Artykuł Jacka „Jalensa” o papierosie na prąd (a w zasadzie komentarze pod artykułem) przekonały mnie do napisania paru zdań o moim rzuceniu papierosów na rzecz fajki. Od czasu jak fajka zagościła w moim domu, papierosy zaczęły mi powoli przeszkadzać, choć prawie dwadzieścia lat poprzednich żyłem z nimi w głębokiej przyjaźni. Nie przeszkadzało mi, że mało kiedy wypalam mniej jak paczkę lub półtorej dziennie. Nie przeszkadzało mi również, że coraz więcej wydaję pieniędzy na ten nałóg.
Od czasu rozpoczęcia przygody z fajką zacząłem jednak zauważać, że choćbym nie wiadomo ile spalił, i tak zawsze czułem, że jest to za mało na moje potrzeby. Paląc nawet sporej wielkości fajkę wypełnioną po brzegi tytoniami uważanymi powszechnie za mocne, wciąż musiałem dopalić się papierosem (na ogół więcej jak jednym). Paląc w fajce, często w którymś momencie odstawiałem zasadę powolnego palenia i zaczynałem się zaciągać jak małpa dynamitem, byle tylko nakarmić organizm odpowiednią ilością nikotyny.
Zacząłem dojrzewać – między innymi dzięki fajkanetowi – do rozstania z papierosem. Przecież palenie tytoniu w fajce ma mi dawać doznania smakowe a nie karmić mnie zwiększoną dawką nikotyny.
Wyznaczyłem sobie cel: papierosy out, pozostaje jedynie fajka! Jednak by pozostała tylko fajka doszedłem do wniosku że trzeba się zresetować, rzucić palenie definitywnie, a potem fajki nauczyć się na nowo.Mając doświadzenie z rzucaniem palenia papierosów z autopsji, wiedziałem, że sama silna wola w moim przypadku nie wystarczy (szczerze wątpię, aby komukolwiek wystarczyła w tak zaawansowanym nałogu). Czułem też, że rzucanie palenia przy pomocy środków zawierających nikotynę nazbyt przypomina leczenie alkoholika piwem. Niezbyt chciałem się uzależniać od plastrów, a smak gum nikotynowych był dla mnie gorszy od nałykania się kondensatu.
Zacząłem więc szukać innych środków. Po przeszukaniu paru stron internetowych znalazłem dwa środki wspomagające rzucenie palenia mające najwięcej pozytywnych opinii. Jednym jest Zyban, a drugim Tabex – obydwa na receptę.
Pierwszy jest środkiem, o którym słyszałem już wcześniej od rodziny i znajomych, którym udało się rzucić palenie dzięki niemu. Jednak doczytałem, że jest to środek psychotropowy, po którym się odechciewa nie tylko palić, ale też wielu innych rzeczy nieodzownych do codziennej egzystencji. Na dodatek terapia trwa 3 miesiące i kosztuje podobnie, co wypalone przez ten czas papierosy.
Tabex jest środkiem zawierającym cytyzynę, czyli składnik, który działa podobnie jak nikotyna, ale nie uzależnia. Cała terapia trwa 25 dni i kosztuje tyle, co spalałem przez pół tygodnia. Minusem jednak jest to, że nikt ze znanych mi osób nie sprawdził tego na sobie.
Powód portfelowo-czasowy zwyciężył i wybrałem do przetestowania wraz z żoną tabex.
Przez pierwsze parę dni należy brać co 2 godziny, a przez kolejne stopniowo mniej – najpóźniej piątego dnia musimy zaprzestać palenia, ale pigułki łykamy do dwudziestego piątego dnia.
Ostatni tydzień listopada anno domini 2010 – zaczynamy terapię!
Pierwszy dzień, pierwsza tabletka i pierwszy papieros godzinę po tabletce – papieros smakuje jakoś dziwnie i nie mam ochoty się nim zaciągnąć – trochę się zmuszam i spalam prawie pół, resztę pstrykam jak najdalej pełen niesmaku. Jeszcze tego samego dnia zaczynają mnie nachodzić myśli, że chyba coś tracę – szybko zagłuszam te myśli papierosem. Kolejne papierosy już smakują całkiem dobrze, tylko trochę serce szybciej bije jak przy zwiększonej dawce nikotyny.
Pierwszy dzień zakończony, jedna trzecia paczki zostaje na dzień następny.
Przez kolejne dwa dni pierwszego papierosa zapalam koło południa, wcześniej mnie nie ciągnie, chociaż wcześniej zapalałem najpóźniej kwadrans po szóstej przy pierwszej kawie.
Czwartego dnia zapalam dwa razy papierosa, jednak nie z potrzeby nikotyny, a potrzeby psychicznej.
Piątego dnia już nie zapalam, nie czuję najmniejszej potrzeby ni też chęci. Żona przestała palić już drugiego dnia kuracji.
Od tamtej pory ani razu nie poczułem fizycznej chęci zapalenia, chociaż psychicznie nie raz mnie dopadało, na ogół w sytuacjach, w których zawsze paliłem: po wyjściu ze sklepu, urzędu, wyjściu ze środka komunikacj miejskiej, po seksie itd.
W połowie stycznia po raz pierwszy zapalam tytoń w fajce. Fajka z filtrem z balsy, tytoń MB Va nr 1 i przeżywam niezapomniane wrażenia czując virginiowe kwaski i słodkości, które wcześniej tylko mi czasem gdzieś mignęły pomiędzy smakiem gorącego powietrza, a porządnym ugryzieniem w jakąś część podniebienia lub języka.
Od tamtego czasu prawie każdy wieczór poświęcam odkrywaniu na nowo smaków w uzbieranych parudziesięciu tytoniach. Nie łaknąc nikotyny, nie czując potrzeby zaciągania się dymem palę wolniej, spokojniej i nie przejmuje się gdy fajka gaśnie – nie odpalam jej natychmiast, czekam spokojnie, aż wystygnie – mam czas.
Znakomity, konkretny i „osadzony na sobie samym” artykuł.
Dziękuję za miłe słowa oraz zredagowanie moich wypocin.
Red. Alan :)
W takim razie drugą część podziękowania transferuje w stronę Redaktora Alana :)
Graruluje woli i samoświadomości! Wielki szacun.
Twoja żona też fajczy?
Moja kobieta czasem ze mną pali ( w swoim zgrabnym Kulpińskim ) i to miłe chwile są :)
Żona nie chce się uczyć kolejnego zgubnego (wg jej mniemania) nałogu skoro z jednym zerwała. Na szczęście fajka jej nie przeszkadza, bylebym przy niej nie palił irish oak petersona :)
Bardzo fajnie, sukces i w ogóle…
Tak w kontekście żony”
Mam wrażenie że wiele osób uważa że palenie fajki nie uzależnia, że jest mniej szkodliwe niż palenie papierosów. Tak z perspektywy człowieka który naście lat będzie jak pali z grubsza tylko fajkę- może to być prawda ale nie zawsze nią jest, więc twoja żona na w pełni rację i wspieraj ją w tym postanowieniu.
Widziałem kilka razy w życiu to co dzieje się ze mną i parę razy wracałem już z nad krawędzi- nawet teraz patrzę na tę krawędzi i zastanawiam się nad skokiem, z bidi w gębie. Droga o której piszę jest odwrotną od tej którą została już kilka razy opisana na fajkanecie- prowadzi od fajki do papierosów, jeśłi się o tej drodze wspomina, maówi się raczej o braku tytoniu, braku czasu itp, a ja mam i od metra czasu i od pyty tytoniu (na razie) a jeśli sięgam po papierosa- bidi, skręty, w końcu kupiłem paczkę cohiba, wypalam jednego za drugim… podobna droga wyłania się z opowieści mojego ojca, podobna jest naszkicowana w filmie o wyjątkowo fajkowym klimacie- aż poleje się krew, znam ją także z opowiadani kilku osób, które kiedy dowiadują się że palę fajkę wspominają dawne czasy, nie skarżąc się na braki tytonowe, czy brak czasu, a na coraz większą chęć palenie byle czego byle mocno.
Z całym szacunkiem Janku…palę już prawie 40 lat i wiem ,że takie chęci są jak sraczka…po jakimś czasie przechodzą…po prostu przeczekaj – z cygaretką w gębie – a potem wrócisz do regularnego palenia fajki ,bez „dodatków”…
Marynarz też ma w każdym porcie „narzeczoną” – ale w domu ma żonę – tę jedyną i kochaną…i to ona jest najważniejsza.A tamte – to wiesz…
Oczywiście – moim zdaniem…
Pozdrawiam
Krzysztof
Każdy ma swoją perspektywę. Ja piszę jaką mam ja. Znów wpadłem w taki czas kiedy palę gigantyczne ilości tytoniu- kolejny taki okres w życiu, 6, 8, fajek dziennie, non stop z fajką w gębie, do tego parę skrętów i najchętnie to zasypiał bym z fajką w gębie…
Dlaczego to piszę, uważam że „rzuciłem palenie- palę fajkę” to nie jest dobra dewiza i chcę tylko zasiać taką myśl.
Na moje szczęście okoliczności przyrodniczo- społeczne hamują proces, mojego palactwa, od kilkunastu dni i pewnie nie dlugo znów wszystko wróci do normy- 3-5 fajek dziennie.
Zawsze ceniłem u Ciebie to ,że nie dorabiasz do palenia filozofii , tylko po prostu palisz…ja też tak mam… i też nachodzi mnie chęć na cygaretkę…i palę… :)
Ja też)))
Hmm… droga bohatera z „There will be blood” bardziej pasuje do dragów, alkoholu, seksu, pieniędzy… nie wiem czego jeszcze, ale nie spotkałem nikogo kto by się aż tak przez tytoń stoczył. Chyba, że co innego miałeś na myśli…
Dość wyraźnie zarysowane tam jest przejście od fajki do papierosów wraz ze spadkiem „fizyczne” formy i pogłębiającego się uzaleźnienia- na ile pozawala film, scenarzystom pewnie chodziło bardziej o alkohol, ale zadali sobie trud by pokazać również przykład tytoniu. Oczywiście to daleko idąca nadinterpretacja, ale sztuka służy zaspokajnaniu nie tylko potrzeby tworzenia, ale również potrzeby odbierania, a odbierasz to co chcesz odebrać.
Ja widziałem taki proces na oczy, dlatego może moje skojarzenia są oczywiste.
Przyznam, że nie zwróciłem na ten detal uwagi, być może dlatego, że wtedy nie pykałem, ale zaciekawiłeś mnie tym bardzo a i film bardzo się podobał, może nawet obejrzę jeszcze raz jak wpadnie mi w ręce.
Jestem bardzo daleko od stwierdzenia, że palenie fajki nie uzależnia, a zdanie żony w pełni szanuję. Nie zapieram się też nogami, że nigdy nie wrócę do papierosów – wiem, że teraz nie mam na nie najmniejszej ochoty a jedna fajka wieczorem w zupełności mi wystarcza.
Nie odbieraj zbyt osobiście mojego marudzenia. Ja jestem jednym z tych trolli które zawsze odwracają kota ogonem- co ma o tyle trochę sensu, że przychodzi ktoś czyta tekst i wyciąga jakieś wnioski, często słuszne, ale czasem błędne, więc tak na wszelki wypadek, warto przedstawić jeszcze jakąś opcje, jakąś alternatywną opinię, nie po to by ją promować- co mi niektórzy zarzucają, po to by pokazać że to wszystko jest sprawą otwartą i że można zerknąć z drugiej strony.
Pozwolę sobie odkopać staroć ;)
Ponad półtora od przejścia terapii i do papierosów nie wróciłem.
Wciąż jedna fajeczka na spokojny (nie każdy) wieczór, okazjonalnie cygaro. Chęci na papierocha całkowicie brak.
Zanim trafiłem na Twojego posta, doszedłem do podobnych wniosków. Leczenie tabexem w trakcie ;-) Zamienić papierosów na fajkę się nie da… trzeba zrobić reset.
A właśnie że się da ;)
Próbowałem. Po fajce musiałem wypalić 2-3 papierosy. Mózg się prosił ;-) Póki co kupuję fajki i tytonie. Będę miał co palić przez rok z tym co już mam ;-)
Ja mam pytanie, czy ten tabex zjedliście do końca, czy jak tam komu wypadło, że się odechciało?
Ja łykałem do końca czyli o ile mnie pamięć nie myli całe 25 dni.
ano tak. całe 25. Tylko niektórym już się nie chce palić po 5 dniach i może przestają zażywać. Mnie zostało jeszcze 5-6 dni ;-)
Terapia skończona. Teraz to mam dylemat moralny – palić czy nie palić? ;-) Zapaliłem dziś Full Virginia Flake w małym worobcu ale chyba trochę za wilgotny był… No i tak lekko sie zakręciłem… zapas tytoniu mam na około dwa lata jak mi będzie szło w takim tempie jak dziś ;-)