Nienawidzę burleya. Odkąd pierwszy raz udało mi się wyczuć jego naturalny aromat, do każdego tytoniu z burleyem w składzie podchodzę jak pies do jeża. Gorzki, gryzący, suchy jak gardziel po ciężkiej imprezie psuł smak niemal każdej palonej przeze mnie mieszanki. Sytuację poniekąd ratował solidny casing – wtedy przynajmniej czuło się tylko ten syrop. Coś się jednak ruszyło…
Pewnego razu zastanowiłem się nad tą burlejową traumą – jakie ja naprawdę mam z nim doświadczenie? The Jolly Joker? Golden Ambrosia? Sweet Killarney? Aż parsknąłem śmiechem. Zdałem sobie sprawę, że obcowałem dotąd z burleyem jakości mizernej, resztkami wygrzebywanymi spomiędzy żeber beczki, ładowanymi do jednej koperty z tytoniami podobnej klasy, po czym podpisywanymi dumnie brzmiącą nazwą. Czemu by zatem nie dać mu drugiej szansy?
Przymierzałem się do University Flake Petersona, ale jakby zabrakło mi odwagi. Przeglądając „tytoniowy market” na FMS zauważyłem, że jeden forumowicz zadeklarował miesiąc wcześniej chęć sprzedaży dwuletniego Kendal Cream Deluxe Flake. Do tej pory nie pamiętam, czy zakup był spowodowany chęcią spróbowania tytoniu z lepszej jakości burleyem, kurczące się zapasy, czy zwykły nałóg kupowania. Podejrzewam, że wszystko naraz. Ogłoszenie na szczęście nie uległo dezaktualizacji, więc niedługo po tym cieszyłem się nowym fajkowym zielem.
Tak truję o tym burleyu, a tak naprawdę nie wiadomo, czy ten tytoń faktycznie go zawiera. Opinie na ten temat są różne – ja zaliczam się do tych, którzy mocno obstają za jego obecnością. Ale nie jest on tutaj bazowym składnikiem – ta rola przypada virginii, tak samo słodkiej w zapachu, jak i w smaku. Burley służy tu raczej jako element wprowadzający pewną wytrawność. A to bardzo dobry burley jest, jakkolwiek oksymoronicznie to brzmi! Dzięki temu palacz nie jest bombardowany przez wszystkie niuanse virginii – smak jest stały, za to dość bogaty.
Wielu fajczarzy mówi o dość specyficznym, kremowym dymie, co sugerowałaby również nazwa specyfiku. W moim odczuciu – cóż, dym jak dym, kremowy to on może jest jak zagęści go kondensat. Kremistości doszukiwałbym się raczej w samym smaku. A ten, po wytężonych namysłach i kojarzeniach pracujących na najwyższych obrotach, przypomina mi słodką, paloną korę drzewa. Skojarzenie to nasunęło mi się, gdy wykańczałem puszkę – płatki były suche jak wiór, a w parze z ciemnym kolorem autentycznie przypominało korę. Mimo tak silnego wysuszenia, tytoń smakował i palił się znakomicie, co jest dużym plusem. Do silniejszego głosu doszedł za to burley, który wprowadza właśnie ten akcent suchego drzewa.
Palacze lubiący smak cygar zapewne skrycie ucieszą się za każdym razem, gdy fajka z tym tytoniem im zgaśnie. Przy ponownym odpalaniu czuć bowiem wyraźnie tę ziemistość znaną z dobrej jakości cygar. Szybko jednak smak wraca na właściwy mu tor.
Nie zgodzę się z napisem na puszce głoszącym, że jest to tytoń delikatny. Moc w moim mniemaniu nie pozostawia żadnego niedosytu, a niektórzy nawet uważają Cream Flake za naprawdę silnego zawodnika. Potwierdzam za to, że jest to produkt o pełnym smaku.
Mocno zaprzyjaźniłem się z tym tytoniem, ale jeszcze nie do końca polubiłem się z burleyem. Powiedzmy, że między nami jest obiecujący rozejm.
A University Flake to Ty spróbujesz w Warszawie, próbka dla Ciebie została zachomikowana ;)
Po Twojej recenzji i opisywanym tu tytoniu rzucę się na niego z chomiczą łapczywością :P
Będzie mi strasznie miło
Zawsze interesujace jest porównanie różnych wrażeń różnych Osób z palenia tego samego tytoniu. Z największym szacunkiem dla wrażeń Autora powyższej impresji, moje własne odczucia są bardzo bliskie tym opisanym tu:
http://www.brothersofbriar.com/reviews-f15/first-impressions-kendal-cream-flake-deluxe-t7955.htm
Odważyłem wypowiedzieć się w sprawie Grousemoor’a to i zdradzę swoje wrażenia co do Kendala.
Pomijam, że po otwarciu puszki „pachniało” perfumem – wiadomo. Podsuszamy, ubijamy, palimy i już jest pięknie, niemal błogo i słodko, tylko gdyby…
– Tylko gdyby nie ona. – Pierwszy palacz mruknie pod nosem.
– Jaka ona? – Drugi spyta.
– Ta słodycz! – Pierwszy w połowie palenia niemal ją przeklnie.
– Nie! Ona. Tylko ona! – Rozedrze szaty ten Drugi.
Tytoń ma pełny smak, (ale) bardzo jednolity. Jestem tylko po kilku paleniach, ale po połowie fajki nudzi mi się z tym tytoniem. Słodkość przylepia się jak osad do podniebienia i już tak zostaje na bardzo długo. Oczywiście, dla jednych będzie to wada, dla innych zaleta. Ale pewnie warto samemu się przekonać…
Otworzyłem dzisiaj puszkę, wyleżakowaną gdzieś w magazynie – miała dwie akcyzy, jedną z 2008 a drugą z 2011 roku.
Zapach tytoniu – kakao, czekolada.
W dymie za cholerę nie mogłem wyczuć słodyczy, w moim odczuciu to zdecydowanie burley, smak drzewno-orzechowy (ale nie orzech włoski czy laskowy, a coś jak orzech brazylijski) z lekkim mydełkiem i czasem posmakiem kakao w tle.
Tyle po pierwszej fajce. Zobaczę co będzie dalej – może się doszukam w nim virginii, skoro jest składzie :)
Idealnie smakuje z cherbatką po bawarsku.
Nie wykluczam, że herbatka daje radę. Aczkolwiek mi się ten tytoń nieodmiennie z jakimś samogonem albo innym mescalem. Jak dla mnie bardzo surowy smak tytoniu , moc i pomysłu SG ziołowy scent (podobny jak w Sam,s Flake i jeszcze jednej miksturze (nazwy zapomniałem). Niestety paląc ten tytoń , z uwagi na ilość nikotyny,czuję się jak starowinka na spacerze z z wilczarzem. Znaczy robi ten tytoń ze mną co chce i funduje bolesną poniewierkę.
właśnie spalam próbkę 10g …zapach po otwarciu – maść tygrysia … dopisze coś więcej po 3-4 fajce…
burleya wg mnie jest moc – pod koniec rzeczywiście pięknie wychodzi na plan pierwszy … stąd i moc tego tytoniu jest, ja wtedy zwalniam z paleniem, częściej daje fajce odpocząć, ale i słodycz VA jest tu cały czas obecna – początkowy scentowy zapach maści tygrysiej minął gdzieś mi w połowie fajki .. stąd ta jedno wymiarowość ? sam nie wiem – ja tu widzę więcej – dużo więcej ..