Szanowny Panie Janie,
i Kochany, chciałoby się napisać, mimo świadomości, że deklaracja taka w dzisiejszym świecie może być zrozumiana opacznie (patrz: Edward A. Murphy „If that guy has any way of making a mistake, he will.” (ang.)) i splendoru ani autorowi, ani co gorsze, Panu – Panie Janie, Kochany – nie przyniesie.
Niemniej the die is cast (ang.), a nawet słowo się rzekło i kobyłka u płota, bo przecież już Mikołaj Rej z Nagłowic pisał, „iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają”. Dlatego nawiązując do krótkiej notki zawartej w artykule dostępnym pod linkiem: KLIK, chciałbym ponownie podziękować Panu – Panie Janie Kochany – za możliwość obcowania z tak znakomitymi produktami tytoniowymi, które nawet jeśli, nie leżą do końca w moim charakterze (choć w tym momencie właściwiej chyba byłoby napisać, że wspomniany wyżej dysonans, jest raczej i wyłącznie tylko prostą konsekwencją mojej własnej ułomności oraz ułomności stosowanych przeze mnie narzędzi), to i tak pozwalają na istotne poszerzenie horyzontu własnych doświadczeń, bo jak powiedział Tadeusz Kościuszko „największym zwycięstwem jest to, które odnosimy nad nami samymi”.
Ale do rzeczy mocium panie (patrz. „Zemsta” Aleksander Fredro), bo jak mawiał Pan Jowialski „łatwiej kijek pocienkować, niż go potem pogrubasić”, tym razem zostałem przez Pana – Panie Janie Kochany – obdarowany sowitą porcją tytoniu, w postaci połamanych płatków (broken flake (ang.)), które oryginalnie krojone były niezwykle hojną ręką. Co tylko dowodzi, że wiele jeszcze w tytoniowym świecie przede mną, bo tak grubych płatków moje oczy jeszcze nie widziały, a ręce rozcierać nie zwykły. Jeżeli chodzi o kolor opisywanego tytoniu, to według moich receptorów wzrokowych, w świetle dziennym, są to zdecydowanie ciemniejsze odcienie brązu, a Cyprian Kamil Norwid napisał w „Promethidionie”, że „I stąd największym prosty lud poetą, Co nuci z dłońmi ziemią brązowemi.”
Zapach płatków przed paleniem (tin note (ang.)) – tytoniowy, charakterystyczny – amerykański. Tak, panie Janie Kochany, zdecydowanie kojarzy mi się ten tytoń z Ameryką i niech podkreślą to wyraźnie słowa, znanego w pewnych kręgach, utworu słowno-muzycznego: „We’re all living in America, America is wunderbar. We’re all living in America, Amerika, Amerika. We’re all living in America, Coca-Cola, Wonderbra, We’re all living in America, Amerika, Amerika.” (eng. ger.). Oczywiście wniosek powyższy, nie jest wynikiem jakiejś szczególnej analizy, czy też wysiłku poszczególnych płatów kory, jest prostą projekcją wyobrażeń na temat palonych przez Pana, Panie Janie Kochany, tytoni.
Oczywiście mógłbym się próbować silić na bardziej odpowiedni dobór słów, zawoalowanie, użycie wykwintnego słownictwa, popartego znajomością literatury, botaniki, fizyki oraz potencjalną zdolnością do przeprowadzenia dowodu centralnego twierdzenia granicznego. Ale zamiast tego pozwolę sobie przejść dalej, bo wbrew wyobrażeniom niektórych, jest jakieś dalej. I nie jest to światło nadjeżdżającego metra. Tytoń służy do palenia, a nie wąchania. Ale, że ja takie rzeczy Panu pisze, Panie Janie Kochany, to aż mi wstyd. Zagalopowałem się i serdecznie przepraszam i o wybaczenie proszę. Bo nie w tym rzecz. Do rzeczy zatem, ad rem (łac.):
Tytoń, którym raczył mnie Pan poczęstować, Panie Janie Kochany, za co pozwolę sobie, po raz kolejny podziękować, jest tytoniem bardzo wysokiej jakości. Proces rozdrabniania cząstek płatków, generuje piękne, szerokie wstążeczki, doskonale odżyłowane, bez fragmentów łodyg czy innych patyków, które często goszczą, nawet w przypadku bardziej znamienitych marek.
Paliłem opisywany tytoń wyłącznie w jednej fajce – włoskiej – L’anatra dalle uova d’oro i mając na uwadze całą ułomność tego rozwiązania mogę stwierdzić, że tytoń spala się łatwo, acz wydobycie z niego maksimum smaku wymaga bardzo wolnego prowadzenia, praktycznie na granicy. Wtedy odkrywa przed nami właściwą feerię smaków – virginowych słodyczy, kwasków podbitych umiejętnie przy pomocy Perique. W przeciwnym wypadku dominuje przede wszystkim pieprzność, maślaność i orzechowość, czyli nuty które uprzednio odkrywałem w innej amerykańskiego mieszance VaPer – C&D Bayou Morning. Czasem, przebija się przez to odrobina słodyczy i owocowych kwasków.
Nie jestem do końca pewien, czy ten Perique, tak naprawdę, występuje w tym tytoniu, bo nie mogę go wychwycić po typowym, figowy aromacie, gdy niepalony – niemniej w paleniu wydaje się być obecny. Natomiast najgorsze, co można temu tytoniowi zrobić, to przeciągnąć. Przeciągnięcie spowoduje kompletne zgorzknienie i dramat.
I to chyba byłoby na tyle, jak mawiał nieżyjący już Jan Tadeusz Stanisławski prof. mniemanologii stosowanej.
Życząc zdrowia, szczęścia i wesołości, jeszcze raz składam serdeczne podziękowania za podarunki, które od Pana, Panie Janie Kochany otrzymałem i kreślę się zamaszyście:
Yopas Yopasovitsch
Ps. „Koniec i bomba…”
Chciałam coś napisać. Pochwalić. Zachwycić się. Wyrazić entuzjazm. Ale po prostu środki wyrazu mi odebrało. Bezradnie gapię się w klawiaturę i nie jestem w stanie wydobyć z siebie słów, które chociaż w przybliżeniu opisywałyby uczucia, jakie budzą się po lekturze tego tekstu. Gdybyś kiedyś wydawał zbiór opowiadań, albo wybór esejów, albo cokolwiek innego, to poproszę o egzemplarz z dedykacją.
Mnie tam zazwyczaj budzą się uczucia mordercze, bo wiem, że żebym się, z przeproszeniem, zdefekował, to nie będę tak umiał. Żeby on tak, cholera, przynajmniej jednokierunkowo utalentowany był :]
Uderzające jest jednakowoż co innego – otóż reguła na tym portalu jest, że im bardziej merytoryczny, albo po prostu fajnie napisany jest tekst, tym mniej jest pod nim komentarzy ;) Ten pięknie się wpisuje w tę świecką tradycję.
No i ten, tego – nie, żebym tu kogoś poganiał :> ale Janku, ja bym rad był się dowiedzieć, co też Paweł opisywał ;)
PS.
„Wenn getanzt wird will ich führen
auch wenn ihr euch alleine dreht
Lasst euch ein wenig kontrollieren
Ich zeige euch wie es richtig geht”
Buhahahaha.
I see what you did there :>
„Teraz jednak Mangro zamienił się już cały z recenzenta, osądzającego z dala teren wojny – w widza, który, zapłaciwszy swą pesetę za miejsce na toros, wie, że za sto peset nie zechce się wmieszać do walki z rozwścieklonym bykiem” jak pisał Mag Litwor, i dalej kontynuował „Wesel się na wyżynach i dawaj innym tę radość”, choć dodawał także ” Lecz Wy musicie być rzuceni w głębiny morza, którym jest nicość: gwiazdy, drzewa, góry, ludzie, sny — i milczenia!
Dusza ziemi zapadnie, jak świątynia o jaspisowych kolumnach! runie, zachwiawszy się na bagnistym gruncie złudy życia! rozmiażdży się i zamieni w pył niewiadomego” — w McClellanda Straight Virginia — „w nieujęte czynniki najstraszliwszych” liści „w pramyśli Boga, o którym mówi Kabała, że On jest Niebytem. Oto groza przeraźliwsza od widma w wyklętym kościele — groza tego, że jestem!”
Dziękuję za piękny tekst. Krzyś, skomentować taką recenzję to sprawa nie łatwa. Swoją drogą, nie wiem dlaczego pierwsze, co po przeczytaniu przyszło mi do głowy, to Maklakiewicz i Himilsbach. Później dopiero Miciński, ze względu na złożoność treści i różnorodność językową. Rzekłbym jam jednak kmiot ;)
i jeszcze jedno „Podróże kształcą. Zwłaszcza dookoła świata”.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Dzięki za informacje o tytoniu – ale czy to się jakoś nazywa konkretnie, czy po prostu Straight? Bo na TR nic takiego nie ma, a McC Virginii ma trochę…
Tak. I każda na TR oznaczona jako straight virginia.
Oraz: dziękuję Państwu serdecznie za wyrazy. Wypełniają mą próżność bez reszty :).
maj mistejk co do nazwy (skąd mi się to wzięło?) http://www.tobaccoreviews.com/blend/727/mcclelland-bulk-no2010-classic-virginia
Oraz tak, delikatne przyspieszenie i
„2 dziurki w nosie”
To się przyłaczę i gromko zawołam : „Miszcz cytaty” :)
A jeszcze, dodam, że upatruję w tym tytoniu olbrzymi potencjał dojrzewalniczy. Czyli po c.a. 2 latach, to może być prawdziwy miód z kaszanką!
Panie Pawle, Kochany,
składam potrójny ketow/ kowtow (klęcząc biję czołem w bruk) dla pańskiej erudycji i zdolności lingwistycznych.
Pisz Pan częściej, z łaski swojej, byś naszemi komentarzami marnemi mógł swą próżność łechtać.
Z wyrazami szacunku,
Janusz J.