Poznaliśmy się na fajkanecie. Od wpisu do wpisu, od komentarza do komentarza – okazało się, że jesteśmy niemal sąsiadami. Więc umówiliśmy się u Niego na fajeczkę, i tak miałem rzadką okazję zobaczyć Jacka „Jalensa” Jóźwiaka przy tudzież po pracy, za to z nieodłączną fajką.
Mówi się, że dziennikarska wiedza jest jak kałuża – rozległa, lecz płytka. Jalens był żywym zaprzeczeniem tej tezy, bowiem jakikolwiek temat brał na warsztat, zawsze zgłębiał go gruntownie. Co zresztą powodowało, że na forach internetowych traktowano Go albo jako eksperta, albo – częściej, niestety – jako enfant terrible, zadającego niewygodne pytania lub snującego rozważania wbrew zdaniu lokalnych autorytetów. Nie przejmował się tym zbytnio, bowiem wyznawał zasadę Józefa Mackiewicza – „tylko prawda jest ciekawa”.
Jego (wznowiona po latach) fajczarska pasja w połączeniu z elitarnością ówczesnych forów tematycznych pchnęła Go do stworzenia portalu dla wszystkich pasjonatów szlachetnej sztuki zażywania tytoniu – i tak powstał znany nam fajka.net.pl. Wzorem Zbigniewa Turka, na którego słynnym cyklu (wydanym tez jako książka) wychowały się pokolenia fajczarzy, zebrał Jalens wszelkie istotne porady, systematyki i definicje po czym skompilował je we – wciąż dostępny – cykl artykułów, fundamentalnych dla każdego, kto pragnie rozpocząć swą przygodę z fajkowym zielem. Ileż to razy na pytania początkujących w mediach społecznościowych odpowiedzią są linki do Jalensowego poradnika? Bo też trudno znaleźć (o ile to w ogóle możliwe – mi się nie udało) lepiej skompilowaną solidną porcję czystej wiedzy fajczarskiej, w dodatku podaną przystępnie i w sympatyczny sposób.
O ile dyskutantem wirtualnym bywał Jalens zażartym, zwłaszcza kiedy był pewien swych racji, o tyle w bezpośrednim spotkaniu ujawniał – oprócz ostrego jak brzytwa intelektu tudzież licznych talentów, czyniących Go prawdziwym człowiekiem Renesansu – ogromną wrażliwość i gołębie serce. Na pierwsze nasze spotkanie „w realu” szedłem trochę z duszą na ramieniu, całkiem niepotrzebnie, jak się okazało. Nie sposób było Go nie polubić, a nade wszystko – nie podziwiać inteligencji, wiedzy i … skromności tego tytana pracy. Zleconej. Za dowolnie małe pieniądze – bo życie Go nie rozpieszczało, a rogata dusza i twardy charakter jakoś nie ułatwiły Mu kariery zawodowej.
Jego choroba splotła się w czasie z moim zakrętem życiowym, przez co nasze spotkania urwały się, a kontakty stały się sporadyczne. O Jego śmierci dowiedziałem się przypadkiem – i w dodatku zbyt późno, by uczestniczyć w pogrzebie. Potem przez całe lata nie docierało to do mnie… Bo przecież mieliśmy się spotkać na fajeczce, jak mawiał – „kiedy wydobrzeję”.
No cóż, wydobrzałeś, Jacku – choć może nie tak, jakbyśmy tego chcieli. Dziś palisz już niebiańskie mieszanki, których zapach „wznosi się przed Tronem Najwyższego jako woń przyjemna”, i pijesz piwo z Abrahamem. Zajmij nam tam miejsce.
Pierwotnie tekst ukazał się na pipeclub.waw.pl
Wczoraj czytałem recenzje śp. Pana Jacka o SG black xx. Co jakiś czas wracam do tej recenzji, do innych też ale ta ma jakiś magnes. Tytoń też zacny,choć żadko go palę.
Szkoda że nie było mi dane poznać tego Pana osobiście.
Pamiętamy!
https://www.wcwi.eu/index.php/czytelnia/z-zycia-wcwi/78-moje-wedkowanie/3610-pro-memoria-jaj
Niestety, znałem Jalensa jedynie wirtualnie, ale wciąż z przyjemnością wspominam nasze internetowe „dyskusje”. Klasa, kultura i wiedza – rzadka kombinacja.