Rzadko trafiają się u nas mieszanki Va-Or, bez udziału Latakii. Jedną z niewielu powszechnie dostępnych jest Sam’s Flake od Samuela Gawitha. Chodziłem koło tego blendu już od dłuższego czasu. Raz nawet witałem się z gąską, ale wrodzona skromność i nieśmiałość nie pozwoliła mi opalić kolegi Antemosa z resztek. Pewnie chodziłbym tak nadal, gdyby nie uprzejmość kolegi Yopasa, który obdarzył mnie (pomimo protestów) sowitą próbką wyleżanego specyfiku.
Zatem szybkie wrażenia:
Oko
Standardowe virginiowe płatki SG. Podobne do BBF. Mocno wilgotne, nieco ściemniałe (A.D. 2011 jak dobrze pamiętam), brązowe, poprzetykane lekko jaśniejszymi wtrętami. O ile są tam jakieś turki, basmy czy inne izmiry, to chyba dość mocno zmacerowane i nierozróżnialne na oko. Klasycznie już parę patyków i drewienek żeby był lepszy ciąg.
Nos przed
Dominuje dojrzała virginia. Lekko kwaskowy, owocowy. W stosunku do świeżego wyniuchałem tam nieco octowo-balsamicznych akcentów, które prawdopodobnie są skutkiem zaawansowanych procesów gnilno-metamorficznych związanych z dojrzewaniem. Troszkę przypominało mi to jakieś amerykańskie Va, które miałem okazję popróbować. Nad tym wszystkim unosi się nuta aromatyzacji: ziołowo-korzenna. Mnie ten zapach kojarzy się trochę z koprem, a trochę z trawą żubrową. Nie jest to jakiś obuch zapachowy, choć pamiętam, że w świeżym ten koperek był znacznie mocniejszy.
Papa
Smakuje tak jak pachnie. Dobra (co ja piszę!) virginiowa baza, lekko słodka na początku, potem nieco pikantniejsza, trzymająca poziom i nie gorzkniejąca ani pod koniec, ani w trakcie, ani po ponownym odpaleniu. O dziwo dość odporna na przeciągnięcia i złe traktowanie. Łagodna. Podobnie jak inne Va od Samuela mnie lekko szczypie na początku, ale to chyba osobnicze predyspozycje. Na pewno nie parzy języka. Co najwyżej można mówić o delikatnej pikanterii. Do tego wszystkiego dochodzi przewijający się tu i tam wspomniany aromat koperkowo-żubrówkowy. Nawet chyba więcej jest białowieskich akcentów. Nie obywa się też bez pojawiających się i znikających momentów słodkości, czasem miałem wrażenie, że robi się bardziej kwaskowo, ale to tylko na moment. Na pewno nie jest to blend aromatyczny. Mamy tu do czynienia z tytoniem naturalnym pełną gębą, wzbogaconym dodatkowymi bonusami. Jak miałem okazje się ostatnimi czasy przekonać orienty z Va mogą smakować różnie od miodowych, przez czekoladę, po bliżej nieokreślone klimaty ziołowo-korzenne. Gdybym miał kwalifikować Sama – zdecydowanie była by to grupa trzecia, ale jeśli ktoś się spodziewa doznań bliskich religijnej ekstazie po spaleniu kościelnego kadzidła, to może czuć się zawiedziony. Nadal są to płatki virginiowe w charakterze z bardzo smacznym i interesującym „twistem”.
Moc znamionowa
Rzekłbym średnie stany stanu średniego. Czuć witaminę, ale nie ścina z nóg.
Nos po
Tu mam pewien problem. Jest to definitywnie zapach tytoniowy, daleki od aromatów, natomiast na tyle delikatny, że nie jest się wypraszanym. Niemniej na drugi dzień obudził mnie papierosiany swąd dobiegający z bluzy leżącej nieopodal i jednak lekko unoszący się w pokoju, czego nie lubię. W domu palone jest sporadycznie i z reguły fajkowe pozostałości na dzień po wyczuwam raczej po tytoniach podłych i aromatyzowanych. To główny minus.
Palność
Po zastosowaniu, wypracowywanej ostatnimi czasy w wielkim trudzie, metody Czynienia Płatków SG Zdatnymi do Podpalenia pali się bezproblemowo, sucho i od dwóch płomyków. Po wszystkim wystarczył jeden wycior i szmatka. Sucho w kominie, sucho w kanałach, biały popiół. Rewelka.
Ogólnie
Bardzo pozytywne doświadczenie. O ile nie przepadam za czystymi Va i preferuję „angliki”, tak tutaj sesja była wielka przyjemnością. Jest w tym tytoniu coś delikatnie urzekającego i, pomimo tego, że troszkę mi było nieswojo jak zobaczyłem taką dość „tłustą” próbkę, ciesze się, że Yopasowi nie zadrżała ręka przy pakowaniu i będę się jeszcze mógł pocieszyć tym zacnym zielem w zbliżającym się sezonie balkonowym. Za co dziękuję i polecam, a puszeczkę na pewno nabędę (jak zdążę).
Jako,że kiedy jeszcze… był to jeden z moich faworytów ( przez pewien czas oczywiście) i paląc inne blendy poniekąd sobie go przypominałem (jak okazja była). Dlatego chciałem zwrócić uwagę,że ów korzenno-ziołowy lub absolutnie trafnie żubrówkowo nazwany aromacik plącze się w mieszankach SG jeszcze dwóch (o dwóch wiem): Kendall Cream de luxe oraz Westmorland. Zatem nie wydaje się aby wszystkie trzy posiadały wspólnego tureckiego w składzie, który powoduje aromaty ziołowe. Moim zdaniem to subtelna aromatyzacja, u wszystkich trzech na podobnym chimerycznym poziomie.
Resztę wrażeń jak najbardziej podzielałem , a szczególnie, ponieważ jest to praktycznie jedyna wada, zgadzam się z oceną zapachu po wypaleniu. Palacz nie pachnie po tej mieszance dobrze. A i posmak niezbyt ładny pozostaje w ustach.
a co to za tajemna technika ?? „metody Czynienia Płatków SG Zdatnymi do Podpalenia” :) pytam poważnie
Pokrótce robię tak: lekko rozdarty (nie roztarty) wzdłuż włókien płatek wrzucam na 24h do pustej puszki lekko nakrytej (nie zamkniętej) wieczkiem i wyłożonej papierem lub (opcja nr 2 – nawet nie wiem czy nie lepsza) koperty papierowej. Co jakiś czas zaglądam czy nie wysechł aby za mocno rozdrabniam coraz bardziej. Dobrze podsuszony (a one są cwane! Udają, że już są suche, a nie są!) rozdzielam ile mogę w palcach. Z kilku najsuchszych, a zarazem dość grubych układam flitro-osuszacz na dnie fajki (ok 1/5 wysokości) i lekko przyciskam palcem. Resztę rozcieram w rękach lub metalowym rasta-młynku z Che Guevarrą na majerankową grubość. Tym zasypuję komin starając się sypać od najgrubszych kawałków do pyłu. Nie ubijam. Przyklepuję tylko lekko palcem na koniec, a potem przycieram kołkiem. Parę razy zostawiłem tez tak nabitą fajkę na noc, jeśli wydawało mi się, że jeszcze jest mokrawo. W trakcie palenia raczej używam skośnej strony kołka. Jak dotąd to najlepsze co mi się udało. Palą się równo, sucho i smacznie. Testowałem metodę na Balkanie, Bothy, BBF, St Jamesie, Firedance, Navy i 1792 (ten troszkę przygasał mimo to) i teraz na Samie. Podobnie robiłem z GH (Bob’s, Ennerdale, No7) i również jest super. Polecam wypróbować.
Czyli jakieś 36 godzin przed paleniem musisz wiedzieć, że zapalisz? Szacun! Ale ogólnie sposób wart użycia. Tzn ta część od najgrubszych na dole do pyłu na górze się sprawdza jak najbardziej.
Nie można być pochopnym…
Ale zdajesz sobie Piotr sprawę ,że powinieneś postawić tablicę : „Zespół długofalowych działań w celu poprawy jakości spalania tytoniu fajkowego na obszarze Aglomeracji Łódzkiej. Projekt współfinansowany w całości ze środków własnych”
Tu to akurat projekt był dofinansowany z Ogólnopolskiego Funduszu Równoważenia Rozwoju Tytoniowego im. Yopasa.
Owszem, bardzo przyjemny i łatwo palący się tytoń. Nawet dla takiego wielkiego chana wszystkich kondensatów jak piszący te słowa.
Recenzja interesująca i rzeczowa, jednakże – gwoli przypomnienia – „była by” pisze się razem, czyli „byłaby”.
A tytoń można jeszcze nabyć w starej cenie, po 51 zł. Więc warto.
Bardzo fajna, konkretna recenzja.
Sam Flake jest jednym z moich ulubionych tytoni. Dotychczas nie wiedziałem jednak, że jest aromatyzowany.
Też tak miałem z GH Best Brown#2 paliłem go ze smakiem często aż tu nagle wyczytałem że jest aromatyzowany, ale tak delikatnie że nie przeszkadza mi to w ogóle, niektórzy na TR twierdzą że nie ma aromatyzacji
No patrz, a mi GH Best Brown zupełnie nie podszedł. Jednak nie z powodu ewentualnej aromatyzacji. Wypaliłem pół próbki po czym przekazałem znajomemu. Kwaśny mi się jakiś wydał.
Dla mnie szaleństwo, używam go na „codzienne palenie” łatwo się pali, zawsze dobrze smakuje, nie jest wymagający i niczym nie zaskakuje. Dlatego go lubię, od święta mam inne smakołyki
Jeśli chodzi o GH to znana jest legenda o mydełku, które dodawane jest do wszystkiego. W przypadku Sam’s Flake mam podobnie jak Kuba (@golf czarny), żubrówkowo-trawiasto-łąkowa nuta przewodnia od razu kojarzy mi się z Westmorlandem, który przecie nieco inaczej robiony z La z BlCav. Ale nawet jeśli jest to aromat zgodny z naturalnym, to Sam’s Flake grzechu wart!
„żubrówkowo-trawiasto-łąkowa nuta przewodnia”
W takim razie jest to chyba drugi rodzaj aromatu lakeland – nie „soapy”, tylko „floral”.
Hehehe.
Dobre są te wszystkie recenzje.
Bez urazy, ale kiedy ze zwykłej czynności, jaką jest palenie tytoniu, robi się zagadnienie….. normalnie cyrk….
Najlepszym dowodem na to, są te wszystkie pozytywne opinie nt wszystkich blendów. A jakże innych brak.
Taka powstała z tego Cepelia, jak w Mango. Niemal „teksty sponsorowane”
Widać, nie zapoznałeś się z tematem. Opinii negatywnych o różnych blendach jest na portalu wiele. Kiedy nie dysponuje się nadwyżką czasu wolnego, to szkoda go marnować na opisywanie mieszanek niewartych wzmianki.
Zapraszam: http://www.fajka.net.pl/uwagi/davidoff-blue-mix-niech-zyje-marketing/
„… ale kiedy ze zwykłej czynności, jaką jest palenie tytoniu…”
I tu się, Kolego mylisz bardzo!
Palenie tytoniu MOŻE być zwykłą czynnością, kiedy nerwowo spalasz pośledniego papierosa na przystanku autobusowym. Albo na zapleczu zakładu pracy. Lub przed wejściem do pubu czy innej pizzerii.
Ale to co my tutaj kultywujemy, NIE JEST „zwykłym” paleniem tytoniu. Jest celebracją, smakowaniem, degustacją, ceremonią…
Podobnie jest z alkoholem- można się „uwalić” na szybko tanim winem lub gorzałą na ławce w parku lub w bramie…można też nalać do idealnie czystej szklaneczki z grubym dnem Jacka D. „na dwa palce”, dodać kostkę lodu i celebrować!
Oczywiście wskazane jest, aby kostka lodu była wykonana z wody plejstoceńskiej!!! Bo inaczej celebracja będzie ciut uboższa…
Nikt nie czuje urazy. Dla ciebie kolego spamer ( by the way – skąd pomysł na ten nick? ) to zwykła czynność… Dla innych celebracja i wyszukana przyjemność… Kolega Kusznik celnie to ujął. I choć ja wolę raczej single malt pitą w temperaturze pokojowej, to na pewno nie wzgardzę szklaneczką Jacusia na lodzie…. Więc wszystko zależy od gustu i okazji…dobór towarzystwa również… :)
Jest w Poznaniu na rynku knajpka zrobiona w klimacie H-D, o wdzięcznej nazwie „Whisky in the jar” – tam wręcz nie wypada zamawiać nic innego niż Danielsa
Połowa umieszczonych tutaj opinii o mieszankach tytoniowych to opinie przynajmniej sceptyczne. Kolega chyba z jakiegoś dziwnego miejsca do nas przybył. A tytoniu nikt koledze palić nie każe, nie mówiąc o robieniu cyrku.
W ostatniej „akcja recenzja” nie napisałem wiele pochlebnego o tytoniu mało tego jest tam zawarte przesłanie że wszystkie aromaty są do d…
Nie wszystkie. Nie generalizujmy.
W moim odczuciu Sam’s smakuję trochę jak Kendal Cream od SG,tylko że KC jest bardziej intensywny ,jak koncentrat a Sam’s jest jakby rozcieńczony. Co nie oznacza że nie jest smaczny :)
Wypaliłem dopiero dwie fajeczki tego tytoniu.
Pierwszą wczoraj. We wrzoścu, standardowo podsuszyłem, jak każdy inny płatek SG. Tragedia.
Spodziewałem się się żubrówki, jale ilość tego smaku i zapachu jest przytłaczająca. O ile lubię napić się z sokiem jabłkowym tej niezłej wódeczki, o tyle w fajce smak ten nie pasuje mi zupełnie.
Nic więcej powiedzieć nie mogę, bo wypaliłem tylko pół fajki- reszta wylądowała w kanalizacji.
Kiedy wieczorem powąchałem fajkę, musiałem ustnik i kanał dymowy potraktować spirytusem- tak bardzo żubrówka zapaskudziła mi swoim charakterystycznym zapachem fajkę…
Dziś druga próba. Kukurydzianka. Tytoń wysuszyłem o wiele bardziej, niż zazwyczaj. Okropny, charakterystyczny zapach ulotnił się bardziej, niż mogłem przypuszczać, choć nadal był wyraźny.
W końcu mogłem stwierdzić jakieś smaki- lekko mydełkową VA (którą bardzo sobie cenię)i orientalne smaki- bardziej tureckie, niż greckie.
Dla mnie osobiście ten tytoń to klops (wiem, że niektórym może smakować). Trudno się pali, jest okropnie duszący- raczej nie ze względu na zawartość Tyrków. jest w nim coś nienaturalnego. No i ta nieszczęsna żubrówka.
Zapalę go jeszcze kilka razy, na kilka sposobów. Jeżeli go nie ucywilizuję, to trafi na dno szafki do słoika na parę ładnych lat.
Taka to moja subiektywna opinia po dwóch fajkach.
OK.
Jestem po połowie puszki i chyba muszę posypać głowę popiołem. Zdaje się znalazłem sposób na tą mieszankę.
Nie dopuszczam do przesuszenia, choć podsuszam go dość wyraźnie. Najbardziej smakuje mi, kiedy przed suszeniem „rozmemlam” flaka w dłoniach- od tak, tyle o ile.
Zobaczymy po całej puszcze. Może kiedyś jeszcze ko kupię. Może.