Recenzję tę mógłbym zacząć tak samo, jak Jacek swój opis Black XX – albo bez słów wystawić mu najwyższą notę, albo przed opisaniem poprosić o rozszerzenie osobistego słownika o kalibrowane słowa i stasiukową narrację. Bowiem Brown 4 Twist również należy do czwórcy gawithowskich Jeźdźców Apokalipsy. I potrafi spuścić tęgie lanie!
Kupiłem go, gdyż miałem ochotę na mocny tytoń, który nasyci mnie nikotyną po wypaleniu go w antraktówce – i w tej roli sprawdził się znakomicie. Spalenie pojemnościowo średniej fajki również nie wywołało u mnie konwulsji ani ataków serca, natomiast po większej jednorazowo ilości definitywnie poległem. Palenia na pusty żołądek nawet nie będę wspominał…
Ale moc to nie wszystko, co może zaoferować – to najsłodsza virginia jaką dane mi było palić, prowadząca do ślinotoku. Pozbawiona kwasków i rodzynkowych niuansów, a zamiast tego szorstka i pieprzna. Jakby przed fermentacją sypnięto do niej świeżo zmielonego, czarnego pieprzu. Przyjemnie drapie po języku, a wypuszczenie dymu nosem działa jak najlepsza kaszubska tabaka.
Najlepsze efekty daje po maksymalnym rozdrobnieniu i podsuszeniu. To drugie jest konieczne, gdyż prosto z puszki Brown4 jest bardzo wilgotny, a jak na formę twist przystało – długo tę wilgoć potrafi utrzymać. W rozszczelnionej puszce przeleżał kwartał, dopiero końcówkę musiałem nawilżać, gdyż palenie przesuszonego grozi ostrym kaszlem, szczypaniem całej jamy ustnej i bólem zębów (dobry sposób na przekonanie się, jaki jest ich stan).
Pocięty w monetki i ułożony piętrowo w fajce jest nieco łagodniejszy, jednak kosztem słodyczy. Palenie może być także nieco problematyczne.
Można również rozwinąć linkę i otrzymać piękne, ożyłkowane liście jednolicie brązowego koloru. Zwinięte w kuleczkę palą się jednak bardzo kapryśnie – tytoń często gaśnie, a i smak jest mocno przytłumiony.
O room note się nie wypowiem, bo nie o tym myślałem paląc „Czwartego Brązowego”. Myślę jednak, że najlepiej sprawdzi się podczas grillowania – nikt go nie poczuje.
Palić, jednak nie za często. Swego czasu gościł w moich gliniankach i wrzoścu bez przerwy przez dwa tygodnie, po 2-3 fajki dziennie i teraz czuję, że mi się przejadł. Ale na pewno do niego wrócę!
Po tej recenzji wiem, że spróbuję go… za czas jakiś… dziesięć, dwadzieścia lat, myślę sobie, że będzie ok. (Po wcześniejszej konsultacji medyczno-stomatologiczno-psychologicznej).
Ty to lepiej przemyśl, bo wtedy to będzie jeszcze mocniejszy ;)
Brązowy czwarty, czarny iksiks, świński ogon a który wraz z nimi tworzy czterech jeźdzców apokalipsy w wykonaniu SG?
Jeszcze istnieje Brown Pigtail :)
O tak, to jest to :) Stawia na nogi lepiej niż poranna kawa. I do tego świetnie smakuje. Jedyna wada (w moim przypadku) – łatwo gaśnie i nie tak łatwo się rozpala. Palony spokojnie jest bardzo słodki, łagodny w smaku, ale rozbuchany wali mielonym pieprzem w gębę.
Trzeba suszyć, nawet w wersji rozdrobnionej może to trwać długo. Pół godziny minimum, jak mnie pamięć nie myli.
ja tam żąłem prosto z warkoczyka i jakoś zawsze wydawał mi się za suchy.
Bo Ty cziter jesteś.
Tnę go modelarskim nożykiem prosto z no powiedzmy, warkoczyka. Cieniutko. Podsuszam, hmm, nie wiem jak długo, 15-20 min chyba, sprawdzam po prostu paluchami czy już jest dobry. Pierwszy raz go zapaliłem w fajce, którą mam do średnio mocnych mieszanek virginiowych, takich jak Old Gowrie, Merlin Flake czy FVF. Był w niej bardzo słodki. Kupiłem dla niego nową fajkę (niewielki Bróg), po kupnie uzdatniłem „do spożycia” z wewnątrz i na zewnątrz spirytusem. Laker czy tez szelak? ładnie zlazł. Do nowej fajki idealny – pali się sucho i dobrze smakuje niemal od początku. Nie jest taki „nagarorobny” jak Va No 1, ale mi to odpowiada – nie zależy mi na zarośniętej fajce :)
Z twistami i plugami jest tak, że z zewnątrz niby już jest sucho, ale w środku jeszcze za wilgotno. Zalecam dłuższe suszenie, im grubsze cięcie (patrz opis) tym dłużej.
Paliłem go dzisiaj popijając pszenicznym Okocimiem. Brown dawał słodycz i moc, a Okocim kwaski. Full Virginia :D
Tytoń ten właśnie idzie do mnie z fajkowa.
Też szukałem czegoś mocniejszego, i w sumie to nie wiem czy dobrze zrobiłem
kupując go. Czytałem, że to najmocniejszy tytoń od SG. W między czasie udało mnie się zakupić BRACKEN Flakes jeszcze w starej cenie 42zł, i jeżeli czwarty brązowy jest mocniejszy od tego specyfiku to ja wysiadam. Odkąd palę fajkę po rzuceniu papierosów, czyli gdzieś tak od roku to jest najmocniejszy tytoń jaki paliłem. BRACKEN Flakes mnie rozłożył. Niewiele brakowało, a serce by mi stanęło. Wali nikotyną od pierwszych pociągnięć, minie chyba kilka dni nim do niego wrócę, i to w najmniejszej fajeczce jaką mam. Ale smaczny ten diabeł jest.
Pomyślałem, że i ja napiszę słów kilka. Kupiłem niedawno puszkę. Podobnie jak autor tekstu poszukiwałem mocnych wrażeń. Wcześniej z tytoni mocnych paliłem GH Dark Flaka oraz SG 1792. I właśnie tropem SG podążyłem. Skoro ma być mocny to wybrałem ten według opisów najmocniejszy. Wszak chodziło o to aby zapalić go raz dziennie, może dwa, najlepiej rano w celu pobudzenia organizmu do pracy i zaspokojeniu głodu nikotynowego. Puszkę dostałem, otworzyłem, nabiłem do fajki i zapaliłem. No i tragedia. W smaku podobne do sam nie wiem czego. Gorzko, cierpko i jak autor recenzji wspomniał pieprznie. Fuj. Słodyczy za wiele nie wyłapałem. Może palę za szybko ? Próbuję jeszcze raz, i kolejny raz i dalej tak samo wstrętnie. Moc faktycznie spora, ale co z tego skoro po 5 minutach mam ochotę resztę fajki wywalić i zapalić coś słabszego, ale bardziej smakowego. Przekonałem się, że moc to nie wszystko, że jeżeli ktoś zasmakował tytoni wspomnianych na początku przeze mnie to nie koniecznie jest to właściwa droga. Nie piszę, że jest to tytoń nieskończenie zły (nie dałem mu zbyt wiele szans). Dla mnie po prostu się nie nadaje. Zbyt mało aromatyczny ? Pale właściwie tylko Virginię pod różną postacią i choć to też VA to zdecydowanie nie dla mnie. Próbowałem nawet zmieszać z GH BSC, ale … szkoda BSC. Warto spróbować … żeby się przekonać, ale w tym celu chyba lepiej z kimś wymienić się próbką (teraz to wiem). I tak leży sobie to „gówienko” (nawiązując do wyglądu) w słoiku i poleży pewnie tam jeszcze bardzo długo. Być może dopiero następne pokolenie otworzy kiedyś ten słoiczek i jemu posmakuje ?
P.S. do mojego wpisu i jednocześnie nawiązanie (potwierdzenie) słów recenzenta. Po wypaleniu tych kilku fajeczek, moje odsłonięte szyjki zębowe (mam zęby zdrowe, ale wrażliwe) bolały mnie kilka dni ;)
[b]Samuel Gawith Brown No. 4 Finest Kendal Twist[/b]
Dzień przed paleniem tytoń został pocięty nożem i rozdrobniony w młynku do tytoniu na mniejsze kawałki. Następnie zamknąłem go w puszcze, aby odpoczął dobę. W dniu palenia tytoń miał dobrą, optymalną wilgotność.
Zapaliłem…bardzo dobra jakościowo, słodka Virginia, która potrafi trochę popiec w język, a nawet w gardło.
Spodziewałem się, że tytoń z racji już legendarnej mocy wywali mnie z butów…ale nic takiego się nie stało! Inna sprawa, że jako palacz cygar jestem zaprawiony w bojach;-) Ponadto paliłem po posiłku, ale dla mnie zawsze jest to warunek konieczny!
Podsumowując, bardzo dobry kawałek tytoniu o nieprzesadnej mocy. Czuć, że palimy coś dobrego jakościowo. Czuć, że palimy tytoń! Jest odpowiednia/akuratna moc, jest słodycz Virginii, jest pieczenie na języku i w gardle w sensie pozytywnym!
Nie ma tutaj fajerwerków smakowych, ale jest powrót do korzeni-czyli Samuel Gawith Brown No. 4 Finest Kendal smakuje tak jak powinien smakować klastyczny dobry tytoń fajkowy! Jest prostota, która mnie urzekła:-)