Trudno jest udawać twardziela w dniu, w którym spory odsetek społeczeństwa czarno widzi losy artystycznej instalacji umiejscowionej na Placu Zbawiciela. Więc nic nie będę udawał – odkryłem, że mam traumę. Nie, nie lękajcie się, moja orientacja seksualna jest narodowo poprawna. Mam dziecko i odnajduję tak wiele przyjemności w obcowaniu z płcią przeciwną, że ani mi w głowie dobieranie się, do podobnych sobie. Nawet jeśli podobieństwo to dotyczy wyłącznie pierwszo i drugorzędowych cech płciowych.
Chodzi mi wyłącznie o to, że uzmysłowiłem sobie wreszcie, że chyba mam traumę tytoniową, że od kiedy skosztowałem kilku wybitnych dzieł okołovirginiowych sygnowanych nazwiskami Pease i Runowski, to do każdego tytoniu typu Va/Per zacząłem podchodzić jak lis do jeża. Normalnie: żal, smutek i hemoroidy! Dziś też.
Dzień Niepodległości – święto, więc pomyślałem, że warto byłoby zapalić coś ekstra. Zajrzałem do skrzyneczki i moja ręka powędrowała do słoiczka z napisem Kentmere Sliced Twist. I od razu w głowie zapaliło się światło ostrzegawcze: TWIST! Perique! 7%!. Cholera! Ale z drugiej strony, gdyby Piłsudski szedł tą drogą? Nie byłoby Legionów, nie byłoby II Rzeczpospolitej. Szabla w dłoń Panie Y. Niech ci przyświeci duch Somosierry.
Otworzyłem słoiczek i powąchałem. Tytoń pachniał… tytoniowo. Żadnych oznak perique’owych rodzynek czy fig, które zawsze z Perique kojarzyłem. Raczej było to coś, co wspominam z krzyśkowego Greenodd Rope, gdy przyniósł na inauguracyjne spotkanie fajkanetowe w Gnieździe Piratów. Coś octowego, ale nie aż tak intensywnie, jak zapamiętałem z tamtego spotkania. Zresztą tin note nigdy nie stanowił dla mnie niczego wiążącego. Więcej – zawsze ze zdumieniem patrzę na Kolegów, którzy podczas spotkań potrafią długimi minutami inhalować zapach z puszki. Po co? Przecież to nie jełczeje, a jak spleśniałe, to od razu widać…
Wyjąłem porcję i rozsypałem po gazecie – biedronkowa reklamówka (niestety nie Gazeta Polska). Tytoń w kolorze zdecydowanych brązów (ciemniejszy niż na zdjęciach Synjeco). Kasztanowe długie, cienkie loczki oraz ciemniejsze, mniej loczkowate, brunatne drobiny. Tutaj należy się wyjaśnienie tym, którzy jeszcze sprytnie, nie zajrzeli na stronę Synjeco, że opisywany tytoń to rozluźnione talarki powstałe po pocięciu rolki, która złożona jest z periquowego rdzenia w virginiowej otoczce. Blend zrobiony jest w Kendal, co dla mnie jest jednoznaczną wskazówką, żeby sobie rozetrzeć go jeszcze bardziej w dłoniach i dać spokojnie przeschnąć. Dopiero, gdy będzie sprawiał wrażenie zbyt suchego, będzie idealny do palenia.
Gdy już podsechł (ok. 45 min) nabiłem nim swoją mniejszą, jednojajeczną kaczkę (l’ Anatra dalle Uova d’Oro) – nabijam bez zbytniego pietyzmu, ale tak, żeby ciąg był dobry. Potem i tak będę grzebał kołkiem, więc się scieśni. Nabiłem i odpaliłem.
Tytoń smaczny, w smaku… tytoniowy. Bardzo ładnie zbalansowany. Nic nie wybija się nachalnie, nic nie gryzie – choć należy zaznaczyć, że wypoczywa w tym moim słoiku pewnie już dobre dwa lata. Dominują nuty chlebowe z charakterystycznym perique’owym piperzykiem. Przypomina mi Escudo i Dunhill De Luxe Navy Rolls. Ciężko mi z perspektywy czasu (kiedy paliłem tamte) o jakieś bardziej odpowiednie porównanie. W mocy – wydaje mi się, że nieco słabszy od Escudo i Dunhilla, ale po wypaleniu miałem uczucie spełnienia. Spala się dobrze, choć wymaga uwagi. Nie wyczuwam w nim żadnego mydła, choć muszę przyznać, że ja generalnie mam problem z tym mydłem. Bo nie narzuca mi się w żadnym z kendalowych blendów. Może to dlatego, że nie pamiętam czy próbowałem mydło, gdy byłem dzieckiem. A teraz, to już głupio próbować, nawet jak się jest na wczasach all inclusive i ma świadomość, że przecież tam to już za wszystko było zapłacone i powinno się zwrócić.
Podsumowując, Synjeco Kentmere Sliced Twist, to bardzo dobrze rokujący Va/Per, który z pewnością może spodobać się fanom takich klasyków jak Escudo czy Dunhill de Luxe Navy Rolls. Szkoda tylko, że nasz ustawodawca nie pozwala, żeby takie rzeczy mogły być produkowane dla rodzimych importerów.
Pics… or it didn’t happen.
Bo tekst, jak zawsze (Samosierra mi zrobiła).
*somosierra
Oczywiście. Kolejna nauczka, żeby nie pisać z telefonu.
A to chyba tylko kwestia braku kształcenia ustawicznego. Mnie uczyli, że Samosierra… nawet w powszechnie cytowanym nośniku „wiedzy” napisali, iż:
Somosierra (w polskiej historiografii także czasami Samosierra) – przełęcz na wys. 1444 m n.p.m. w Hiszpanii,…itd.
Oczywiście, miły panie Pawle, ma pan całkowitą rację. Za następnym razem przeprowadzę staranną kwerendę.
„Mydło pięknie pachnie, ale za to smakuje znacznie gorzej” – cytat z Przygód Mikołajka.Z tytoniem jest niestety podobnie – jeżeli nie pachnie tytoniem to musi być „kiepski” tytoń – wbrew powszechnej opinii – najłatwiej produkuje się aromaty – ponieważ one zabijają smak tytoniu w 100 %. Dobry tytoń – ten który pachnie tytoniem – to, niestety drogi tytoń – wynika to z biologii tej rośliny, która jest niesamowicie wymagająca a jej wymagania dotyczą głównie ilości dni słonecznych. Pewnie wszyscy z Was wiedzą coś na temat cygar „made in Cuba” – najlepsze z nich osiągające wartość 150 $ /sztuka a produkowane są z najlepiej wysegregowanych liści kubańskiego tytoniu. Producenci tytoniu fajkowego mają stale ten sam dylemat – ceny zakupu i szansy sprzedaży. Bilansowanie tej produkcji jest ekstremalnie trudne a polega na tym, że zakontraktowany tytoń np. z Malawi może nie osiągnąć założonych parametrów – bo spadło zbyt wiele deszczu – więc trzeba się wspomóc tytoniem np. z Brazylii etc. etc.
Tak więc, wszyscy producenci wprost uwielbiają aromatyzację mieszanki tytoniowej, która może pochodzić z „wszystkich stron świata” a smak uzyskają ten sam.
Tak więc jeżeli na prawdę chcecie palić najlepsze z możliwych tytoni to starajcie się zdobyć nie aromatyzowane smaki, które Wam odpowiadają – rankingi są łatwo dostępne na TR i innych portalach. Warto spróbować samemu albo doradzić się u Piotrka w F.pl
Innymi słowy, Włodku – aromaty to z założenia zło, a naturale – wręcz przeciwnie? Hmmm, to chyba jednak zbytnie uproszczenie.
Obawiam się jednak, że jeśli pociągnąć temat w tę stronę – znów przerodzi się to w odwieczną dyskusję o wyższości tytoni naturalnych nad aromatami, o stopniach wtajemniczenia fajczarza itd, itp. Nie idźmy tą drogą – zwłaszcza że chyba nie o to Yopasowi chodziło pisząc powyższy tekst.
Potwierdzam.
Jest dokładnie tak jak mówisz – ale każdy ma prawo do robienia wszystkiego co uważa za słuszne . W mojej opinii nie chciałem nawiązywać a tym bardziej dyskredytować poglądów Yopasa a jedynie, korzystając z rzadkiej tutaj okazji wyrazić moje uwagi dotyczącej produkcji i jakości tytoniu:),którym to tematem zajmuję się od około 20 lat :)