Po powrocie z ubiegłorocznych wakacji (artykuł: „Byłem w Cogolin”), od razu zacząłem planować kolejne, zastanawiając się jak namówić do nich żonę. Sam wyjazd do Saint Claude nie wchodził w grę – żona lubi trochę pozwiedzać. Pertraktacje trwały kilka miesięcy. Ostatecznie zdecydowała cena wynajmu domku w tej samej miejscowości, którą odwiedziliśmy rok temu, czyli Port Grimaund.
Postanowiliśmy jednak dotrzeć na miejsce zupełnie inną drogą. Od razu pomyślałem o odwiedzeniu Cogolin i Domenico Romeo (Mimmo). W styczniu wszystkie hotele zostały zarezerwowane i jedyne, co pozostało, to cierpliwie czekać na urlop – ze względu na charakter mojej pracy na wakacje mogę wyjechać tylko w drugiej połowie września.
Pewnego poranka, na trzy miesiące przed wyjazdem, cały misternie sklecony plan stanął pod znakiem zapytania. Nie wiedzieliśmy czy odwołamy całe wakacje, czy tylko skrócimy trasę i czas wyjazdu, szczególnie, że odwołanie niektórych rezerwacji nie było możliwe. Po konsultacjach z lekarzem i otrzymaniu kilku zaleceń, podjęliśmy decyzje o wyjeździe.
Myślę, że pobiłem rekord Guinnessa, a raczej pobiła go moja żona:
- 5000 km samochodem w 10 dni;
- Stuttgart i muzeum Porsche;
- Saint Claude – zwiedzanie muzeum fajek i diamentów oraz wizyta w fabryce Genod;
- wjazd na górę Mont Ventoux -1911 m npm. z obowiązkową fajeczką na szczycie;
- Awinion;
- ponowna wizyta w Cogolin;
- wizyta u Mimmo i Karen Romeo w Taggia;
- kilkanaście małych miejscowości na Lazurowym Wybrzeżu;
i to wszystko osiągnęliśmy z nienarodzonym potomkiem – żona w 4 miesiącu ciąży.
Z powodu wielkiej radości, jaka nas spotkała, musieliśmy zmienić lub skrócić dystans niektórych tras, mimo tego udało się nam sporo zobaczyć. By nie przynudzać, opiszę tylko te związane z fajką. Drugiego dnia po południu dotarliśmy do Saint-Claude. Oczekiwałem malutkiego i cichego miejsca pośród gór, a zastałem tętniące życiem miasteczko z dużym ruchem pieszym i samochodowym. Tego popołudnia czasu i sił wystarczyło tylko na zwiedzanie muzeum:
i krótki spacer z pizzą w ręku, po kolorowych uliczkach:
Następnego dnia, zaraz po śniadaniu, zwiedziliśmy miasto starając się zobaczyć jak najwięcej, mając na uwadze fakt, iż do pokonania tego dnia mieliśmy jeszcze 600 km. Poniżej szybki rzut oka na trzy sklepy z fajkami znajdujące się w centrum, obok kościoła:
Kilkaset metrów dalej doszliśmy do okazałego pomnika:
A poniżej kilka fotek miasteczka i jego budynków:
Następnie odwiedziliśmy warsztat Genod, w którym Sebastien Beaud pokazał nam jak robi fajki:
Koło na zdjęciu powyżej jest pozostałością z czasów, w których wszystkie maszyny w zakładzie były napędzane siłą płynącej obok rzeki.
Mimo, że w warsztacie powstają szablonowe fajki (raczej niskiej jakości), nie sposób opisać jaki klimat tam panuje i jakie wrażenie robią te stare maszyny. Po pamiątkowej fotce i pożegnaniu się, zajrzeliśmy do sklepiku przed warsztatem, gdzie czekała już 30-osobowa wycieczka chętna zobaczyć jak powstają fajki. Tymbardziej ucieszył nas fakt, że udało się nam spędzić czas w warsztacie Genod sam na sam z Sebastienem Beaud.
Czasu pozostało już niewiele, dlatego też fabryki Butz-Choquin:
i Chacom:
udało nam się zobaczyć tylko z zewnątrz.
Chciałem sobie kupić fajkę na pamiątkę krótkiej wizyty w Saint-Claude. Było ich bardzo dużo, w cenach zaczynających się od 19 euro, lecz we wszystkich, które na pierwszy rzut oka mi się podobały znajdowałem wykluczające je wady. Fajki za 50-70 euro miały źle spasowane ustniki, wady wrzośca lub były po prostu krzywe. Może za mocno się czepiałem szczegółów. I tak z Saint-Claude wyjechałem bez fajki ani tytoniu.
Stolica fajki pożegnała nas deszczem:
Podczas kilku kolejnych dni odwiedziliśmy między innymi Awinion, w którym to kupiłem tytoń „Saint-Claude”:
Spędzając wakacje 5 km obok Cogolin, nie mogłem go nie odwiedzić:
Ledwo weszliśmy do środka fabryki zostaliśmy zaproszeni do zaczynającej się właśnie prezentacji kolejnych etapów powstawania fajek. Jeden z pracowników omawiał z kilkoma zwiedzającymi proces produkcji – szkoda, że po francusku. Zauważyłem kilka zmian w fabryce i nową piłę taśmową. Czyli produkcja chyba kwitnie. Zrobiłem kilka dokładniejszych fotek, między innymi prasy do wyciskania kogucików:
W fabryce pojawiło się mnóstwo ryflowanych fajek:
pojawiły się również e-fajki:
Podobało mi się, że wszystkie fajki mają kogucika na ustniku, nawet drogi autograph. Choć nie ukrywam, że ekspozycja pozostawia wiele do życzenia. Sterta fajek za 29 euro pomieszana z fajkami za 500-600 euro, które często leżą na przykład na zapalniczkach:
Będąc w jednym tygodniu w Saint-Claude i Cogolin mogę z całą pewnością stwierdzić, że pod względem jakości, fajki z Cogolin wypadają nieco lepiej – biorąc pod uwagę fajki seryjnie produkowane takie do 70 euro. W Saint-Claude, w sklepach, zauważyłem dużo fajek ze zzieleniałym ustnikiem, w szczególności te trochę droższe, co oznacza, że się nie sprzedają. W Cogolin można bez problemu znaleźć dobrą fajkę za 29 euro.
Np. taką, którą wybrała mi żona, bo ja nie mogłem się zdecydować.
Podczas tych wakacji odwiedziliśmy jeszcze Karin i Mimmo Romeo we Włoszech. Gościnność i otwartość, z jaką się podczas tej wizyty spotkaliśmy, przerosła moje oczekiwania. Myślałem, że wpadniemy na chwilę, kupię trochę klocków wrzoścowych, a spędziliśmy tam prawie cały dzień. Otrzymałem prezent, jakiego się nie spodziewałem. Nie dość, że mogłem zobaczyć po kolei wszystkie etapy produkcji klocków, to jeszcze dostałem kilkugodzinną lekcje (pokaz) robienia fajek przez Mimmo. Czasu wystarczyło tylko na zrobienie ustnika ale i tak było to dla mnie cenne doświadczenie.
Bardzo piękny artykuł i równie piękne zdjęcia.
Dziękujemy, że chciało ci się z nami podzielić.
Gratulacje z powodu nowego doświadczenia, którym będzie dla was bycie rodzicem – od razu powiem, że jest do doświadczenie, przy którym cały ten trip to tzw. phi ;) Ale równie fajne.
Prywatnie zazdroszczę też Port Grimaud, bo w jego okolicach spędziłem kiedyś jedne z fajniejszych wakacji swojego życia.
Po pierwsze i najważniejsze – serdecznie gratuluję powiększenia rodziny!
Po drugie – dziękuję za tekst i zdjęcia (i fajne, i dużo :) ) i ogólnie za to, że chciało Ci się podzielić wrażeniami.
Wojtku nie trzeba tak daleko jechać :) u nas takich maszyn dostatek – powiedz tytko czego Ci potrzeba :)
Muzyka dla Twych uszu.
Świetne są obydwa reportaże – gratulacje i podziękowania :)
Oczywiście najważniejsze – życzenia szczęścia dla powiększonej Rodzinki !!!
Dziękuję wszystkim za gratulacje – ale jeszcze trochę do porodu zostało.
Nie ma za co dziękować – a z kim miał bym się dzielić przecież to dzięki Wam tak zwariowałem na punkcie fajek.
Stare maszyny od dziecka lubiłem oglądać w szczególności podczas pracy, ale dopiero teraz przy pracach związanych z fajkami zaczynam doceniać ich przewagę nad nowymi.
Tytoń „Saint-Claude” można dostać za ok. 5 euro w większości południowo-francuskich kiosków z prasą, małych sklepikach itp. Niestety, cena jego jest wprost proporcjonalna do jakości… a nawet zawyżona.
Panie, zamiast się wymądrzać, może byś na spotkanie przyszedł, bo nie było Cie na nim co najmniej od międzywojnia.