Fajka to przedmiot, który z racji swej długiej historii trafił dosłownie wszędzie. Także na wojnę. Na myśl przychodzi mi chociażby jedna książka, w której fajka odgrywa jedną z ról, a scenerią jest konflikt zbrojny. Chodzi tu o Na zachodzie bez zmian Ericha Marii Remarque’a – niemiecką powieść antywojenną, powstałą pomiędzy Pierwszą, a Drugą Wojną Światową.
Nie da rady dokładniej przybliżyć postaci autora. Można ledwie opisać kilka faktów z jego pełnego w wydarzenia życia, ale i tak nie pojmiemy postaci Remarque’a. Nie sposób bowiem zrozumieć ludzi głęboko nieszczęśliwych, zagubionych i czyniących wszystko, by móc się odnaleźć, bądź choćby zdefiniować poprzez swoje czyny. A taki właśnie był Remarque. Pod płaszczykiem uwodziciela, wielkiego prozaika i doskonałego obserwatora rzeczywistości krył ogromną niemoc pojęcia rzeczywistości, w której przyszło mu żyć. Ale nie uprzedzajmy faktów…
Remarque to niemiecki literat z francuskimi korzeniami. Urodził się jako Erich Paul Remark w 1898 roku, jednak 24 lata później zmienił imię Paul na Maria, zaś dwa lata po tym zaczął używać nazwiska Remarque twierdząc, iż jego przodkowie byli anafabetami, którzy nie potrafili poprawnie napisać, jak się nazywają. Dzieciństwo spędził w kilku szkołach, gdzie złapał belferskiego bakcyla. Po wojnie, na którą powołano go w wieku 18 lat, wrócił do cywila, by zasiąść w fotelu nauczyciela w wiejskiej szkole. Spędził w niej tylko jednak 2 lata, aby potem imać się różnych zawodów, bez większego powodzenia.
Będąc na wojnie dogłębnie poznał żołnierskie życie. Walczył w belgijskiej Flandrii, pod flagą niemiecką. Szczęśliwie został ranny w pierwszym dniu Trzeciej Bitwy o Ypres (znanej także jako słynna bitwa pod Passchendaele), która, jak się okazało, była jedną z najkrwawszych bitew w historii (trwała trzy miesiące i ponad pół miliona ludzi poniosło w niej śmierć lub zostało rannymi). W szpitalu wojskowym spędził półtora roku. Do tych wspomnień wróci w 1929 roku, publikując antywojenne Na zachodzie bez zmian.
Ze względu na wymowę tejże powieści reżim hitlerowski nie mógł tolerować jego obecności. Wysunięto wobec niego fałszywe oskarżenia o pochodzenie żydowskie argumentując, iż jego nazwisko to tak naprawdę odwrócone Kramer. Z powodu nacisków władzy musiał emigrować. Najpierw do Szwajcarii, potem do Stanów.
Erich Maria Remarque był wielbicielem pięknych kobiet. Lgnęły do niego najbardziej wpływowe i najcudowniejsze partie w USA. Wśród jego związków wyróżnić można te z Marleną Dietrich, ale też Gretą Garbo, czy dwukrotną laureatką Oscara Luise Rainer. W końcu ustatkował się u boku Paulette Goddard (mającej za sobą dwa nieudane małżeństwa, między innymi z Charlie Chaplinem), z którą przeżył 22 lata, aż do śmierci.
Na zachodzie bez zmian jest jedną z najwybitniejszych powieści antywojennych, wymienianych w pierwszym szeregu, zaraz obok słynnej Rzeźni numer 5 Kurta Vonnegutta Jra (co ciekawe Remarque był Niemcem francuskiego pochodzenia, zaś Vonneggut Amerykaninem niemieckiego pochodzenia, obaj też walczyli na terytorium Niemiec – Remarque w I Wojnie Światowej, Vonneggut zaś w II Wojnie Światowej). Bywa jednak często odbierana jako wybielenie narodu niemieckiego. Jest to o tyle dziwne, iż pisarz bynajmniej nie umniejsza niemieckich win, a stara się tylko opisać okrucieństwo wojny. Bez znaczenia jest dla niego sprawa po której stronie się walczy – ów podział jest dla niego sztuczny.
Sama powieść naszpikowana jest odwołaniami do papierosów, cygar oraz fajek. Autor poświęca temu dużą rolę, jako, że był to jeden z niewielu luksusów żołnierza – otrzymywanie przydziału tytoniu. Palenie pozwalało zapomnieć, na chwilę uciec od wojennych trudów, ale także służyło jako towar handlowy. Tytoniem przekupowano przełożonych, wkradało się w łaski francuskich dziewcząt, dla których jedynym sposobem na przeżycie było dawanie chwilowych rozkoszy żołnierzom.
Był to element dla nich ważny, służył odreagowaniu. Tak samo zresztą jak nieustanne bluzganie, czy otwarcie rzucane żarty „łazienkowe”. Sprowadza to fajkę niżej, w sferę profanum, ale paradoksalnie czyni ją nawet ważniejszą, niż gdyby była w sferze nieosiągalnego na wojnie sacrum. Jest ona wartością samą w sobie, choć nikt nie roztkliwia się nad nią. Nie ma tam poetyckich opisów palenia, za to zbudowana jest rzeczywistość, w której bez palenia żyć po prostu nie można. Nawet, jeśli ktoś nie pali, to tytoń jest obecny w jego życiu, bombarduje z każdej strony, nawet częściej niż bomby i pociski.
W życiu młodych żołnierzy, których pierwszym zawodem jest zadawanie śmierci, w którym patriotyczne ideały utonęły w brudzie, pyle, błocie i krwi, palenie jest czymś naturalnym, pozwala na zachowanie dystansu do swojego losu. Remarque tak naprawdę pisze o obojętności, w którą musi zapaść każdy żołnierz, ale od której tak naprawdę ucieka, chcąc zachować człowieczeństwo. I te same rzeczy, które go od owej świadomości bycia człowiekiem oddalają, te same właśnie nie pozwalają odejść za daleko.
Tu powstaje pytanie, na które każdy odpowie sobie już sam. Nie będzie jednak ono pytaniem retorycznym. To byłoby zbyt proste. Jednej, oczywistej odpowiedzi bowiem nie ma. Chyba, że na wojnie, ale i to byłoby ryzykowne stwierdzenie. Pytanie brzmi: czy i my, ludzie, dla których fajka dzisiaj jest tak ważna, palimy również dlatego, że chcemy uciec?
I, jeśli tak, czy nam się ta ucieczka udaje?
Zdjęcia pochodzą ze stron:
http://www.flickr.com/photos/unjovencinefilo/2586940541/
http://www.universityofchicagolaboratoryschools.blogspot.com/
Wydaje mi się, że i u Remarque’a jest tak samo – nie chodzi bynajmniej o ucieczkę od wojny, od niej nie da się uciec, co pisarz podkreśla na każdym kroku. Chodzi o ucieczkę od codzienności, żeby wypełnić czymś ciszę między jednym, a drugim wystrzałem, jednym, a drugim nalotem, jedną, a drugą musztrą.
Ja też z fajką uciekam. Ja w ogóle uciekam w nałogi, taką mam naturę, nie znoszę codzienności bez nałogów. Ale to nie jest ucieczka „od czegoś”, a raczej „w głąb siebie”. I to jest chyba zdrowe.
Cieszę się, że Ci się tekst podobał :)