Minus szesnaście stopni. Lodowaty, wiejący prosto w oczy, wiatr i chrzęszczący pod stopami, zamarznięty, zbrylony śnieg. Z trudem utrzymując równowagę parłem pod wiatr i łapałem powietrze, niczym ryba wyrzucona na brzeg. Starałem się oddychać jak najpłycej, ale i tak lodowaty ziąb docierał w głąb mego ciała. Zimno na zewnątrz i zimno w środku. Miałem wrażenie, że moje płuca to dwa lodowe balony.
W takiej chwili nadpłynął do mnie zapach herbaty. Mocnej, angielskiej herbaty. Z goździkami, cukrem, cynamonem i czym tam jeszcze. Gorącej herbaty do jakiej chętnie chrupie się grzanki z gęstym, pomarańczowym dżemem. Człowieka otacza wtedy feeria wspaniałych zapachów. Zwłaszcza jak siedzi sobie wygodnie w cieple, otulony kołdrą albo szalem przy kominku.
Na myśląc o dających ciepłych, buzujących płomieniach, zacząłem macać schowaną w kieszeni zapalniczkę. Wyciągnąłem ją zgrabiałymi rękoma. Musiałem się ogrzać. Jednak mimo iż krzesałem jak szalony, w fontannie iskier nie chciał pojawić się płomień. Widocznie na zimnie gaz stężał i nie parował w dostatecznej ilości. Już miałem przestać, kiedy nagle pojawił się płomień. Mały i słaby, ale był! Ocalony mogłem wreszcie zapalić fajeczkę.
Ale po kolei.
Jestem początkującym palaczem. Popalam sobie fajeczkę od dwóch miesięcy. Jak się uda, to raz dziennie, a jak się nie uda, to rzadziej. Wypaliłem w sumie około dwudziestu fajek. Paliłem do tej pory tylko dwa tytonie: Belle Epoque i Simply Unique. Ten pierwszy pięknie pachnie i jest łagodny jak ciepły wiatr. Ten drugi jest zdecydowanie mocniejszy, o zapachu i posmaku czekolady. Papierosów wcześniej nie paliłem i ich nie znoszę.
Moja fajka to ładna, włoska Egra, wrzosiec średniej wielkości i średniej jakości z filtrem węglowym 9 mm. Ma kilka, może kilkanaście lat. Palę tylko z filtrem. Wcześniej spróbowałem w bezfiltrowej kukurydziance i tak nieszczęśliwie zaciągnąłem się mieszanką popiołowo-kondensatową, że zatrucie spowodowało u mnie tygodniowy fajkowstęt.
To tyle jeśli chodzi o warunki brzegowe mojego próbkowania. Dostałem w sumie siedem tytoni GH. Ponieważ nie jestem profesjonalistą – przy wyborze kierowałem się głównie nosem. Broken Scotch Cake pachniał mi sianem. Takim skoszonym, lekko przesuszonym i zaczynającym już butwieć sianem. Jestem mieszczuchem, więc zapach stodoły nie wzbudził we mnie jakiś szczególnych sentymentów. Mixture No 12 też pachniał czymś miłym, ale lekko gryzącym. Jakby zapach ogniska. Ładny, ale może później. DVC Chocolade odrzucił mnie od razu swędem gorzkiej, spalonej czekolady. Zostawiam go więc na koniec. Luisiana Flake pachniała jak stary miód. Już miałem się na nią skusić, gdy przebił ją Ennerdale. Ennerdale ze swoim zapachem dostojnej starości. Coś jakby stare drewno, stary wosk i szare mydło. Jakby pomarszczony, wiekowy starzec zasiadał w fotelu. Piękny zapach. Wzbudzający miłość i szacunek. Już myślałem, że mam faworyta, kiedy poczułem Ultimum.
Od razu zobaczyłem choinkę, prezenty i ogień w kominku. To wszystko ten zapach. Jakby suszone owoce, a zaraz potem mocna herbata. Zapach Świąt Bożego Narodzenia. Aż pociekła mi ślinka. Tak mi się spodobał, że sprofanowałem go dorzucając do słoika jeszcze kilka okruszków wanilii, cynamonu i goździków. Aby bukiet był pełny.
Niestety, zapalić go mogłem tylko na dworze, gdzie nie bacząc na siarczysty mróz wygnała mnie z fajką apodyktyczna, lepsza połowa. Stąd też i opisane przez mnie na wstępie traumatyczne przeżycia, rodem z frontu wschodniego. Ale tytoń palił mi się pięknie i smakowicie, tak trochę słodko-gorzko. Za każdym haustem najpierw był słodki, ale zaraz, jeszcze zanim zdążyłem się nim nasycić i znudzić, już czułem lekką, choć przyjemną gorycz. I tak co chwilę. Dobrze smakował. Moc miał większą niż Belle Epoque, porównywalną z Simply Unique. Nie powiem, żeby fajka mi nie gasła, bo zapalniczka była w ciągłym użyciu, ale kładę to na karb zarówno mego niedoświadczenia jak i ekstremalnych warunków pogodowych. Spalił się w każdym razie do szczypty białego popiołu, który dało się łatwo wytrząsnąć z fajki. Jak z nim skończę, na pewno zabiorę się za Ennerdale.
Bardzo fajna, taka „od siebie” recenzja. Lubię takie, bo czuję, że są inne osoby, które czują podobnie. Potoczny język używany do opisu różnorakich mieszanek zapachowych i smakowych, wydaje mi się najwłaściwszy. Ponieważ zrozumiały jest dla każdego. Z drugiej strony, podziwiam wszystkich tych kolegów, którzy potrafią operować językiem fachowym, który – w moim mniemaniu – jest świadectwem wiedzy.
Gratulacje!
P.S.
Swoją drogą, zastanawiam się czy paląc w opisanych przez kolegę, warunkach atmosferycznych da radę skupić się na czymkolwiek poza oszczędzaniem, nikłych i tak, zapasów zimna. Dla mnie, najważniejszy jednak pozostaje komfort … ;) .
Poprawka =>
Jest: „… poza oszczędzaniem, nikłych i tak, zapasów zimna.”
Powinno być: „… poza oszczędzaniem, nikłych i tak, zapasów ciepła.”
Za błąd przepraszam.
Zgadzam się z Tobą, że komfort to podstawa. Tak samo jak brak pośpiechu. Zima dla palących „outdoorowo” to ciężki okres. Bo i zapalić się chce, mieć dla siebie tę chwilę czasu a tu z jednej strony żona wygania a z drugiej mróz. Czekam na odwilż :-)
Ralph, ciekawy opis zapachów wszystkich tytoni…chętnie skonfrontuję;-)
Co do palenia na mrozie…jeszcze w zeszłym sezonie paliłem cygara na mrozie (bez względu na temp.). Ale w tym roku dałem sobie z tym spokój. Po prostu nie mogłem ,,wyłapać” wielu smaków/niuansów smakowych. Moc cygara, też była ,,przytłumiona”. Mogłem tylko stwierdzić, czy dane cygaro mi smakuje, czy nie. I po prostu odpuściłem takie palenie.
Palić na mrozie? Brrr…a cóż to za pomysł! Może jakoś okazjonalnie,przy spontanicznym ognisku na kuligu, ale żeby tak świadomie wyjść, bo w domu nie można!
U mnie w domu chwalić Boga mam tylko jedno „ograniczenie”…”pal coś, co ładnie pachnie! A jak te twoje „smrody” (czyli coś wędzonego) to wynocha do swojej Świątyni (garaż)!” Wyjątek jest robiony dla Nightcapa bo jakoś tak Żonie nie przeszkadza…a garaż mam cieplutki,przytulny,nawet stary fotel stoi w kącie koło „kozy” do grzania.
Takie palenie ma przynajmniej jedną zaletę. Dym jest naprawdę chłodny :-)
Próbka tytoniu ennerdale,wydała mi się najciekawsza w smaku, niestety tym razem papierowe woreczki,sprawiły że tytonie były wysuszone na pieprz, a raczej chyba w tej postaci, tytoń nie oddaje nam wszystkich swoich niuansów. Proponuję powrócić do woreczków foliowych.
Wygląda na to że wrzuciłem swoją recenzją GH Ultimum kamień w spokojną do tej pory toń jeziora. Miło jest poczytać jak różnie postrzegają ten sam tytoń inni Koledzy. Ciekawe, ciekawe… Czy inne zioła też doczekają się tylu różnych recenzji ?
Zgadzam się z kolegą gpzaganem, więc powtarzał słów nie będę.
Przyjemnie się czyta Twoja recenzję. Z każdego prawie, przeczytanego tu tekstu, coś zawsze pozwolę sobie skopiować – jakiś ciekawy cytat (na własny uzytek oczywiście!) U Ciebie też takowy znalazłem: „Jakby pomarszczony, wiekowy starzec zasiadał w fotelu. Piękny zapach.” Bardzo ciekawe skojarzenie.
Pozdrawiam serdecznie.