Podczas czytania recenzji różnych tytoni zawsze podziwiam ludzi, którzy potrafią, paląc fajkę, wyczuć i opisać tak wiele smaków. Podobnie z zapachem, zawsze mnie zastanawia, jak ktoś może rozłożyć zapach na czynniki pierwsze i opisać jego poszczególne składniki. Niepojęte. Zawsze potrafiłem tylko powiedzieć, że tytoń mi smakuje albo nie lub ładnie pachnie, lub śmierdzi. Po otrzymaniu próbek z Fajkowa zastanawiałem się, co ja napiszę. Jestem daleki od narzekania, bo akcja podoba mi się bardzo i mogłaby być powtarzana przez Fajkowo regularnie: np. pięć najlepiej sprzedających się tytoni, a w kolejnej turze – pięć najmniej popularnych. Wracając do próbek, dotarły do mnie szybko i sprawnie, ale w woreczkach od frytek i mocno przesuszone. Flake łamały się w rękach, a cięte tytonie się kruszyły. Tytonie przełożyłem do woreczków strunowych, z kropelką wody na waciku i na kilka dni schowałem do szuflady.
Postanowiłem napisać kilka słów na temat pierwszego tytoniu, który chwycę po otwarciu szuflady. Wylosowałem czystą wirginię. Na początku wsadziłem nos w woreczek i wącham, wącham, wącham… Stwierdziłem, że muszę porównać swoje odczucia z VA no1. W BROKEN SCOTCH CAKE nie wyczuwam prawie nic, jakby zwietrzały, może słabiutki zapach mydełka. VA no1 przy BSC to mocno intensywny, przyjemny zapach. Rozcieram w palcach, wącham i nadal nic, prawie zero zapachu.
Fajeczka, jaka? Patrzę na ścianę, ponad 60 sztuk odnowionych, po kartonach jeszcze drugie tyle, a może w jakiejś swojej? Wybór padł na billiarda Chacom Nature. Po odpaleniu słychać było delikatne trzaski w kominie, ale tylko na początku. Kilka pociągnięć, pieprzyk na języku i po chwili jest! To jest to co lubię w czystej Va. Fajka przygasła mi kilka razy, zbyt delikatnie ją traktowałem. Po odpaleniu szybko wraca smak tego czegoś, co lubię. Spopiela się znakomicie. Po pierwszym odsypaniu i kilkukrotnym puknięciu w bok jest jeszcze przyjemniej. Do końca fajka smakowała dobrze i po wysypaniu reszty białego popiołu dno było suchutkie. Mocy tytoniu nie potrafię określić w żadnym z tych palonych przeze mnie. Nie byłem i nie jestem nałogowym palaczem, nawet paląc kiedyś papierosy mogłem palić paczkę dziennie, a następnie nie palić przez kilka dni. Dlatego wolę unikać pojęcia moc tytoniu i prób określania jego skali w zakresie od 1 do 10.
Druga fajeczka, w której spróbowałem BSC, to długi Canadian BC i tu było już trochę gorzej, tytoń przygasł mi kilkukrotnie, w drugiej połowie palenia fajki i po kolejnym odpaleniu pojawiła się gorycz i szczypanie. Na koniec palenia wrócił smak i tytoń spalił się idealnie do końca. Może to moja wina.
BROKEN SCOTCH CAKE to tytoń smaczny i przyjemny. Stosunkowo dobrze się go pali i nie sprawia on większych kłopotów. Pewnie zagości jeszcze u mnie, ale czy zastąpi ulubioną Va no1?
I mamy pierwszego, który wywiązał się z obietnic.
Dziękujemy.
No i fajnie, krótko i konkretnie :)
Dziękujemy. Takie potraktowanie akcji przywraca mi choć odrobinę wiary w ludzi.
Bardzo fajna recenzja – raz, że PIERWSZA a dwa, że na temat – bez zbędnego rozwodzenia się (do czego sam mam ogromną słabość). Aż wstyd się przyznać, że moje próbki wciąż tkwią w torebeczkach. Powąchałem – a owszem – ale nie doprowadziłem ich jeszcze do „stanu używalności”. Pozdrawiam i gratuluję.
Zazdroszczę, że już ktoś miał okazję palić próbki…
Palę go właśnie w tej chwili, z próbki która odleżała sobie przez noc w słoiczku i nabrała troszkę wilgotności. Jest przyjemnie…nie mam pojęcia jeszcze który tytoń opisać. Wstrzymuję się z opinią aż spróbuje pozostałych i coś wybiorę.
Fajnie napisane. GH BSC to dla mnie taki tytoń od niechcenia, niezobowiązujący, lekki, przyjemny. Jeden z częściej w tej chwili palonych.