Pamiętam, kiedy zrozumiałem, co to jest snobizm. Było to nie tak wcale dawno temu, a i szczerze się przyznam – poznanie snoba nie było wcale przykrym doświadczeniem. Jakże bowiem okazał się pomocny! On jeden zaoferował swoje usługi, podczas gdy wszyscy umywali ręce!
Pamiętam to doskonale. Pracowałem wtedy w Anglii, będącej wtedy krainą mlekiem i miodem płynącą – szczególnie dla każdego młodego Polaka, który nigdy nie pracował w Anglii. Wylądowałem na przepięknej, malowniczej wyspie Guernsey na Kanale La Manche, by dać się zaprzęgnąć w kierat pracy na zmywaku. I choć byłem tam krótko, to przywiozłem ze sobą wiele opowieści, którymi raczę znajomych przy piwie. O potulnych kibicach Arsenalu; o piwie, które postawił mi szef sali znany z tego, że nie potrafił docenić pracowników; o tym, jak autobus traktuje się na Guernsey jak taksówkę; o tym jak mnie prawie porwał Ocean, gdy kończyłem pisane przez półtora roku opowiadanie; o młodym Portugalczyku, który po miesiącu pracy na kuchni potrafił kląć jak prawdziwy Polak…
Mieszkałem w pokoju przeznaczonym dla personelu knajpy, wraz z pewnym wątłej postury Słowakiem (przemiły gość, bardzo dobrze go wspominam) oraz moim pobratymcem, który oprócz władania ojczystym językiem potrafił mówić po angielsku, francusku, włosku, niemiecku, a zapewne też w suahilli. Miał opaleniznę Brazylijczyka, nie pijał kieliszków, ale shoty, był obeznany z prawem, a podejrzewam też, że i z lewem, a nawet ze środkiem. Rżnął w pokera jak prawdziwy karciarz (a ze mną przegrał oczywiście przypadkiem), świetnie potrafił robić interesy, a jako kelner pracował zapewne z potrzeby serca, tudzież chęci odcięcia się choć na chwilę od wielkiego świata, który się o niego nieustannie upominał. Znał się z szefem, żoną szefa, kotem szefa, szefem szefa, a nawet szefem wszystkich szefów, jak sądzę. Zresztą, po co ja go w ogóle przedstawiam? Powinniście go wszyscy znać.
Mój współlokator był ewidentnym snobem. Interesował się wszystkim, nie znał się na niczym. Opanował sztukę autoprezentacji, ale jedynie na poziomie podstawowym, zapominając, że oprócz dodawania sobie zasług trzeba czasem także udowodnić, że faktycznie coś się wie w temacie, z którego się chwali. Chłop faktycznie liznął trochę świata, coś nawet gderał po tym francuskim, ale jak się później okazało – niewiele (miałem bowiem wątpliwy zaszczyt w kolejnych latach uczyć się nieco francuskiego, stąd mogłem po fakcie zweryfikować). Wystarczyło to jednak, żeby jego apetyt na życie wzrósł. A wraz z tym poszło w górę jego mniemanie o sobie.
Jedna z moich opowieści wiążę się właśnie z nim.
Chcąc wracać do domu, do Polski, zarobiwszy na warunek z epistemologii, na bilet powrotny oraz na parę miesięcy życia w kraju, musiałem zabukować bilet na samolot. Lotnisko było daleko od St. Peter Portu – stolicy Guernsey, w której to przyszło mi mieszkać – a w robocie przez ostatnie dwa tygodnie pobytu nie dostałem wolnego. Praca była mordercza. Knajpa znajdowała się na głównej ulicy St. Peter Port, będącej deptakiem położonym tuż przy porcie oraz obok zabytkowego, cudownego zresztą, zamku. Był to szlak, który każdy Anglik przemierzał kilkakrotnie w ciągu dnia. Krążyło tam też mnóstwo obcokrajowców – turystów, a także tych, którzy zdecydowali się osiąść w Anglii (choć tu należy się zatrzymać, aby uzupełnić informacje – Guernsey jest terytorium zależnym od Wielkiej Brytanii, posiada natomiast własną jurysdykcję oraz walutę, funt Guernsey). Lokal więc o każdej porze dnia był pełen. Godzinne obciążenie wynosiło grubo ponad sto osób.
Na obsługę jednej osoby w knajpie przypadało około siedem osób z personelu. Kelner, barman, kucharz od zakąsek, kucharz od mięsa, kucharz od deserów oraz dwóch zmywających (jeden gary, drugi talerze). Łatwo sobie obliczyć, ile czasu pracy każdego przypada na jednego odwiedzającego przy obciążeniu ponad stu klientów na godzinę. Łatwo też dojść do wniosku, że po dziesięciu, a czasem nawet dwunastu godzinach tak katorżniczej obsługi, jedyne, co człowiek ma ochotę zrobić, to klapnąć na wyro i zasnąć. O podróży na lotnisko, by zabukować bilet, mowy być nie może. Gdyby jeszcze było bliżej, można byłoby o nie zahaczyć…
Może też gdyby ci Angole nie żarli w restauracjach, a w domach, człowiek by odżałował te dwie godziny snu? Może znalazłby w sobie siłę? Niestety, Anglicy łażą po knajpach jak opętani, głównie dlatego (jak podejrzewam), bo nie potrafią gotować. Albo po prostu chcą uciec z domu, w którym czeka na nich żona o słusznej posturze Wilhelma Zdobywcy…
Mój problem polegał również na tym, że nie posiadałem konta bankowego, przez co nie mogłem przelać pieniędzy na bilet lotniczy. Próbowałem udać się do biur podróży, jednak ceny za fatygę uznałem za zaporowe. Na dodatek każdy, kogo znałem, a posiadał konto, wcale nie pragnął mi pomóc, zbywając, odsyłając do kogoś innego.
Z pomocą przyszedł ów znajomy snob, który z rozbrajającą szczerością oznajmił, że mi pomoże, bo to przecież dla niego żadna sprawa. Ma konto, ma na nim środki, oddam mu w gotówce. Jak zrobił, tak uczynił. Cała operacja trwała kilka minut.
Potem oczywiście pochwalił się wszystkim wokoło, wyczuwając kolejną okazję do lansowania siebie jako światowca, a także do ukazania siebie jako człowieka wrażliwego, chętnego do wyciągania pomocnej dłoni.
Dlaczego o nim opowiadam? Bo od czasu do czasu spotykam się z osądem, iż to snobistyczne palić fajkę.
Nie ma snobistycznych hobby. Hobby z definicji jest pasjonowaniem się. Wraz z pasją do czynienia pewnych określonych rzeczy, idzie również konieczność uczenia się. Zdobywanie informacji na temat ukochanych zajęć jest częścią całości. Fajki nie sposób wsadzić do gęby i palić, nic o niej nie wiedząc. Nie przeczę, można próbować tak czynić, ale niewiele ma to wspólnego z fajczarstwem. Kupienie tytoniu Ondraszek z pewnego portalu aukcyjnego, gruszowej fajki, późniejsze nabicie i palenie, aż do zwęglenia rimu – to nie jest fajczarstwo. To jest niechlujstwo. Jeśli ktoś na dodatek robi tak, aby pozować w towarzystwie na inteligenta – jest to niechlujstwo i snobizm.
Tak jak pomoc bliźniemu tylko po to, żeby rozgłosić wszem i wobec, że jest się pomocnym, jest snobizmem.
Nie ma snobistycznych hobby, są snobistyczni ludzie. Hobby się poznaje, hobby się bada. Jeśli ktoś włoży do gruszowej fajki Ondraszka, uprzednio dowiedziawszy się o wrzoścowych fajkach; zapaliwszy w takowych jakościowo lepsze tytonie; jeśli kupi sobie kołeczek, a potem nauczy się go używać; jeśli odnajdzie informacje przydatne mu w fajczarskiej drodze, to wtedy nie jest już snobizm, a świadomy wybór. To wtedy jest hobby i pasja. To znaczy wtedy, że Ondraszek w gruszy temu komuś smakuje. Można dziwić się jego decyzji, ale nie można odmówić mu wiedzy. Nie sposób także nie nazwać go pasjonatą. Taki człowiek jest fajczarzem.
Stwarzanie pozorów jest domeną ludzi, którzy nie znają się na niczym, a bardzo chcieliby widzieć siebie wyżej, niż faktycznie się znajdują. Takie zresztą jest źródło samego słowa „snob”. Jest to termin łaciński pochodzący od słów sine nobilitate, co oznacza „bez szlachectwa”. Nazywano nim średniowiecznych żaków, którzy nie mieli arystokratycznych korzeni, a z upodobaniem naśladowali swoich wyższych stanem kolegów.
Nic prostszego, niż stać się małpą w stadzie.
Dlatego komuś, kto jest w stanie nazwać się fajczarzem, chociażby z tego powodu, że szuka wiedzy o fajkach, wytykanie snobizmu jest niskie i nieuprawnione. Bo może z nas i małpy, ale nie w stadzie pozorantów.
Emilu, wybacz, ale wystawiłeś się na tzw strzał. Nie będę oceniał Ciebie, nie będę oceniał tego człowieka. Twój osąd, twoja wola by go zopiniować. Nie ten portal. „Sorry Gregory”. Mnie nikt od snobów, w kontekście fajczarstwa, nie zablablał. Raczej spotkałem się z podziwem i „szacunem”, a uwierz mi byłem w bardzo różnym towarzystwie na takich imprezach na jakich wielu się nie śniło.
Przepraszam za mocny osąd, ale…
no właśnie…
Co znamienne – ja nigdy od tych, z którymi wódkę piję nie zostałem w ten sposób nazwany, a zawsze przez obcych, którym się wydawało, że potrafią błysnąć jedynie poprzez negację.
Aha – nie musisz mnie przepraszać :)
Twój artykuł jest o czymś. Jest o snobizmie, pozoranctwie i o hobby. Twierdzisz, że człowiek, który nie ma dogłębnej wiedzy na temat swojego bzika to snob. Dzisiejsza młodzież snobizm określa mianem szpanerstwa. To ciut coś innego niż snobizm, ale bardzo niewiele. Szpanować można wszystkim, nie tylko hobby. Ważne, by szpaner był w specyficzny sposób inny od reszty. Taki nowoczesny materiał budowlany – pustak z plastiku. Ale…
Jeżeli, będąc introwertykiem, w towarzystwie ekstrawertyków, nie będziesz miał nic do powiedzenia na żaden temat, a jedyne co możesz im zaprezentować to fajka (o której wiesz baaaardzo wiele), a która ich nic nie obchodzi i w ten sposób będziesz chciał na siebie zwrócić ich uwagę, to zostaniesz szpanerem lub snobem.
I w drugą stronę, ekstrawertyk, tzw dusza towarzystwa, paplający o wszystkim i o niczym, porykujący, szybciej mówiący niż myślący może być uznany przez niektórych za snoba. Nie ma na to prostych recept. Myślę, że w śród fajczarzy, tych prawdziwych, jest kilku snobów fajkowych, bo sam fakt palenia fajki i zgłębiania jej tajemnic, nie powoduje u pustaka, że poza wielką wiedzą w tym temacie coś mu przyrośnie szarych komórek.
Już kończę…
Napisałeś, że „Nie ma snobistycznych hobby, są snobistyczni ludzie”. Fakt. To, że się posiada dogłębną wiedzę w jakimś temacie, nie znaczy, że nie można być snobem i nią szpanować. Konkluzja jest taka – odsetek idiotów jest taki sam wśród profesorów, lekarzy, księży, krawców, szewców, śmieciarzy lub zbieraczy puszek po piwie czy fajczarzy.
Nie sposób się nie zgodzić. To świetnie uzupełnia artykuł, bo tak jak wiele jest ludzi i poglądów, tak wiele jest snobizmów (nie mówię, że wszyscy ludzie to snoby, a mam na myśli tylko ogromną liczbę i zróżnicowanie postaw snobistycznych).
Snobizm – to jest mówienie fajczarzom ,że burley jest be…
Snobizm – to jest Ministerstwo Dobrego Smaku…
Snobizm – to postponowanie m.in. aromatów…
Snobizm – to proponowanie zakupu Dunhilla koledze , którego ledwo stać na używaną Savinellkę niskiej serii…
JEST TROCHĘ SNOBIZMÓW W NASZYM ŚWIATKU…CZASEM BARDZO TROCHĘ…
Pozdrawiam
Krzysztof
A równocześnie:
– mówienie fajczarzom, że każdy burley cacy, jest czymś w rodzaju nietaktu.
– mówienie fajczarzom, że każdy aromat, to dobry tytoń, jest czymś w rodzaju nietaktu
– mówienie koledze, że nie ma specjalnej różnicy między paleniem w fajce z gruszki, a wrzoścówce, też jest czymś w rodzaju nietaktu.
– mówienie o Ministerstwie Dobrego Smaku w charakterze snobizmu, jest zakładaniem złej woli (i jest to założenie fałszywe) i również można je rozpatrywac w charakterze nietaktu
Jest w naszym światku wiele skrzywień, w różne strony. Szczęśliwy ten, kto umie iść środkiem. A nikt nigdy nie mówił, że punk rock to łaskotki.
Checkmate!
Cześć Alan
Ładnie…ale to nie szachy…
Zatem zapraszam do dyskusjii…
Pzdrawiam
Krzysztof
Cześć Paweł
Miałem nadzieję…uderz w stół…
Nie ,żebym był taki wszystkowiedzący…mam nadzieję ,że wywołamy tu ożywioną dyskusję – bo temat ciekawy…
A tu ostatnio nieco sennie…dobrze ,że Emil napisał…
Pozdrawiam
Krzysztof
PS.Przepraszam Cię , Paweł – ale moim zdaniem nie ma czegoś takiego , jak „coś w rodzaju nietaktu”.
Moim zdaniem jest nietakt , lub nie…ale mogę się mylić.
Bo ja nie lubię „czegoś w rodzaju” i „jakby”…
Ale to ja nie lubię…
Krzysztof,
ależ, ja właśnie po to starałem się napisać skrajnie przeciwne opinie. A te wszystkie ozdobniki typu „jakby” i „w rodzaju” oznaczają tyle, że autor, aż tak bardzo skrajnym sie nie czuje. Bo i jego fajczarskie doświadczenie, mimo pewnego obycia, nie pozwala na formułowanie stwierdzeń w takiej postaci, jakby to mógł zrobić ktoś z wieloletnim i intensywnym doświadczeniem. Czyli w kwestii formy się zgadzamy, w kwestii treści czasem jesteśmy odlegli. A ja wcale nie uważam, że to źle. Bo to tylko pokazuje, jak różne można mieć podejście do tego samego tematu.
Mi się Krzysiu wydaje, że wszystko to, o czym mówisz snobizmem nie jest, a jedynie wyrażeniem swojego zdania. Można dyskutować o jakości rad dla początkujących (co zresztą sam często czynię), o burleyu, o aromatach, o smaku. Każdy bowiem sąd w fajczarstwie jest właśnie sądem smaku i niczym więcej. Zauważ bowiem, że zwykle wypowiadają podobne zdania ludzie, których wiedza na ten temat jest raczej wystarczająca do twierdzenia zarówno tego, jak zdania przeciwnego. A także Ci sami ludzie potrafią znaleźć wyjątki od tego, co powiedzieli. Argument więc moim zdaniem nietrafny.
I wybacz, że nie będę mówił, że to tylko moja opinia. To oczywista, że niczyja inna.
No, właśnie , Emilu…dyskusja…
A czytałem opinię ,że wszystkie aromaty z burleyem powinny być zakazane…WSZYSTKIE…POWINNY…
To jest dyskusja , propozycja?
Przecież to niemal imperatyw…i Ty mi mówisz o nietrafności…
A że moje zdanie…tak piszę ,bo są osoby które to rozumieją ,a są i takie , które opieprzają…
Zatem wolę napisać.
A zgadzam się z Tobą ,że patentu na nieomylność nie mam…
Fajnie się tu z Wami pisze ,ale muszę do roboty…w końcu za coś trza tego Bu i Ar kupić czasem…może wieczorkiem podyskutujemy? Będzie miło…
Pozdro
Krzysztof
Ja doskonale rozumiem wszelkie stanowiska, choć części z nich nie popieram. Zżymam się często, gdy ktoś przesadza, wdaję się w polemikę, która od czasu do czasu przeradza się w kłótnię. Zawsze potem żałuję i jestem zły na siebie, bo powtarzam sobie, że polemizuję nie z ludźmi, a z poglądami. A to jednak bywa, że niekoniecznie i to jest niskie z mojej strony.
Staram się nie rzucać wielkich kwantyfikatorów, a nawet jeśli jestem takiego blisko w jakiejś opinii, to później szukam właśnie tego wyjątku, który by mój kwantyfikator pomniejszył. Bo dyskusja dyskusją, ale nie chce mi się wierzyć, żeby wypowiadanie skrajnych opinii ją zamykało. Zawsze można swoje zdanie zweryfikować. Na tym portalu, Krzysiu, to widzę. Gdy mi podajesz jeden przykład na poparcie swojej tezy, mogę Ci znaleźć szereg kontrprzykładów, padających z ust tych samych ludzi. To jest fajne. Bo świadczy o tym, że nie zatrzymujemy się na rondzie, a skręcamy w różne uliczki. Czasem ślepe, czasem jednokierunkowe, ale jednak gdzieś zawsze jedziemy. Rondo kłótni o jakąś konkretną rzecz, jest zawsze tylko przystankiem.
Inteligentny , sprytny , oczytany facet posiadający zdolności dyskutanckie zawsze dołoży takiemu , co tylko chce wymienić poglądy.
Ja chciałem je z Wami wymieniać , a nie szermować , by być na wierzchu. Myślałem ,że przeczytam coś nowego , odkrywczego.
No , cóż zostałem „zamatowany” , i już mi się nie chce poglądów wymieniać.
Bo zdaje się ,że nie mam argumentów.
Pozdrawiam
K.
Krzysiu, jeśli poczułeś się urażony, to przepraszam. Aczkolwiek nie miałem zamiaru swoim wywodem nikogo urazić. Ten portal jest po to, aby każdy mógł wyrazić, co mu w duszy gra. Nie śmiem nawet tego Ci odbierać, wierzę, że jest tak samo z Twojej strony.
Więc naprawdę, zapraszam do dyskusji. Jesteś zawsze aktywny i zawsze miło się Ciebie czyta. Szczerze wierzę, że nie musimy się łapać za łby, słówka i półsłówka. Załóżmy obustronną dobrą wolę do dyskusji. Proszę.
Niby o co miałbym się obrażać?
Naprawdę , przeprosiny są zbędne,nie uraziłeś mnie.
Ale gdzieś zwiał mój cały entuzjazm i nie chce mi się dyskutować.
To ja przepraszam…
K.
A ja jestem snobem, mitomanem i burakiem i dobrze mi z tym… A czemu mialo by byc zle przepraszam?
Faktycznie, ja tam lubie buraki, bo są dobre i buraczane ;D
Niektórych snobów też lubię :)
Dla mnie to kwestia człowieka, nawet jeśli jest „specyficzny”.
No to jeszcze pozwolę sobie, w kontekście, na odrobinę (anty)autoreklamy:
Beta vulgaris ssp. vulgar
moja pełna gęba nie nadaje się na salony.
kole w oczy. szczególnie pokrycie dachowe
które podczas uśmiechu zza zębów wyziera.
na nic pociecha że mogłaby to być gnojowica
szczególnie w momentach gdy ty wieśniaku
twoje kochanie szepce namiętnie do ucha.
a czy to moja wina że nawet w towarzystwie
nie mogę się oprzeć o nic innego niż
jej zgrabnie skonstruowany tyłeczek
nie chodzi tu jednak o dotykanie rzeczy przyjemnych
tylko o dziwne przeświadczenie niektórych że słomę
z butów da się wyplenić szeregiem różnych zabiegów
a przecież burakiem być się nie przestaje
nawet w kupie
to i ja się podłączę
z moim ulubionym wierszem napisanym przez klasyka
„Absztyfikanci Grubej Berty
I katowickie węglokopy,
I borysławskie naftowierty,
I lodzermensche, bycze chłopy.
Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajką wytwornych pind na kupę,
Rębajły, franty, zabijaki,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Izraelitcy doktorkowie,
Widnia, żydowskiej Mekki, flance,
Co w Bochni, Stryju i Krakowie
Szerzycie kulturalną francę !
Którzy chlipiecie z “Naje Fraje”
Swą intelektualną zupę,
Mądrale, oczytane faje,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item aryjskie rzeczoznawce,
Wypierdy germańskiego ducha
(Gdy swoją krew i waszą sprawdzę,
Werzcie mi, jedna będzie jucha),
Karne pętaki i szturmowcy,
Zuchy z Makabi czy z Owupe,
I rekordziści, i sportowcy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Socjały nudne i ponure,
Pedeki, neokatoliki,
Podskakiwacze pod kulturę,
Czciciele radia i fizyki,
Uczone małpy, ścisłowiedy,
Co oglądacie świat przez lupę
I wszystko wiecie: co, jak, kiedy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item ów belfer szkoły żeńskiej,
Co dużo chciałby, a nie może,
Item profesor Cy… wileński
(Pan wie już za co, profesorze !)
I ty za młodu nie dorżnięta
Megiero, co masz taki tupet,
Że szczujesz na mnie swe szczenięta;
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item Syjontki palestyńskie,
Haluce, co lejecie tkliwie
Starozakonne łzy kretyńskie,
Że “szumią jodły w Tel-Avivie”,
I wszechsłowiańscy marzyciele,
Zebrani w malowniczą trupę
Z byle mistycznym kpem na czele,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
I ty fortuny skurwysynu,
Gówniarzu uperfumowany,
Co splendor oraz spleen Londynu
Nosisz na gębie zakazanej,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item ględziarze i bajdury,
Ciągnący z nieba grubą rętę,
O, łapiduchy z Jasnej Góry,
Z Góry Kalwarii parchy święte,
I ty, księżuniu, co kutasa
Zawiązanego masz na supeł,
Żeby ci czasem nie pohasał,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
Iżem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę !…”
Czy mój tekst wywołał aż tak wielką lawinę frustracji, że trzeba nawet Tuwima z grobu podnosić? W każdym razie ja tego nie pragnąłem i niniejszym się odcinam. Dobranoc.
Oj Emilu, nie musisz się tak oburzać. Po prostu wkleiłem mój ulubiony wiersz. Nie jestem w żaden sposób sfrustrowany. Ani ja, ani jak myślę, żaden z forumowiczów. Portal co prawda jest fajkowy, ale jakoś w kontekście zachciało mi się pokazać te strofki. Tuwim w nich odcina się od „małp w stadzie” i to tyle.