocie, że „herbatkie wycofie siem”, a pogoda taka ładna i może w ramach spacerku…. Jako, że spoglądam bardzo złym okiem to się w swym poradnictwie miarkuje i równie uprzejmie milknie. Jeszcze jej mleko w kapuczinie kwasu dostanie, choć dobrodziej ekspres dokładnie pokropił.
A zatem „Adieu”.
Wychodzę. Raczej na zawsze. Ale po głównej sali jeszcze się rozglądam. Wygląda na to, że byłem jednym jedynym klientem. I nawet despektu osobistego odczuć nie mogę, a wyłącznie ujmę na ogólnie pojętym rozumie. Taka to się wytworzyła sytuacja.
Podreptałem chwilę jeszcze rozmyślając, że gdzieś może jaka konkurencja? Nic do głowy nie przyszło. I wygląda na to, że możliwość zapalenia fajki na „Starówce” z dniem pierwszy stycznia nagle zdechła. Na duszy się ciężko zrobiło, a nonsens przytłaczał. Pieniądz z herbaty został. Wydałem na inną namiętność – flaczki w barze „Neptun”. Takie wiecie, zawiesiste i średniopikantne. Z bułeczką. Oraz kompocikiem. A wszystko w cenie tamtej herbaty. Na chwilę ten cały absurd, ta durnota, rodem z horroru ekonomii politycznej odrobinę odpuściła. „Neptuna” polecam. Leczy chandrę a ciało krzepi. Ale też innych przyjemności, jako mleczny, nigdy nie obiecywał.
Reszta lokalnego kapitalizmu intelekt obraża i fajce szans nie daje.
Post Scriptum
Sprawa nie dawała mi spokoju. W komentarzach był odzew m.in Kolegi Piotrka, który posiada o wiele dokładniejsze i aktualne informacje o sytuacji „smokingowej” w lokalach na Starym Mieście. I co się okazuje?! Dwie kamienice bliżej Złotej Bramy jest miejsce gdzie można spokojnie dokonywać złowrogich aktów spopielania roślin z gatunku Nicotiana. Nazywa się Cafe Pub Bruderschaft i bywa czynne nawet od 10.00 rano (ponoć wtorki) lub od 12.00. I pomyśleć, że wtedy, trzy tygodnie temu, byłem tak blisko.
Nie jest to miejsce tak komfortowe jak „Ferber”. Znajduje się bowiem w piwnicy – w takim lochu.
Ale ma inne zalety: bezpretensjonalność , względną taniość, miłą, młodą załogę i prace plastyczne na ścianach. Lokal dla ludzi.
Dziękuje Piotrze, że „Bruderschafta” mi pokazałeś i fajkę zechciałeś ze mną wypalić.
Ogłaszam, że komentarze już możliwe. Możliwe, że i jaki dyskurs nam się z tego urodzi…
Znika ze świata kolejna dobra rzecz; przykro mi –
mieszkamy w państwie absurdu. Lepiej wydać zakaz i mieć „spokój” niż dbać o klienta. Już nie obsługa, atmosfera czy jakość ale kasa się liczy. Na znanych serwisach internetowych najważniejszą informacją jest – pardon my French – kto sobie cycki powiększył, które to serwisy uczynnie wmawiają nam co jest „szokujące”, a co „smutne”.
Zresztą wystarczy się rozejrzeć.
Takich przykładów jest mnóstwo, na każdym kroku. Cholera.
Czy dyskus się zrodzi – wątpię. Trzeba usiąść gdzieś wygodnie i zapalić fajkę, jak to ujął Zoltan Chivay – „na pohybel s…m”.
Szkoda jeno, że do morza mi daleko.
Ja do Państwa pretensji nie mam. Dla mnie właśnie „menadżer” tego całego lokalu jest jak tytuł „powieści Fiodora Dostojewskiego w czterech częściach, napisanej w okresie między 14 września 1867 roku a 17 stycznia 1869 roku” . Przecież kasy nie chcieli.
To w sumie dobrze, że wolność do palenia jest ograniczana wolnością od palenia. Ze względu na dobro pracowników. Sensownym rozwiązaniem wydaje się być to, co już jest praktykowane, czyli osobne pomieszczenie – byle dobrze wentylowane – dla palaczy, umieszczone w innym miejscu niż barowy blat.
Trzeba było zapytać obsługę na odchodnego, czy nie głupio tak tracić klienta.
tam to wszystko było: osobna salka i smętne spojrzenie obsługi za mną wychodzącym.
Najgorsze co można zrobić to wyrzygać się na pracownika za politykę pracodawcy (albo dalej: politykę ustawodawcy.
A niby dlaczego? Jesli na przyklad w knajpie nie smakuje mi jedzenie – mowie o tym kelnerowi, nie musze pedzic do kuchni i gadac z kucharzem; w czasach gdy czesto korzystalem z pociagow, o tloku w wagonach mowilem konduktorowi – nie zarzadowi PKP. Oczywiscie, nie mam na mysli mieszania kogos z blotem, tylko najnormalniejsze w swiecie przekazanie feedbacku.
I ma to sens jeśli pracodawca nie pomiata kelnerem, który doskonale wie co podaje, ale musi siedzieć cicho. A jak podskoczy to wyleci.
Jeśli właściciel knajpy jest głuchy na sygnały od swoich klientów (przekazywane osobiście, czy za pośrednictwem pracowników) to… dupa, nie właściciel. Nie mówię, że ma się od razu zastosować do głosu „gawiedzi”, ale wysłuchać by wypadało.
A konduktor na pewno przekazał twoją skargę bezpośrednio ministrowi transportu. Nie lubię takich rzeczy, bo najczęściej są one bezcelowe i prowadzą tylko do przepraszania klienta przez pracownika, za coś, czego nie zrobił i na co nie ma wpływu. Nie w każdym wypadku, ale najczęściej.
Nie o to chodzi. Chodzi o to, ze dopoki nie zacznie sie informowac o tym, co nam nie odpowiada, dopoty nic sie nie ruszy do przodu. I nigdzie nie pisze o tym, komu czy jak wysoko moje zdanie zostalo przekazane – a jedynie o tym, komu sygnalizuje moje niezadowolenie – tylko tyle.
Ja nie z takich?. Złego słowa obsłudze nie rzekłem. Przecież ta pani tego nie wymyśliła. Ja myślę ,że ona sądzi nawet tak samo jak ja. I szefa mentalnie obsabacza za brak klientów i zero napiwków.
tylko jak wszyscy będą cicho, to szef będzie myślał, że „jest dobrze” i np. stwierdzi, że problem jest w menu, albo w wystroju wnętrz, a nie w tym, że palacze stracili miejsce do palenia.
Obsłudze pewnie przykro,jeśli sumienna i ludzka.Ale w naszym (chciałem w cudzysłów to słowo wziąźć,alem się zasromałz lekka) Państwie przepis nade wszystko. A moim skromnym mniemaniem w gestii Właściciela powinno to być-niechaj palą gwoli błogości alboli nie…Rynek sam to ureguluje!
Jakże ja Cię rozumiem, Golfie Czarny! Ostatnio w Stolicy będąc chciałem gdzieś przysiąść po spacerach strudzony i fajkę zakurzyć…com się naszukał! Dopiero w pubie „Bulldog” w przybuduwce zapaliłem,ale tam znowuż cena piwa mnie osłabiła zlekka…nie honor było rezygnować,więc wypiłem.Najgorsze jest to,że nawet chyba sam Właściciel knajpy/kawiarni/pubu nie jest władny powiedzieć :”Mój ci ten lokal i tu palić tytoń WOLNO!!!”Przepisem go chyba przetrącą…
Ahoi! W Gdańsku są jeszcze małe palarnie w pubach podziemnych, ale nie przypadły mi do gustu. Ciasno i wentylacja wydziera cały dym sprzed nosa. Natomiast wzdłuż kanału gdzie żuraw, Muzeum Morskie itd kilka dni temu paliłem fajkę w przyknajpianym ogrzewanym zimowym ogródku – nie pamiętam nazwy tego miejsca, ale z tego co zauważyłem to jest takich kilka i śmiało polecam. Pozdrawiam!
…tak znowu sentymentalnie na Długi Targ popatrzeć.
Takie moje „gdańskie czasy” były, że fajeczkę można było wszędzie pyknąć. Pamiętam jak to miło było smakować dym w „Palowej”, „U Szkota”, „Irish Pubie” i w paru innych. Nikt za dym nie wyganiał, papierośnicy pytali „co tak pachnie” i fajnie było i przyjemnie. Dobrze, że teraz pod domem mam sympatyczny lokal i na fajkę mogę nawet w laczkach zachodzić.
Jest taka piosenka zespołu Don Guralesko i idzie tam tak:
„Kiedy ci mówią: ty musisz!
Ja mówię : niekoniecznie.”
Koniec cytatu.
I to jest moje zdanie na temat Unii ludzi, którym horyzont myślowy skupił się do punktu i jest to ich punkt widzenia. Z punktu widzenia urzędasów Unii, a więc i polskich też, niepalenie jest dobre dla mnie i mojego otoczenia. Jeżdżenie za szybko też dobrym jest, wędzenie wędlin szkodzi etc. Ja na to wszystko mówię: niekoniecznie. To taki Matrix, tyle, że w moim prywatnym wydaniu. Na przykład: Po co panu bloczek mandatowy panie policjancie jak moje auto stoi w garażu? Albo tak: po co Panu Vat z mojego tytoniu, panie ministrze finansów, jak ja go nie kupiłem w Polsce? I tak dalej. Aż do skutku.
Jak mi mówią ty musisz, ja mówię niekoniecznie….
całkowicie z Adamem się zgadzam, od dawna przecież wiadomo, że szkodliwość palenia (w tym biernego) to wymysł urzędasów z Brukseli…
Ale drodzy Panowie , wcale nie jest tak,że UE zabroniła palić w miejscach publicznych. Stało się to za sprawą naszego krajowego parlamentu. Zresztą ów zakaz jest względny i sytuacji powyższej nie obejmuje. Jeszcze raz zaznaczę ,że w Ferberze można było palić w wyznaczonej, mniemam,ze odpowiednio wentylowanej salce. Było wygodnie, odpowiednio dlaeko od baru, a miejsce pokazali mi klienci, z którymi jeśli palili, zręcznie się było tam spotykać.
Bardzo się cieszę, że Gdańsk budzi miłe wspomnienia i skojarzenia.
Właśnie sobie przypomniałem,że w Irish Pubie jest chyba miejsce dla palących. Może tam od biedy da się niespacerować.
Nie jestem biegly w niuansach zycia w UE, ale czy nie jest tak przypadkiem, ze sa lokale tylko dla palaczy?
Mnie się wydaje ,że jest to domena krajowego prawodastwa.
masz rację, do domena ustawodawstwa krajowego. Nasza ustawa zakazuje palenia tytoniu w lokalach gastronomicznych dając właścicielowi możliwość wydzielenia pomieszczenia. Sądzę, że przepisy tej ustawy nie mogą być interpretowane w taki sposób by można było tworzyć np. puby przyjaciół tytoniu.
Notabene to ciekawe, czy dałoby się wprowadzić zakaz na poziomie UE – to pytanie z czystej ciekawości o interpretację art. 114 TFUE.
Ferber jak juz wspomnialem na pogadywaczce odwiedzalem regularnie latem. Ale palilem wowczas tylko siedzac na ogrodku.
Panowie, powiem tak:
Białoruś jest uznawana za (tu wpisujemy te wszystkie bzdury, którymi karmią nas politpoprawne media). I g…o ci ludzie, co pisza te bzdury, wiedzą.
Jedziemy do Mińska i w prawie każdym lokalu: piwiarni, herbaciarni, barze, eleganckiej restauracji włoskiej, greckej i jakiej tam chcecie wyciagamy fajkę, a jak kelner zobaczy, to migiem popielniczke przyniesie.
Standard lokali jest równie dobry, jak w Polsce, chociaż tam bardziej dbaja o czystość, porządek, czasem bywa zdecydowanie lepszy niz w warszawskich krawaciarniach (ale wtedy lepiej spojrzec na ceny w karcie).
Ludzie siedzą i pala, przy co drugim stoliku, a wentylacja i klimatyczacja sa na tyle wydajne, że niepalącym to nie przeszkadza.
Zresztą, nie ma tam zwyczaju patrzenia na innych krzywym okiem, bo ludzie bardziej serdeczni, uczynni i wyluzowani niż w eurozojuzie.
Polecam przełamanie stereotypu i wycieczkę na wschód. jest normalniej. Naprawdę.
I hardkorowo. Znajda sie nawet sauny, w których mozna i zapalić i lyknąć cos mocniejszego. Ruska bania, to spotkanie towarzyskie, na którym ludzie sie bawia, a nie chłona zdrowotna, gorącą parę i sa „na zabiegu”.
Polecam, dla palaczy to ostatni raj w zasiegu baku. Kto raz pojedzie, bedzie wracać. I te duby smalone z gazetek o „reżimie” sobie w tyłek wsadzi, a potem popchnie ogórkiem. O krzywiżnie ustalonej przez komisarzy edyktem.
Maćku, Białorusi nie znam (nie byłem), ale w akademiku miałem kolegę z Mińska, bodajże opozycjonistę, który dobrego słowa o swoim kraju nie powiedział (ale jak napisałem nie wiem, nie byłem).
Jednakże wielokrotnie robiłem wypady (i mam nadal zamiar robić) na Ukrainę, głównie pochodzić po górach. Odwiedzałem zarówno miasta większe jak Kijów, Chmielnicki, Winnicę, Tarnopol, Lwów, ale przede wszystkim piękne górskie tereny – Bieszczady, Czarnohora. To z czym się spotkałem w tych wioskach to było wspaniałe przeżycie. Owszem, ludzie narzekają, że ciężko i pracy nie ma, ale za symboliczną opłatę (a nawet jej brak – choć i tak płaciliśmy) oferowano nam nocleg, wyżywienie, trunek i ogólnie goszczono nas jak swoich. Żadnych konfliktów, zawiści. Zdarzały się pojedyncze przypadki cwaniaczków, naciągaczy, ale gdzie takich nie ma? Fajkę można palić, problemów nikt nie stwarza. Z tego co pamiętam, jeśli chodzi o ludzi najgorzej zapamiętałem… Lwów (choć miasto piękne).
Być może trochę odbiegłem od tematu wpisu, ale kontynuując myśl Macieja chciałem dodać także od siebie aby nie bać się wschodu, łamać stereotypy.
Pozostaje jeszcze Bułgaria. Wczasy w Słonecznym Brzegu, czy Złotych Piaskach (byłem w tym pierwszym kilka razy) to nadal niskie ceny w knajpach, mozna palic prawie wszędzie. Zarcie – jak sie trafi. W SB polecam restauracje Djanny (wielka klasa, około 600 miejsc w wielkim ogrodzie, jedzenie – chyba maja gwiazdkę Michelina, a ceny – dwie osoby najedza się za 100 zl, z piwem, że trudno wstać). Palić można do woli.
To wszystko, jak sądzę, potrwa niedługo, bo u nich już Unia. Dopiero zaczyna swoje rządy, więc warto korzystac, póki jeszcze się da. Za jakis czas ceny pójdą w górę, do poziomu Sopotu, palenia zabronią itp…
Jeśliby już się rozpisywać to i w samej łunii jest więcej miejsc gdzie koedukacja występuje niżli tych z aparthaidem :).
Grecy palą na potęge i wszędzie na przykład. Hotele mają swoja politykę ale lokalnie psli się biez nikakich . Nawet w Danii gdzie przeciez winno wystepować skandywaskie na tytoń zacietrzewienie są stare , pięknie pozółkłe od dymu piwiarnie gdzie fajka nikomu nie przeszkadza.
Ot taka polska nasza ambicja i kompleks żeby przodować w zaciskaniu pośladków.
„…I hardkorowo. Znajda sie nawet sauny, w których mozna i zapalić i lyknąć cos mocniejszego. Ruska bania, to spotkanie towarzyskie, na którym ludzie sie bawia, a nie chłona zdrowotna, gorącą parę i sa „na zabiegu”….
Tak się składa,że pracuję w hotelu,gdzie jest dział Odnowy biologicznej (na wysokim poziomie skądinąd). I właśnie teraz „goście” ze Wschodu (głównie Ukraina) mają okres Świąt i bawią się u nas „po swojemu”! Wczoraj musiałem wzywać ochronę hotelu dwa razy…pijaństwo w saunie,skakanie po leżankach,obsceniczne zachowania w jacuzzi…masakra! Jednak wolę tych spokojnie chłonących parę „na zabiegu”-przynajmniej nie słyszę „job twoju mać”!
>Tak się składa,że pracuję w hotelu,gdzie jest dział
>Odnowy biologicznej (na wysokim poziomie skądinąd)
I nie zaprosisz? :D
Znalazłem info, że ponoć w pubie U Szkota można palić, myślę że warto sprawdzić. Sam na dniach chyba się tam wybiorę :)
Piotrek i inni dawajcie znać o gdańskich miejscach przyjaznych fajce. To są cenne informacje choćby dlatego, że nastrój poprawiają. Moze się okazać, że „Ferber case” to incydent. Oby tak było!
Maciej Stryjecki. Jako, ze mam dosc dobry kontakt z ludzmi jezdzacymi na wyprawy 4×4 na wschod to co nieco slyszalem o tym jak tam sie zyje i nie mialo to wiele wspolnego z newsami z TV. Jestes kolejna osoba, ktora potwierdza ze nietaki diabel straszny i dziki jakim go tu nam przedstawiaja.
Piotrek. U Szkota w Gdansku mozna palic? Ciekawa informacja :)
Przepraszam, U Szkota nie można dzięki ustawie. W katalogu lokali został stary opis. Ale coś tam się dowiedziałem.
1) Bruderschaft obok mBanku na Długiej – część dla palących nie dużo, ale jest to część sali, a nie izolatka ;)
2) Browar Piwna – jest palarnia, ale 2×2 metry z niewielką ladą i paroma krzesełkami, oddzielona drzwiami.
3) Być może warto sprawdzić Barbados, choć obawiam się cen. Rzekomo całe piętro dla palących.
4) Padło jeszcze hasło „Bastion”, ale nie pamiętam ulicy, google nic nie wie. Może to mocno nieaktualne.
Niestety jestem skazany na pogodę i łaskę restauratorów, także wszelkie info of Was jest na wagę złota. „U siebie” odpada ze względu na całkowicie odmienne preferencje w owej sprawie.
W sumie jak ktoś by się wybierał, chętnie się przyłączę, o ile tylko czas pozwoli :)
Barbados teraz browar Lubrow (koło Kina Krewetka) ma czynną palarnie w piatki i soboty. Miejsce sympatyczne o tyle ,ze nowourządzone a do tego mają smaczne piwo. tzn. kiedyś piłem i mi smakowało ;) Ale dobre piwo i fajka ,ewentualnie coś zjeść – byłoby idealnie :)
O toć prawdę rzeczesz Golfie. Że ostoje możliwości dokonania fajczarskiego uczynku zaczynają niknąć w oczach zamykając swe wrota przed spokojną możliwością wypalenia fajury. A co do Sopotu – ostatnio w Błękitnym Pudlu zastałem tabliczkę w miejscu dawnej palarni „Zakaz” – brzmiało hasło. Bywałem kiedyś co najmniej raz w tygodniu z fajką w zębach, a wtedy tabliczkę dostrzegłem dopiero wychodząc. Ale miłe kelnerki słowa nie powiedziały… może bom stały klient, a może nie.
Tak jak w Gdyni jedyne miejsce z kawiarni to już chyba tylko Anioł pozostał, tak w Sopocie też robi się krucho…
A Piotrze, o ile mnie pamięć nie myli, Bastion padł. Znaczy znikł z listy wyboru. Nawet dla tych nie pykających.
Zaraz , chwilkę … czytam i oczy przecieram … nie wierzę. Znaczy się „pudel” też zsobaczył? Nawet jeśli tylko pro forma?
No zaczynam naprawdę czarno to widzieć :( To jest jakiś masowy pomór? Kontrol była i zakazała?
W Gdyni jest : tawerna orłowska (taras), anioł jak imprezy nie ma i el greco część wiatowa.Nie liczę tych z z „komorami” znaczy blues club i ta koło Batorego „desdemona”. Ponoć strych tyż ale nie wiem dokładnie.
Golf, dzięki! Tak się zdarzyło, że w Gdyni studiuję, w wolnej chwili postaram się tam zajrzeć.
Co do Bastionu – to się miało nazywać Bunkier, w Gdańsku na Olejarnej – tylko nie wiem czy możliwość pykania aktualna.
To znaczy Piotrek myśmy z ludźmi z FMS sprawdzili w 2013 pierwsze trzy . Oni tez byli raz w desdemonie ale tam jest „komora” tzn. jakaś mała klitka.
Bunkier to jak słyszałem jest klub dyskotekowy wielopoziomowy. Ciekawe czy w innych klubach np. Miasto Aniołów tez są ? Nie chodzę to nie wiem?
Informacyjnie to podam w Sopocie: Spatif , Soho (całe wygodne pięterko). To wiem.Ale to dane z 2013.
Z Gdyni w pierwszej kolejności interesowałby mnie Strych, wygląda na klimatyczne miejsce. Od goryla w Bunkrze dowiedziałem się, że są 3 duże palarnie, ale nie wchodziłem głębiej. Póki co wystrój wygląda obiecująco. Barbados ma strefy dla palących, warto czasem i tam zajrzeć. Ceny co prawda mogą być ciut wyższe niż przeciętnie w centrum, ale za to lokal wolny od dresów, bojówkarzy i awanturników. Nawet miałem dzisiaj iść, ale z braku towarzystwa się spasowałem.
edit: z braku towarzystwa spasowałem
Godzina już nie ta ;)
Piotrek i inni 3Mieszczanie@ to jest ostatni ślad napisany ręką Kolegi vlasija o Cafe Strych http://www.fajczarze.pl/forum/viewtopic.php?f=98&t=4999&p=68924&hilit=strych#p68924
Mnie się po głowie kołacze plan a może cała akcja fajczarskiego zwiadu, zeby sprawdzić gdzie faktycznie palic mozna i wjakich to się odbywa warunkach.
być może zacząłbym za jakieś 10 dni . Piszecie się Piotr i inni na wspólną peregrynację?
Bardzo chętnie choć nie wiem czy to nie za wysokie progi dla mnie ;) Jam jest zwyczajny żółtodziób ;]
Jakie wysokie progi? Daj spokój Człowieku. Na Pw wymieńmy maile. A potem mailem bo się PW napełnia szybciej niż toi-toi na hainekenie. ;)
OK ;) Potwierdzam Caffe Anioł w Gdyni, wciąż funkcjonuje jak trzeba. I mają bardzo miłą obsługę :)
Anioł z palarnią na dole nie zapowiada się aby upadł – przynajmniej raz w tygodniu wypalam fajkę na dole tego całkiem przyjemnego miejsca. Strych niestety od wejścia ustawy – niema miejsca dla palaczy, nie licząc ‚ogródka’. Z miejsc wartych uwagi, aczkolwiek z komorą dla palaczy jest według mnie jeszcze KluboKawiarnia na ulicy Bema, więc to co najwyżej na 15’to minutówkę przy piwie – ale to chyba głównie z sentymentu do klimatu miejsca, bo już Desdemona daje większe możliwości.
A co do Pudla – to sam nie wiem czy to chwilowe, czy na stałe, ale jak na stałe to chyba oddam salwę honorową nad upadkiem i dziarskim krokiem częściej będę odwiedzał Kińskiego.
Panowie I Panie i inni Trójmieszczanie,,jest okazja żeby się spotkać w miejscu gdzie można palić i jest to mile widziane :) Kinsky jutro ( niedziela, 19.01) godz koło 18. Świeżości bieżące na fmsie.
Pozwoliłem sobie zaktualizować tekst o najnowsze odkrycie.
To wszystko dzięki Piotrkowi. Dziękuję.