Zacznijmy od szczerego wyznania: popełniłem błąd taktyczny. Nikogo nie zmanipulowałem w trakcie spotkania i teraz sam muszę napisać relację, bo wszyscy po powrocie do domów zrobili się tak asertywni, że aż pozazdrościć. Następnym razem się uda.
A jak było? Okazuje się, że jesteśmy tak do bólu powtarzalni, że jak Alan napisał na gadaczce: „Nie było mnie, ale nic trudnego aby opowiedzieć: znakomita atmosfera, mnóstwo rzeczy do palenia, Krzyś rozdrabniał tytoń samymi ripostami, Yopas rozsiadł się w fotelu i mądrze milczał, Julian zawstydzał wszystkich swoją techniką palenia, Radek tradycyjnie odpalał fajkę od fajki, Piotrek robił denne focie srajfonem na fajkanetowy fanpejdż, pojawił się niespodziewany gość z warszawskiego PC, a przede wszystkim – wszyscy cieszyli się, że Andrzej w końcu się pojawił”, to właściwie nie pozostawało nic innego, tylko przyklasnąć.
Z tym, że nie.
Paweł rozmawiał, Piotrek zapomniał telefonu, a Alek tym razem zaskoczył nas – poza techniką – również ubiorem, który dowiódł, że stanowi wzorzec z Sèvres dla każdego fajczarza (ponieważ nie zostało to uwiecznione na zdjęciach, więc musicie uwierzyć mi na słowo).
A co poza tym? Poza tym było faktycznie jak zwykle. Obejrzeliśmy sobie fajkowe utensylia, podkradliśmy sobie nawzajem tytonie. Pomądrzyliśmy się nad smakami. Popatrzyliśmy, jak zmieniają się niektórzy dawni znajomi (#metamorfozakarolawczołowegohipsterafajkanetu) i zapoznaliśmy nowych. To, że pojawiło się kilka nowych twarzy, nieodmiennie cieszy. Ubyło z przyczyn różnych kilku stałych bywalców, których jednakowoż mamy jeszcze nadzieję zobaczyć na kolejnym spotkaniu.
Faktycznie wszyscy ucieszyli się z wizyty Andrzeja, bo po pierwsze – można było zobaczyć, że on naprawdę istnieje i nie ma CNC zamiast ręki i suwmiarki zamiast oka. Mało! Można było uścisnąć TĘ RĘKĘ. Większość zrezygnowała potem z mycia własnych, co było ułatwione przez awarię umywalki w lokalu (ja umyłem, bo jestem higienistą, ale wcześniej pobrałem dyskretnie z ręki próbki naskórka, żeby wydzielić DNA do badań. Cały czas nie dowierzam, że on jest ino bioniczny).
No i właściwie tyle. Więcej powiedzą Wam zdjęcia, które są jak wiadomo warte tysiąca słów. Zdjęcia wykonał w trybie ratunkowym Piotr M. Głęboki. Telefonem. Proszę docenić jego wysiłki, bo nikomu innemu się nie chciało nawet próbować. Dzięki Piotrze.
Ze swej strony chciałbym:
- Podziękować wszystkim za przybycie,
- Przeprosić tych, z którymi nie zdążyłem porozmawiać (zdarza mi się to notorycznie i za każdym razem obiecuję sobie, że tym razem pogadam z każdym – i nigdy się nie udaje),
- Wyrazić radość z powodu przybycia nowych osób – mam nadzieję, że się Wam podobało,
- Wszystkim, którzy przekazali mi tytonie i fajki do akcji pomocowej. Szczególnie dziękuję koledze (przepraszam, ale nie zapamiętałem imienia), który specjalnie i tylko w tym celu (!) przyjechał na spotkanie. Szacunek.
- Mirkowi, Andrzejowi i Krzyśkowi za przybycie w dzicz Kongresówki, interesujące konwersacje i gotowość do zorganizowania spotkania w Krakowie lub/i Niepołomicach. Wrócimy do tematu.
- Piotrowi za wycięcie ze zdjęcia ze mną Perry’ego – widzisz Perry, było nie fikać do fotografa,
- Alkowi – za możliwość spróbowania kilkudziesięcioletniego Playersa Navy Cut (kiosk blend, tiaaaa…), Pawłowi – za możliwość spróbowania młodszego, ale jarego MickMcQuaid Square Cut i Zbyszkowi – za możliwość spróbowania Yenidje Highlander. Jedno spotkanie, trzy nowe smaki, to się nie zdarza codziennie.
No i to by było na tyle. Nikt nie chciał pisać, to teraz macie. Drętwą, napisaną na kolanie relację. A mogło być tak fajnie. A teraz obiecane sweet focie:
Miłe złego początki.
Karol zabił ćwieka Ludwice
Zbyszek (@wiatrak) i Robert (@RobertZ).
Autor. Z tej fotki zaginął Perry.
Sławek (@sławek.c) szyfrujący skład. Latakia, Sławku. Latakia.
Rafał (@ralph). Wygląda tak dumnie.
Szorstka męska miłość albo Wielkie Serce PiotrkaN. Nawet Perry’ego przytuli!
I najdłużej oczekiwana fota z Andrzejem (@milczącym). Od lewej Mirek (@miro), autor (@KrzysT), Andrzej (@milczący), Krzysztof (@Grimar)
Trzy gracje (a dokładniej jedna Gracja i dwóch Gracjanów). Od lewej: Ludwika (@montoya), Mirek (@miro) i Andrzej (@milczący).
Nuda Panie. Jak na polskim filmie. Od lewej Andrzej (@milczący), Krzysztof (@Grimar) i Paweł (@yopas)
A tu się ożywili. Albo skutecznie udawali.
Przerażenia i wyparcia (Karol @carlos cruz)
A nawet przejęcia kontroli nad światem za pomocą samych spojrzeń (Zbyszek @Wiatrak)
Ale finalnie wszyscy się uśmiechali (Karol @carlos cruz i Mirek @miro).
Wiedziałem, że będzie super. No i kurcze beze mnie…
Jak mawiała moja śp. babcia: „a do dupy”.
Ech, zostaje czekać na następne spotkanie.
Zazdroszczę tym co byli.
Gdy tej bandzie fajcarzy (w tym jednej fajcarce) w końcu spotkać się uda
Powietrze gęstnieje, iskrzą płomienie, w żarze fajek wypala się nuda
Dymią głowy zebranych czartów
A czasem nawet dla żartów
Nad Wisłą dzieją się cuda
Jak zawsze było fajnie. Cieszę się, że po dłuższym czasie udało mi się wreszcie dotrzeć na spotkanie, zobaczyć dawno nie widziane twarze, poznać zupełnie nowe, wypalić pyszne Bull’s Eye (dzięki Lolek!), przekonać się do Ennerdale (dzięki Adamowi-ajtowi; teraz muszę odnaleźć stary post, w którym twierdziłam, że to to samo, co Grousemoore, wszystko ładnie odszczekać i poważnie zastanowić się nad tym, co ja wtedy paliłam i kto mi to podsunął…) i w doborowym towarzystwie obejrzeć bezbramkową połowę Meczu. Dla takich chwil warto rozlewać lemoniadę! :D
Oczywiście zapomniałem (pewnie wyparłem). Zaszczyt rozlania napoju, tym razem niewyskokowego przypadł mnie. Wylałem Ludwice lemoniadę i na dodatek – co konstatuję z niejakim przerażeniem – nie odkupiłem. Wybacz Ludwiko :( Jezdem czmul i żłób.
Nic się nie stało, Krzyyyysiu nic się nie stało, nic się nie staaaało, Krzyyyysiu nic się nie stało!
No :)
Muszę popracować nad techniką selfie. Wtedy i moja paszczęka pojawi się w relacji. A może lepiej nie ?!. Pomyślę. Wszystkim obecnym, z którymi mogłem pogadać serdecznie dziękuję, Lolkowi szczególnie za wspólną podróż. Specjalne przesłanie dla Ludwiki – pamiętaj nic nie planuj na maj (Pigpenówka). Za jakość fotek przepraszam – miałem cichutką nadzieję że ktoś jednak zabierze fotopudełko (o święta naiwności). Konstatacja była przerażająca – spotkanie bez fot! nie, nie ma mowy
Podziwiam, zazdroszczę i kajam się ze wstydu, że ciągle beze mnie.
Powtórzę się, ale napiszę ponownie – było świetnie!
Dziękuję Organizatorom i wszystkim obecnym za bardzo mile spędzony czas.
Zwłaszcza, podziękować muszę Mirkowi i Krzyśkowi za podwózkę!
Było fajnie… tak fajnie, że chciało by się jeszcze, i żal że tak krótko (Tak! mówię poważnie – ja, który to bał się „wyjść do ludzi” i z wielką obawą i tremą wybrałem się na spotkanie przez pół polski, by trafić w świetną atmosferę w fajnym gronie i wrócić zmęczonym, ale z pewnym niedosytem (bynajmniej nie nikotynowym ;)).
Jak można się było spodziewać, i o czym zapewniali mnie korespondencyjnie bywalcy wcześniejszych spotkań – stoły uginały się od dobra, piwo smakowało wyśmienicie, a rozmowy toczyły się poważne, choć w większości o dupiemarynie ;) Słowem – spotkanie było świetne, nie będę się już nigdy wzbraniał przed kolejnymi…
Dzięki Piotrze za dokumentację spotkania i ustawianie nas do nieustawianych fotek (mogłeś mi choć pozwolić fryzurę poprawić ;)).
Pozdrawiam, Andrzej
And that’s the spirit! A następnym razem to ja będę robił zdjęcia i wtedy nie będzie czasu nawet mrugnąć :>
Nie bo gdybyś poprawił to by było pozowane i nienaturalne, a tak jest ładnie
No dobrze – czekałem na przypływ natchnienia, żeby skomentować mądrze i dowcipnie; niestety wena coś nie przychodzi, a Krzysztof straszy fochem z powodu braku komentarzy. Wszyscy wiemy, że foch Krzysztofa może mieć straszne skutki, więc piszę:
1. Podróż tam i z powrotem z Panami A. i K. była przyjemna i bogata w możliwości rozwoju wiedzy fajkowej (A.) i mykologii (K.). Do plusów należy zaliczyć również nierozjechanie policjanta usiłującego kierować ruchem, niestety zakamuflowanego praktycznie bezbłędnie (może chwilę wcześniej czaił sie w krzakach z suszarką?). Pewnym zgrzytem było komentowanie przez Szanownych Kolegów walorów i niuansów smakowych spożywanego piwa (pomarańcza, kolendra, i co tam jeszcze) w towarzystwie niepijącego oczywiście kierowcy – to nie było miłe!
2. Dotarcie na miejsce opóźniło się odrobinę z powodu korka w Piasecznie i konieczności częstych postojów w celu a) zakupu piwa i b) wydalenia jego pozostałości po wypiciu. Uczciwie wypada dodać, że i kierownik wycieczki dał – delikatnie mówiąc – dupy, próbując dojechać pod siedzibę Andrzeja „sprytnym” objazdem rozkopanego Placu Centralnego w Krakowie.
3. Krzyś nie zawiódł, wdziewając na tyłek spodnie w pseudomilitarnej stylistyce (takie w nieregularne ciapki – ale nie szaro-zielone jakie się widzi najczęściej, tylko w stronę Pustynnej Burzy: szaro-beżowo-brązowe). Drugi gospodarz (Paweł) również klasycznie; hodowla brody ewoluuje jakoś w stronę krasnala Hałabały na moje oko.
4. Ale: nad mizerią outfitu i wizerunku tym razem własnego kazał się zastanowić widok Juliana. Jak napisano w tekście, to trzeba było zobaczyć.
5. Samo spotkanie – wszystko już opisał Krzysztof. Bo co tu pisać? Że było miło – to oczywiste (dla tych, którzy ciagle się wahają czy przybyć na spotkanie z powodu wirtualnej złośliwości niektórych osób czy onieśmielenia rzekomo nienaganną techniką palenia tychże lub doskonałością i wysoką wartością kolekcjonerską ich zbiorów fajkowych – mówię: nie bać się!). „Niespodziewany gość” z lokalnej Organizacji ma już z tego co zrozumiałem status mema (więc skąd zaskoczenie, że jest…? za każdym razem dopisywać do listy uczestników zaraz za PiotremN). Rozlanie czegoś przez kogoś to też już ponoć tradycja – w tym konkretnym miejscu jest to jednak rzecz w jakimś sensie dobra i pozytywna dzięki przybyciu niezwykle profesjonalnego serwisu sprzątającego (wystarczy dodać, że później niektórzy z nas dobrowolnie szli po schodach – choć nie musieli – w celu oddania pustych butelek).
6. Streszczenie filozofii życiowej Karola dało do myślenia. Choć, jednak, do głębszych refleksji skłoniło spróbowanie Andrzejowego Onyxa. Opaliłem również Karola z Dunhill Flake’a i nie-wiem-kogo z Three Nuns – dziękuję za mozliwość spróbowania!
7. Paweł – fakt – mówił. Ale mówił też we Wrocławiu. Więc to musi być jakiś prywatny żarcik Redaktora Sprawozdawcy.
8. Dobrze było zobaczyć fajczarską solidarność – pewien Pan, którego nikt nie znał ani wcześniej nie widział wpadł na minutę tylko po to, żeby przekazać fanty na akcję pomocową. Fajna rzecz zobaczyć cos takiego.
9. Piotr jako fotoreporter z konieczności spisał się świetnie. Relacja bez zdjęć to rzeczywiście nie to.
10. Bardzo dziękuję Organizatorom za organizację (oczywiście) i miłe przyjęcie gości z wrażego województwa. Szkoda, że trzeba było się zwijać tak wcześnie, niestety – geografia i odległość robią swoje. Następne spotkanie ma być w Krakowie lub Niepołomicach, ale na jeszcze kolejne wybiorę się albo transportem publicznym, albo z powrotem dopiero nastepnego dnia. Howgh!
I to by chyba było wszystko.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim!
No szlak, a mnie wysłali na delegację i nie mogłem odmówić . Wrrrr, jedno przespałem drugie mnie wywalili. Kurcze czy ten świat zwolni czy kiedyś zapalę jeszcze z Wami .
Pozdro
Szlag. Bo to jest germanizm i pochodzi od „schlagen”, czyli uderzać.
Szlak, to jest na Babią Górę :>
Wiem, że jestem czepliwy, ale kaganek oświaty można (i trzeba!) nieść zawsze i wszędzie ;)
no nie bądź wiśnia i nie czepiaj się, wiem że kara musi być :))) Nie no tak poważnie nie mogę poprawić, ale u mnie w domu zawsze było szlak , może faktycznie pisze się szlag , ale zawsze słyszałem szlak. Sorki już milczę
Dlatego podaję etymologię. Żebyś się dowiedział i nauczył czegoś nowego – w ten sposób zrobisz dobry uczynek i nie zmarnujesz dnia (jak mawiał cesarz Tytus piórem Swetoniusza :>).
Bo zdaje się Germanie mają ten feler, że głoska dźwięczna i bezdźwięczna, to dla nich jeden…, że brzmią jednakowo.
No jednak nie do końca. Po prostu my mamy z tym problem – z wysłuchaniem różnicy i z artykulacją.
Polski klasyk to mówienie „ś” tam, gdzie jest miękkie „ch” w niemieckim.
I twarde „en-gie” w złożeniu „ng”, gdzie „n” jest praktycznie nieme/zanikowe np. Junge, które nasi rodacy wymawiają JuNGe, zamiast Ju(n)ge ;)
Może gdzieś mam korzenie w Niemczech. Nazwisko mam jak wszyscy mówią niemieckie Redel. Ale nigdy o tym nie myślałem
Dzięki Fajczarskiej Braci na nowo się odnalazłem – nie tylko w oddawaniu się przyjemności palenia ale i spotkania – Dzięki za super spotkanie
Oczywiście wielkie dzięki kieruję do Wiatraka za możliwość smakowania tytoni amerykańskich. Oczywiście nieśmiało pytam w jaki sposób nabyć te smakołyki ? Może inaczej – jak Zbyszku będziesz miał odsprzedać to czym na „sępa” opalałem Ciebie – to ja chętnie … Pozdrawiam
Jeśli chodzi o sprzedaż – aż takich pokładów nie posiadam :) ale zawsze chętnie poczęstuję. Napisz na priv coś ustalimy :)
Cieszę się że zdecydowałem się przyjść. Było smacznie, obficie, dymnie i serdecznie. Szczególnie dziękuję Sławkowi za pół puszki Nightcapa (mój pierwszy Dunhill) Wilkowi szaremu za ciekawą rozmowę, Perryemu za wypróbowanie piankowego falcona, Julianowi i wszystkim innym, których tytoniami się częstowałem. Dzięki organizatorom i w ogóle każdemu kto był, Przyjemnie było dowiedzieć się, żeście nie są wirtualni ;-) A, no i pani elfce-kelnerce też dzięki za oczęta, uśmiech i ogólną ładność.
Następny, cholera, romantyk. A zagadałeś chociaż? :>
Bo pani zdecydowanie pozytywnie reagowała na zaczepki wszelakie.
Oraz: ja byłem wirtualny, przecież nikt normalny nie wyglądałby w realu jak Hałabała.
Pewnie że zagadałem. Ale na mnie kobiety lepiej reagują gdy milczę ;-P więc dałem pani spokój.
Błąd, zdecydowane błąd
Czy doczekam się odpowiedzi w sprawie możliwości nabycia tytoni amerykańskich? KrzysT pomóż !
No ja wiem, ale musiałbym cię potem zabić :(
A wtedy wiesz, Agnieszka zaczęłaby mnie ścigać i nakręcalibyśmy tę spiralę nienawiści… :(
Zamiast pisać w temacie publicznie na forum, zadzwoń może do Wiatraka. Tak będzie lepiej. Jeśli nie możesz napisz maila do mnie – piotr_gleboki(at)post.pl
Po tygodniu, jaki upłynął od spotkania widzę wyraźnie, że miało ono także smutne konsekwencje. W moim przypadku jedną. Mój jeszcze do niedawna ukochany kołeczek z czarnego dębu, wykonany przez mistrza Worobca, nie podoba mi się już zupełni. Co na niego spojrzę przypominają mi się te wykonane przez Andrzeja (które na żywo wyglądają jeszcze lepiej niż na zdjęciach) i narasta potrzeba natychmiastowego zaopatrzenia się w takowy przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Ludwiko, ponieważ poczuwam się do tej wylanej lemoniady, a Andrzej jakoś się ostatnio opuścił w produkcji ;) to, jakbycitu… podeślij na maila adres. Ja mam kilka kołeczków od Andrzeja, podzielę się.
Miło mi, że moje kołeczki znalazły uznanie w Twoich oczach :)
Sam dyskretnie rozglądałem się, kto i czym w kominie gmera ;) i wiem, że Krzysiek i Mirek na pewno… A – i Paweł. Kto jeszcze – nie dopatrzyłem.
Krzyś ma rację – na chwilę obecną niestety nie posiadam żadnego „luźnego” kołeczka (sam na spotkaniu miałem brzydala z samych początków kariery, co stało się powodem docinków i żartów szanownego grona).
Obiecuję Ci jednak Ludwiko, że będziesz miała pierwszeństwo wybrania sobie kołeczka z następnej partii jaka powstanie (być może jeszcze przed zimą coś powstanie). I dostaniesz go w prezencie, jako nasza portalowa „rodzynka” :) Pozdrawiam.
Ja bym się nie przyznawał, że to twój :> To nawet nie, że szewc bez obuwia, to abominacja.