Śledztwo w sprawie fajki

16 grudnia 2010
By

Maćku, załóżmy w tej rozmowie, że mało kto czytał Twoją książkę „Nowa-Stara fajka”, chciałbym bowiem zapytać o wiele rzeczy, które już w niej wyjaśniłeś czy opowiedziałeś… A może zechcesz powiedzieć jak Twój poradnik się rozchodzi, ile osób ma go w swojej biblioteczce?

I to bardzo dobre założenie, Jacku (hahahaha…), śmieję się bo trafiłeś w sedno. Jako osoba zainteresowana odzyskaniem kapitału zainwestowanego w przedsięwzięcie, stwierdzam kategorycznie: zbyt mało osób posiada moją książeczkę! Nie żartuję w tym momencie ani troszeczkę, zdążę „pozyskać” nieco siwych włosów, nim odzyskam wkład jaki wniosłem w powstanie poradnika.

Maciek Faja Maciejewski

Nie żalę się tutaj, broń mnie Panie Boże. Decydując się na wydanie zebranego materiału, dokładnie sprawę przemyślałem. Każdy chyba przyznać musi, że fajczarstwo nie jest wielce popularnym hobby, więc siłą rzeczy fajczarze w naszym kraju stanowią niewielki odsetek osób palących (ale chyba widać światełko w tunelu, mówię tutaj o „młodej krwi”, którą da się zauważyć na Forum FMS, jak i na Fajkanecie). Z założenia więc wydanie czegokolwiek dla niszowego odbiorcy jest sprawą zarówno potrzebną, jak i w pewnym sensie przedsięwzięciem „charytatywnym”.

Wielu kolegów, którym miałem okazję pokazać „zaczyn” zaledwie książki, klaskało w łapki, klepało mnie po plecach i zapowiadało świetlaną przyszłość. Na swoje szczęście, jestem człowiekiem twardo stąpającym po Ziemi i zdawałem sobie sprawę z prostego faktu – wydanie zaledwie kilkuset sztuk poradnika fajkowego jest stosunkowo dużo droższe od wydania książeczki kucharskiej w kilkutysięcznym nakładzie.

Po pierwsze, książeczka kucharska może dzięki temu kosztować mniej, a po drugie, tzw. target jest wielokrotnie większy. Konstatacja, że mamy mało interesującej fajczarzy literatury w języku ojczystym, spowodowała podjęcie decyzji o zaangażowaniu środków własnych w „coś dobrego”. Z czasem książeczka będzie się powoli rozchodziła, dając mi przede wszystkim zadowolenie z faktu dostarczenia zainteresowanym przydatnego narzędzia. Dlatego też wolałbym, by poradnik nim trafi na domową półkę biblioteczną, zdążył podniszczyć się w domowym warsztaciku fajczarskim.

Nawiasem mówiąc, dopiero ostatnio Twoja książka do mnie trafiła, nb. pożyczona. Zaskoczyła mnie niesamowicie. Za czasów mojego dziecięctwa uczyliśmy się majsterkowania z książek i programów Adama Słodowego. Wychowały się na nich całe pokolenia chłopców nie stroniących od narzędzi. Nie obraź się na mnie za to porównanie – dla mnie „Nowa-Stara Fajka”, to taki Słodowy dla miłośników fajek. Książka jest… śmiertelnie praktyczna. I porównanie, i określenie – to najwyższe wyrazy uznania.

Dziękuję Jacku, bardzo dziękuję. Porównanie wydaje się być w pełni uzasadnione, choć daleko mi do uwielbianego przez wszystkich, nieodżałowanego Adama Słodowego. Poradnik powstał z jednej prostej przyczyny – otóż na Forum FMS wciąż pojawiały się pytania, na które były już odpowiedzi w zasobach forum. Niestety, były one rozrzucone, pofragmentowane, niekompletne itd.

Sam szukałem potrzebnych informacji (zanim zakiełkowała myśl o ich zebraniu w całość), więc wiem, co piszę. W pewnym momencie zauważyłem, że wiem coraz więcej i zaczynają mnie irytować nieco te wiecznie powtarzające się pytania. I… zawstydziłem się.

Maciek, kurcze, ileż to razy chłopie chciałeś sam wyskoczyć z takim pytaniem? – Zapytałem sam siebie. Ale mnie się chciało poszperać, pogrzebać. No cóż, nie każdemu wystarcza widać cierpliwości. Właśnie informacje dotyczące przysposabiania fajek używanych, były pierwszymi poszukiwanymi przeze mnie na Forum i coś tam sobie zdążyłem zanotować, pomyślałem: trzeba to zebrać i usystematyzować.

Jeden mały problem – tego nie da się zrobić w jeden wieczór. I tu zadziałała nasza kruchość, choroba spowodowała, że zacząłem cierpieć na nadmiar czasu, a wskazania lekarskie były jednoznaczne: zero stresu. Ha, i w to mi graj, mam czas, a przy czym człek najlepiej odpocznie? Oczywiście przy fajeczce, niekoniecznie podczas palenia…

Dysponowałem czasem, miałem już troszkę wiedzy, tak w głowie, jak i na papierze, miałem też kontakt z ludźmi znającymi interesujący mnie temat, no i sam przysposobiłem kilka fajek do palenia…

Zacząłem pisanie – katastrofa. Podziwiam ludzi, którym pisanie przychodzi z łatwością. Możesz Jacku wierzyć lub nie, ale 11 lat dyktowania oględzin nie pomagało mi w żaden sposób. To zupełnie inny język, a poradnik miał pomóc przecież początkującym fajczarzom-renowatorom. Tekst był czymś pośrednim miedzy oględzinami a poradnikiem… W praktyce sam nie rozumiałem tego, co pisałem. Nie wiedziałem, śmiać się czy płakać.

Odstawiłem tekst, a raczej niezborne wypociny z silnym postanowieniem powrotu. Impuls, a może raczej kopa do dalszej pracy dał mi Darek Kuźma – człowiek wulkan. Przerobiłem tekst na zrozumiały dla przysłowiowego Kowalskiego – tak mi się przynajmniej wydaje. To właśnie miała być pozycja dla Kowalskiego, a nie np. nie dla Jacka Rochackiego czy Krzysztofa Woźniaka. No i tak powstał ten „prawie Słodowy”.

„Odnawianie, higienizacja, naprawy” – to podtytuł publikacji… Skoncentrujmy się na środkowym słowie. Mimo coraz większego grona osób palących w fajkach używanych, pozostaje cała masa, która za nic w świecie nie weźmie do ust fajki po kimś. Pamiętasz, jakie ja sam miałem z tym problemy ze dwa lata temu. Ty ich nie miałeś?

O tak, pamiętam, jak pisałeś o tym problemie na Forum FMS. Szybko się jednak przełamałeś i dziś cieszy Cię kilka osobiście „zhumanizowanych” fajek. Pewnie każdy miał opory przed paleniem fajek używanych. Mnie również nie ominął ten problem. Pozwolę sobie na opowiedzenie pewnej historii jednej z moich fajek używanych…

Maciek Macielewski

Otóż w czasach, gdy po mieście chodziłem jeszcze pieszo w mundurze, wpadła mi w oko witryna jednego ze sklepów z odzieżą, nazwijmy to, rockowo-młodzieżową. Właściciel nawrzucał na wystawę trochę siana, ustawił stare drewniane koło, jakąś lampę naftową i… fajkę w skórze. Kurczę, nie myślałem wówczas nawet o necie, nie miałem żadnych fajkowych znajomych ani też w obrębie 100 km od domu normalnej trafiki. Dla mnie fajka ta była cudem nad cudami.

Wszedłem do sklepu, czym wyraźnie zaniepokoiłem właścicieli. Zagadnąłem grzecznie, że palę fajkę i zainteresowała mnie ta sztuka na wystawie. Wdaliśmy się w gadkę, długą gadkę, do dziś mam wyrzuty sumienia, że pozostawiłem rejon patrolu bez nadzoru (sam się teraz uśmiecham). Okazało się, że właściciel kiedyś też pykał, ale ze względów zdrowotnych zarzucił te formę relaksu, zaś przedmiot mego pożądania był prezentem od przyjaciela z zagranicy.

Nawet nie chciał słyszeć o odsprzedaniu fajki. Dodam tylko, że najpierw padła moja propozycja odkupienia, a dopiero później dowiedziałem się o rodowodzie fajki. Ponieważ w jego posiadanie fajka weszła jako używana, sam w niej nie palił, trzymał jeno na półce, a później na wystawie.

Kilka razy jeszcze przystawałem przed witryną, pokazując „cudo” współpatrolowcom. Któregoś dnia fajka zniknęła wraz z wystrojem. W tył zwrot i odchodzę, jakież było moje zdziwienie, gdy nagle za sobą usłyszałem: „panie sierżancie, czy można pana na chwilę poprosić”. Odwracam się, a w progu sklepu stoi żona właściciela, zapraszając gestem do środka. Cóż, obywatel prosi, widać ma potrzebę…

Już wewnątrz sklepu zaproszono mnie na zaplecze, gdzie przy stoliku właściciel nalewał właśnie kawę do filiżanek. Dowiedziałem się, że jestem sympatycznym człowiekiem i zostanę nowym właścicielem fajeczki w skórze. Miły gospodarz zastrzegł od razu, że choć nie pali, to nie pozbędzie się żadnej więcej fajki (mają zostać w domu dla potomnych), ale ta „skórzana” jest podarunkiem, więc nie może być żadnej mowy o płaceniu.

Niestety, krótko potem sklep zmienił właściciela, nie mam więc kontaktu z tymi miłymi ludźmi. Stałem się jednak posiadaczem fajki KIKO 132, która przez lata zbierała kurz na mojej półce. Kto by pomyślał o paleniu w używanej fajce! No proszę, dziś w niej palę, dzięki informacjom z Forum FMS. Dlaczego nie miałem oporów, by zapalić w tej fajce po odnowieniu? To już zupełnie inna historia.

No to nazwę rzeczy po imieniu… Każdy zaawansowany palacz fajki wie z „własnego palenia”, że w kanale dymowym i na dnie fajki zbiera się nie tylko „jedna strona medalu”, czyli kondensat i produkty spalania. Nasz organizm się broni przed dymem tytoniowym zwiększoną produkcją śliny, więc do naszych fajek plujemy nawet mimowolnie. Wiele technik fajczarskich zakłada dmuchanie do nich podczas palenia i walki o ogień. To obrzydliwe… Ohydne po prostu. Jak się pozbyć obrzydzenia?

Jacku, wiedząc o tym wszystkim, sam się przełamałeś, pokonałeś obrzydzenie. Wystarczyło troszkę poczytać, zastosować się do technicznych rad kolegów posiadających większe doświadczenie w odnawianiu fajek i poszło samo. Nie trzeba było odwiedzać Poradni Zdrowia Psychicznego, wystarczył zdrowy rozsądek.

Oczywiście, uwarunkowania osobnicze są tak różne, jak różni się człek od człeka – jeden nie boi się niczego, drugi boi się wszystkiego, więc, teoretycznie rzecz biorąc, obaj winni odwiedzić PZP. Dla mnie normalniejszy jest ten z fobiami, jest bardziej ludzki.

Ponieważ moja praca miała różne oblicza, w tym BARDZO nieprzyjemne, mnie jakoś łatwiej niż niejednemu przyszło pokonanie obrzydzenia. Powiedziałbym wręcz, że lata pracy w kryminalistyce spowodowały, że nie odczuwałem żadnego obrzydzenia, gdy brałem do ust ustnik odnowionej fajki. Ponieważ nie każdemu dane takie doświadczenie, pozostaje, jak wcześniej wspomniałem, zdrowy rozsądek. Po to stosuje się higienizację, by fajkę zhumanizować, uzdatnić, doprowadzić do stanu używalności.

To „oczywista oczywistość”, że znajdą się ludziska odporni na wszelką perswazję i nie uwierzą, że można fajkę oczyścić, szczególnie gdy nabędzie fajkę – jak mawia „Rotm” – „po panu big fleji”. Podobnie zresztą znajdą się tacy, którzy do ust nie wezmą flaczków, móżdżku z jajeczkiem i cebulką czy cynaderek, choć przecież większość uważa je za wyjątkowe smakołyki.

Moim zdaniem „higienizacja” powinna być na pierwszym miejscu w podtytule i dla wielu ludzi ten właśnie proces jest najważniejszy. Bez długiej opowieści na ten temat, większość zbrzydzonych pozostanie przy gruszkach lub słabiutkiej jakości wrzoścach, mając do dyspozycji prawdziwą kopalnię fantastycznych fajek… Powiedz, ale tak szczerze – czy naprawdę da się każdą fajkę zdezynfekować, wyczyścić, usunąć z niej plwocinę, smarki-charki i inny syf?

Hmm … Dla Ciebie najważniejsza jest higienizacja i ja to rozumiem, ale już wyjaśniam podtytuł. Higienizacji musimy poddać fajkę „po kimś”. Słowa „musimy” używam celowo, choć wiem jak nie cierpisz takich określeń. Mam jednak nadzieję, że w tym przypadku przyznasz mi rację, wszak nie wiadomo, kto wcześniej trzymał ustnik w siedlisku wszelkich chorób, jakim może być ludzka paszcza…. Tak więc higienizacja ponad wszystko i tu się chyba zgadzamy.

Moim jednak zdaniem, dużo częściej fajczarz odnawia (odświeża) swoją własną fajkę, niż przysposabia do palenia fajkę używaną, a i tą przecież z czasem poddaje odświeżaniu. Podtytuł więc nie poddaje gradacji konkretnych czynności, a wymienione są w nim jedynie czynności opisane w książce. W sumie podtytuł sam się nasunął, z czasem odnawiamy wszystkie fajki, zaś odnawianiu i higienizacji poddajemy te z „drugiej ręki”, a naprawy to już, można powiedzieć, sporadyczne czynności.

Czy każdą fajkę da się zdezynfekować? Nie mam 100% pewności (nie jestem ani chemikiem, ani biologiem), ale ufam, że tak właśnie jest, skoro powszechnie spirytus i chlor są stosowane do dezynfekcji. Jeśli rzetelnie zastosujemy się do porad traktujących o czyszczeniu i higienizacji, to wymienione wcześniej specyfiki powinny wybić wszelkie „zło”, a efekt powinien zadowolić największego czyścioszka.

Zanim więc popytam o odnawianie i naprawę – podstawowe wyposażenie oraz materiały i środki do higienizacji… Oraz drugi zestaw – bardzo zaawansowany.

Dla mnie podstawą jest spirytus (czysty spirytus spożywczy, rozpuszczalnik do szelaku, ew. denaturat), do tego środki chlorowe (odplamiacze), jakieś mleczko do garów, mydło. Oczywiście pojemniki do naszych płynów, wyciory, jakieś podebrane żonie waciki kosmetyczne, szczoteczki, sól niejodowana jako pochłaniacz świństw z główki i szyjki (w tym niepożądanych zapachów).

Zestaw zaawansowany? Do ww. dodałbym stosowanie metody acetonowej.

Podkreślam jednak ten spirytus – produkt nie do przecenienia.

Paradoksalnie, zanim używaną fajkę się odkazi, przedtem trzeba ją trochę odnowić… Aby się dostać do brudu...

Ha, więc jednak podtytuł książki jest w porządku… Ale mówiąc poważnie – tak, najpierw trzeba zgarnąć z wierzchu, by dostać się głębiej. Akurat teraz przychodzi mi na myśl porównanie do prania. Zanim wrzucisz do pralki odzież, to usuwasz błoto przyklejone do portek syna, który wrócił z boiska, wyciągasz papierki pochowane w kieszeniach spodni czy koszul. Jeśli tego nie zrobisz, masz zagwarantowane powtórne pranie, a może jeszcze następne, by usunąć to, co spowodowało rozwarstwienie się zapomnianego banknotu czy wizytówki dentysty.

Podobnie jest z fajką. Wrzuć do komina wacik nasączony spirytusem lub zalej komin tym miłym alkoholem. Zgromadzony nagar i wszystko inne zacznie się rozpuszczać, dzięki czemu łatwiej będzie „to to” zeskrobać, ale w zamian brud zacznie wchłaniać się we wrzosiec i masz zapewnione dodatkowe płukania główki.

Dlatego preferuję skrobanie wnętrza komina na sucho przed stosowaniem spirytusu. Natomiast ustnik to pijak, któremu warto polewać od samego początku – spirytus zacznie rozpuszczać smoły, złogi zalegające przewód dymowy, które dadzą się dzięki temu łatwo usunąć wyciorkami.

Kiedy oczyścimy wstępnie główkę, przystąpić można do jej moczenia w spirytusie czy też stosowania metody solno-spirytusowej. Ustnik, po oczyszczeniu ze smół i usunięciu (o ile jest taka potrzeba) wierzchniej utlenionej warstwy, również „spirytusujemy”. Wynika z tego, że najlepszym przyjacielem fajczarza jest spirytus (no, może zaraz po fajce).

No to mamy fajkę zdobytą na starociach, na ebayu, na strychu u dziadków. Mamy zestaw środków higienizacyjnych. Jakie narzędzia i materiały trzeba mieć na początku, a co nam grozi, jeśli nam się odnawiactwo spodoba? Pisałeś, że to wchodzi w nałóg i jak nałóg się pogłębia. To może przedstaw punkt po punkcie taki swój własny zestaw marzeń… Taki super-maks!

Na początek wystarczy papier ścierny o różnej gradacji, paluchy osobiste i ww. produkty do higienizacji. Ważne jest też to coś, co Jacek A. Rochacki nazywa „serdeczną i szczerą motywacją”, sam nazywam to „chciejstwem”. Dlatego dodałbym tutaj jeszcze chwilkę czasu na naukę własną – by zapoznać się z metodami stosowanymi przez kolegów. Choćby pobieżne przejrzenie tematu, zaowocuje przemyśleniem kolejnych kroków, jakie będziemy podejmować podczas pracy. Przy minimalnych nakładach – papier ścierny, wyciory, „chlor” i spirytus – jesteśmy w stanie przysposobić fajkę. Pomijam tu naprawy, bo to już coś zupełnie innego.

Jeśli ta ciężka praca przyniesie oczekiwany efekt – a bywa, że przerośnie najśmielsze nasze oczekiwania – to rzeczywiście grozi nam „wsiąknięcie, zarażenie, palma” związana ze zbieractwem okołotytoniowym i przysposabianiem fajek.

O ile uważam, że palenie tytoniu w moim przypadku jest tylko hobby i nie mam niepohamowanej potrzeby dostarczania nikotyny do organizmu, o tyle to zbieractwo bardzo mnie boli. Boli, bo wiem, że na wiele rzeczy mnie po prostu nie stać. Na szczęście potrafię sobie wytłumaczyć, że może kiedyś sobie coś tam wymarzonego kupię i będę miał. Ale mogę poczekać.

Pewnie dlatego, cieszy mnie bardzo oglądanie zbiorków innych fajczarzy. Szczególnie podobają mi się różne staruszki, które zostały lub zostaną pieczołowicie odświeżone przez kolegów. Ale wracając do tematu, to właśnie takie wyszukiwanie czegoś starego, pięknego, ciekawego, mniej lub bardziej związanego z fajką, przybiera formę nałogu. Ciężko czasami przymknąć oko po to, by świadomie nie zauważyć „perełki” wystawionej na aukcję czy w przypadku większych miast, znalezisk na pchlim targu.

Serce się kraje, dusza łka – ale przecież nie wymienię mebli na fajkę. Wierzę jednak w zdrowy rozsądek, u mnie póki co się sprawdza.

Co do narzędzi, to, oczywiście, od razu zauważymy potrzebę dołączenia do wasztaciku innych przydatnych rzeczy – jakieś urządzonko z silnikiem (wiertarka czy mikrosilnik z regulowaną prędkością), a to jakieś pasty polerskie, a to carnauba (bo przecież fajka po papierze 2500 i szmacie będzie połyskliwa ale może ktoś chce czegoś więcej). A później może jakaś szlifiereczka, polereczka, tokareczka itd. itp.

Chcesz poznać mój zestaw marzeń … Czy gdybym odpowiedział, że to taki warsztat stolarsko-tokarsko-jubilersko-… razem z tymi wszystkimi maszynami, narzędziami, materiałami, chemią – taka odpowiedź by Cię zadowoliła? Dobrze jest sobie pomarzyć.

Jak sądzę, jest to odmienny nieco zestaw marzeń od tego, który miałeś, zanim zacząłeś przygotowywać książkę…

W sumie to na potrzeby książeczki, dokupiłem pasty polerskie „Dialux”. A zestaw marzeń pozostaje w sferze marzeń.

Co bardziej koryguje poglądy na odnawianie fajek – teoria czy praktyka?

Zawsze uważałem, że teoria jest podbudową dla praktyki. Jeśli masz człeka z zerowym doświadczeniem i dasz mu do ręki mniej lub bardziej skomplikowane urządzenie, to wyjdzie tak troszkę jak z przysłowiowym słoniem i składem porcelany. Ale daj temu samemu człowiekowi minimalną choćby wiedzę, a ograniczysz straty. Niejeden Kowalski, niejako intuicyjnie, wykona pewne czynności, ale czy efekt będzie taki sam jak wówczas, gdyby wcześniej przeczytał, że nie potrzeba dłuta czy przecinaka do usunięcia nagaru? Czy zdezynfekuje bez żadnych lektur fajkę tak jak Ty czy ja chcielibyśmy, by była przygotowana do wzięcia w paszczę? I tu muszę przyznać się do tego, że nie mam takiego samozaparcia jak Jacek Rochacki np. w zakresie zdobywania wiedzy z zakresu materiałoznawstwa, ale ciężko mi się z Jackiem nie zgodzić, że świadomość, na co można sobie pozwolić a na co nie z danym materiałem – poprawia komfort pracy.

Maciej_faja

Wspomniana przeze mnie wcześniej fajka KIKO132, stała wiele lat na półce nim doczekała się odnowienia. Dopiero dostęp do netu i lektura Forum FMS pozwoliły mi na podjecie decyzji, by fajeczkę przysposobić do palenia. Teoria szeroko rozumiana (historia fajki, znajomość materiału z jakiego jest wykonana, itp.) pozwoli podjąć decyzję o zakupie jakiegoś ciekawego egzemplarza, dobranie odpowiednich narzędzi, materiałów i metod w celu przywrócenia używalności fajeczce.

Z czasem tak nabyta praktyka, jak i wciąż pogłębiana wiedza teoretyczna, zmieniają nasze sposoby odnawiania. Początkowo większość fajczarzy chce fajkę „wyzerować”. I to „wyzerowanie” będziemy inaczej rozumieli na początku, a zupełnie inaczej wraz z nabywanym doświadczeniem. Szkoda tylko tych, moim zdaniem, zniszczonych egzemplarzy. Może przesadzam z tym zniszczeniem, przecież nadal komuś służą, tylko nie jest to już fajka Kowalskiego wykonana przez firmę X, tylko fajka Kowalskiego wykonana przez Kowalskiego.

No i muszę też wspomnieć w tym miejscu o wartości fajki. Jeśli sąsiad palił tanią gruszkę i nam ją oddał to co robimy? Odpowiedź jest oczywista wyrzucamy do kosza, ale … No właśnie, z jakichś przyczyn sąsiad jest nam bardzo bliski, a oddanie przez niego tejże fajki, jest wielkim poświęceniem z jego strony. Nagle ta fajka staje się dla nas cennym nabytkiem.

Sam jestem w posiadaniu starej fajki nieznanego autoramentu, wiem tylko tyle, że mój Ojciec popalał w niej czasami, a gdy ja zacząłem palić, oddał mi ją zadowalając się swoimi papierochami. Klasyczny biliard posiadający nierozszyfrowane logo i paskudnie doklejony kawałek wcześniej wyłamanej szyjki. To sklejenie, co prawda, się trzymało, ale było paskudne, niemniej fajka dla mnie ważna ogromnie. Nie tylko smacznie się w niej pali, ale mój przodek już odszedł, więc fajeczka nabrała wartości sentymentalnej.

Poprosiłem więc o pomoc złotnika, a ten zrobił srebrną obrączkę w większości zakrywającą tę nieszczęśliwą naprawę. Sam takiej obrączki nie byłbym w stanie zrobić. Teoretycznie wartość fajki wyrażona w pieniądzach co najmniej się podwoiła, ale dla mnie ta fajka jest bezcenna.

Rozumiem, że dla kogoś Dunhill z początku XX wieku jest fajką wartą każdych pieniędzy a dla innego to po prostu stara fajka, którą trzeba odrzeć ze skóry, splanować główkę, dogiąć ustnik, skrócić szyjkę, bo ustnik wypada i dopiero głębiej „łapie” czop ustnika. Ja starałbym się ratować taką fajkę ze wszystkich sił, korzystając z wiedzy swojej, kolegów, specjalistów, bo uważam, że jest tego warta. Dlaczego?

Bo mam świadomość istnienia ludzi, którzy „wyzerują” taką fajkę po swojemu i z całego Dunhilla zostałanie tylko biała kropka na ustniku, choć nie mam pewności, że gorliwy naprawiacz nie wydłubałby i tego. Ktoś mógłby powiedzieć, że mity należy obalać. Dobrze, dobrze, obalajmy mity, ale szanujmy legendy.

Nabywana z czasem praktyka i teoria pozwalają ocenić, co dalej czynić ze świeżo upolowaną fajką. Drogi do celu są różne, a efekt można osiągnąć ten sam, czasem wolniej, czasem odrobinę większym kosztem… Pozyskać jednak można nowe-stare palidełko w, o ile to będzie możliwe, nienaruszonym kształcie.

„Nowa-Stara fajka” to poradnik, a nawet podręcznik… Praktycznie dla każdego. Wynika z tego, że uważasz, że odnawianiem fajek może się zająć każdy. To niepopularna opinia wśród fajkowych tuzów…

Wolę określenie poradnik, tak, stanowczo tak. Książeczka moja jest zbiorem rad, a nie prawdą objawioną. Są to rady poparte doświadczeniem wielu kolegów, a czy ktoś zechce skorzystać z tych porad, to już jego osobista sprawa. Podręcznik kojarzy mi się raczej ze zbiorem zasad, których trzeba się trzymać koniecznie, ze zbiorem definicji i praw, a przecież odnawianie fajek to nasz wybór, a niekiedy przyjemność. Dobrze byłoby jednak podejmować decyzje po właściwym rozeznaniu tego, co mamy w ręku.

Stąd też może jest tak, jak w Twoim pytaniu. Osoby posiadające spore doświadczenie w interesującym nas temacie mają być może obawy, co do sposobu postępowania młodych adeptów sztuki renowacji fajek. Mnie właśnie Jacek Rochacki ustrzegł przed potraktowaniem główki mojego Dunhilla z 1945 roku „glanzpapierem” i za to jestem Jackowi bardzo wdzięczny. Przyzwyczaiłem się do „ran” jakie odniosła fajeczka u poprzedniego właściciela, a czynności związane z odnowieniem i higienizacją były wykonane tak, by nie zniszczyć zewnętrznej powłoki główki.

Gdybym uważał, że fajkę może odnowić tylko renowator zabytków, nie napisałbym poradnika. Nie jest to może poradnik dla każdego, bo Jacek A. Rochacki czy Krzysztof Woźniak nie dowiedzą się z niego niczego, czego by nie wiedzieli. Ale Kowalski czytając „Nową-starą fajkę”, w krótkim czasie jest w stanie posiąść tę odrobinę wiedzy, która pozwoli nie zniszczyć fajki.

Ja mam kłopot – z pełną premedytacją starałem się nie kupować fajek znanych firm i roczników. Nie wykluczam jednak, że stuningowałem jakiś skarb z racji totalnej indolencji. Lubię jednak traktować te fajki jako surowiec do własnej, hihihi, twórczości. Potrafię je potraktować dłutem, rozwiercić komin, rozgradować, przefazować, splanować główkę o pół centymetra… Niemal zawsze, jak o tym piszę, to na mnie krzyczą… Ty też będziesz na mnie krzyczał? Wszak swoich fajek raczej nie traktujesz z taką dezynwolturą jak ja…

Nieeee, nie mam ani prawa ani powodu, by na kogokolwiek krzyczeć. 21 lat noszenia broni nie zabiło we mnie miłości do drugiego człowieka, tolerancji dla odmienności, czy takiego zwykłego szacunku. Może dlatego, że jeden z moich pierwszych przełożonych zwykł odprawiając nas do służby mawiać: „dupa obszarpana, ale proszę pana”. Dlatego nie lubię stosować inwektyw nawet w stosunku do osób, które mocno nadepną mi na odcisk.

Ty, Jacku, postanowiłeś, że fajka skoro nie jest nowa, to ma przynajmniej taką przypominać i darłeś „do żywego”… Twój cyrk, Twoje małpy. Jeśli traktujesz gotowe fajki jako surowiec, powiem tak – następne oddaj mnie, a sobie kup klocek z nawiertami… A poważnie – to Ty wydałeś jakieś pieniądze za używana fajkę. Dlaczego ją kupiłeś? Tylko po to by ją przerobić? Nie rozumiem takiego podejścia, ale szanuję decyzję.

Na Forum FMS opisałem przygodę z pewnym Petersonem, który dopiero po odebraniu mogłem obejrzeć, gdyż sprzedający nie odpowiadał na korespondencję z prośbą o dodatkowe zdjęcia. Okazało się, że fajka ma wyszczerbienie przy górnej krawędzi główki i na rimie. Sprzedawca nadal nie odpowiadał na korespondencję i dopiero po mojej interwencji w serwisie aukcyjnym, udało się nawiązać z nim kontakt. Peterson pozostał u mnie (kupiłem naprawdę tanio katalogową fajkę Dan Pipe z 1997 roku w ramach reklamacji), ale po konsultacjach i długich przemyśleniach zdecydowałem się na splanowanie główki o ok. 2mm. Nikt mnie za to nie zabił, nie znienawidził, ale wiem jedno – gdyby była to fajka z, powiedzmy, początku XX wieku, to uszkodzenie pozostawiłbym w spokoju.

Nie miałem natomiast kompletnie żadnych oporów przed zdarciem lakieru z kilku tzw. „albanek”, zakupionych blisko 20 lat temu w kiosku „RUCH”.

Maćku, podkreślasz zawsze, że w powstawaniu książki pomogło Ci wiele osób. To zresztą widać, choćby po zdjęciach, czy fajkach, które fotografowałeś. Nawet złom fajkowy do prac demonstracyjnych podrzucali Ci koledzy. Dopingowali Cię, trzymali kciuki, podobno też czekali na dzień wydania. Czy z taką pomocą i w takiej atmosferze łatwiej jest coś takiego robić? A może to dodatkowa presja?

Chętnie skorzystam z okazji, by jeszcze raz podziękować wszystkim, którzy zechcieli mi pomóc. Dla mnie był to bardzo budujący fakt, że ludzie nie pozostali obojętni na mój projekt. Oczywiście muszę wspomnieć tu o małżonce, która choć sama nie pali, to nie rzuca mi kłód pod nogi, raczej wspomaga, a niedawno została wybrana Sekretarzem nowo powstałego Kalisko-Ostrowskiego Klubu Fajki 2010.

Rzeczywiście, trafiło do mnie kilka fajek od kolegów, trochę musiałem dokupić celem pozyskania przeszczepów, a gwiazdą została jedna Fleetwood – to ona przeszła przez sporą część metod opisanych w poradniku. Kilka innych fajek posłużyło do pokazania napraw. No i tutaj się przyznam – Fleetwood jest jedyną fajką w całości odnowioną podczas powstawania poradnika. Pozostałe fajki, czekają na przypływ weny.

Wielu fajkowych znajomych popierało projekt powstania poradnika, wielu chciało, by książka była już, natychmiast. Był to dla mnie dobrze rozumiany doping. Plan pracy był jednak przejrzysty i nieubłagany. Wiedziałem, że najpierw tekst musi przejść konsultacje, potem uzupełnienie wszystkiego zdjęciami i dopiero można podjąć kroki w celu wykonania korekty, złożenia i druku. Dopiero te ostatnie czynności były wykonane pod presją czasu, chodziło o wydanie poradnika na Święto Fajki 2010 w Przemyślu. Od wydania książki słyszałem i czytałem pod swoim adresem wiele ciepłych słów. Moim zdaniem słowa uznania należą się zarówno tym, którzy zaangażowali się w projekt, jak i wszystkim internautom, którzy opisywali swoje doświadczenia.

Jesteś byłym gliniarzem. Zbierałeś informacje o remontowaniu fajek jak sprawny śledczy. Z sieci, z lektur, z rozmów… Mi imponuje taka żmudna robota. Efekt świetny, ja bym z miejsca posadził cała trójkę – i obywateli Odnawianie oraz Naprawę, a także obywatelkę Higienizację. Myślisz, że nawyki wyniesione z pracy ułatwiły Ci zbieranie materiałów i pisanie książki?

21 lat służby, w tym 11 lat jako technik kryminalistyki, niewątpliwie pomogło w pracy nad poradnikiem. Kryminalistyka zajmuje się głównie badaniem miejsc przestępstw – to drobiazgowe zbieranie danych, ujawnianie tego co niewidoczne, przesiewanie tego co istotne od „plew”, itd. Praca badawcza, kronikarska, wymagająca pełnej koncentracji, stałego myślenia, ale przede wszystkim rzetelności, bez której wszystko można byłoby podważyć i wysłać do kosza.

Tak często wspominana przez Jacka Rochackiego „serdeczna i szczera motywacja” bez rzetelnego potraktowania tematu w przypadku mojego poradnika zaowocowałaby zbiorem prawd, półprawd i wierutnych bzdur. Podobnie jak podczas oględzin, musiałem wyszukać to, co jest prawdziwe i przydatne, a odrzucić to, co jest bezużyteczne lub szkodliwe… Tak też starałem się postępować i wydaje mi się, że osiągnąłem zamierzony cel. Oczywiście będę wciąż podkreślał, że było to możliwe tylko dzięki pomocy kilku posiadających odpowiednią wiedzę kolegów.

A ile fajek odnowiłeś w trakcie powstawania publikacji?

Jak wcześniej napisałem, odnowiona od A-Z została fajka Fleetwood. Służy mi ona dzisiaj i odwdzięcza się za poświęcony czas dobrym smakiem.

A ile fajek masz w swojej kolekcji?

Około 40-45 sztuk z ponad setki. W stałym użytku jest zaledwie kilka tych kupionych jako nowe i niemalże wszystkie odnowione.

To może przedstaw trzy ulubione, które robiłeś? I dlaczego je tak lubisz…

Na miejscu trzecim stawiam Fleetwooda. Dlaczego? To chyba oczywiste. Napracowałem się nad nią niemalże publicznie. Palę w niej czystą Virginię, scented Virginię aż po lekkie aromaty. Swietna fajeczka.

Na miejscu drugim są dwie siostrzane fajki Sasieni 4 dot model 3, jedna z serii Natura, druga z serii Ruff Root Dark, zdobyte na ebay. Nie wymagały wielkich nakładów pracy, choć w przypadku piaskowanej walczyłem długo z perfumą unoszącą się z komina. W obu palę tytonie z Latakią.

Na miejscu pierwszym jest Dunhill A 34/I z 1945 roku Pat.No 417574/34, którą przed odarciem ze skóry uratował Jacek Rochacki. Palę w niej Best Brown Flake.

Klęski ponosiłeś? Fajka nie dała się doprowadzić do stanu używalności… Albo rozwaliła Ci się w rękach. Albo co…

W sumie nieszczęście spotkało jedną fajkę, już po wydaniu poradnika. Od kolegi Bartka „blija” dostałem fajkę, w której zastosował bodajże gładź szpachlową do reperacji nadpalonego komina. Miałem zostać testerem. Przed przystąpieniem do testowania, musiałem jeszcze zająć się luźnym czopem. Podgrzałem przez chwilę czop nad płomieniem, stuknąłem lekko w blat kuchenny i… czop rozpadł się na drobne kawałeczki. Muszę dorobić czop.

Więcej grzechów nie pamiętam.

Bardzo lubię oglądać na końcu filmów scenki z nieudanych ujęć, wiesz, takie śmiesznostki… A to ktoś tekstu zapomniał, a to coś się zepsuło, wybuchło, ktoś wydalił z siebie brzydkie słowo. Wiem z własnego doświadczenia, że podczas pisania czegoś, co wymaga wielotygodniowej pracy, zawsze zdarzają się takie nieudane kadry. Miałeś? To opowiedz…

W sumie padło kilka zgrabnych słówek! Nawet w mowie wiązanej. Wstyd się przyznać, ale może się zdarzyć każdemu. Z czym były związane? Ano, jak tu zareagować, gdy przez kilka godzin grzebiesz w tekście, a tu nagle wyłączają prąd. Klniesz ile wlezie i to na kogo! Na siebie, bo nie chciało się raz po raz kliknąć na ikonę dyskietki.

Komicznie musiało też wyglądać z boku spoglądanie na mnie, siedzącego z łapami na klawiaturze i wlepiającego wzrok w ekran, kiedy zabrakło mi weny – normalna „zawiecha” człowieka.

Trzeba było też powtarzać niektóre ujęcia, gdy zdjęcia robiła moja Pani – ot, ostrość złapana nie tam gdzie trzeba.

Podczas pracy nad jednym z pęknięć szyjki okazało się, że klej puścił podczas pasowania ustnika, padło znowu słowo na „k” z jakimiś dodatkami i naprawę trzeba było poprawić.

Wiele się tego nie nazbierało, śmiej się jednak do woli.

I tradycyjnie, na zakończenie pytanie o Fajkanet. Znasz go, jesteś użytkownikiem, także autorem. Z rzadka komentujesz. Proszę o uwagi lub krytykę. Po rozmowie z Jackiem Rochackim, niczego się nie boję. Więc szczerze, nawet jeśli ma zaboleć…

Ale co mam Jacku krytykować? To, że jest tu wolność słowa. Założyliście takie podejście do sprawy i ludzie z tego korzystają. Mogę mieć, co prawda, pewne uwagi w tym właśnie temacie, jednak nie chcę rzucać kamieniem sam nie będąc bez winy. Ale skoro się napraszasz …

Kilkukrotnie pisałeś Jacku, że można tu pisać co się chce, nie ma cenzury i w zasadzie tak jest. Czasem pod artykułem odbywają się takie jakieś gadu-gadu, niekoniecznie mające związek z tematem, raczej, ot, towarzyska pogwarka (nie ma tu OffTopic). Ale np. w temacie „Tytoń jak marihuana” poniosło kilku użytkowników, w tym jednego ze współredagujących ten portal i tu cytat:

Trollujesz, chłopie, bo Ty też nie piszesz niczego związane z tematem. Dla wszystkich ślepych umysłowo: TEN ARTYKUŁ NIE JEST O UPRAWIE ROLI I DOLI ROLNIKA. Amen. Dalej będę ciął posty nic nie wnoszące do dyskusji. Uprasza się o nie komentowanie decyzji, bo ta jest ostateczna.

Albo do tematu, albo w ogóle wątek zamknięty zostanie. Raz powiedzieć, jak widać nie starczy.

W tym momencie odechciało mi się czegokolwiek komentować.

Zrozumiem, gdy ktoś w komentarzach pod tym wywiadem, rzuci mi w ślepia: A TY MACIEJU TO NA FMS-IE *WYGWIAZDKOWAŁEŚ* WYPOWIEDZI UŻYTKOWNIKÓW. Tak, wygwiazdkowałem, ale dlatego, że jestem tam moderatorem, a koledzy jak to się teraz mówi: pojechali ostro po bandzie. Jeśli nadal mają, żal o *wygwiazdkowanie* to proszę poczytać, o tym co wolno, a czego nie wolno na Forum FMS i zwrócić się do Administratora.

Inną sprawą jest to, że nie czuję się na tyle mocny, by podejmować dyskursy z osobami o większym doświadczeniu czy wiedzy, wolę się uczyć niż „wymądrzać”.

Samo istnienie Fajkanetu jest jak najbardziej pożądane. Myślę, że wciąż mamy za mało polskojęzycznych miejsc, skąd można się czegoś nauczyć o fajkach, tytoniu itp., itd.

No, to nie za bardzo mi się dostało. Dziękuję za rozmowę.

Tags: , , , , ,

13 Responses to Śledztwo w sprawie fajki

  1. Rheged
    16 grudnia 2010 at 14:24

    Maćku – świetnie się Ciebie czyta. Krytykę przyjmuję z pełną odpowiedzialnością, jednocześnie przepraszając wszystkich za sytuację, o której wspominasz. Nie mam nic na usprawiedliwienie, poza tym, iż żałuję, że tamta sprawa tak się potoczyła. Dziękuję za zwrócenie uwagi! :)

  2. Jacek A. Rochacki
    16 grudnia 2010 at 14:53

    Macieju Kochany:

    Nie chcę jak to mawiają „bić piany”, więc podaję wersja skrócona obejmująca w mym umyśle wszystko, co mogłbym punkt po punkcie wymienić i uzasadnić po poddaniu analizie.

    Poczatek wersji skróconej:
    Jesteś Wspaniałym Facetem
    koniec wersji skróconej.

    Jest dla mnie radością iż poznałem Ciebie osobiście i się już cieszę na daj Boże jakieś kolejne spotkanie.

    P. S. Pojęcie: noszenie broni jest dla mnie bardzo pojemne i pełne głębokich także znaczeń. Z bliskiego mi punktu widzenia wielu, jeśli nie każdy, nosi broń. Może nią być na przykład pióro, pardon, klawiatura komputera…

  3. je2bnik
    16 grudnia 2010 at 15:19

    Toście napłodzili tekstu ;) objętościowo i treściowo. Zaskoczyło mnie, że ten miły i ciepły Pan jet technikiem-kryminalistykiem, chętnie nawiążę prywatną korespondencję… A książeczkę w końcu zakupię bo ciągle w temacie higienizacji potykam się o własne nogi. Jakby pan Maciej jeszcze w gratisie dorzucał cierpliwość w tabletkach, to brałbym w ciemno… Pozdrawiam i dziękuję!

  4. jalens
    16 grudnia 2010 at 15:27

    Nie zagłaszczcie kotka na śmierć. Kupcie książkę.

  5. KrzysT
    KrzysT
    16 grudnia 2010 at 15:42

    Amen! Kupcie książkę, bo warto. Trzeba popierać tych, co im się chce zrobić coś konstruktywnego.

  6. maciej_faja
    16 grudnia 2010 at 16:22

    Na wstępie przepraszam Rhegeda za to łapanie za słówka, ale przynajmniej z mojego punktu widzenia, były one jawnym zaprzeczeniem dla wielokrotnych zapewnień „Głowy” tego jakby nie patrzył miłego miejsca. Rheged wybacz, proszę.

    Jednocześnie dziękuję za miłe słowa, te już napisane jak i te, które dopiero się pojawią. Słowa uznania należą się przede wszystkim Jackowi, za sformułowanie pytań, które wyciągnęły ze mnie te przydługie wynurzenia.

    Jacku, jak piszesz słowo „broń” może mieć wiele znaczeń. Jeden walczy całe życie, stosując posiadany oręż (np. wspomniane pióro) z wielkim powodzeniem, rzekłbym – celnie – dla dobra wspólnego, mnie dzięki Bogu nie było dane użyć ostatecznego argumentu 9mm, choć kilka razy trzeba było wyciągnąć go z kabury i na szczęście to wystarczyło.

    je2bnik – zapraszam tak Ciebie jak i każdego chętnego, do wymiany korespondencji na adres:
    maciej/dot/faja/dot/maciejewski/at/wp/dot/pl
    – jak sam widzisz, wcale nie jestem takim miłym gościem, wybranie tak długiego adresu to przecież kłująca w oczy złośliwość :)
    Aby potwierdzić to co napisałem i by było tak coś na rzeczy z tymi tabletkami cierpliwości, to krótka historyjka. Razu pewnego przyszedł do biura zaopatrzeniowiec:
    – Panowie, jadę jutro do Wojewódzkiej(Komendy Wojewódzkiej Policji – przyp.Maciej), napiszcie co tam potrzebujecie z magazynu.
    – Dobra, wleć za 15-20 minut.
    Zaopatrzeniowiec po 20 minutach dzierżył w dłoni niezbyt długą listę. Po niecałych 5 minutach, odebrałem telefon, a w słuchawce usłyszałem wyraźnie skonfundowany głos zaopatrzeniowca: – kurcze, a co to jest ten ŚWIĘTY SPOKÓJ W PAKIETACH?

    Jacku J. wyłapałem literówkę w odpowiedzi na drugie pytanie, we fragmencie:
    Dysponowałem czasem, miałem … przysposobiłem kil”K”a fajek do palenia…

    i drugą w pytaniu o to czy moja była praca była mi pomocna:
    Tak często wspominana przez Jacka Rochackiego … prawdziwe i przydatne „A” odrzucić, to co …
    Jeśli można to proszę o korektę

    • Rheged
      16 grudnia 2010 at 16:40

      Maciek, ja Ci niczego nie wybaczę, bo i nie mam Ci czego wybaczać. Słusznie zwróciłeś na to uwagę. Moja wina, sam się o to prosiłem. Nerwy puściły, a od tamtej pory nie było żadnej okazji do wykazania żalu. Uwielbiam konstruktywną krytykę. Ty mi ją zapewniłeś. Dziękuję.

  7. Alan
    Alan
    16 grudnia 2010 at 18:13

    lata pracy w kryminalistyce spowodowały, że nie odczuwałem żadnego obrzydzenia, gdy brałem do ust ustnik odnowionej fajki.

    To ja jeszcze zaproszę niewtajemniczonych do wątku o tytoniu SG Celtic Talisman na forum FMS :D

    Reszta literówek też poprawiona :) Świetny wywiad!

  8. sat666sat
    sat666sat
    16 grudnia 2010 at 20:14

    A ja mam książkę od Maćka z jego dedykacją – a jak)))

  9. Noone
    17 grudnia 2010 at 00:12

    Dziękuję za interesującą książkę napisaną w sposób przystępny dla początkującego w temacie. Z wysoką ceną nie przesadzajmy, kosztuje mniej niż 50g dobrego tytoniu.
    Mam dwie zasadnicze „uwagi”:
    1. kończy się zbyt szybko,
    2. nie wyczerpuje tematu.
    Słowo „uwagi” zostało przeze mnie ubrane w cudzysłów celowo.
    Powyższy wywiad uświadomił mi, iż na następną publikację w tej formie, raczej nie powinienem liczyć. Szkoda. Pocieszam się tym, iż Autora będę mógł znaleźć na Fajka.net :)

    Do wywiadu … też mam „uwagi” :)

    Ostatnio nabyłem drogą kupna na ebay piankę Altinay. By się dowiedzieć czy można ją upić, musiałem przekopać się przez sporą dawkę postów – stąd moje marzenia o ciągu dalszym poradnika.

  10. maciej_faja
    17 grudnia 2010 at 09:15

    @Noone – tak, pozycja została ograniczona do fajki drewnianej, stąd to „nie wyczerpanie tematu”. Brak doświadczenia (praktyki) z sepiolitem i niewielka wiedza teoretyczna dotycząca tegoż materiału, nie pozwoliły mi na podjęcie tematu ukochanej przez wielu „pianki”. Gdybanie nie mające nic wspólnego z rzetelną wiedzą, nie jest formą, którą mógłbym przyjąć i przekazać zainteresowanym.
    Piszesz też: „Powyższy wywiad uświadomił mi, iż na następną publikację w tej formie, raczej nie powinienem liczyć.”
    Nigdy nie mówmy nigdy, powstają czasem tzw. wydania drugie – rozszerzone. I nawet gdybym sam nie mógł za to zapłacić, być może znajdzie się sposób na sfinalizowanie projektu. To nie jest żadna obietnica!
    Być może, kiedyś … :)

  11. Pyzdralinski
    Pyzdralinski
    17 grudnia 2010 at 16:10

    Macieju , wlasnie wczoraj znalazlem sie w kraju a tu czekala na mnie Twoja ksiazka…jak powiedzialem do zony dostalem od Macieja porzadny „pornolek” i pilem piwko polskie czytajac z rumiencami….Dzieki za dzielo dla potomnych pozdrawiam dymkowo…

  12. New_Man
    21 stycznia 2011 at 03:27

    Macieju jeśli mogę w tej zdrobniałej formie się do Ciebie zwrócić. Niedawno otrzymałem od przemiłego pana listonosza przesyłkę którą była Twoja książka. Połknięta w chwilę po odpakowaniu pozostawiła niedosyt , ale pozwoliła niejako na finalizację kilku transakcji fajek używanych i dość mocno używanych które z fajką w zębach i książką przed oczyma będę chciał doprowadzić do stanu użytecznego.
    Jak inni jestem bardzo wdzięczny za włożenie tak dużej pracy w powstanie i wydanie książki która tyle wyjaśnia i ułatwia.
    Wywiad także był bardzo ciekawą formą poznawczą dzięki której coś o powstawaniu książki i jej autorze wiem.

    Do przeczytania na FMSie i może do zobaczenia gdzieś na zawodach lub jakimś spotkaniu.

    Pozdrawiam
    Damian

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


*