Za nieco ponad tydzień nadejdzie kalendarzowa jesień, więc przyjdzie także odpowiedni czas na Autumn Evening ze stajni Cornell & Diehl. Piszący te słowa niestety ma problem. Otóż z pewnością należące do niego resztki tego tytoniu nie dotrwają owej pory roku. W gruncie rzeczy to nic złego. W końcu i tak piękną jesień mamy tego lata.
Pisałem już kiedyś na fajkanecie o pięknej tradycji wymieniania się tytoniami. Autumn Evening uzyskałem właśnie w ten sposób – za piwo, przelane (choć z problemami) przelewem, jakkolwiek by to nie brzmiało. Takie teraz czasy. Jesień w środku lata, piwo przez Internet, komputery przechodzące test Turinga… Dobrze, że choć fajka zachowała jakąś staroświeckość.
Tomek o wzmiankowanym tytoniu pisał miesiąc wcześniej. Ocenił go pozytywnie, a pamiętajmy, że nie z takimi produktami do palenia miał już do czynienia. Samo w sobie jest to już niezłą rekomendacją. Dla mnie ważne jest także to, że dosyć często się zgadzam z jego opiniami. Gdy złożył mi więc propozycję „spróbuj”, nie wahałem się długo.
Nie zawiodłem się. Tomek znowu miał rację. To bardzo ciekawy aromat. Pachnie i smakuje, co jest raczej rzadkością na rynku tytoniów kąpanych w syropie. Tutaj mamy do czynienia z syropem klonowym – słodkim nienachalnie, nie klejącym ust, ale jednak pysznym.
Ten dodatek na cavendishu z czerwonej virginii znakomicie się komponuje. Sam cavendish, aby było weselej, również jest bardzo przyzwoity. Jednak co firma, to firma. C&D zdarzają się co prawda wpadki (jak Redwood, ale to seria Two Friends), mimo to ogólne wrażenie jest bardzo dobre. To nie niemiecka mordoklejka, w której jest burley albo go nie ma (bądź – jest aromatyzacja albo jej nie ma). Tu od początku do końca wszystko jest jasne.
Do tej pory niedoścignionym wzorem aromatów był dla mnie University Flake od Petersona. No cóż, z piedestału nie spadł, ale od jakiegoś czasu musi dzielić pierwsze miejsce z Autumn Evening.
Tytoń tenże jest bowiem magnetyczny – ma i moc, i nikotynę, ma smak oraz obłędnie cudowny zapach. Nie jest przy tym przesłodzony, ma w sobie równowagę między tytoniem jako takim, a aromatyzacją. Nie ma więc w nim przesady. Tak jak w jesieni, która nie jest ani za gorąca, ani za chłodna. Zapewne stąd nazwa.
Wyrób C&D pali się wyśmienicie nawet wysuszony. Szaro-biały popiół i niewielka ilość kondensatu przy ostrożnym kurzeniu. Niestety przy nadmiernym przeciąganiu, lekko obojętnieje. Wtedy należy dać mu wygasnąć i zapalić ponownie. Zasada powtórnego odpalenia działa nie tylko w przypadku czystych va.
Jest to produkt, który pogodzi zarówno zagorzałych aromaciarzy, jak i wielbicieli innych smaków. Warto było przelać za niego piwo. Albo i dwa. Ewentualnie dziesięć.
Mnie się ostała tylko od Tomka jeno puszka)))
A puszka jest piękna, tak swoją drogą.
Ładnie – dzięki Emil za wspomnienie mię;
Cieszę się, że smakowało;
Alan – powiedział, że nie chce skosztować tegoż, bo ma awersję do tytoni „za piwo” ;) po redwoodzie. niech żałuje.
A masz tam w spiżarence jeszcze tego smakołyka trochę? ;)