Skusiłem się na ten tytoń, kiedy podczas uzupełniania zapasów okazało się, że w mojej ulubionej trafice nie ma już ani jednej puszki lubianego przeze mnie Ashton Artisan’s Blend (oczywiście mam zapasy, ponieważ robię zakupy z górką).
W ogóle tym razem dosyć słabo trafiłem, więc po chwili wahania zdecydowałem, że jest to wprost idealny moment, żeby złamać schemat zakupów i spróbować nowych mieszanek (najczęściej moja wizyta w trafice jest krótka; biorę stały zestaw i znikam na kolejne dwa miesiące). W ten sposób do mojej skromnej kolekcji trafiły dwie nowe puszki tytoniu, z których jednym jest Torben Dansk 40 Jubilee Latakia Blend, a drugim Chacom No. 4, o którym również mam nadzieję napisać wkrótce kilka słów.
Po powrocie do domu zabrałem się od razu za rozpakowywanie nowych nabytków, zaczynając od Torben Dansk 40 Jubilee Latakia Blend.
Po pozbyciu się folii i kartonowego pudełka z nachalnie wrzeszczącym ostrzeżeniem dla palaczy moim oczom ukazała się estetycznie oklejona puszka. Co ciekawe ostrzeżenie na ładnej etykiecie, w przeciwieństwie do ostrzeżenia z kartonowego opakowania, było w języku… czeskim! To mnie wprawiło w doskonały humor, nie powiem. Od razu przed oczami stanęły mi wspomnienia z licznych niegdyś wypraw do Czech, niekończące się włóczęgi po rozpalonej letnim słońcem Pradze… A jeszcze nie zapaliłem!
Tuż po otwarciu puszki od razu poczułem przyjemny i bardzo intensywny aromat Black Cavendisha. Z przyjemnością zanurzyłem się w ten zapach… Latakii nie wyczułem, ale nie zaskoczyło mnie to. W końcu podstawą mieszanki jest BC, natomiast La, można by rzec, okrasą (około 10 procent blendu).
Z nowym tytoniem jest u mnie tak, jak z szukaniem włącznika światła w ciemnym pokoju. Niby wiem, że jest tam, gdzie zawsze, a jednak często przez krótszą lub dłuższą chwilę macam ścianę w jego poszukiwaniu. Analogicznie po składnikach blendu jestem w stanie przygotować się mniej więcej na jego smak i zapach, ale nie do końca. Z bukietu smaków mogę przecież wyłowić jakąś niespodziankę, zazwyczaj niewyczuwalną w pierwszych paleniach. Bardzo lubię to napięcie i oczekiwanie.
Przejrzałem w myślach latakiowe fajki, których trochę mi się nazbierało. Nie chciałem palić nowego tytoniu w takiej, która przeszła na wskroś aromatem innej mieszanki, słodyczą bądź kremowym ciężarem. Miałem odpowiednią. Był to mój ostatni nabytek z eBay, prawie nieużywany i odrestaurowany Royal Danish 29 (ze stajni Stanwella). Tylko raz paliłem z niej Rattray’s Red Rapparee i świetnie się według mnie nadawała.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Tytoń dość grubo cięty, fajnie się nabijał ale już niekoniecznie rozpalał. Dwukrotnie fajka mi zgasła, lecz później było już z górki i cała porcja tytoniu spopieliła się aż do samego dnia, co mnie bardzo ucieszyło.
A doznania smakowe? Jak dla mnie dużo dobrze wyczuwalnej gorzkiej czekolady i kakao z nieśmiałym kawowym akcentem. Latakii niestety prawie w ogóle nie wyczułem, ale miałem świadomość, że gdzieś tam jest… Mniej więcej od połowy fajki pojawiła się ciekawa słodycz, która od razu skojarzyła mi się z kubkiem słodkiego kakao, takiego śniadaniowego. I z budyniem czekoladowym, który ostatnio sobie przygotowałem, kiedy nie chciało mi się zejść na dół do sklepu, by kupić jakieś pieczywo.
Z powodu wielu różnych przyczyn, jak i zwyczajnych trosk życia codziennego odkładałem na później ukończenie tej recenzji, wobec czego spaliłem w międzyczasie całą zawartość puszki i mogę śmiało powiedzieć, że czuję się bogatszy o dodatkowe doświadczenia. Kiedy zaczynałem recenzję, wypaliłem ledwie 3-4 fajki, a to czasami okazuje się być za mało.
Po wypaleniu tej całkiem sporej ilości fajek ostatecznie doszedłem do wniosku, że tytoń ten jest smaczny, owszem, ale i zbyt płaski, nieciekawy po prostu. Brak mu jakiegoś pazura, który spowodowałby, że chętnie i często bym do niego wracał. Innymi słowy nie odnalazłem spodziewanej niespodzianki.
Podsumowując muszę stwierdzić, że nie jest to tytoń, który chciałbym palić jako codzienny, ale jest całkiem miłą odmianą i od czasu do czasu chętnie po niego sięgnę. Jednak na pewno nie będę kupował go regularnie, jak inne bez których nie mogę się obejść.
Dan Tobacco jest mistrzem tytoni, które budzą właśnie takie uczucia. Ponieważ ich produkcja jest dosyć łatwo dostępna, przez ręce przewinęło mi się sporo ich mieszanek i jak dotąd tylko Ascanian chciało mi się kupić ponownie.