Recenzja to, jak już wielu podkreślało, trudna sprawa. Szczególnie dla takiego młokosa jak ja – żyję już 21 lat, z czego fajkę palę z pół roku. Trzeba mieć bazę porównawczą, umieć wolno, sucho i chłodno palić, czuć najmniejsze niuanse smakowe… no i mieć pełen słownik metafor i porównań. Ja sam tak sądziłem do dziś… ale się zakochałem! I postanowiłem podzielić się moimi przeżyciami.
Ta recenzja będzie czysto subiektywna (w sumie wszystkie takie są), wypełniona moimi uczuciami i brakiem doświadczenia, no i oczywiście moja pierwsza (więc zalecany jest odpowiedni dystans do niej). Ale zanim przejdę do samej recenzji, trochę o recenzencie – w końcu warto wiedzieć kto zacz, czy ma takie same upodobania i, chyba najważniejsze, co do tej pory wypalił, że się tak wymądrza.
Jestem młodzikiem, którego dusza pochodzi chyba z dalekiej przeszłości, uwielbiam chodzić w garniturze, do tego długi płaszcz i kapelusz (o fajce nie wspominając) i na powitanie pocałować kobietę w rękę. Niestety, nie zawsze mam okazję garnitur założyć, bo przecież nie będę na zajęcia chodził „jak do pierwszej komunii”, a kobiety na pocałunek w rękę różnie reagują. Era dżentelmenów minęła.
I chyba przez to wszystko zacząłem palić fajkę, mimo że nikt w rodzinie nie pali nawet papierosów. Co do tego co palę – generalnie Va, trochę aromatów. Jak ktoś poczęstuje La to nie odmówię, ale w domu nie zamierzam tego palić. Najbardziej jednak przepadam za perique! Baza porównawcza jest szczupła jak mistrzowie olimpijscy rodem z czarnego lądu – kilka duńskich aromatów, Va no.1, kilka innych Va, kilka płatków Marlin Flake’a i odrobina La. Raz też paliłem UF Petersona. „Co więc ten młokos z mlekiem pod nosem może wiedzieć o smakach i recenzjach?” – wielu zaraz zapyta, otóż…
Irish Oak’a ze stajni Petersona kupiłem jako smakołyk, na pewno nie na codzienny tytoń. Niestety czuję, że będzie regularnie opróżniał mój szczupły studencki portfel, bo, jak wspomniałem – zakochałem się! Jakiś czas temu na forum FMS tytoń ten otrzymał nominację do tytoniowego Graala od jednego z użytkowników – ja się z tym zgadzam wszystkimi odnóżami (mimo że niewiele w życiu wypaliłem).
Blend składa się z brazylijskiej i afrykańskiej Va, odrobiny Cav i wspaniałego Pq. Niezwykle sucho się pali – ani razu mi nie zabulgotał; czasem przygrzeje, ale słabo. Wytrawny w smaku, a Pq czasem przyjemnie szczypnie w język i podniebienie. Ale dalej nie odpowiedziałem na pytanie z poprzedniego akapitu, otóż…
Pierwsza rzecz, o której należy chyba wspomnieć to aromat z puszki – „surowy”, to pierwsze, co przychodzi mi na myśl, ale kolega stwierdził, że to rodzynki. Co prawda nie jest to tytoń, który zadziwi bogatym bukietem smaku, ale daje dreszczyk emocji. Dzięki dojrzewaniu w dębowych beczkach przyjmuje drewniany aromat i chwilami można się zastanowić „czy przypadkiem nie przepalam sobie fajki?”.
Otóż nie. Do tego ta pikanteria na języku, w nosie. Jestem z tych, co chcą wiedzieć, że palą tytoń. Ogólnie nie jest słodki – czasem uraczy cukrem, ale w znikomej ilości. Nie jestem w stanie porównać smaku do niczego, może trochę do drewna, ale w pozytywnym sensie. Najlepszą stroną tego tytoniu jest jego room note, szczególnie jak pali się w zaciszu domowym. „Dziwne” – niektórzy powiedzą. Oczywiście aromat to to nie jest, określiłbym go jako „ni to papieros, ni to cygaro, coś pomiędzy”. Ale nie to jest ważne, ważne jest to że uchylimy okno, poczekamy godzinę i już nie poczujemy, że ktoś tu przed chwilą palił. Ale co z tą odpowiedzią? Otóż…
Gdy go palę – usta milczą, dusza śpiewa. Czasem wiemy, że to jest to. Tak właśnie jest w tym przypadku. Dzięki temu majstersztykowi przenoszę się w podróż po prasłowiańskich grądach, dzik ryje w ściółce, dzięcioł daje o sobie znać z góry. Świeży powiew odświeża mój umysł. Słońce maluje piękne kształty spomiędzy koron drzew, a ja siedzę sobie jak hobbit pod wielkim dębem i rozkoszuję się surowością tego tytoniu żarzącego się w mojej fajeczce, która pomaga mi się jakby wczuć w tę niczym niezmąconą ciszę przerywaną chwilami dźwiękami dziczy. Mogę na godzinę, dwie zapomnieć o otaczającym mnie świecie i pozwolić wyobraźni czynić cuda, dokładnie tak jak blenderzy Petersona uczynili to cudo.
Można powiedzieć, że to dzika miłość, niewytłumaczalna, bo sam nie wiem czemu tak mi smakuje, nie jest przecież taki słodki – ot, dym. Ale to dym, do którego chce się wracać jak do jakiegoś halucynogennego grzybka, byleby znów znaleźć się w tym pradawnym lesie.
No i jak na pierwszą recenzję, to nie masz się czego wstydzić. Zaskakująco dużo konkretów i elegancji – recenzja napisana wedle prawideł. Pogratulować. A za wstawkę z Grechuty – uścisnąć rąsie.
Specjalnie nie wyróżniłem coby było trudniej załapać. Ale Ty widzę otrzaskany jesteś :)
No to powitać nowego autora – wiekiem się nie przejmuj, każdy kiedyś popełnił grzech młodości :D
Krótkim stażem tym bardziej – fajczarskie rozmowy dlatego są ciekawe, że możemy się tu wymienić naszym doświadczeniem. Stare repy często nie są w stanie zauważyć tego, co widzą młodsi koledzy, rutyna bowiem utrwala stereotypy, zaś lata utrwalają ośli upór.
dziękuję za miłe słowa :) do wczoraj wachałem się czy w ogóle recenzję pisać, ale zapaliwszy fajeczkę napełnioną tym cudem zmieniłem zdanie ;) a o wieku wspomniałem, żeby nikt nie brał mnie za niewiadomo kogo.
Niepotrzebne te umizgi, naprawdę :). Wszak recenzenta zawsze będą brać za niewiadomo kogo, a to z tego prostego powodu, że ma potrzebną dozę bezczelności, aby ze swoim smakiem wyjść publicznie. Recenzenci bowiem najlepiej wiedzą, że o gustach, wbrew idiotycznym łacińskim powiedzonkom, się dyskutuje.
Dobra recenzja, jeszcze lepszego tytoniu. Wojtku gratuluję udanego debiutu.
Narobiłeś mi ochoty na ten tytoń, a już raz zastanawiałem sie nad jego kupnem… i teraz będę miał dylemat co kupic ehhh…
Wczoraj spróbowałem w końcu irish oak – zaciekawił mnie ;) Paliłem go w mojej Kaywoodie opalanej FVF i było dobrze, nieźle może smakować w latakiówce.
Smak jaki w nim wyczuwałem to taki który towarzyszy mi podczas picia Kawy – virginia irish cofee, czy jakoś tak, w Columbusie. Przebijał się gdzieś taki posmak.
Pikanterii Perique nie zauważyłem, ale dodać muszę, że byłem po kilku piwkach wiec percepcja nie ta sama ;)
Zasmakował mi i myślę, że zagości tu na dłużej.
Możliwe nawet, że dziś powtórzę tą przygodę.
Ajjj, zapomniałem dodać, że to najłatwiej palący się tytoń z jakim miałem do czynienia, a paliłem prosto z puszki, bez podsuszania.
Pierwszym razem – strzelił mnie w dziób. Nikotyną. Nie spodziewałem się tego po nim :D Nabiłem nim pojemna fajkę i dosyć łapczywie wypaliłem. No i się odwdzięczył.
Następne razy – mniej tytoniu w fajkę, wolniej, spokojniej. Smakuje wtedy lepiej i nie próbuje poniewierać :D. Dobry, kojarzy mi się z czerwonym, wytrawnym winem, takim w którym dobrze można wyczuć garbniki :)
ja tam ładuję po sam rim ;)
kończę po woli drugą puszkę i nie zmieniam zdania na jego temat, mój no.1 ;)
Mi też się kończy. Cholera, im bliżej końca, tym lepszy. No i mam dylemat – powtórzyć, czy kupić inną mieszankę z Va/Pq? :) W sumie jedno drugiego nie wyklucza, najwyżej kieszeń zapłacze.
A – teraz też/znów nabijam pod sam rim. Ale już wiem jak go wypalić :D
Również mój ulubiony tytoń. I wspaniale sycący a jednak nie za mocny. Idealny, ale niestety troszkę drogi.
I bardzo fajnie przeczytać, że kolega lubi długie płaszcze, myślałem,że jestem ostatni z tego gatunku;D znajomi i rodzina ciągle dziwnie na moja płaszcze patrzą;D
Nie tylko na Ciebie. ;) A co do recenzji – bardzo ładnie i zgrabnie Ci wyszła. Niestety jeszcze nie miałem przyjemności zapalić Irish Oak, ale coś czuję, że będzie to mój kolejny zakupiony tytoń. Skusiłeś mnie jak cholera.
Zakupiłem. Palę. Hmm… Bardzo suchy jak na taki prosto z puszki, pali się bardzo sucho ale co dziwne- początkowo mi przygasał. Smakowo to znajdzie się gdzieś w czołówce acz nie w pierwszej trójce. W moim skromnym doświadczeniu przewinęły mi się już tytonie jednocześnie tańsze i smaczniejsze. Wydaje mi się też bardzo słaby.
Ogólnie ten tytoń nie jest zły, wypaliłem kilka puszek. Zgodzę się z tym, że w tej cenie są jednak lepsze tytonie. Zresztą takie odczucie mam w stosunku do wszystkich tytoni Petersona, w cenie prawie 60zł za puszkę można wybierać dużo lepsze rzeczy. Nie mniej warto go jednak spróbować tak poglądowo, i porównawczo.
Się zupełnie zgodzę . Traktowanie wszelkiej maści KUndK jedną ceną jest niedorzeczne.
Cena Petersona poprzednia 49 zł jeszcze miała lichy bo lichy ale sens. Teraz jak ma konkurować z SG lub G&H. No cóż? Optymalną cenę na swoja jakość mają niektóre Rattray’s. W innych przypadkach cena wzięta z sufitu. Jedynie Solani Aged Burley jakoś tam się broni bo trudno znaleźć taki tytoń gdzie indziej.
Co do IO akurat znam Autora osobiście i wiem,że uwielbia Va+ Pq dlatego nie dziwię się atencji. Tytoń jest ogólnie charakterystyczny w pozytywnym sensie. Ale niezbyt skomplikowany w smaku. Dobry na przerywnik innej monotonii czy monopalenia.
A czy można by jakieś przykłady? Jeszcze nie próbowałem nic z periq, i z chęcią bym popróbował.
Nie wiem czy tańsze (na pewno za gram) są mieszanki Dan Tobacco. Masz jeszcze z takich popularnych Solani 633 (Virginia flake with perique) i St James Flake id SG
GH Louisiana Flake. Bardziej kanonicznie, gdzie łatwiej „złapać” charakterystyczną nutę Pq – Dunhillowe „rolki”.
Jeśli masz możliwość – Escudo albo stare Three Nuns (stare, bo w obecnej edycji zamiast Pq jest Kentucky (choć trzeba przyznać, użyty z wyczuciem). St. James Flake od SG też jest niezłym przykładem. Natomiast trzeba sobie jasno powiedzieć, że to nie dodatek Pq stanowi o jakości tytoniu (choć używanie oryginalnego Pq dobrze świadczy o wytwórcy, bo znaczy, że nie oszczędza na składnikach).
O właśnie. O Lufach zapomniałem
W związku z tym tytoniem miałem pewne skojarzenia z Dunhill Elizabethan Mixture. Niestety nie do zweryfikowania, bo DEM zaginął w piaskach czasu.
Kupiłem ten tytoń około rok temu. Palony od razu z puszki zupełnie mnie mnie zachwycił. Mocny, dość ostry, papierosowy. Dziś znalazłem słoik na dnie szuflady i nabiłem do połowy falcona przeznaczonego do va-perów. Przez rok zmienił się zapewne i gust i tytoń. Oak zdecydowanie ma swój urok i charakter. Bardzo wytrawny, zgodnie z nazwą wybitnie drzewiasty. Spala się błyskawicznie. Znakomicie komponuje się z wytrawnym, czerwonym winem (Czy wypicie kieliszka wina do śniadania to już alkoholizm ?? ) Warto dębowe ziele zapalić do czasu do czasu by osłodzić sobie życie odrobiną porządnej goryczy.
„(Czy wypicie kieliszka wina do śniadania to już alkoholizm ?? )”
Nie, ale spacja przed znakami przestankowymi oraz zamknięciem nawiasu to już niepoprawna polszczyzna :>
Znaczy, ja bym obserwował dłonie przed śniadaniem… uprzednio wykluczając ewentualny wpływ masturbacji ofc.
Od masturbacji to porastają sierścią.
„Spacja przed […] zamknięciem nawiasu” – tu akurat w niektórych przypadkach bym polemizował, bo w składzie się czasem daje włosową :>. Ale już, na przykład, umieszczanie pełnego zadania pytającego, okraszonego podwójnym pytajnikiem rodem z Gadu-Gadu, wewnątrz nawiasu wygląda jakoś nieszczególnie…
Wybaczcie. sierść spomiędzy palców zaplątała mi się w klawiaturę. Stąd te niepoprawności.
A mówiłem zagadać do kelnerki na spotkaniu :>
Można było ograniczyć przyrost. A tak, cytując nieśmiertelną frazę jalensa, szansa była, ale poszła się (cenzura). :P