Zapisałem się tutaj (zachęcony przez Administratora) wyłącznie w jednym celu: aby skorzystać z Waszej wiedzy. Mogłem ten wpis zatytułować „fajka dziadka”, ale mam przeczucie, że to hasło może powodować reakcje wymiotne.
Chodzi zatem o fajkę dziadka. Właśnie dostałem ją w prezencie od mojego osiemdziesięciokilkuletniego ojca z informacją, że jest pamiątką z poprzedniego pokolenia. Wychodziłoby więc, że dziadek kupił/dostał/znalazł/ukradł (niepotrzebne skreślić) owo cudo albo w okresie przedwojennym, albo krótko po II WŚ. Sprawa jest o tyle dziwna, że żaden z ogarnianych pamięcią męskich członków rodziny nie palił fajki. Myślę, że jest to wynik jakiegoś impulsu zakupowego podczas wakacyjnego wyjazdu, i generalnie nic nadzwyczajnego. Ale chciałbym wiedzieć, co mam – oczywiście jeśli uda mi się tę wiedzę wydobyć z Waszych otchłannych umysłów. Jedyne oznaczenia, jakie znalazłem na fajce, to „Marca Stella” i litery MP zamknięte w sześcioramiennej gwieździe.
Za wszelkie informacje, podejrzenia, dywagacje – będę bardzo wdzięczny.
Widząc taką fajkę chyba większości z nas przychodzą od razu na myśl fajki niemieckie (czy też może nawet bardziej precyzując bawarskie). To takie pierwsze skojarzenie.
Tutaj zamieszania robią sygnatury: MARCA STELLA nawet z niską znajomością języka włoskiego oznacza: gwiazdę. Użycie języka włoskiego nie musi wskazywać na pochodzenie fajki. Mógł to być zwyczajnie eksport. Stella zaś zgadza się z symbolem na fajce: czyli gwiazdą właśnie. Jednocześnie: jest ona bardzo konkretna bo jest to Gwiazda Dawida. I to jest bardzo mocny symbol. Od końcówki XIX mocno propagowany przez ruchy syjonistyczne, więc dość popularny w Europie. Na tyle popularny, aby wykluczyć jego nieświadome użycie. Użycie Gwiazdy Dawida na produkcie jednocześnie w dużej mierze zamykało by mu ogromną część rynku fajczarskiego, ale…może właśnie o to chodziło?
Konkluzje? W zasadzie brak. Powyżej luźna garść uwag i spostrzeżeń. Domysły prowadzą do niewielkiej żydowskiej manufaktury. Oczywiście co bardzo prawdopodobne mylę się ;) ale chciałem się podzielić się spostrzeżeniami.
Jedyne, co mogę dodać (być może dla ułatwienia), to fakt, że fajka należała do łódzkiego robotnika (być może była prezentem, ale jeśli tak, to także od łódzkiego proletariusza, więc osoby, która raczej nie wojażowała po Europie). Według mojego ojca, który pamięta okres okupacji (miał 7 lat, gdy do Łodzi weszli Niemcy), nikt z rodziny nie trudnił się handlem wymiennym np. z gettem. W każdym razie Łódź należy uwzględnić w tej łamigłówce.
Sam chyba rozwiązałeś tę łamigłówkę. W 1939 w Łodzi Żydzi stanowili prawie 35% populacji. Mieli w taki czy inny sposób w rękach znaczną część handlu detalicznego w tym rynki (np Bałucki). To raz: ktoś to mógł zwyczajnie kupić na ulicy lub w sklepie – nie musiał „handlować z gettem”, bo do dziś na Bałuckim Rynku wynosi się graty z domów i sprzedaje. Choć czasy z mojego dzieciństwa minęły to nadal kupisz różne rzeczy z domów. Dwa: mogło to wpaść w ręce rodziny po wojnie i pochodziło z szabru. Fakty są takie, że po 1945 całe mieszczańskie (a więc należące do Niemców i Żydów – tak samo „kochanych”) dobro popadło w łapy osiedlanych w kamienicach ludzi pracy. Sam mam należące do mojego dziadka rzeczy, które mają ewidentnie prowieniencję niemiecką sięgającą nieraz jeszcze XIX w., a kupione lub „załatwione” były przez niego w latach 50′ i 60′ na rynkach, targach itp. Dziadek był ślusarzem i się w antykach za bardzo nie miłował. I raczej takiego obrotu historii bym szukał. Ktoś dostał przydziałowe mieszkanie w kamienicy, często-gęsto urządzone, znalazł fajkę, dał komuś, wyniósł na rynek, dzieciak dał dzieciakowi, bo to jednak było trochę tabu „te rzeczy” posiadać i już. Acz historia ciekawa.
Losy żydowskiego i pożydowskiego (podobnie jak niemieckiego i poniemieckiego, a dużej mierze także popolskiego) mienia po II WŚ są równie skomplikowane, jak losy ludzi, którzy to mienie tracili i zyskiwali. Sam jadam co dzień na zastawie stołowej, którą Niemcy pozostawili uciekając z mieszkania moich dziadków (drugich), do którego zostali zameldowani w 1940 roku, a z którego uciekali przed Armią Czerwoną w 2 połowie 1944 r. Z tym, że losy „rodzinne” tej fajki są drugorzędne. Nie żyją już ci, którzy mogliby sobie przypomnieć, czy był to prezent od wuja Stacha na rocznicę ślubu, czy przypadkowy „okazyjny” zakup na Górniaku. Interesująca jest wiedza o tej fajce i jej producencie. Dzięki Wam dowiedziałem się już, że to fajka „bawarska”. Przeglądając zdjęcia wg tego klucza w Internecie znalazłem wiele podobnych, a nawet jedną z bardzo podobną kozicą na cybuchu (nie mylę pojęć? – jeśli mylę, poprawcie). Być może, jakimś cudem uda się zidentyfikować tajemniczego producenta. Mam przeczucie, że gwiazda sześcioramienna wcale nie musi wskazywać na żydowskie konotacje.
A ja myślę, że właśnie ta gwiazda wskazuje na bardzo silne żydowskie konotacje.
Pamiętajmy, że gwiazda Dawida jest jednym z najbardziej znanych symboli syjonistycznych i trudno sobie wyobrazić użycie jej „ot tak”.
Mało tego, to właśnie ten symbol nadaje fajce w moich oczach wartość i daje ciekawy kontekst historyczny (bo jako sama fajka jest, umówmy się, umiarkowanie ciekawa).
Z tym, że moje skojarzenia idą raczej nieco innym torem – wyobrażam sobie taką fajkę jako prezent (?) dla członków jakiegoś żydowskiego stowarzyszenia, których przed IIWS przecież trochę było.
Uwzględniając charakter fajki – typu niemieckiego, kojarzący się z myślistwem (skojarzenie to wzmacnia w moim odczuciu symbol kozicy – polowanie na kozice ma swój wymiar symboliczny w krajach alpejskich, podejrzewam, że i na naszym Podhalu jakieś przesłania się zachowały), a luźniej – ze strzelaniem, można kojarzyć jakąś syjonistyczną organizację o charakterze np. paramilitarnym (takie organizacje samoobrony powstawały jako odpowiedź na działania nacjonalistycznych bojówek w ładnych paru miejscach Europy przed IIWS) albo nawołującym do emigracji do Palestyny…
Naprawdę, bardzo jestem ciekaw, jaka jest historia tej fajki.
Może ktoś o zacięciu historycznym podjąłby się badań? Przeczytałbym z zapartym tchem.