Hrabia Sigvard Oskar Fryderyk Bernadotte urodził się 7 czerwca 1907 roku w pałacu Drottningholm jako książę Uppland. Był drugim synem przyszłego następcy tronu Szwecji – Gustawa VI Adolfa. Jego familia związana była z innymi monarchiami europejskimi, a wśród przodków Sigvarda znaleźć można Królową Imperium Brytyjskiego oraz Indii – Wiktorię z dynastii hanowerskiej.
Rodzicami Sigvarda byli wspomniany Gustaw VI Adolf (wtedy jeszcze książe Skanii) oraz Małgorzata Connaught – księżniczka angielska i od 1905 roku szwedzka. Młody Bernadotte urodził się w tym samym roku, gdy jego dziadek Gustaw V wstąpił na tron. Sigvard miał czworo rodzeństwa. Jego starszy brat Gustaw Adolf, książę Västerbotten, miał zostać koronowany na króla Szwecji (zmarł tragicznie w 1947 roku), zaś młodsza siostra Ingrid została królową Danii.
Książę Uppland kształcił się na Uniwersytecie Uppsali w naukach politycznych oraz historii sztuki. Sztuka bardzo szybko w jego wypadku wygrała z polityką. Miał w sobie Sigvard Bernadotte wystarczająco dużo odwagi oraz bezczelności, aby podążyć własną drogą. I choć jak historia pokazała – nie odgradzał się od swoich arystokratycznych korzeni, a także przyjmował z pokorą obowiązki syna króla, to wysokie urodzenie nie zdefiniowało go jako człowieka, a także nie naznaczyło żadnym wielkim piętnem. Podejmował od najmłodszych lat kontrowersyjne decyzje, zawsze świadomy konsekwencji.
Po zakończeniu edukacji w Uppsali podjął naukę na Konstfackskolan, czyli na Uniwersyteckim Królewskim Kolegium Sztuk Pięknych w Sztokholmie, kształcących w dziedzinach sztuk, rzemiosła oraz projektowania. Studiował wzornictwo. Zanim jednak miał okazję wykorzystać nabyte tam umiejętności, zajął się projektowaniem plakatów, a także wystrojów scenicznych w Monachium. Pracował również w tej branży w Berlinie. W konsekwencji zajął się również reżyserią trzech szwedzkich filmów.
W Niemczech Bernadotte spotkał Erikę Marię Patzek (właściwe nazwisko: Patrzek) – córkę przedsiębiorcy i rzeźnika z Brynicy, pracującą w berlińskim teatrze. Zakochali się w sobie, a później pobrali w Londynie w 1934 roku. W wyniku mezaliansu Sigvard stracił tytuł książęcy oraz został pozbawiony praw do sukcesji tronu szwedzkiego.
Już realizując swoją pierwszą pasję Sigvard odkrył, że pociąga go industrialny prąd w sztuce oraz architekturze. W latach 30. ubiegłego wieku nawiązał znajomości z amerykańskimi projektantami: Henrym Dreyfussem, Raymondem Loewy (pionierem steamline’u; człowiekowi temu zawdzięczamy przede wszystkim opływowy kształt współczesnych samochodów) oraz Walterem Dorwinem Teague (temu znowuż podziękujmy za Kodaka).
W 1943 roku kończy się małżeństwo Sigvarda z Eriką Patzek. Dwanaście dni później (26 października) Bernadotte poślubia Sonję Christensen Robbert – duńską projektantkę mody oraz artystkę. Od tego czasu jego losy na stałe zwiążą się z Danią.
Dania okazała się wyjątkowo otwarta na byłego księcia. Znalazł tam możliwości, które pozwoliły mu ubogacać designerskie umiejętności. Stało się to za sprawą Georga Jensena, z którego firmą współpracował przez długi czas przede wszystkim projektując srebrną biżuterię. To jedna z dwóch głównych działalności Bernadotte, z których jest najbardziej znany.
Drugą okazała się współpraca z Actonem Björnem – architektem. Bernadotte już wtedy zajmował się projektowaniem mebli. Wspólnie założyli studio projektancko-konsultacyjne w Kopenhadze. Zajmowali się tworzeniem wzorów mebli biurowych. Ważnym jest tutaj fakt, że nie podejmowali się wykonywania zaprojektowanych dzieł.
Niemniej jednak ich kooperacja mocno wpłynęła na stylistykę wnętrz biurowych, nie tylko duńskich. Mieli wiele zleceń, kontraktów, dzięki czemu rozwinęli firmę. Stała się ona poważana i to na tyle, iż zatrudniano w niej projektanktów oraz architektów ze Stanów Zjednoczonych. Meble zaprojektowane przez Björna i Bernadotte okazały się funkcjonalne, a przy tym stylowe. Świat mody pokochał ich. Nic dziwnego – byli pierwszymi, którzy w tak poważny oraz wizjonerski sposób potraktowali temat. Ich spółka była pionierska na rynku.
Sukces byłego księcia nie wziął się znikąd. Złożyło się na niego kilka czynników. Przede wszystko zagrało wszechstronne wykształcenie, a także pomysł na to, jak je wykorzystać. Bernadotte okazał się projektanckim wizjonerem z żyłką do interesów. Szczycił się szerokimi znajomościami z równie utalentowanymi ludźmi, co nie było bez znaczenia, bo uczył się od nich. Często współpracował z innymi, można rzec, że ludzie byli jego natchnieniem. Właściwie to prawie zawsze pracował w duecie.
W roku 1951 Sigvard Bernadotte „odzyskał” arystokratyczne tytuły, choć nie stał się na powrót księciem. Stał się hrabią Wisborg, mianowany został przez Józefinę Charlottę Koburg – księżniczkę Belgów oraz żonę wielkiego księcia Luksemburga, Jana. Józefina była córką ciotki Sigvarda – Astrid, królowej Belgii.
To rozbudziło apetyt hrabiego na ponowne uzyskanie tytułu księcia. Przez lata pisał w tej sprawie petycje do swojego bratanka – Karola XVI Gustawa, syna tragicznie zmarłego Gustawa Adolfa, który był przed nim w kolejce do szwedzkiego tronu. Sigvard nie rościł pretensji do linii sukcesyjnej. Zależało mu bardziej na zadośćuczynieniu. Karol XVI Gustaw bowiem już jako król ożenił się nie z arystokratką (popełnił więc mezalians, jak wcześniej Sigvard). Jego wybranką została Sylwia Sommerlath, którą poznał na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium, gdzie pracowała jako hostessa. Starania jednak okazały się bezowocne. Bratanek nie dał satysfakcji wujowi.
Bernadotte spełniał się nie tylko projektując biżuterię, czy meble. Zajmował się również rzeczami, powiedzmy, że ekscentrycznymi, czy też przyziemnymi, biorąc pod uwagę jego wysokie urodzenie. Mowa tu chociażby o plastikowych pojemnikach dla Georga Jensena. Również jego główny partner finansowy Acton Björn czynił podobnie – wykonywał projekty butelek do piwa, żelazek, aż po… muszle klozetowe.
Biorąc to wszystko pod uwagę, nie będzie żadnym zaskoczeniem to, iż Sigvard Bernadotte był również fajkarzem-projektantem.
Jego kariera w Danii była rozległa. Hrabia sięgał, gdzie to tylko możliwe, a ze zdjęć, jakie się zachowały z jego życia wynika, iż fajka nie była mu obca. Nawiązał więc współpracę z fabryką Kriswill. Kiedy? Tego dokładnie nie wiadomo, ale musiało to nastąpić w okolicach lat 60. bądź wcześniej. W katalogach fajczarskich, swego rodzaju biuletynach firm fajkarskich (czy też jak byśmy powiedzieli dzisiaj – katalogach reklamowych) znajdują się fajki sygnowane „Bernadotte Design”. Powstało ich wiele, Bernadotte miał całą linię produkcyjną Kriswill w garści, co potwierdzają te dokumenty. Był twarzą fabryki, aż do jej duńskiego końca.
Firma robiła fajki ręcznie – Bernadotte w procesie wykonania nie brał już udziału. On tylko szkicował, wykonywał wzory. Jego fajki wyceniane były najwyżej spośród tak zwanych – przystępnych, użytkowych. Bardziej kosztowne były tylko freehandy, o czym świadczy ta lista. Po latach Erik Nørding powie, że fajki Kriswill stały na poziomie Stanwella. Były jednak od niego tańsze, ale też niestety Kriswill nie produkował tak dużo jak rywale.
To wszystko spowodowało, że fabrykę w Danii zamknięto, a produkcja przeniosła się – i tu źródła są rozbieżne – do Norwegii (Lillehammer), bądź do Francji (bardzo prawdopodobne, że Kriswill istniało w obu lokalizacjach). Niestety nie przetrwało to próby czasu, a duńskie sprzęty wykupił wspomniany już Nørding.
W międzyczasie zdarzyło się hrabiemu rozwieść i pobrać ponownie, po raz trzeci. Z drugiego małżeństwa miał jednego syna i córkę. Umarł tam, gdzie się urodził – w Sztokholmie, w 2002 roku. Miał 94 lata.
Bardzo fajny tekst.
Powinien być z dedykacją dla Janka JSG :) który to cośtam Bernadotte posiada ;)
Emil – kto będzie następny do opisania?
No, jak… Zembrowski of korz ;)
Szczerze – nie wiem. A kogo proponujecie? Chętnie się przekopię. Lubię to.
no bo się rozpęknę…
a swoją drogą – właśnie teafiłem na fajki jakiegoś (specjalnie nie podam nazwiska) amerykanina, który robi amatorsko fajki;
są do kupienia na międzynarodowym portalu za ok 200 dolarów za szt.
i … posiadają ogromną ilość niedoróbek m.in. takie, które Wy mi wypominaliście; a tu dochodzimy tdo tego: dziękuję – bo dzięki Wam zwracam na te rzeczy uwagę i staram się eliminować je;
ot taki OT
Tekst tekstem, ale ciekawa jest to postac…
Wojtku a dla mnie czesc z tego co zaprejektowal dla Kriswilla Bernadotte jest zdecydowanie bardziej interesujaca od tego co proponuja nam wspolczesni fajkarze. Oczywiscie nie wszystko, powiedzial bym ze mniejszosc, ale mimo wszystko. Nosza one slad tego co dzialo sie we wzornictwie w latach 50 i 60 tych, a to bardzo ciekawy czas dla tej sztuki( uzytkowej ale jednak sztuki) Czesto widzac fajke wydaje sie ona byc swietna (wizualnie) w kategorii fajek, a z Bernadottami ( spora czescia bo nie ze wszystkimi) mam wrazenie ze sa one dobrze skrojonymi przedmiotami codziennego uzytku, zreszta jest to charakterystyczne dla Danii tamtego okresu, projektowanie fajek odbywalo sie tak jak kazdego innego przedmiotu uzytkowego, w mysl panujacych zasad wzornictwa i sztuki uzytkowej, dzis czesto mam wrazenie ze gro fajek ktore sie podobaja powstaje „z reki”, troche z przypadku- rzecz jasna to moze tylko moje wrazenie.
Tomku tekst nie jako z zamowienia, wiec bez dedykacji. Wiecej o fajce moglo by byc, ale moze nie ma zrodel, w koncu to tylko niewielki procent tworczosci tego pana.
O fajce jest bardzo mało, a przekopałem się przez wiele źródeł. Co prawda internetowych, ale jednak. Jest w tym parę niewiadomych także, więc jeśli ktoś mógłby uzupełnić artykuł swoją wiedzą – na przykład o fabryce (a właściwie manufakturze) Kriswill, czy znajomości Bernadotte z Jensenem, to zapraszam.
Bernadotte projektował dosłownie wszystko. Nie miało dla niego znaczenia, czy to biżuteria, czy fajka, czy krzesło, czy plastikowe pudełko. Główna zasługa w tym projektantów amerykańskich, od których Duńczycy sporo przejęli. Fajki Bernadotte nie są może spektakularne, ale coś w nich jest. Jakaś prostota, nie podobna do człowieka tak wysoko urodzonego. Mnie to bierze.
Wojtku – palił. Co widać na zdjęciu ;)
W odniesieniu do mojego gustu – znakomita większość z fajek projektowanych przez Bernadotte’a podoba mi się. Kilka z nich wcale nie wzbudziły mych uczuć.
Jednak, warto to podkreślić, większość z tych, które mi się podobały – to palić bym ich nie chciał. Upodobanie do wysokiego komina szczególnie mnie odrzuca.
Jednak sam design, kształt „linii” charakterystycznej dla niego powoduje, że chciałbym kiedyś jakąś (lub kilka) posiadać we własnym zbiorze.
ps. wbijcie na Ebay Bernadotte – ceny za projektowane przez niego przedmioty są dość wysokie. Czego o fajkach sygnowanych jego nazwiskiem powiedzieć nie można. Dziwna to sprawa… Choć to dobrze – z punktu widzenia kogoś, kto planuje zakup ;)
Ciekawe czyjego autorstwa fajkę trzyma na zdjęciu…
Swoją własną, z czasów Kriswilla, sprawdziłem ;)
jakas taka 12 podobna, swietny ksztalt, niby biliard, ale toche jednak nie…