Niedawno rozeszła się fama o sążnistej dostawie nowych tytoni w Fajkowo.pl, więc wypadałoby zacząć dzielić się wrażeniami z palenia tychże. Wprawdzie nie posiadam próbek ich wszystkich (a przynajmniej jeszcze nie ;) ), ale przy okazji pewnego spotkania wpadła mi w ręce dość spora ich ilość, stąd czuję się zobowiązany skreślić parę słów na temat każdej. Zacznę zatem serię mini-recenzji od Golden Flake spod znaku Ilsted’s Own.
Tytoń wygląda ładnie – równe, złociste płatki Virginii z nieco ciemniejszymi wtrąceniami. Wilgotność jak w ready rubbed, czyli od razu do palenia. Sprężystość oraz łatwość rozdrabniania flejka pozwala mu się sprawdzić w wielu sposobach nabijania. Ja rozerwałem na długie, cienkie wstążki i wkręciłem do komina Petersona Kildare.
Nabijanie bajecznie proste, przy rozpalaniu można już wyczuć charakterystyczne virginiowe kwaski. Ale zaraz psikus– fajka szybko się rozgrzała, choć do ekstremalnie cienkościennych nie należy. Trzeba jednak wziąć poprawkę na ewentualne i prawdopodobne błędy testującego, który jest bardziej nikotynistą niż koneserem.
Na Fajkowie napisano o delikatnym aromacie miodu, owoców oraz cytrusów. Te ostatnie da się wyczuć, jak na każdą dobrą złotą Va przystało. Co do miodu nie jestem już taki pewny, bo mogła tu zadziałać autosugestia, która jeszcze przed zapaleniem nastawiła mnie, że znajdę w tym choćby minimalne podobieństwo do GH Glengarry Flake (starając się oprzeć efektowi placebo stwierdzam, że jest to coś pomiędzy Glenem a FVF). Sprawa zatem do dalszego zbadania. Niemniej cały czas czuć, że mamy do czynienia z wysokiej klasy mieszanką virginii. Smak jest mięsisty, pełen niuansów, a moc, mimo iż nie powala, pozwala nasycić palacza. Można bez strachu dołączyć Golden Flake do listy obowiązkowych tytoni do spróbowania.
Wybór rozpatrzony pozytywnie :)
Ja dołączam :)