Jak nie spróbujesz, to nie będziesz wiedział! – Maksyma tyleż stara i oklepana, ileż prawdziwa, więc bez zbędnych ozdobników przejdę do istoty tego, czym chcę się z Waszmość Panami podzielić.
Od dłuższego czasu chciałem mieć w kolekcji fajkę z morty – mają w sobie coś magicznego, taki jakiś powiew – nie bardzo umiem to określić, ale „czarny dąb” jest dla mnie urzekająco piękny jako tworzywo. Ponieważ nie mogłem nawet myśleć o kupnie fajki któregoś z uznanych Mistrzów, wyjście było jedno – spróbować! Spróbować wystrugać własnoręcznie.
Kiedyś bawiłem się wykonywaniem replik średniowiecznych kusz, więc wydawało mi się, że coś z umiejętności powinno pozostać. Narzędziownia została jednak od tamtych czasów mocno przetrzebiona i zostało mi do dyspozycji parę podstawowych „dłubadełek”: piłka i brzeszczoty, parę pilników, parę wierteł, stara wiertarka Celma i imadło. Dobra, młotek jeszcze…
„Powinno wystarczyć na początek…papiery ścierne się dokupi!”
Nie będę opisywał procesu prac, bo inni robili to przede mną lepiej i dokładniej.
Moją pierwszą fajkę nazwałem „Naukowa”, bo popełniłem przy jej wykonywaniu chyba wszystkie błędy, jakie popełnić można! Co prawda nawiert „siadł” idealnie, ale reszta była walką z materią i zdobywaniem pierwszych doświadczeń. Które (już wiem) będą przydatne, bo struganie fajki jest mega-zabawą!
I mam zamiar kontynuować, bo do emerytury coraz bliżej!
I być może jej wygląd tego nie sugeruje, ale smakuje doskonale!
Pozdrawiam serdecznie!
Witam serdecznie
Postanowiłem do Kolegi zeskrobać kilka słów, zainspirowany fajką „naukową”. Sam w przygodzie z fajką mam niewielki staż. Jestem jednak nad wyraz zdeterminowany. Przynosi mi to wiele frajdy, a i uspakaja skołatane nerwy. Zainteresowała mnie Twoja praca, ponieważ sam szukałem sobie podobnego zajęcia ( pewnie jak każdy, kto choć raz marzył o swojej fajce). Mogę ocenić wizualnie to co widzę. Kształt jest pewnie wypadkową chęci i stanu który wychodził spod używanych narzędzi. To kwestia gustu i nie musi być to wytyk. Nota bene, mnie się podoba. :-) na pewno potrzeba jej dopieszczenia, szczególnie przy zespoleniu z ustnikiem i przy szczycie kominka. Można by rozprawiać o tym, ale sam Kolega zauważył, że jest to swoistego rodzaju etap konieczny. Mimo, że zauważyłeś, że już wiele osób pisało o tym „jak zrobić własny Graal” mnie ciekawi, jak wyglądał Twój warsztat. Czy mógłbyś może na prv., w wolnej chwili skreślić kilka słów przybliżających poszczególne etapy?
Witam!
Już wiem, że drugą przyjemnością z własnoręcznego wykonania swojego „palidełka” jest moment kiedy Ktoś to zauważy i skomentuje! ;-)
Na początku był klocek. 4x5x10cm. Bez pęknięć. Więc wyrysowałem na nim osie przy pomocy linijki,ekierki i ołówka. Potem nawierciłem „komin” przy pomocy wiertła do otworów o przekroju 20mm. Następnie z drżeniem serca, wykonałem nawiert kanału dymowego używając długiego wiertła chirurgicznego 3mm (takie wiertło do kości). Następnie pogłębiłem komin używając starego trepana (znowu chirurgia ortopedyczna). Udało się!!! Kanał idealnie pojawił się w przewidzianym miejscu na dnie! Uff…
A potem już tylko błędy! „Oberżnąłem” nadmiar klocka brzeszczotem do drewna (oczywiście krzywo i zbyt głęboko). I szlifowałem na tarczy ściernej o gradacji 40. Długo ścierałem.Długo…
Grubość szyjki została zdeterminowana zastosowanym ustnikiem, który plątał mi się w szufladzie. Główka miała być wyższa i grubsza, ale…za dużo mi się starło.
Popracuję nad elementami, które „wytknąłeś” (dzięki!!!) i pewnie będzie lepiej.
W każdym razie pali się w niej zaskakująco smacznie. I o to chodziło…
Gratulacje Kuszniku – dobra robota! No i piękny kawałek drewna Ci się trafił.
A co do kusz, to mniemam, iż zrobiłbyś na zamówienie jeszcze sztukę?
Pozdrawiam serdecznie i smacznego.
Dziękuję!
Z kuszami wziąłem ostateczny „rozbrat”, bo po zrobieniu i obdarowaniu nimi paru przyjaciół zaczęło się robić…hmmm…jakby to ująć…nieciekawie. Polskie prawo stanowi, iż kusza (nawet jej replika) jest traktowana jako broń (słusznie skądinąd) i tu już żartów nie ma! Niby wszystkie repliki były przeze mnie przed podarowaniem pozbawiane konstrukcyjnie możliwości oddania strzału, ale średnio zdolny majsterkowicz mógłby to zniwelować w dwie godziny.
A drugim powodem tego że już ich nie robię- zmarł znajomy kowal, który miał jeszcze działającą kuźnię i potrafił wykuć łuczysko, które darzyłem zaufaniem.
Ale jedna mi została, ku ozdobie wisi w sypialni…
Kuszniku, gratuluję!
Fajna fajka! Fajna bo Twoja…
Jak śpiewała Anna Jantar – najtrudniejszy pierwszy krok… ;) A ten masz za sobą. Udało się, palisz we własnej fajeczce ze smakiem – i o to w tym wszystkim chodzi :)
Morta jest fajnym materiałem. Trudnym i specyficznym w obróbce, ale pięknym i świetnie się sprawdzającym później w użytkowaniu. Fajka z morty jest świetna – to materiał, w którym pali się smacznie i sucho. Zatem gratuluję udanej i sprawnej fajeczki, gratuluję chęci i efektów które uzyskałeś, a które są fajnym przyczynkiem do dalszych eksperymentów i działań. Bo przecież obaj wiemy, że na tej jednej nie poprzestaniesz… ;)
P.S. Czytałem Twój wpis pod moim artykułem pokonkursowym i dziękuję za niego – cieszę się bardzo i niezmiernie mi miło, że znalazłeś w moim tekście „mentalne wsparcie”, które materialne odzwierciedlenie ma w Twojej własnej, udanej fajce.
Tak trzymaj!
A i ja, za Januszem – bardzo zaciekawiony jestem tematem replik kusz średniowiecznych… Sam za „gówniarza”, zafascynowany wystawą zbiorów myślistwa średniowiecznego ze zbiorów krakowskiego Muzeum Narodowego, próbowałem swych sił w budowie kuszy. I zbudowałem, i nawet strzelała ;) Ale do pierwowzoru historycznego to ona nawiązywała jedynie zasadą działania ;)
Czy masz może jakieś fotografie Swoich prac (kusz)? Z wielką ciekawością i przyjemnością podglądnąłbym i dowiedział się „czym to się je”…
Pozdrawiam, Andrzej
Bardzo dziękuję!
Drugi klocek jest już w fazie „załatwiania”. Nie spocznę, nie ma mowy…To wciąga jak palenie! A jeszcze z Waszym wsparciem…
Fotki tej kuszy, która mi pozostała, mam i postaram się niedługo jakoś ja opublikować.
Można w „naszej” galerii??? Pytam, bo to nie fajka przecież…
Jeszcze raz dziękuję za wsparcie po tej pierwszej próbie!
Ja nie widzę przeciwwskazań.
Jak nasza brać nie pozwoli publikować w naszej galerii 9w co wątpię), to możesz posłać na maila; janekjwiadomointeriatoczkapl.
Też zrobiłem kuszę, która również strzelała. Łuczysko zrobiłem z połowy przeciętego wzdłuż resora. Minusem było to, że mocno odbijała.
Pozdrawiam i smacznego dymka.
moja, po kilku próbach z piórem resora od przyczepki samochodowej i poodbijanym obojczykiem (miała kopnięcie muła ;) ) dostała łuczysko z głogu wzmocnionego włóknem szklanym, a cięciwę z linki stalowej ;). Dawała rade. Aleśmy się ubiegali po lesie, waląc z tej kuszy w drzewa i kanki po mleku :)
Aj! Teraz się młodzież już tak nie bawi… Jak moje pokolenie miało 14-16 lat, to był jeden komputer na wioskę (ale właściciel miał kolegów wielu! ;)). A cała reszta dzieciarni latała do nocy ciemnej po polu i miała coś, czego, jak (uogólniając) myślę – brakuje dzisiejszym młodym – kreatywność w wymyślaniu jak spędzić wolny czas :) Łuki, proce, domki na drzewach, ogniska … Alem się rozpłynął we wspomnieniach :)
Więc, skoro sprzeciwów nie widzę-opublikowałem dwie fotki ostatniej kuszy, jaka mi została…
Aaaa…zapomniałem…w Galerii.
Siła naciągu ok. 250 kg. Ale mam przyjaciela, który napinał ją bez windy…choć z widocznym wysiłkiem!