Urszula siedziała w kuchni, odziana w szaro-różowy dres. Na wpół dopita kawa i paczka jakichś cienkich papierosów leżały na stole. Marcowe słońce tańczyło w butelkach rozstawionych dla wątpliwej ozdoby na szafkach.
-Przesyłka do ciebie. Co znowu za dziwactwo kupiłeś? Pewnie dragi jakieś.
-Żebyś wiedziała. Wszystko trujące. Grozi rakiem, impotencją, napromieniowaniem i wieczystym potępieniem. Jeszcze trochę i będzie nielegalne.
Otwieram paczkę i kuchnię zalew fala czeko-vanilio-latakio-ładno-miodowych aromatów. Przeglądając puszki, torebki i paczuszki wyjaśniałem Urszuli ideę Akcji Rotacji.
Pokręciła głową. Zmrużyła oczy leśnego skrzata. Jej twarz, okolona słoneczną aureolą przypominała surrealistyczną i o wiele ładniejszą wersję Małej Mi, z Doliny Muminków. Zaciągnęła się cienkim papierosem aż do połowy i stwierdziła:
-Czyli jest więcej takich dziwaków jak ty.
Wzruszyłem ramionami, niektórzy mogliby się obrazić za takie określenie, albo też palenie fajki nie wiąże się u nich z innymi ekscentryzmami. Ja się nie obrażam.
-I Pewnie jeszcze spotykacie się jak jakaś sekta, w ciemnym, zadymionym podziemiu żeby obmacywać swoje fajki?
-No, jakbyś tam była!
Lubię Ulkę.
Skoro we wstępie piszę o swej współlokatorce, to znaczy, że zupełnie na rzeczony wstęp nie mam pomysłu. Wybaczcie. Paczkę otrzymałem, sprawiła mi radość, tytoń co zeń wyjąłem, wypaliłem. Każdego z opisanych tytoni, poza Three Nuns , paliłem po jednej małej fajce. Zamieszczę więc krótkie impresje z tych posiedzeń. Kolejność przypadkowa.
Charatan – Red No.27
Mieszanka Angielska. Czysta latakia i virginia a pachnie trochę jak.. Alsbo Cherry. Tym samym odezwały się najbardziej traumatyczne wspomnienia. Różowe Alsbo było dla mnie obrzydliwością nawet, gdy paliłem Biały Dom i bezimiennego. Ale nie samym zapachem fajczarz żyje. Po zapaleniu okazało się, że chemiczna wiśnia momentalnie ulatuje, pozostawiając gładką latakię, na myśl przywodzącą mi nieco tytonie z serii Frog Morton. Mimo to, nie zachwyciłem się tym produktem, wydał mi się dość duszny. Latakię, poza SG Balkan, palę wyłącznie zimą i jesienią, w innych porach roku po prostu nie mam na nią ochoty, stąd też trudności w ocenie i odbiorze.
Kapt’n Bester – Kapt’n Bester Honey & Rum
Spróbowałem tego specyfiku, ponieważ chciałem odświeżyć sobie wspomnienia z czasów, gdy słodko-aromatyczny segment rynku najbardziej mnie interesował, to po pierwsze. Po drugie, nigdy nie paliłem Miodowo-rumowego tytoniu. Wiem jak naiwnie to brzmi. Podszedłem doń bez jakichkolwiek oczekiwań. I dobrze, bo tytoń okazał się tym czego się spodziewałem, siermiężnym aromatem z dawnych, dla mnie, czasów. Jedyną rzeczą wartą wspomnienia jest fakt że tytoń ten pali się dość dobrze. Smak jest taki jak można się domyślać: słodki, nudny i bez jakiejkolwiek głębi. Być może, gdybym się nie znudził, nie zasłodził i wypalił Bestera do końca, strzyknąłby mi na pożegnanie sokiem i kwasem. Nie wiem. Zrezygnowałem w połowie.
Malthouse – Founder’s Reserve
Spróbowałem z powodów jak wyżej. A dodatkową zachętą była bardzo pochlebna recenzja Macieja. I muszę przyznać że nie jest to najgorszy tytoń, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę cenę. Smak jest delikatny i słodkawy. Da się jednak przez tę słodycz wyczuć wyraźnie także naturalne zioło, problem w tym że ono samo już za wiele w sobie smaku nie ma. Coś tam majaczy na granicy zmysłów ale trzeba bardzo się skupić, by te delikatne niuanse wyłapać. Jeśli jednak, z tego zrezygnować, też będzie przyjemnie.
Porównywałbym go do MacBarrena Scottish mixture. Różnica jest taka że Malthouse jest mniej wyrazisty, ale też pali go się o wiele łatwiej. Nie szczypie tak bardzo w język, nie spopiela palców i fajki, mniej wymaga i mniej daje.
Nikotyny nie stwierdzono. Są chwile, gdy palić się chce, a z różnych przyczyn nie ma sensu sięgać po drogi, wymagający skupienia tytoń. Pragnie się po prostu dymić, wtedy Malthouse to całkiem dobra opcja.
Mac Baren Bell,s Three Nuns
Ten tytoń, ze wszystkich spróbowanych, najbardziej mi posmakował. Wypaliłem go chyba całe 3 fajki. Mocny, męski, konkretny. Smak raczej wytrawny, tytoniowy po prostu, czuć jak dobrze Burley zgrywa się i przenika z Vigrinią. Specyfik raczej do spokojnych, dłuższych posiedzeń, potrafi nieco zakręcić w głowie. Gdybym miał opisać go jednym słowem, brzmiało by ono: satysfakcjonujący.
Dunhill Apetif i Dunhill Ye Olde signe
Tutaj podpadnę wielu, zapłonie stos, popłynie smoła, a krew i łzy wsiąkną w ziemię pod pręgierzem.
Nie smakują mi Dunhille. Wreszcie to powiedziałem. Próbowałem chyba wszystkich dostępnych w Polsce, wyczuwam ich specyficzny charakter, doceniam legendę, tradycję, prestiż itd. Ale niejaką przyjemność potrafię wykrzesać jedynie z palenia Nightcapa.
O dwóch powyższych nie potrafię napisać więcej niż to, że jeden to virginia a drugi anglik. Być może są to mieszanki wyjątkowo kapryśne, tak jak mój ulubiony SG Best Brown. Oczywistym też jest, że nie sposób powiedzieć wiele o złożonym tytoniu, po wypaleniu jednej tylko fajki. Ważne jest też pierwsze wrażenie, a w opisywanym przypadku było ono mało wyraziste i nie zostawiło dobrych wspomnień. Najwyraźniej nie dojrzałem do Dunhilli albo po prostu, nie dla mnie ta marka.
Peterson University flake. Już kiedyś tego zawodnika w fajce gościłem. Sponiewierał mnie wtedy okrutnie po kilku minutach. Przyszedł czas na rewanż. Przez jakiś czas popalałem cygaretki, byłem więc ciekaw czy to prozdrowotne działanie wpłynie na odbiór mocy tytoniu. Wpływa zdecydowanie. Udało mi się spalić całe nabicie falcona i przeżyć. Petersona raczej nie kupię, smak bowiem, mimo że poprawny, nie zapadł mi w pamięć, ot porządny, siarczyście tytoniowy, nieco zagłuszony przez moc.
Tyle moich wrażeń.
Dziękuję oczywiście organizatorom i wszystkim tym, których listy, tytonie i inne fanty znalazłem w paczce. Właśnie podczas takich akcji, dzięki poznawaniu nowych smaków i integracji, choćby korespondencyjnej, z innymi ludźmi, fajkowe hobby sprawia mi najwięcej przyjemności.
Tekst ciekawy i pomimo całej swojej skrótowości, pozwalający wyrobić sobie jakąś własną opinię. Natomiast lawowana ilustracja do tekstu – no po prostu jest cool. :)
BTW – Jeżeli chodzi o krytykę Dunhilla, to z mojej strony z pewnością nie poleci w stronę „krytykanta” kamień. Nawet wspomniany Nightcap specjalnie mnie nie zachwyca.