Większość czytelników zna zapewne ze słyszenia mieszanki tytoniowe marki Esoterica Tobacciana. Produkowane na Wyspach Brytyjskich (Jersey, Wyspy Kanału), dystrybuowane są w USA przez Buterę i niedostępne w Europie. Zapewne nie spełniają jakichś norm, albo dystrybutor nie jest zainteresowany reeksportem. Tytonie te w dodatku występują w bardzo małej podaży, trudno je kupić, a o większym wyborze (mieszanek w teorii jest kilkanaście) można tylko pomarzyć. Jednym słowem – typowy współczesny klasyk. Niektóre mieszanki (zwłaszcza Penzance i Stonehaven) uzyskują z drugiej ręki ceny równe oryginalnemu Balkan Sobranie.
Ostatnio udało mi się sprowadzić kanałami dwa opakowania, każde po 8 uncji (mniejszych akurat nie było – a kuku w sprawie podaży!) mieszanek o nazwie And so to bed (to cytat z Pepysa) oraz Pembroke. Historia tych mieszanek jest bardzo interesująca. Otóż, jak udało mi się znaleźć w internecie, amerykański sklep Smoker’s Haven zamawiał swego czasu swoje mieszanki w Sobranie of London. Były to cztery mieszanki, wszystkie oparte na Balkan Sobranie White, przy czym część z nich była dodatkowo modyfikowana. Następnie Sobranie wstrzymało dostawy (a potem zlikwidowało swoje tytonie fajkowe w ogóle) i Smoker’s Haven musiał szybko znaleźć następcę. Wybór padł na Germain’s (firmę z wyspy Jersey), która zaczęła produkować kopie utraconych blendów. Po pewnym czasie współpracę zerwano, ale jeden z amerykańskich dystrybutorów zaproponował wprowadzenie tych właśnie mieszanek Germain’s na rynek pod nową marką. Tak powstała Esoterica Tobacciana.
I tak Margate to potomek Balkan Sobranie (White), natomiast moje dwa nabytki to Margate z dodatkiem koniaku (Pembroke, dawny Smoker’s Haven Cognac) oraz Margate z dodatkiem aromatu angielskiego „ale” (dawny Smoker’s Haven 20-th Jubillee, czy jakoś podobnie). Jak widać, geneza tytoni jest nie dość, ze interesująca, to wyjątkowo szlachetna. Można jeszcze dodać, ze niedawno Germain’s przywrócił na rynek mieszankę… Balkan Sobranie White, z oryginalnym nazewnictwem i etykietą. Ciekawe, czy to przepakowane ET Margate, czy receptura jest ciut inna.
Wracając do mojego nabytku: obie mieszanki przybyły w postaci dość miękkich cegiełek po ćwierć kilo, trochę odpompowanych z powietrza. Tytoń sprawia znakomite wrażenie: jest to autentyczny ribbon cut, jaki pamiętam z lat 90, sprzed regulacji nakazujących, aby ribbon był na tyle gruby, żeby nie dało się go pod żadnym pozorem palić w skrętach. Teraz to byłby raczej grubszy shag. Zapach z opakowania – raczej oriental niż latakia, tzn. żywiczna dymność jest wyraźna, ale nie agresywna, a jednocześnie całość ma miły korzenny aromat. Oczywiście zapachy sie różnią: Pembroke ma lekki aromat, który przypomina mi GLP Navigator, aromatyzowany rumem.
Tak czy tak, w robocie był mocny alkohol i to widocznie daje taki ciekawy efekt. Z kolei So to bed jest na pierwsze niuchnięcie bardziej słodkawy, może to słód daje ten efekt. W obu przypadkach aromat z opakowania jest bardzo zachęcający, apetyczny, jednoznacznie angielski ale z chmurką dekadencji, pokusa dla takiego starego wygi jak ja.
Jak wiadomo, the proof of the pudding is in the eating. Jak więc z tym jedzeniem puddingu? Wypaliłem na razie po dwie fajki każdego. Oba sprawiły na mnie znakomite wrażenie: rewelacyjnie zbalansowane, łagodne ale nie płaskie, o głębokim, konkretnym smaku. Subtelna aromatyzacja zupełnie nie przeszkadza, raczej dodaje pewnych niuansów, każdy może sobie wybrać, co mu bardziej smakuje. No i zawsze jest jeszcze Margate, jeśli ktoś chce zupełnie naturalny tytoń. Gdy wypalę po połowie każdej paczki, postaram się napisać więcej. Na dziś mam na tapecie So to bed. Jak mawiała moja babcia: niebo w gębie.
Tak dla zwrócenia uwagi :-)
Nie trzeba zwracać uwagi. Ot, zaniemówili.
Z wrażenia :-)
Po paru fajkach dodam uwagę, że stopień aromatyzacji przypomina mi to, co Dunhill robi z Early Morning Pipe. Mieszanka jest ewidentnie naznaczona dodatkiem, który nadaje jej charakterystyczne extra „coś”. W przypadku Dunhilla jest to po prostu aromat charakterystyczny dla Dunhilla. W tym przypadku jest to prawdopodobnie wspomniany gdzieś w internecie „Ale Blender”, natomiast poziom aromatyzacji jest podobny.
Dostałem dopiero co dwie mieszanki angielskie z J.F. Germain i co racja to prawda bardzo ładny long cut, dużo lepiej spakowany tyton w puszce pergamin zamiast plastiku, ale co najbardziej dziwi o zapach tytoniu inny niż charakterystyczny gh, sg czy stg jak dla mnie bardzo na plus
Mają własny charakterystyczny aromat, to jest coś. Za dużo już przerobiłem nudnych mieszanek orientalnych…
A ten, Alku, charakterystyczny aromat, to w tym wypadku co?
Rozumiem, że jest raczej naturalny w odbiorze i nie zabija orientów, ani nie jest aromatem takim jak scenty, czy zgodna z naturalną wisienka, ale mógłbyś jakoś bliżej to opisać (bo brzmi intrygująco)?
Jak dla mnie to nie jest aromat w sensie tytoni aromatycznych, chodzi raczej o zapach tytoni bazowych tak jakby brali je z zupełnie innego źródła. Jakby sie kolega zdecydował mogę udostępnić próbkę.