Czasem wchodząc do trafiki mam wrażenie, że trafiłem do nieba dla palaczy. Ogrom tytoni, nie tylko fajkowych, multum akcesoriów, przez obcinarki do cygar, poprzez stojaczki, do wężów przeznaczonych do shishy. Papierosy, cygaretki, cygarniczki, tabakiery, kosmetyki do pielęgnacji fajek, wreszcie same fajki. I gdy tak w zachwycie przeżywam widoki odzywa się przemiła Pani Sklepikarka, zawsze chętna pomóc, z pytaniem: czego?
Znacie to? Sądzicie, że wreszcie odnaleźliście azyl – miejsce, w którym można odetchnąć, miejsce, w którym możecie spotkać zrozumienie; sądzicie, że nigdzie nie jest lepiej, że jakakolwiek siła wyższa uśmiechnęła się do Was niczym Allah do swoich bojowników i wynagrodziła Was za trudy walki o swoje prawa czymś na wzór haremu dziewic, a tu Pani Sklepikarka wkracza i wrażenie mija. Swoją subtelnością subiekta ze sklepu mięsnego pragnie usłużyć, czy raczej – wreszcie usłużyć… Bo ile można tak stać i wgapiać się w wystawę, prawda? Klient powinien wejść, wstydliwie opuścić wzrok i grzecznie spytać, czy może dostać to, a to, a potem wyjść, pokornie przepraszając. Z gapienia się nie ma przecież pieniędzy.
I wtedy naprawdę nie macie już ochoty na ponowne odwiedziny w trafice. Czujecie się jakbyście robili coś złego, szukając interesującej Was rzeczy. Nie daj Bóg, spytacie o coś, czego nie ma! Nie daj Bóg spytacie o coś, co jest! I jeszcze powiecie prawidłową nazwę, jak na przykład Full Virginia Flake. I jeszcze skrzywicie się, bo zamiast owej FVF dostaniecie Golden Virginię. Bo co to za różnica – tytoń to tytoń, nie?
A gdy spytacie o fajkę, z jakiego jest materiału? Bo to wcale nie takie pewne w niektórych przypadkach. Bo przecież nikt nie chodzi do trafiki z laptopem podłączonym do Internetu i nie wyszukuje informacji o każdej firmie, którą napotka. Nikt też nie jest chodzącą encyklopedią, żeby znał wszystkie fajki na świecie, a nawet choćby te zgromadzone w trafice. Pół biedy, jeśli dana fajka to Peterson. Gorzej, jeśli Ropp… No więc gdy spytacie – z jakiego jest to materiału, droga Pani Sklepikarko z trafiki? – To możecie liczyć co najwyżej na wzruszenie ramion. To jednak optymistyczna opcja. Obojętność i ignorancja nie jest jeszcze taka zła jak rozjuszona Pani Sklepikarka, której nagle jakiś tfu! – klient (jak to pogardliwie brzmi!) uświadomi, że czegoś nie wie.
Co zaś za wzrok na Was pada, gdy prosicie, aby coś Wam zamówić! Bo lubicie palić University Flake Petersona zamiast wanilię Poniatowskiego. Nie żebyście nie doceniali bukietu zapachowego Poniatowskiego, no przecież doceniacie, ale chodzi o to, że jakoś lepiej odczuwacie owego Petersona. Ile Wy wtedy problemów stwarzacie Pani Sklepikarce! Trzeba jej się potem wysilać, by powiedzieć uprzejmie – jak nie ma, to nie będzie, jest to, co jest. Oto filozofia! Gdzie tam Parmenides, niech się schowa Heidegger! Należy wtedy paść na kolana i całować stópki Pani Sklepikarki, bowiem wielka z niej myślicielka.
Najgorsi jednak jesteście wtedy, gdy zaczynacie przygodę z fajczarstwem. Bo jeśli z cygarami, to jeszcze nic. Cygaro to cygaro – wręczy się, klient da kasę, klient wyjdzie. Ale z fajką, co to za mecyja! A co jest do takiej fajki potrzebne? – spróbujecie zapewne zapytać w dobrej wierze. A skąd Pani Sklepikarka ma niby wiedzieć, Wy głuptaski! Przecież ona tam sprzedaje, a nie – zna się. Od znawstwa są pasjonaci, prawda? Przecież to oczywiste! Tak samo jak to, że do sklepu zoologicznego przychodzą tylko ci, którzy znają się na zwierzętach!
Drodzy klienci-pasjonaci, drodzy koledzy! To Wasza wina, że Was źle obsłużono! Nie przyłożyliście się należycie, nie odrobiliście lekcji! Nie powinniście drażnić Pani Sklepikarki swoją ignorancją! Pani Sklepikarka ledwo znosi własną przecież! Do pracy się chodzi nie po to, żeby pracować, ale żeby zarabiać, nie? A zwykle Pani Sklepikarka nie ma premii od sprzedaży. Zwykle też zarabia mniej, niż Wy, którzy nie szanujecie swoich pieniędzy, bo macie ich widocznie za dużo, żeby wydawać na jakieś fajki, ubijaki, stojaczki, tytonie, shishe! Wstydźcie się, że macie na tyle sporo, aby mieć przyjemność! Nie powinniście, bo zawsze jest to przyjemność kosztem Pani Sklepikarki, która tak łaskawie Wam służy w trafice! Nie musi ona przecież tego robić! Mogłaby malować paznokcie, pić kawę z przyjaciółkami, spółkować z mężem! Pomyślcie Wy o tym, wszyscy, którzy przekraczacie próg trafiki.
Wychodząc zaś uświadomcie Pani Sklepikarce, że jest tyle zawodów na „P” i że wcale nie trzeba być koniecznie Panią Sklepikarką.
Foto by Jalens
Współczuję Ci , Emilu i zapraszam do Poznania.Mamy tu jedną Trfikę , ale jest ona dokładną odwrotnością tego , co tak pięknie opisałeś…
A Rysiek i Tomek (Panowie Sklepikarze) , to moim zdaniem wzór trafikanta.
Doradzą , pomogą wybrać , Ich wiedza fajkowo – cygarowo – akcesoriowa wali na kolana. I zawsze uśmiech i dobre słowo.
To szczęście ,że Ich mamy w Poznaniu :)
Podpisuję się pod tym wszystkimi dostępnymi kończynami. Pogodnie pomogli mi w rozpoczęciu przygody z fajczarstwem, ba, dowiedziałem się przy okazji doboru pierwszej fajki, że moje dłonie są „małe, ale męskie”. :D
Kiedy pytam o tytoń, którego nie widać na wystawie… czasem dostanę anegdotę o przyczynach niedostępności; czasem znajdzie się kilka puszek na zapleczu i jedną kupię ja, jedna wróci na wystawę; raz nawet przepraszającym tonem Pan Tomek mi powiedział, że wprawdzie zapomnieli zamówić, ale niedługo wróci.
Nie wspominając nawet o tym, że można po prostu poprosić, dajmy na to, o słabą Latakię i porozmawiać o dostępnych tytoniach danego typu. :)
Żeby nie było – nie o wszystkich Paniach pracujących w trafikach jest ten tekst, jedna była dla mnie przemiła – w trafice w Gdańsku. Pozdrawiam serdecznie!
Co do drugich „Pań”, to polecam im zapoznać się chociażby z ofertą trafiki. Z czystej przyzwoitości przynajmniej. I coby sobie pracę ułatwić. Chyba niewiele wymagam?
Rozumiem.Mnie też wkurza niekompetencja…
A poszła do domu , mężowi kotlety panierować , a nie wkurzać fajczarza…jedna z drugą sklepikarka od siedmiu boleści..
Ja trafiłem w Szczecinie dużo gorzej. Żeby było zabawniej, w momencie wchodzenia do sklepu miałem jeszcze świetny humor i uśmiech na twarzy.
Kobieta za ladą, która od niechcenia rozmawiała z inną panią – dopóki nie wszedłem do sklepu. Wtedy to, nie tracąc czasu na kurtuazyjne powitanie, Pani na włościach wraz z koleżanką spojrzały na mnie spode łba, Pani znacząco wypuściła chmurę papierosowego dymu przez nos, po czym… patrzyły. Wyczekująco. Z duszącą irytacją, która szybko wypełniała mikroklimat trafiki.
Po kilkudziesięciu sekundach poddałem się i przeniosłem wzrok z ekspozycji na ekspedientkę. Transkrypcję rozmowy pozwolę sobie nieco rozświetlić, aby podkreślić pauzy, kiedy zbierałem w sobie chęć odezwania się czymś więcej, niż charkotliwy pomruk monosylabami, który wydawał się językiem ojczystym owej Pani.
– Dzień dobry!
– …
– Jest-
– Co!?
– Jest Virginia Mac Barena?
– Słucham!?
– Vir-gin-ia. Mac-Baren.
– Tak!
– …
– No więc!?
– O-otóż, e… Dostanę?
– Nie, nie ma!
– A czy-
– Jest to, co widać.
No tak. Wyszedłem więc, aby nigdy nie powrócić.
Jeżeli mówisz o Fajce, to co prawda mi nigdy taka nieprzyjemność z tą panią nie spotkała ale nieprędko tam wrócę gdyż na Jagiellońskiej jest mały sklepik/trafika który jest o niebo lepiej zaopatrzony i co ciekawe ceny są niższe niż w Fajce w której królują głównie tytonie „niższego rzędu”. O tytoniach SG można zapomnieć a o Petersonie można tylko poczytać, podczas gdy w sklepiko-trafice na Jagiellońskiej można dostac chyba z 10 rodzai SG, Petersona też wiele (nawet ten plug jest). Co prawda wybór fajek mniejszy, bo głównie gruszki Bróga ale wszystko tańsze (ok. 3 zł). Pani była dla mnie bardzo miła i choć nie wdawałem się w większą dyskusję nie dało się wyczuć żadnej antypatii – wręcz odwrotnie. Aha ! ważna sprawa – sklepiko-trafika czynna jest od poniedziałku do niedzieli. Zawsze można bez problemu poprosić o zamówienie. Niestety nie pamiętam numeru lokalu aby dodać go na mapę trafik, ale gdyby ktoś był zainteresowany to może się zgłosić do mnie, a pomogę w odnalezieniu btw. mieszkam jakieś 10 minut drogi od owego miejsca :)
Ha, chętnie się zgłoszę przy okazji dłuższego pobytu w Szczecinie, ale do tego czasu nie muszę, bo mieszkam jakieś 10 minut drogi od poznańskiej Mekki fajczarzy – trafiki na Sczanieckiej. ;)
Bardzo pocieszjace jest to co napisałeś, bo jako mieszkaniec Szczecina znałem jedynie właśnie „Fajkę”, w któej pani ekspedientka nie potrafiłą niestety mi udzielić najprostszych rad jakie potrzebuje początklujący fajczarz. Wiadomość o takim sklepiku jest dla mnie radosną nowiną :) Nie omieszkam jej poszukać ;)
Wybrzydzacie, Panie kochanku.
Gorsze są te panie sklepikarki co to się nie znają, ale są milutkie i grzeczniutkie i chcą sprzedać cokolwiek – więc nagle dostają olśnienia i znają się na wszystkim.
Taka polska wersja Przyczajonego tygrysa i ukrytego smoka w jednej osobie.
Po czem człowiek zaczynający swą przygodę z fajką wychodzi z trafiki z kopertą tej wanilinowej trawy (Poniatowski się w grobie przewraca) absolutnie przekonany że to bardzo dobry tytoń jest.
Cóż, może takie tylko w Białymstoku (w tym miejscu przez bogów opuszczonym) występują, bo dziś miałem taką sytuacje znowu, tyle że w herbaciarni.
Białystok opuszczony przez bogów? Całkowicie się nie zgodzę. Jestem białostoczaninem i spotykam tutaj przeważnie miłych ludzi! A jeżeli chodzi o tytoniową część naszego życia to Białystok nie mógłby być bardziej szczęśliwym miastem, niż przez sam fakt, że fajkowo.pl mieści się właśnie w Białym :)! Nieocenione są wyprawy do „centrum” fajkowa i rozmowy na tematy różne i podłużne z Panem Piotrem.
Pozdrawiam wszystkich Podlasian!
Nie bardzo do mnje dociera tresc tego artykulu. Sorry wintu ale wybierajac sie do sklepu a niewiedzac czego chcesz sam siebie stawiasz w niezrecznej sytuacji. Dawno minely czasy kiedy w sklepach pracowali kompetentni ludzie bo ci sa po prostu za drodzy.
Z drugiej strony Mialem okazje przez chwile prowadzic firme handlowa i klient ktory nie bardzo wie co chce jest najbardziej denerwojacym zjawiskiem z jakim sie spotkalem- no moze poza klientem ktory sie nie zna a udaje ze sie zna.
Wchodze, mowie czego chce i wychodze, jak obsluga ma problem z obsluzeniem mnie rozbudzam w nich poczuciie winy i wychodze. Jakos nie miewam problemow z asertywnoscia- choc czasem przeradza sie ta moja asertywnosc w chamstwo, musze z tym swoim buractwem zyc.
Mysle ze w dobie tak szerokiego dostepu do informacji, sklepy cynamonowe czy kolonialne do ktorych moglismy zaliczyc dawne trafiki odchodza do lamusa, dzis w modzie sa delikatesy z koszykami automatami na zakupy i brakiem kontaktu z mowiaca tylko po arabsku obsluga. Moze kiedy ujednolica sie opakowania, sprzedawcy zorientuja sie ze warto poznac to co sie sprzedaje- ale wiedza nie jest darmowa, wykfalifikowanego sprzedawce trzeba bedzie wywalic bo zarzada podwyzki i tak kolo sie zamknie. Innym gatunkiem sa relikty poprzedniej epoki- co ciekawe nie zawsze ta epokoe pamientajacy- doakonaly przyklad znajdziemy na poczcie czy w zusie- gdzie 19 letnia panienka w okienku powiela zachowania kolezanek tuz przed emerytura i te z kolei za 20 lat jakas kura zaczerpnie od niej. Ten typ jest godzien elaboratu na jego temat, ale nie zdarzyla mi sie jeszcze urzedniczka czy sprzedawczyni ktorej nie zmieszal bym z blotem gdyby zaszla potrzeba- jednak unikam takich sytuacji i jestem przedewszystkim swiadom czego chce.
Hehehe, a ja się – tak jak panie z poczty – za komunizmu przyzwyczaiłem, że w sklepach kolonialnych dostawałem informację lepszą niż dzisiaj mogę znaleźć w internecie. Jeśli tak by nie było, to te prywatne inicjatywy błyskawicznie by splajtowały.
Całkiem przyzwoite info dostawałem też w sklepach wędkarskich, fotograficznych oraz – o dziwo – w pewexowych stoiskach z kosmetykami.
Podobnie jak Emil, oczekiwałem czegoś podobnego w trafikach. Zazdroszczę kolegom z Gdańska i Poznania, że mają takie sklepy. Obecnie – cóż, jeśli chodzę do trafiki, to zazwyczaj wiem o co mi chodzi, choć często okazuje się to czystą projekcją na podstawie internetu… Zaciekawiony jakimś tytoniem, mam – na przykład – możliwość obejrzenia go w słoiczku w krytykowanej zawzięcie trafice przy Hali Marymonckiej. Nie dają tam tytoniu skosztować w fajce (a niby dlaczego mają dawać?), ale mogę go obejrzeć i powąchać. To dużo. W tych realiach i w stołecznym mieście – to bardzo dużo…
Efekt, niemal nie kupuję w realu. Tylko internet. Niestety, tu także większość sklepów przypomina „trafiki” na bazarkach. Opisy są równie kompetentne jak ta z obrazka do tekstu Emila. Na całe szczęście, są jeszcze internetowe fora, hobbystyczne serwisy prowadzone przez zapaleńców czy wręcz szaleńców bożych. Tu jednak trzeba mieć trochę doświadczenia, aby odsiać mnóstwo „sabał” od jakich roi się internet (nie wykluczając i naszego portaliku, na którym wszak wolno pisać wolno). Zazdroszczę Niemcom, którzy mają u siebie modelowe sklepy interetowe – po pierwsze podawane są wszystkie informacje o fajkach: ze wszystkimi wymiarami, są zdjęcia w wielu rzutach, i naprawdę dość szczegółowe opisy wykończenia… Podawane są też linki do wielu źródeł, opinie konsultantów (bo sklepy mają takowych).
Email czy telefon przez formularz kontaktowy otrzymuje się bardzo szybko, choć niekiedy wymaga ona właśnie skonsultowania. Można zapytać po niemiecku, angielsku, francusku i w takim języku odpowiedź otrzymać.
Opisy tytoni, to nie są tylko marketingowe kalki z katalogów producenckich – przynajmniej te, które pali się powszechniej opisane są ze znawstwem i prywatnymi smakami.
Podpytywałem – jeśli jakiś tytoń jest kupowany regularnie, właściciele przeglądają zamówienie i po prostu piszą maile do tych, którzy mają je na stałe w swojej rotacji. Za ciekawą opinię – puszka czy koperta gratis. Po roku mają takie sklepy ekspertów od aromatów, angoli, wirginii czy tytoniów kawendiszowanych. Zresztą w korespondecji zdarzały się fajne żarty – że dzięki takiej korespondencji, z którą wychodzi do klientów sklep, cały personel wie, jaką puszkę warto otwierać na własny użytek.
Przed wprowadzeniem kolejnej pozycji – obowiązkowo do konsultantów wysyłane są próbki w zamian za „pisemną” opinię. I te opinie wprowadzane są do sklepów, jeśli tytoń okaże się „trafiony”.
Ale to kosztuje – dziwiłem się. Tak, to są spore koszty – odpowiadano. Na przykład wydawane na analizy zapytań fajczarskich do Google.
To są sklepy internetowe na miarę realnych trafik w Poznaniu i w Gdańsku oraz paru realnych salonów za Odrą. U nas – niestety, i piszę o tym z przykrością – takich sklepów w sieci nie ma. Choć przecież są szanse, że taki sklep będzie…
Tak że trudno się dziwić naszym realiom, w naszej niszy, a właściwie „niszce” istnieje tylko kilka biznesów tytoniowych, które nie muszą się wspomagać innymi towarami. Rezultat – jak tu rozmawiać o tytoniach, kiedy kolejka po wódkę i tanie wina? A nawet jeśli to tylko branża tytoniowa, to i tak większość przychodzi po tańsze niż w kioskach papierosy…
Tak jest wszędzie – także w tych chwalonych przeze mnie Niemczech, choć i tak o wiele więcej ludzi sięga po fajkę. A te wzorcowe trafiki i e-trafiki prowadzone są przez rozmaitych fajczarskich porąbańców, którzy wyłącznie dlatego, że są porąbani, gotowi wciąż się uczyć, dociekać, żyć sklepem przez 24 godziny na dobę. I, niejednokrotnie, niemal dokładać do interesu.
Dla Pani Sklepikarki jest to tylko praca DORAŹNA za marne pieniądze.
W podsumowaniu – zgadzam się z Jankiem. W takiej osobliwej niszy, trzeba na zakupy chodzić przygotowanym. Dociekać samodzielnie, dowiadywać skąd się da… Także wysyłać e-maile, korzystać z komunikatorów, telefonować – i chłonąć informacje.
Kompetentna Pani Sklepikarka… Hehehe – droga fajczarska braci, najbardziej sceptyczni wobec cudów są katoliccy biskupi. Cuda, owszem, się zdarzają, ale 99 proc. to są projekcje wiernych.
Czyli niech sobie jedni tworzą bazy wiedzy i się starają o klienta , a my starajmy się żeby sprzedawcy nie zdenerwować , bo jest kiepsko opłacany i ma prawo nie wiedzieć , co sprzedaje…
Taki biedny…
…jednak komuna zrobiła swoje…
Denerwowanie sprzedawcy jest poważnym problemem, ale z pewnością nie dotyczy Pani Sklepikarki w trafice. To sklep dla ściśle określonej grupy społecznej, w którym po prostu potrzeba jeśli nie fachowca, to przynajmniej cierpliwego człowieka. Bo nie czarujmy się – ogrom klientów wchodzi bez przygotowania i mają na dodatek prawo wymagać fachowej porady. To nie sztuka podać szlugi, każdy głupi to potrafi. Poza tym klient wcale nie ma obowiązku wiedzieć czegokolwiek o asortymencie. Subiekt powinien być zawsze przygotowany. Można narzekać na klientów, można od nich wymagać, ale aby wymagać, trzeba najpierw mieć solidny wkład własny w postaci wiedzy. Wcale nie tak dużej. Wystarczy taka, gdzie nie myli się FVF z Golden Virginią.
Za komuny, to ja wymagałem jak Emil. Tobie, Krzysztof, jest łatwiej, bo masz trafikę, której nie musisz omijać. Ja w Warszawie mam same takie. No, prawie same, ale w zasadzie nawet te najbardziej specjalistyczne zatrudniają niekompetentych buców i bucerki.
Co mogłem zrobić? Nie kupować w nich. Nie kupuję.
Tylko trzeba wziąć pod uwagę to, że jeśli będziemy postępować w ten sposób w końcu porządne trafiki znikną z mapy, a te mierne nie będą miały szansy „nawrócić się” ;)
A co do sprzedwaców u nas w Gdańsku to dość śmiesznie wygląda, w Salonie Fajki mamy niewielki wybór tytoni, ale Pani Sklepikarka wie co ma, początkującemu będzie w stanie poradzić najlepszy tytoń z dostępnych, wie co to opalanie ;), zaś w lepiej w tytonie zaopatrzonej trafice w Galerii bałtyckiej obsługa nie ma bladego pojęcia o tych tytoniach
Jakiś pomysł na nawracanie?
i tu tkwi pies pogrzebany ;)
Dawno temu, poszedłem na „słynną” Kruczą w Warsiawie z zapytaniem ” Czy ma Pani jakieś czyste Virginie?” na co otrzymałem odpowiedź ” Czyste Virginie? To ja nie słyszałam. Lataka(tu nie ma literówki) to tak…”
Kupiłem Malthausa i po raz pierwszy i ostatni zapłaciłem tam kartą, „bo, tak na przyszłość, to za tytoń, płacimy gotówką”
Wyszedłem zanuciwszy znany punkowy szlagier „No future!”
Kupuję w fajkowie i zagramanicą. Bez stresu, bez łaski. Tytonie sobie wybieram głównie po składzie. Posiłkuję się Tobacco Review i opiniami niektórych fajczących internautów.
O tym płaceniu kartą było nie raz- użycie terminala kosztuje jakieś pieniądze, a na tytoniu jest śmieszna marża- to że panie mają odwagę marudzić że oddaja tytoń za psie grosze przy płaceniu kartą należy podziwiać moim zdaniem.
Ja na Kruczą jeżdżę jak mam po drodze i kupuję to co chcę kupić, nie miałem tam nigdy nieprzyjemnych przypadków.
LOL
„…i zawsze zdanżam… i pan zdanża…”
(cyt. z pam.)
Teraz wszystko się sprowadza do wystawienia kartki w oknie – „zatrudnię sprzedawcę”. I tacy ludzie w większości nas obsługują. Ja ostatnio robię zakupy na Wólczyńskiej przy Reymonta. Jestem zadowolony.
Mam od nich informację, że do końca roku nie będzie dostaw tytoniu. Wszystkie hurtownie czekają na zmianę akcyzy. Trzeba się teraz zaopatrzyć w jakiś zapasik.
Ten kiosk jest świetnie, jak na realne trafiki, zaopatrzony. Kiedy jeździły tramwaje Marymoncką, czekałem do 22.00 i jechałem do Huty, tam się przesiadałem do drugiego i wpadałem. Ten późny wieczór to była okazja, żeby pogadać z właścicielem, fajnym fajczarzem… To 24 h sklep z alkoholem i papierosami, potężna porcja fajek, akcesoriów i tytoniów, to pasja szefa.
I tylko o tej porze, kiedy już się przewiną pierwsi trunkowi poprawkowicze i zanim nadciągną niedopitki dorannych imprezowiczów, dało się pogadać o fajkach i tytoniach. Fajnie i kompetentnie. Dwa lata temu wsiadałem jeszcze na rower, teraz już nie, więc czasu na rozmowę coraz mniej. Bo ostatni tramwaj…
Budowa Mostu Północnego odcięła mnie od tych rozmów, bo z mojej strony zabrali tramwaje. Nie byłem tam z rok.
Krzyknij kiedyś, to podjedziemy. Tylko jak cieplej będzie :)
Z tego co widziałem nie jest już 24h, otwarte tak jakoś do popółnocy ale w środku nocy nieczynne.
Kiosk jest otwarty codziennie od 9. do ok. 24. Zaopatrzenie, zarówno piwne jak i tytoniowe bardzo zacne, obsługa zawsze bardzo miła. Tylko z tą kompetencją…
Przychodzę tam od dawna (mieszkam w okolicy) i kiedy pojawiły się tam tytonie fajkowe SG to trzeba było opowiadać co jest co, bo nikt tam nie wiedział, co mają. Ale ogromny plus – CHCIELI WIEDZIEĆ, i teraz już przeważnie wiedzą. I pamiętają co klient lubi. To bardzo cieszy.
Przeważnie wiedzą, ale ostatnio usłyszałem „za parę dni będzie absolutna nowość, Planta, 60% Latakii”. No to czekam, wyznaczonego dnia jestem na miejscu i dostaję: faktycznie w Polsce nowość, Dan Tobacco, 40% Latakii (Bill Bailey’s Balkan Blend). Jedno trafienie na trzy… Ale tytoń znakomity. Niebawem go opiszę.
Trzymamy za słowo. Paliłem próbkę. Smakował.
Witam !
Jako „młody” użytkownik fajki bardzo rozumiem ten artykulik!!! Mieszkam w mieście K i kupując tytonie poza opiniami w internecie starałem się sugerować i opierać na podpowiedziach i sugestiach „doświadczonych sprzedawców” w trafikach. Ci mogli mi jedynie powiedzieć co „naród” zazwyczaj kupuje, bo to zazwyczaj dziewczynki w ogóle dymu unikające za parę stówek zatrudnione do sprzedawania towaru i nie „kumate” w temacie.
Z tego powodu straciłem dużo złotówek na „maniany” ,które do końca życia chyba nie wypalę!!!! ALE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Inteligentny Polak nawet ze szkody, dyletanctwa i głupoty może skorzystać. Ja tak zrobiłem trzykrotnie. Tytonie już kupuję sprawdzone!!! ale dzięki internetowi, fajka.net, mimo praktycznego „bobaska” jestem teoretycznym rekinem w tych trafikach obsługiwanych przez … a kierowanych przez „gości” narzucających zaporową marżę a potem chcących za wszelką cenę sprzedać towar. No cóż, w Krakowie uważają, że wszystko kupią turyści z zachodu – a tu kuku!!! towar leży. I dla tego mam satysfakcję!!!! zakupiłem trzy fajki poniżej ceny nawet fajkowa bo sprzedawcy nie znali się w ogóle w tym temacie. Pozdrawiam wszystkich Fajczarzy i polecam moją taktykę, może „handlarze” tytoniem budząc się z ręką w nocniku zmienią podejście do NAS i w reszcie zatrudnią znawców tematu.
Zyczę upragnionych prezentów od św Miśkołaja!!!!
Witam c.k. Perwojtka :)
Boskie. Osobiście trafiłem na panią, która, na moje pytanie czy fajka ma filtr wzięła fajkę i mocno się zapierając prawie wyrwała ustnik z fajki. Biedna fajka, pomyślałem i uciekłem…
W Wawie jest średnio. Problemem chyba jednak jest płeć, a co za tym idzie, dobór zainteresowań. Panie z Fajki na Kruczej nie wyglądają na zainteresowane swoim towarem, bo zapewne nie bardzo wiedzą, na co i po co ludziom te fajki. Trafikę powinien prowadzić fajczarz. Ale mogę polecić panią właścicelkę trafiki „Sherlock Holmes”, niegdyś w KDT, obecnie przeniesionej do Wysokiego Niebieskiego Kibla przy Jerozolimskich (I piętro). Nie wiem, na ile ta miła pani zna się na tytoniu, bo nigdy jej nie przepytywałem specjalnie, ale jest uczynna, ładna, zawsze uśmiechnięta i przyjemnie robi się z nią interesy.